czwartek, 30 maja 2013

Rozdział szesnasty


- Może zostanę ? - szepcze mu do ucha, przytulając się. 
- Daj spokój, musisz jechać. Przyjedziesz przecież niedługo. 
- Niedługo ? Pod koniec marca. 
- No to tylko cztery miesiące. 
- Ale ja nie chce. - tupie nogą. 
- Dasz radę ! Damy radę Misiek. - całuje mnie w policzek. 
- Mogę ja ? - śmieje się Zbyszek. 
- Chodź ! - przytulam go do siebie i czuję jak łzy napływają mi do oczu. 
- Przypilnuje go. - szepcze mi do ucha. 
- Ale ja nie chce was zostawiać.
- Nas czy go ? - pyta patrząc mi w oczy. - Mówiłem, że się kochacie, ale nigdy nie wybaczę wam tego, że przespaliście się ze sobą w moim mieszkaniu. - śmieję się. 
- Oj cicho. 
- Pasażerowie lotu Rzeszów - Chicago proszeni są do kontroli biletowej. 
- Nienawidzę tej typiary. - złoszczę się, na co moi przyjaciele wybuchają śmiechem. Spoglądam na nich i pewnym krokiem bez słowa ze łzami w oczach kieruję się do kontroli. 
- Bilety i paszport po proszę.. 

4 stycznia


"Doleciałam i jest ok chyba.." 

"Dasz radę
  Kochamy Asia i Zbyszek" 

- Michala ! - słyszę pisk Amerykanina i na moją twarz od razu wkrada się uśmiech. 
- Cześć. - wtulam się w jego tors. 
- Płakałaś ? - kręcę niewinnie głową. - No przecież widzę co jest ? - pyta podając mi bukiet czerwonych tulipanów. Wzdycham i zaczynam swoją opowieść. Kończę mówić dopiero jak dojeżdżamy pod mój blok. 
- Dasz radę. 
- Kurwa no ! Wszyscy mi to powtarzają. 
- Chcesz..
- Żadnego sexu i żadnego wina, kurde no ja go kocham.
- To po co tu jesteś ? - pyta wyjmując z bagażnika moją walizkę.
- Jak to po co ?
- Jak go kochasz to wracaj. Pierdol stypendium. Pierdol wszystko. 
- Jak ty ładnie klniesz po Polsku. - śmieję się z niego. 
- Przestań co ? 
- Dobra, dobra. Spokojnie. 
- Nie spokojnie, bo się męczysz. 
- Matt ! Nie poznaję Cię, zmieniłeś się strasznie. 
- Poznałem kogoś. - uśmiecha się zalotnie. 
- Ładna ? 
- No. - mówi rozmarzonym głosem. 
- Mądra ? 
- Bardzo. 
- Imię ? - pytam.
- Jak na przesłuchaniu normalnie. - śmieje się. - Ładna i mądra, bo Polka. - wybucham śmiechem. 
- No kto to ? - niecierpliwie się. 
- A oto ona ! - pokazuje mi zdjęcie brunetki* w swoim telefonie. 
- Ładna. - śmieję się.
- No moja Marcia. 
- Marcia ? 
- Martyna.
- Skąd ty ją wytrzasnołeś ? - pytam rzucając się na czerwoną kanapę. 
- W spożywczaku ją poznałem. 
- Co ty gadasz ? - śmieje się.
- No, potem poszliśmy na kawę. 
- Co ona tu robi ? 
- Na stypendium muzyczne przyjechała. - pokazuje mi język. - Gra na fortepianie i wiolonczeli i śpiewa. 
- Wow. Śpiewa w czasie sexu ? - śmieję się z Matta. 
- Nie spaliśmy ze sobą. 
- No nie wierzę ! Ty nie zaciągnąłeś jej do łóżka ! - nabijam się z niego, czym go irytuje.
- Widzę, że Ci się humor poprawił. 
- A poprawił. 
- To super. - uśmiecha się spoglądając na zegarek. - Kurde już 17 przepraszam, ale umówiłem się z Martyną. 
- Matt daj spokój, nie musisz przepraszać. - uśmiecham się. - Mam nadzieję, że kiedyś ją poznam. - wystawiam w jego kierunku język. 
- Kiedyś. - śmieję się po czym kopniakiem wyrzucam go z mieszkania. 
Mam wrażenie, że po całym locie odpadną mi zaraz wszystkie kości i mięśnie więc czym prędzej wskakuję pod prysznic. Oblewa mnie gorąca woda, która lepiej od najlepszego masażysty świata koi mój ból, nie tylko ten fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. 
Jak to możliwe ? Jak to możliwe, że można kogoś tak bardzo nienawidzić, że aż kochać ? Jak to możliwe, że można kogoś kochać nie wiedząc o nim praktycznie nic ? Kiedyś miłość znaczyła dla mnie tyle co znaleziona stokrotka, która później i tak zwiędła, miłością połączony był ken i barbie, książę i księżniczka dziś jestem nią ja i Michał. Kiedyś nie oddałabym ulubionego kartonu soku pomarańczowego za spędzenie z kimś choć chwili czasu. Dziś za spędzenie z Tobą 5 minut oddałabym cały świat. Boli mnie to tak bardzo, że go straciłam. Choć przecież nigdy nie miałam go tak naprawdę. 
Ubieram się, wkładam na siebie czarne botki i płaszczyk, na głowę naciągam czapkę, po czym wychodzę z mieszkania. Wsiadam do jednego z autobusów, aby po chwili wysiąść pod dużym supermarketem. Pociągam wózek i zmarzniętymi palcami pakuję do niego najpotrzebniejsze rzeczy. 
Po niecałych piętnastu minutach z napakowanymi, papierowymi torbami wsiadam do środka transportu. 



 7 stycznia

- Michalina idziemy. - przez słuchawki przebija mi się głos trenera, więc kieruję się za nim, aby już po chwili znaleźć się na odpowiednim miejscy w samolocie. 
- Pasażerom lotu Chicago - Melbourne życzymy przyjemnego lotu.. - przymykam oczy i zasypiam. 
Po około 3 godzinach budzi mnie delikatne szturchnięcie Nicolasa ( mojego trenera ). 
- Zaraz lądujemy. 
- Yhym. - mruczę, przeciągając się. Po chwili w dłonie wpada mi lusterko i kosmetyczka. Już się do tego przyzwyczaiłam, że nawet po długim i wyczerpującym locie muszę wyglądać pięknie, bo wszędzie czają się ludzie z aparatami. Biorę dwie walizki z taśmy i za sztabem pędzę w stronę wyjścia. 
Uderza mnie gorący podmuch wiatru, uśmiecham się, a po chwili czuję klepnięcie w plecy. 
- Idziemy ! - nakazuje Nicolas. Wzdycham, nakładam na nos okulary i spacerkiem za sztabem udaje się do taxówki. 
15 minut drogi do hotelu mija mi w miłej atmosferze, bo w towarzystwie Mariny lecącej ze słuchawek. Krótko po 18 wchodzę do hotelowego pokoju, biorę szybki, orzeźwiający prysznic, po czym zbieram się na trening. Wciskam na swoje wychudzone ciało czarne spodenki oraz różowy top, pakuję do torby najpotrzebniejsze rzeczy i już po 20 minutach dojeżdżam pod halę, w której znajdują się kryte korty. Zostawiam na zielonej ławeczce bidon oraz ręcznik, przyklejam plastry na lekko kontuzjowane dwa palce, łapie szarą rakietę w dłonie i żółtą piłeczką serwuję w stronę Nicolasa. Uwielbiam jego wzrok utkwiony w moje jędrne pośladki, zgrabne nogi i mocno wysportowany brzuch, ale jeszcze bardziej kocham patrzeć na jego oczy, po tym jak odbierze jeden z moich morderczych serwów. Ten strach, zażenowanie z tego powodu iż jest słabszy ode mnie, zmieszanie dodaje mi tyle energii, a jednocześnie podnieca. Znów chwytam piłeczkę, czytam wygrawerowane białe literki, skubię jej żółte "włoski", po czym uderzam nią idealnie w róg boiska. Uśmiecham się triumfalnie, przegryzam wargę, kręcę głową i nagle widzę błysk aparatu. 
- Zapierdole, wywieszę na drzewie za jaja ! - mówię wściekła, wpatrując się w oczy Nicolasa, który przecież obiecał, że każdy trening na Australian Open będzie zamknięty.
- Przepraszam Michalina, zaraz się tym zajmę. - po chwili znika mi z oczu, a ja ze zdenerwowania przebiegam 10 kółek w stronę kortu. 
Po niecałych 20 minutach odbijania bezsensownego w piłkę, łapię w dłonie torbę i kieruje się w stronę samochodu. 
- A ty gdzie ? - zaczepia mnie Nicolas, któremu dopiero teraz udało się odpędzić paparazzi. 
- Do hotelu. - wymijam go, nie spoglądając na jego twarz. 
- A trening ? - pyta oburzony, czym wywołuje u mnie niemały gniew. 
- Odbyłam go, kiedy ty wywalałeś stąd dziennikarzy, których miało nie być. - podnoszę lekko głos, spoglądając mu w oczy. 
- Michalina nie wygłupiaj się ! 
- Nie wygłupiam się ! I ty się nazywasz profesjonalistą ! - teraz zaczynam krzyczeć, zaciskam ze zdenerwowania policzki i trzaskając drzwiami od hali zmierzam w stronę wynajętego BMW. 
Siadam z tyłu i proszę kierowcę, aby zawiózł mnie na jakąkolwiek siatkarską hale. Po niecałych 20 minutach stoję przed dosyć sporym budynkiem. Wkładam na uszy słuchawki i jakby nigdy nic wchodzę do pustej sali, biorę w dłonie piłkę i z całej siły uderzam nią w parkiet. Nawet nie zauważam, kiedy na trybunach pojawia się mój trener, obserwuje mnie uważnie i nie mówi nic. Chyba wie, że dzisiaj za bardzo mnie wkurzył, żeby odezwać się choćby słowem. Coraz częściej powtarzają mi że kariera strzeliła mi do głowy, że stałam się rozkapryszoną dziewuchą myślącą, że jeśli wygrałam Igrzyska Olimpijskie to jestem nie wiadomo kim. Ale to nie prawda. Zostałam wychowana w inny sposób, sama zresztą też jestem inna, ale ten amerykański natłok, załatwianie spraw, którymi przecież do niedawna jeszcze zajmowali się moi rodzicami i w końcu samotność coraz bardziej zaczęły mnie przytłaczać wywołując u mnie bunt. Przestaje się kontrolować, upadam na parkiet i czuję jak po policzkach spływają mi łzy, nagle czuję jak czyjaś dłoń gładzi mnie po plecach podnoszę głowę i moje zapłakane oczy natrafiają na niebieskie tęczówki Nicolasa. 
- Skąd..
- Kochasz siatkówkę, czasem mam wrażenie, że bardziej niż tenisa, domyśliłem się. - przerywa mi. 
- Przepraszam. - wyduszam ze skruchą ocierając ukradkiem łzy, bo przecież nikt nie może widzieć płaczącej Michaliny Zawadzkiej. 
- To ja przepraszam. - opuszcza głowę. - Co jest ? 
- Nic, naprawdę nic. 
- Przecież widzę. Jesteś zupełnie inna niż na początku, zupełnie inna, kiedy wracasz z Polski. 
- Ludzie się zmieniają trenerze. A w tej branży jest to nieuniknione. - przymrużam delikatnie oczy. 
- Nie wierzę w to. Trochę w tym siedzę, miałem w swojej karierze dużo rozkapryszonych osób, ale żadna z nich nie miała takiego talentu Michaśka. A ja mam wrażenie, że ty w niego wątpisz dlatego jesteś taka. - chwilę zastanawiam się nad sensem jego słów, otwieram usta, żeby zaprzeczyć, ale mój umysł podpowiada mi że to złe. Że tak właśnie jest obawiam się swojej siły, obawiam się swojego talentu, który bez wątpienia posiadam. - A po za tym, przesadzasz z treningami. Jesteś tak przeraźliwie chuda ! 
- To co mam zrobić ? Mam otworzyć drzwi fotografom niech robią co chcą ? Mam żreć ile popadnie !? 
- Nie ! Masz być tą Michaliną, która przyjechała do nas pół roku temu z Polski ! - podnoszę swoje przysłowiowe cztery litery i bez słowa odchodzę w stronę parkingu. Nie interesuję mnie to. Nic mnie już nie interesuję. Co się ze mną dzieję ? Krzyczę na siebie, po raz kolejny w ostatnim czasie. 

Pierwszy mecz. Pierwszy mecz na danym turnieju to czas, którego nie mogę się doczekać, to czas na który czekam. To moment, który uwielbiam. Ale nie dzisiaj, o dziwo nie dzisiaj.
 Ciemna sukieneczka ledwo zakrywa mój tyłek, bidon intensywnie wpija mi się w plecy, ponieważ umieszczony jest w kieszonce z tyłu wdzianka. 
Rzuca pod ławkę czarną torbę od sponsora, w dłonie łapię rakietę i zmierzam za końcową linię. Krótka rozgrzewka zawsze jest dla mnie przymusem, bo po co mi to robić jak dosłownie 2 minuty wcześniej rozgrzałam się na bocznym korcie ? 
Gdy zegarek wybija 17:05 w moje dłonie trafiają dwie żółciutkie piłeczki, jedną wkładam do kieszonki, drugą natomiast celuje w pomarańczowe pole przeciwniczki. To chyba mój rytuał śmieję się, kiedy trafiam asa. Widzę szeroki uśmiech na twarzy Nicolasa. Z niewiadomych przyczyn zaczynam nucić jedną z piosenek Dżemu. Tak, ta muzyka nakręca nawet w najgorszej życiowej chwili. 

Kolejne dni, kolejne mecze, kolejne siatkarskie potyczki oglądane przeze mnie w internecie, kolejne łzy, kolejna bezsensowna wymiana zdań z Nicolasem. Mam dość ? Chce się poddać ? Tak, w tym momencie tak. To życie nie jest wcale usłane różami, nie jest życiem z bajki czy kreskówki jest codzienną gonitwą, codzienną heroiczną walką. Nie tylko z trenerem, nie tylko z samą sobą, ale także z milionami osób na świecie czytającymi te obrzydliwe plotki wypisywane przez szmatławce na mój temat. W tej chwili znów chce być Michalina Zawadzą mieszkanką Rzeszowa, licealistą z marzeniami, których zapewne nigdy nie spełni. Chce znów prawie co sobotę gonić na trening, odwiedzać babcie i pędzić na mecz siatkarzy. Na pojedynek osób, które podziwiam. Chce znów być kochaną i jedyną dziewczyną Powera. Znów chcę najzwyczajniej w świecie przejść po Galerii Rzeszów czy po ulubionych parku. Znów bez żadnych skrupułów móc zepsuć pięć serwisów pod rząd na treningu. Chce znów być nikim. Chce znów być osobą nie rozpoznawalną, ale wiem że to nie możliwe. Wiem, że jeśli powiedziałam "a" muszę dokończyć cały alfabet.

Uderza mnie fala gorąca. Ostro pomarańczowa mączka drażni moje oczy. Przysłuchuję się ostatnim uwagom trenera, piję łyk arbuzowego soku, zaciskam niebieskie paznokcie na ciemno-różowej owijce. Wpatruję się intensywnie w oczy blondynki. Naciągam na nadgarstek opaskę i czekam na serwis Azaranki. 
Atomowa bomba tak można nazwać jej zagrywkę. Zresztą cały pierwszy set, który przegrywam do 2. 
Siadam na ławeczce, delikatnie drapie się po nosie, łykam tabletkę przeciwbólową, ponieważ naderwane mięśnie w placach zaczynają mi coraz bardziej doskwierać  Tak gram z kontuzją, ale Michalina nigdy się nie poddaje. 
Przecieram ostatni raz twarz puchowym ręcznikiem i wracam na kort. 

Przegrywam, odpadam z Australian Open już w ćwierćfinale, ale nie to łamie mi serce, nie to rozrywa mój umysł i gromadzi w moich oczach łzy. To gazeta, którą wręczają mi małe dziewczynki od podawania piłek zaraz po zejściu do szatni...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiecie co ? Dzisiaj tak przeglądałam sobie niektóre rozdziały i patrzcie co znalazłam : 

"Wiecie co wam powiem ? Może miałam jakiś proroczy sen, ale na stole operacyjnym przyśnił mi się niesamowity atak Oliega i ogromna radość kibiców. Czyżby śnił mi się finał ? : P
A to tak proszę jakby ktoś chciał przeczytać . xd 
Kolejne proroctwo ? 
Nie, no tak serio nie wierzę w takie rzeczy, no ale chciałabym to Mistrzostwo. :D " 

Napisałam to 30 marca. :) Pomyliłam się jedynie w tym, że nie był to atak a zagrywka. xd 
Więc może faktycznie sny z operacji się sprawdzają.. :) 



Martyna Wierzbowska
Partnerka Matta. 

Wiktoryja Azaranka - moja ulubiona tenisistka ! Kocham jej styl gry !  


PRZEPRASZAM ! 
Ale ( tak wiem, nie zaczyna się zdania od "ale" :P )  brak czasu dosłownie mnie zabija ! :P 

KOMENTOWAĆ ! 

ZAPRASZAM O TU ! :)

niedziela, 5 maja 2013

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział piętnasty



Kolejny raz potykam się o nadmiar bagaży, kolejny raz wściekła zostawiam maźnięcie w zeszycie piszczących nastolatek, kolejny raz naciągam na twarz czapkę mimo iż jestem wewnątrz budynku byleby tylko nie zostać zaczepiona przez natrętne dzieciaki. Kolejny raz klnę siarczyście pod nosem, kiedy przede mną pojawia się jakiś idiota z aparatem drąc się na całe lotnisko : "Michalina uśmiech do gazety ! "
 Wzdycham zadowolona, że zdążyłam się przebrać w samolocie zmierzam w kierunku głównego holu rzeszowskiego lotniska. Nagle staję w miejscu i nie wiedząc czemu czuję jak cała drżę. Nie, nie z zimna, drżę ze strachu. Tak, wiem że brzmi to dziwnie wręcz niewiarygodnie, ale jednak możliwie. Boję się tego spotkania, bo wiem że się zmieniłam. Bo wiem, że nie jestem już tą Michaliną, która jeszcze cztery miesiące temu bała się tego wyjazdu. Co za absurd ! Wściekam się na siebie, co za cholerny absurd, cztery miesiące temu bałam się wyjeżdżać, a dziś ? Dziś boję się wracać. Przegryzam miętową gumę, po czym udawanym pewnym krokiem zmierzam w kierunku machających mi uśmiechniętych rodziców.
- Michalinka ! - ściska mnie mama. 
- Cześć. - śmieję się lekko. 
- A co ty taka jakaś dziwna ?  - pyta podejrzliwie tata. 
- Nie mogłam spać w samolocie. - kłamie. A co mam im powiedzieć ? To, że bolą mnie całe kończyny dolne od wyuzdanego i perwersyjnego sexu z Mattem ? Że nadal czuję lekkie kłucie w tyle głowy, po tym jak trzy dni wcześniej po litrowej butelce wódki uderzyłam o kaloryfer. Nie, nie powiem im tego, nie chce burzyć ich idealnego świata i idealnych myśli o cudownej córce. Uśmiecham się nikle i niczym robot bez uczuć ruszam w stronę matczynego audi. 
- A gdzie Zibi ? - pytam spoglądając na ojca, pakującego moje torby do bagażnika. Jego wzrok zatrzymuję się na mojej osobie i czuje jak robi mi się głupio. Nie, nie dlatego, że w ogóle na mnie patrzy, robi mi się głupio przez to w jaki sposób na mnie patrzy. Jego oczy są pełne zdumienia, zdziwienia, zmieszania. 
- Resovia gra mecz. - patrzy na mnie mama oczami wielkimi niczym tubka od kleju. 
- No tak ! - zaczynam się śmiać udając, że wiedziałam. Widzę jak twarz moich rodziców przybiera normalnego wyrazu. Ściskam mocniej pięści jednocześnie ciesząc się, że znów udało mi się ich okłamać. Właśnie znów. 
Po niecałej godzinie stęskniona rzucam się na szarą pościel przesiąkniętą zapachem starej Michali. 
- A ty czego leżysz ? Idziemy na mecz, bo już się zaczął. - do mojego pokoju wpadam niczym torpeda ojciec, wyjmuję z szafy jeden z szalików Resovii i zadowolony z nadchodzących emocji zbiega do kuchni. 
- Idźcie, ja dojdę, bo chce jeszcze wziąć prysznic. Siedzicie jak zwykle na karnetach ? - pytam mamy, która akurat przechodzi obok mojego pokoju. 
- Tak, tak, to do zobaczenia. - mówi w pośpiechu. 
Po parominutowej krzątaninie dochodzącej z przedpokoju nagle w całym mieszkaniu ucicha. Wzdycham kolejny raz i czuję jak do oczu cisnął mi się łzy. Weź się w garść ! Weź się do jasnej cholery w garść ! Wydzieram się na siebie. Uderzam dłonią w brązową ścianę, z której po chwili spada antyrama z moim zdjęciem. Podnoszę ją i spoglądam na swoją twarz. Lekko zarumienione, załzawione policzki, wielki złoty puchar Igrzysk Olimpijskich w dłoniach. 
Sama nie mogę uwierzyć, że od zrobienia tego zdjęcia minęło niecałe 5 miesięcy. Nie mogę uwierzyć, że od tego zdjęcia zmieniło się tak wiele. 
Biorę szybki prysznic, nakładam grubą warstwę fluidu, która ma za zadanie ukrycie czerwonych od płaczu policzków, ubieram się, włosy splatam w kłosa i po chwili wychodzę przed blok.
 Nie trudzę się żadnym tramwajem, czy autobusem, ponieważ Podpromie znajduję się naprzeciwko mojego bloku. 

Po niecałych piętnastu minutach gorące, gęste powietrze uderza mnie w twarz, kieruję swoje kroki w stronę zarezerwowanych od dobrych sześciu lat krzesełek. Widzę zadowoloną z mojego przybycia twarz mamy. Zdejmuję szary płaszczyk, po czym siadam na niebieskim plastiku. 
- Michalina, ale się tutaj za Tobą stęskniliśmy ! - próbuję przekrzyczeć tłum pani Daria, która co roku siedzi obok nas. 
- A gdzie Twój pasiak ? - pyta roześmiany jej mąż, a ja czuję jak się czerwienie. Cholera ! Kolejna wtopa, no jasne gdzie mój pasiak ? 
- Nie mam nowego, tegorocznego no i tak jakoś. - próbuję się wytłumaczyć, ale na moje szczęście efektowny atak Bartmana kończący pierwszego seta przerywa salwę pytań. 
Nawet nie wiem, kiedy przy mnie pojawiają się tłumy ludzi z wyciągniętymi karteczkami i długopisami. Wkurzam się w myślach, ale na zewnątrz staram się tego nie okazywać, więc niczym posłuszna marionetka robię zdjęcia z fanami i podpisuję kartki. 
- Zaczyna się set, proszę wrócić na miejsce ! - krzyczy mój tata i widzę, że zaczyna się denerwować, kiedy pierwszy punkt pada łupem Bydgoszczan, a mój ojciec tego nie zauważa. Po niecałych pięciu minutach i sześciu punktach dla Resovii oraz pięciu dla Delecty towarzystwo spod mojego krzesełka się rozchodzi, a ja znów czuję się jak w swoim żywiole. Bo w nim jestem, jestem na kochanej hali, wśród niesamowitych ludzi na meczu, który zawsze jest cudownym przeżyciem. 
Kolejne sety są pełne walki, gonienia przeciwnika, uciekania przeciwnikowi, pełne radości, ale i chwilami smutku. I w tej chwili zdaję sobie sprawę, że chyba to kocham najbardziej w siatkówce, to że nigdy nie wiesz co się wydarzy. Tu jest zupełnie inaczej niż w życiu. Tam każdego dnia wiem, że poranek zaczynam od szybkiego, małego śniadania, a następnie w tramwaju piję mocną kawę ze Starbucksa czytając jednocześnie gazety, tu nie wiem nic. Nie wiem, czy pierwszy punkt padnie łupem Rzeszowian czy Bydgoszczan, nie wiem czy któryś zawodnik dostanie kontuzji, nie wiem kto wygra mecz mogę mieć jedynie nadzieję, że to moja ukochana drużyna stanie na najwyższym stopniu podium. 
Długi gwizdek sędziego, a następnie niesamowita euforia, krzyk i śmiech wypełnia Podpromie. Tak ulubiona drużyna wszystkich Rzeszowian pokonuję 3:2 niespodziankę tego sezonu Delectę Bydgoszcz. Wpadam w ramiona mamy ciesząc się niesamowicie. I teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za tym sportem, za tymi emocjami, za tymi graczami. Po chwili zauważam jak Bartman macha w moim kierunku ręką na znak, że ma do niego podejść, bez zastanowienia wbiegam na płytę boiska i zanurzam się w bezpiecznym uścisku przyjaciela. 
- Tęskniłam, tak strasznie tęskniłam. - szepcze mu do ucha, kiedy okręca mnie wokół własnej osi. 
- Ja też Michaśka, ja też. - całuję mnie w czoło.
- A ja ? - śmieję się blondynka w naszą stronę. 
- Asia ! - krzyczę tak głośno, że mam wrażenie, że mój głos słyszy całe Podpromie. 
- Michasiu ! - wtula się we mnie Michalska. 
Po chwili pojawiają się przy mnie wszyscy Resoviacy, witając na ojczystej ziemi. 
- Michalina, Michalina ! - wita się ze mną Lotman. 
- Czego my się z gazet musimy dowiadywać, że ty z Andersonem jesteś ? - pyta Amerykanin, a ja jedynie kręcę głową śmiejąc się. 
- No właśnie czego ? - dopytuję się jak zwykle ciekawski Ignaczak.
- A czego nie ? - odpowiadam mu pytaniem. Tak, to prawda nie jestem z Mattem, ale skoro prasa już tworzy takie historie to razem z Andersonem je ciągniemy...

- Może przyjdziesz dzisiaj do nas na nockę, pogadamy ? - pyta Asia, kiedy kierujemy się w stronę Bartmanowego auta. 
- Czemu nie ? Tylko pójdę do domu po ciuchy. - uśmiecham się w jej kierunku. 
- To ja tu będę stała, bo i tak muszę czekać aż Zibi wygramoli swoje zwłoki z szatni. - śmieje się Michalska. 
- Dobra, to będę za jakieś 20 minut. - uśmiecham się, po czym biegnę do mieszkania. 
Zbieram najpotrzebniejsze rzeczy, zostawiam rodzicom kartkę o swoich planach, którzy wybyli do znajomych świętować zwycięstwo, wypuszczam na chwilę przed blok psa, po czym dokładnie zamykam drzwi i krótko po 20 stawiam się pod halą, gdzie czeka już na mnie Asia ze Zbyszkiem. 
- Ale ty masz ruchy Zawadzka ! Ileż można się zbierać ? - śmieję się Bartman, za co zdzielam go w głowę. 
- Głupek ! - śmieję się wchodząc do auta. Po chwili samochód rusza, a następnie zatrzymuję się pod Bartmanowym mieszkaniem. 

- Sok, woda ? - pyta Zibi wstając z kanapy. 
- Wino. - uśmiecham się nieświadoma jaką burzę zaraz wywołam. 
- Wino ? - powtarza Asia, a jej jak i Zbyszka oczy przypominają wielkością pięciozłotówki. 
- No. 
- Wino ? - powtarza jeszcze raz Michalska. - Przecież ty nie pijesz wina ? Przecież to niemożliwe, że spotykasz się z Mattem, skoro kochasz Michała ? Przecież to niemożliwe.. - kręci głową lekko podnosząc głos. 
- Ludzie się zmieniają. - mówię chyba trochę do siebie. 
- Ale nie aż tak.
- Niektórzy, aż..
- Weź Michala nie pierdol ! Nie nam ! - zaczyna krzyczeć Zibi, a ja się czuję jakbym obudzała wygłodniałego lwa. Mam wrażenie, że gdyby nie ręka którą przytrzymuje Asia dawno by się na mnie rzucił. 
- Może mam powody ? - mrużę oczy. 
- To nam o nich powiedz. Powiedz nam o nich. - mówi blondynka. Kręcę głową bojąc się przyznać komukolwiek o tym jak żyłam w Stanach, kręcę nią również ze wstydu, z cholernego wstydu. 
- Nie jestem z Mattem i nigdy nie byłam i nie będę. - zaczynam i od razu widzę na sobie pytający wzrok Bartmana. - Po prostu z nim sypiam. - mówię, po czym wypuszczam powietrze, chyba nie muszę opisywać jak wygląda w tym momencie twarz Asi jak i Zbyszka. 
- Co ? - pyta ledwo słyszalnie blondynka. 
- Sypiam z nim kurwa ! Sypiam ! Nawet nie wiesz jakie to trudne, kiedy kogoś kochasz, a nie możesz z nim być. Łapiesz się każdej deski ratunku. Alkoholu, żeby na chwilę zapomnieć o nim, o tym jak jest dla Ciebie ważny. Sypiasz z kim popadnie. A wiesz po co to robię ? Bo chociaż na chwilę mogę sobie wyobrazić, że to nie Matta przytulam tylko Michała, że to jego całuję ! - w tym momencie przestaje powstrzymywać łzy, lecą strumieniami niczym z pękniętego kranu. - Nawet za bardzo go nie znam, a mam wrażenie że wiem o nim wszystko i to jest najgorsze ! - nie muszę długo czekać na reakcje, bo po chwili wpadam w uścisk przyjaciół. 
Powiedziałam. Powiedziałam im całą prawdę, do której czasem przed sobą nie potrafiłam się przyznać. Wyjawiałam im to co leżało mi od miesięcy na sercu. Im przyjaciołom, tym których nigdy nie miałam. Bo zbyt dobrze znam Norę i Dagę one w tym momencie zgoniły by mnie lub naśmiewały się z tego, że się puszczam. Tak puszczam ! Zbyszek i Asia tego nie robię, oni po prostu są chociaż wszyscy wiemy, że robię źle, bardzo źle. 
- Spokojnie Miśka. - kładzi mnie po plecach blondynka, szepcząc kojącym głosem. 
- Nie potrafię.. - szepcze załamującym się głosem. 
- Dasz radę ! Nie pamiętasz kto da jak nie ja ? Czyje to słowa ? - uśmiecha się Zibi. - Jesteś cholernie silna, wiesz co Ci powiem ? Nigdy w życiu nie spotkałem tak silnego człowieka jak ty. Dasz radę. 
- Wiem, wytrzymałam pięć miesięcy.
- A na sylwestrze pogadasz sobie z Michałem i jakoś będzie zobaczysz. 
- Jak to na sylwestrze ? - pytam Zbyszka, który stawia przede mną sok pomarańczowy.
- Przecież spędzamy go razem. Ja, ty, Zibi, Michał i Resoviacy z partnerkami. - mówi Asia spoglądając na mnie. Kiwam jedynie głową. 
- Dobra koniec smutów. Oprócz sexu z Mattem i dużej ilości alkoholu co robiłaś w Stanach. Jak Chicago ? - pyta podekscytowany Bartman. 
- Jaki w łóżku jest Anderson ? - wtrąca się Asia ze śmiechem za co dostaje lekkiego kuksańca w bok od Zbyszka. 
- To może po kolei. - śmieję się spoglądając na przytuloną do siebie parę. - Matt jest w łóżku.. hmm.. - robię minę myśliciela i widzę wyczekujący wzrok Asia. - Zajebisty ! - śmieję się, a oni razem ze mną. - A Chicago ? Ładne, bardzo ładne. Najlepsze jest w nocy, ale wolę Rzeszów. - uśmiecham się rozmarzona, przypominając sobie o Chicago. - A co tam robię ? Wstaję rano, gonię na zajęcia, potem mam trening, a wieczorami albo się uczę albo jestem z Mattem lub ze znajomymi. - biorę w dłonie Bartmanowego laptopa, loguję się na Facebooku, po czym wpisuję w wyszukiwarkę nazwiska. - To jest Emela, mam z nią chyba tam najlepszy kontakt oprócz Matta, to jest jej chłopak.. - przez kolejne 20 minut opisuję po krótce moich amerykańskich znajomych jak i przygody z nimi związane. Wiem, że zaczynam się z nimi rozluźniać i znów jestem starą Michaśką. Co chwilę we trójkę wybuchamy śmiechem, żartujemy, łaskoczemy się, chwilami dręczymy, a wszystko nie za pomocą alkoholu czy innych używek. Wszystko to za sprawą ich obecności, obecności przyjaciół. Bo przyjaciel pomoże nam najbardziej. Nie podniesie nas, ale pokaże jak iść o własnych siłach. Nie zaprowadzi nas do celu, ale będzie szedł tuż obok wskazując, którędy iść nie zbaczając z celu. Będzie wsparciem, a nie ratunkiem. Dlatego tak ważni w naszym życiu są przyjaciele. Dlatego nie możemy popełniać błędów względem ich. Bo jeśli Przyjaciel odejdzie, nasze życie legnie w gruzach, rozsypie się niczym domek z kart. 


24 grudnia

Ubrana w jedną z zakupionych w stanach sukienek  wkładam na nogi 10 centymetrowe czarne szpilki, ostatni raz przyglądam się w lustrze, poprawiam koka, przeciągam po ustach czerwoną szminką i wychodzę wraz z rodzicami z mieszkania. 
- Masz rybę ? - pyta zestresowana jak co roku mama. 
- Mam, a uszka ? 
- Michaśka masz uszka ? 
- Nawet dwa ! - żartuję wychylając z nad szalika uszy. 
- Przestań żartować, bo i tak jesteśmy spóźnieni do babci. - kręci głową tata. 
- Jak co roku. - podśmiewam się z rodziców. 
- Masz te uszka ? 
- No mam, mam. - wzdycham, po czym proszę mamę aby podgłośniła radio, z którego wydobywa się jedna z najbardziej świątecznych piosenek. Uśmiecham się na sam dźwięk jej melodii.
 Po 30 minutach drogi zatrzymujemy się pod Rzeszowem pod domem moich dziadków. Jak co roku cała rodzina zjeżdża się do tej małej miejscowości, aby w wspólnym gronie spędzić jeden z najpiękniejszych dni w roku. 
- Michasia ! - słyszę roześmiany krzyk babci, w której objęcia zaraz wpadam. 
- Cześć babciu ! - całuję ją na powitanie, po czym zdejmuję czarny płaszczyk i zmierzam w stronę jadalni. Cały dom wypełnia zapach bożenarodzeniowych potraf, zapach choinki, głos całej rodziny, śmiechy, piski małych dzieci. Czyli to co kocham najbardziej. 
- Dzień dobry ! - mówię nieśmiało wchodząc do jednego z największych pokoi w domu dziadków. 
- Michaluś ! - w całym domu rozbrzmiewa krzyk najbliższych, którzy już po chwili wieszają mi się na szyi, całując, przytulając, szepcząc miłe słówka. 

Krótko po 18, kiedy pierwsza gwiazda pojawia się na niebie, po wspólnej modlitwie, dzieleniu się opłatkiem i składaniu życzeń zasiadamy przy dużym stole. Jak zwykle rozmowa toczy się na wszystkie tematy od kolejnego dziecka sąsiadki z naprzeciwka do Igrzysk Olimpijskich i to właśnie o nich najdłużej rozmawiamy. 
- A jak siatkarze ? - śmiesznie porusza brwiami wujek Tomek, no tak siatkarska rodzina jakkolwiek to brzmi. Od dziecka byłam wychowana właśnie na tym sporcie. Pamiętam jak jeszcze byłam malutka i mieszkaliśmy u dziadków, wtedy cała rodzina siadała przed telewizorami i wspólnie oglądaliśmy czy to mecze Resovii czy Reprezentacji Polski. 
- Co jak siatkarze ? Co jak siatkarze ? - śmieję się. - Fajni. Wszyscy. - uśmiecham się. 
- Ten szczególnie ? - pyta jego żona machając mi przed nosem nowym wydaniem "Wyborczej"  na okładce, której jest przytulona do Matta. 
- Matt to kolega. 
- Serio ? - pyta pokazując mi zdjęcie, na którym całuję się z Amerykaninem. 
- Oj dobra koniec przesłuchania. - śmieję się. 
- Byłaś u.. - zaczyna babcia. 
- Nie, dopiero pojadę. 
- Dobra. - uśmiecha się.
- Moziemy lozpakować plezenty ? - pyta Ola, moja dwuletnia kuzynka. 
- Możecie. Jasiek pomożesz im ? - pyta ciocia Justyna swojego 15-letniego syna. 
- Dlaczego ja ? Nie chce mi się. - odpowiada nasz rodzinny zbuntowaniec, jak zwykliśmy go nazywać. 
- Ja pomogę. - śmieję się, wstając z krzesła. Po chwili klęczę już przed choinką wyjmując i podając prezenty. 

- A czapka ? - pyta babcia. 
- No już, już. 
- Już, już. - przedrzeźnia mnie naciągając na moje uszy czapkę. Po chwili całą rodziną jak co roku idziemy na pasterkę do pobliskiego kościoła. 


Kolejne dni mijają w niesamowicie rodzinnej atmosferze, jak co roku odwiedzamy krewnych i bliskich. jak co roku tyje o jakieś parę kilogramów z czego śmieją się moi kuzyni. Coraz większymi krokami zbliża się sylwester, którego tak bardzo się boję. Bo spędzę go z nim. Znów ten walony paradoks. Całe pięć miesięcy marzyłam o tym żeby go spotkać, przytulić się do niego, a teraz się tego boję. Boję się go zobaczyć, zamienić z nim parę zdań. Boję się że zmiękną mi kolana, że nie dam rady. 



29 grudnia 

Delikatnie pukam w stare, drewniane drzwi. 
- Michalina ? - pyta kobieta z nad grubych szkieł.
- Dzień dobry, przyszłam podziękować. - macham złotym medalem olimpijskim uśmiechając się. 
- Nie ma za co. Chodź na ziółka. A jak ten brązowooki ? - pyta spoglądając na mnie. No tak... 



Sylwester


Zakładam sukienkę, poprawiam nad okiem czarne kreski, przeciągam ostatni raz tuszem rzęsy, wkładam czarne szpilki, przeglądam się w lustrze i po chwili słyszę dzwonek do drzwi. 
- Japierdole.. 
- Zbyszek ! 
- Przepraszam, bosko wyglądasz. - uśmiecha się całując mnie w policzek na powitanie. 
- Mamo ja już wychodzę. 
- Dobra, tylko powiedz ten łańcuszek czy ten ? - pyta wchodząc do przedpokoju. 
- Ten zdecydowanie bardziej pasuje pani do sukienki. - odzywa się Zibi. 
- Bartman nie podlizuj się. - śmieję się wkładając płaszczyk. 
- Dziękuję Zbyszku, bawcie się dobrze ! - krzyczy jeszcze mama, kiedy wychodzimy z mieszkania. 
- Idziemy podlizuchu ? - pytam. 
- No tak, tak. 
- Asia w samochodzie ? 
- Tak, czeka z Miśkiem. - wzdycham słysząc te słowa. - Daj spokój. 
- Moja wina ? 
- A moja, że się kochacie ? - puszcza mi oczko doprowadzając mnie tym do szału.
- Cicho siedź, bo zaraz wrócę do mieszkania. 
- Zakochana para Misiek i Michala. - śpiewa mi do ucha, kiedy mam zamiar odwrócić się i wrócić do mieszkania. 
- Nie tak szybko kochana. - śmieje się ciągnąc mnie w stronę samochodu. 
- Co wy robicie ? - pyta blondynka, kiedy Zbyszek wpycha mnie do auta. 
- On jest niedorozwinięty ! - burzę się. 
- Ja jestem niedorozwinięty ? A kto.. 
- Zamknij się już i jedź. - krzyczę na niego zamykając mu przed nosem tylne drzwi. 

- Torebka Ci się trzęsie. - mruczy nagle Michał. 
- Co ? - pytam zdezorientowana i słyszę jak Asia i Zbyszek chichoczą z przodu. 
- No wibruje Ci. 
- Co ty brałeś ? - pytam. - A no, o kurwa ! - otwieram ją i wyjmuję telefon. Uśmiecham się do wyświetlacza. 
- Halo ! - mówię po angielsku. 
- W co jesteś ubrana kociaku ? - mruczy do telefonu Matt. 
- W sukienkę. - śmieję się. 
- Czerwoną ? - pyta seksownym głosem. 
- Nie, tą którą razem kupowaliśmy. 
- Tą z tej szatni ? 
- Tak tą z tej przebieralni. 
- Tam był najlepszy sex. - mruczy. 
- Zamknij się. Czego chcesz ? - śmieję się. 
- Chce Ci życzyć fajnego sylwestra. 
- Ooo. Dziękuję ! 
- I nie zajedź Kubiak w nocy ! 
- Matt ! - krzyczę zwracając jeszcze większą uwagę współpasażerów. 
- Dobra, dobra. Papapa. ! Całusy, Miłego sexu ! 
- Spieprzaj. Cześć. - śmieję się. - A i dzięki ! - rozłączam się. 
- Co było w tej przymierzalni ? - pyta nagle Asia.
- Nic - odwracam głowę w stronę szyby. 
- Tylko nie mówi, że..
- Nie kończ ! - nakazuję. - Daleko jeszcze ? 
- Nie. - odpowiada Michał, a ja czuję jak jego palce delikatnie głaszczą moją dłoń. Spoglądam na niego i natrafiam na jego brązowe oczy. Zatapiam się w nich całkowicie, czuję jedynie przyjemny dreszcz, przez który cała się potrząsam. - Zimno Ci ? - pyta Michała, uśmiechając się triumfalnie, ponieważ wie, że to przez jego wzrok cała aż się trzęsę.
- Nie. - odrywam wzrok od niego, po czym spuszczam głowę. Widzę jedynie irytujące uśmiechy na twarzy Zbyszka i Asia i już wiem że ten wieczór zapowiada się iście ciekawie. Bardzo ciekawie kurwa ! 
- Jesteśmy ! - wybudza mnie z transu głos blondynki. Łapię torebkę i czym prędzej opuszczam Zbyszkowy samochód. 
- Michasia ! - krzyczy Ignaczak. 
- Cześć. 
- Cześć, to jest moja żona Iwona. 
- Igła, przecież wiem poznałyśmy się w Londynie. - śmieję się z libero. 
- Dzisiaj chyba z nim nie wytrzyma, dopiero wypił jednego drinka, a już zawraca mi głowę, że chce trzecie dziecko. - śmieję się Ignaczakówna. 
- Kto puszcza muzykę ? - pytam Lotmana, kiedy mijam go w drodze do stolika. 
- Nie wiem, kto będzie chciał. 
- Jak to ? Nie ma DJ ? - dziwie się. 
- No nie ma, nie ma. Wynajęliśmy całą salę i nie chcieliśmy żeby jakiś obcy leszcz nam się plątał. 
- Leszcz ? - śmieję się. - Za dużo czasu z Polakami. - kręcę głową.

Z minuty na minutę impreza zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Na parkiecie robi się coraz bardziej tłoczno, a alkohol znika w niewiadomych okolicznościach. Bo przecież sportowcy nie piją. 
- Asia idziesz ze mną do toalety ? - pytam Michalską, która siedzi przy stole wtulona w Zbyszka. 
- Nie. Idź sama. - uśmiecha się, 
- Ok. - odwracam się i swoje kroki kieruję w stronę ubikacji. 
- Kurwa. - klnę siarczyście pod nosem, kiedy pod drzwiami damskiej toalety zauważam Michała. Cały wieczór przed nim uciekam i go omijam. 
- Przepraszam. - mówię starając się go wyminąć. Niestety Kubiak mi to uniemożliwia, łapiąc moje nadgarstki i przyciskając mnie do ściany. 
- Czego przede mną uciekasz ? - pyta trzymając swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej. 
- Nie uciekam, tak jakoś wychodzi. - odpowiadam, starając się uciec wzrokiem od jego oczu, bo wiem, że wystarczy tylko jedno spojrzenie w nie, a nie dam sobie rady. 
- Wiesz co chce zrobić ? - pyta intensywnie wpatrując się w moje usta. 
- Mówiłam, że masz zapomnieć. - staram się aby mój głos brzmiał naturalnie, ale jak na złość w ogóle mi to nie wychodzi. 
- Mówiłaś i na słowach się skończyło. - odpowiada uśmiechając się triumfalnie. 
- Zapomnij. 
- Przestań mnie tak traktować. 
- Jak ? - pytam. 
- Jakbym był kimś obcym. Jakbyś nic do mnie nie czuła. 
- A kto Ci powiedział, że coś do Ciebie czuję ? - wpatruję się w jego tęczówki, starając się zachować spokój. 
- Jakbyś faktycznie nic do mnie nie czuła, to już dawno byś stąd odeszła. - znów uśmiecha się triumfalnie spoglądając na nasze dłonie, które w ogóle się nie stykają. Dopiero teraz zauważam, że jak bym naprawdę chciała z łatwością bym odeszła. Rzucam w jego stronę ostatnie gniewne spojrzenie, po czym wściekła przez to jak się zachowałam wchodzę do toalety. Tupię nogą ze zdenerwowania, przemywam twarz wodę, poprawiam makijaż i wściekła wychodzę z toalety. 
- Pamiętasz co miałem zrobić ? - uśmiecha się, a po chwili gwałtownie wpija się w moje usta. Językiem drażni moje podniebienia, sprawiając że moje kolana bardziej przypominają watę aniżeli kości. Poddaję się. W tym momencie jestem cholernie słaba, jak nigdy. Zapominam o całym świecie. Skupiam się jedynie na nim. Wplątuje palce w lekko wyżelowane, brązowe włosy. Tak bardzo mi tego brakowało, tak bardzo brakowało mi go. Jego zapach drażni moje nozdrza, czuję jak przesiąkam jego perfumami, ale w tym momencie mi to nie przeszkadza. Nie przeszkadza mi to, bo jest obok. 
Nagle z transu wyrywa nas czyj śmiech dochodzący z korytarza prowadzącego do toalety. Nie myśląc odrywam się od Michała, spoglądam na niego jeszcze raz, po czym zostawiam na jego ustach ostatni delikatny pocałunek i odchodzę. 

- Zorganizowałaś to ! - mierzę palcem w tańczącą ze Zbyszkiem Michalską. 
- Ale co ? - pyta uśmiechając się niewinnie. 
- Ty już wiesz co. 
- Miłości trzeba pomóc, nie uczono Cię tego ? - podśmiewa się z Zibim. 
- Jesteście pojebani, ale i tak was kocham. - uśmiecham się. 
- Ty, myślałem że nas za to zabije. - odzywa się Bartman. 
- Widać, że nigdy nie całowałeś Kubiaka. - śmieje się odchodząc, widzę jedynie jak kręcą roześmiani głowami. Nie zdążam dojść do stolika, bo do tańca porywa mnie Nowakowski. 
- Widziałem Cię z Kubiakiem. - podśmiewa mi się na ucho.
- Zamknij się i tańcz. - rozkazuję, po czym zaczynam bujać się w rytm muzyki. 

Do 12 przetańczam wszystkie piosenki z siatkarzami i ich partnerkami, bawiąc się wyśmienicie.  
- No ludzie za pięć 12 szampan w dłonie ! - krzyczy do mikrofonu Achrem. 
Widok jak z kreskówki, podśmiewam się w duchu, kiedy wszyscy rzucają się w stronę butelek. Staję obok Zbyszka, Asi, Michała i Ignaczaków i wspólnie odliczamy. 
- 5, 4, 3, 2, 1.. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ! - restauracje za Rzeszowem wypełnia śmiech, krzyk, odgłos składanych życzeń. 
- Michasiu ! Życzę Ci Michałka. - śmieje się Bartman. - Dużo zdrowia, sukcesów sportowych i żebyś już do nas do Polski wróciła. 
- A ja Ci życzę, abyś już przestał zmieniać kluby co roku i został w Rzeszowie i dużo, zdrowia, szczęścia, sukcesów, miłości.. - ciągnę swoje życzenia, kiedy napatacza się koło mnie Asia i wcina mi się w zdanie. 
- Duuużo zdrowia, miłości, dzieci - chichocze Michalska. 
- Co ona piła ? - zwraca się roześmiana w stronę Bartmana, ten jedynie wzrusza ramionami. 
- Cii nie przerywaj ! Sukcesów, namiętnego sexu, ale nie z Mattem tylko z Michałkiem. - przez kolejne 20 minut składam sobie życzenia z wszystkimi tu obecnymi oprócz z Michałem, chyba za bardzo się boję. 
- Halo ? - odbieram telefon. 
- Córuś ! - słyszę głos taty i mamy. - Duużo zdrowia, sukcesów, miłości, spełnienia marzeń i ogólnie szczęścia. - śmieją się rodzice. Po około pięciu minutach kończę z nimi rozmawiać i czuję jak mój telefon wibruję. Spoglądam na ekran i aż siadam z wrażenia, wybrzuszam oczy, szczypię się w ramię i czytam, go po raz kolejny. 

"Przepraszamy Cię za wszystko. Wiesz, że zawsze sylwestra spędzaliśmy razem, dzisiaj nie ma Cie z nami, ale to nie oznacza, że zapomnieliśmy. 
Chcemy Ci życzyć dużo sukcesów, miłości, radości, spełnienia marzeń, prawdziwych przyjaciół lepszych od nas i wszystkiego co najlepsze, bo zasługujesz na to. Przecież wiesz. 
Całujemy 
Power, Nora i Daga" 

Wystukuję szybko na telefonie. 

" Pamiętam.. Nawzajem i przepraszam. " 

Trzy słowa, które sprawiają, że spada ze mnie pewien ciężar, który nosiłam od tak dawna. Kocham ich i nigdy mimo wszystko nie przestanę, bo to z nimi spędziłam swoje najlepsze lata w życiu - dzieciństwo, okres dojrzewania. To im zawdzięczam tak wiele. Wiem, że to tylko sms, że on dla wielu nic nie znaczy, ale dla mnie jest czymś ważnym, bo chociaż nigdy nie będziemy sobie tak bliscy jak kiedyś to wiem że są. I zawsze będą. 
- Mi życzeń jeszcze nie składałaś. - czuję miętowy oddech na swojej szyi. 
- Nie mogłam Cię znaleźć. - odwracam się wzruszając ramionami. 
- Serio ? - pyta. 
- Yhym. - wstaję. - Więc życzę Ci sukcesów, przyjaciół, szczęścia, zdrowia i dużo miłości..
- Do Ciebie. - przerywa mi. 
- Może być. - mrużę oczy, po czym odwracam się i odchodzę. 

- Padam ! - siadam na krześle przy stole, kiedy na zegarku wybija 7 rano. 
- Ja też. - odpowiada Asia. 
- To co jedziemy ? 
- Nie, muszę tu ze Zbyszkiem zostać, a on się dopiero rozkręcił. - śmieję się spoglądając na Zbyszka, który wykonuje co najmniej dziwne ruchy na parkiecie. 
- A - wzdycham rozgryzając winogron.
- Ale Michał jedzie, bo ma tu swój samochód, może Cie przecież podwieźć do domu.
- Jesteś okropna. A skąd on ma tu samochód, przecież przyjechał z nami ? - mrużę ze zmęczenia oczy.
- Bo zwoził tu wcześniej alkohol i go tu zostawił, a potem stąd przyjechał ze Zbyszkiem do nas się przebrać. 
- No dobra. - wzdycham, przegryzam wargę, po czym zrezygnowana wstaję. - To miłej zabawy, do jutra, a raczej do dzisiaj. - chichoczę całując ja w policzek. 

- Michał ! - krzyczę, kiedy zauważam, że wychodzi z budynku. 
- No ? 
- Podwieziesz mnie do domu ? Bo nikt stąd..
- Jasne, chodź. - przerywa mi. 
- To tylko wezmę płaszcz. - odwracam się i kieruje się w stronę szatni. 

- Cholera. - wkurzam się. 
- Co ? - pyta, kiedy po milczącej drodze podjeżdżamy pod mój blok. 
- Zostawiłam klucze w domu, a rodzice wracają dopiero po południu. - uderzam ze zdenerwowania głową w oparcie fotela. 
- Bartmany mają dwa pokoje gościnne, prześpisz się u nich. - nawet nie zdążam zaprotestować, bo odjeżdża spod bloku i przez dość puste ulice Rzeszowa jedzie do mieszkania Zbyszka. 

Kiedy na zegarkach pojawia się godzina ósma wysiadamy z Michałowego samochodu i swoje kroki kierujemy w stronę mieszkania Zibiego. 
- Nogi mi zaraz odpadną. - jęczę pokonując kolejny stopień. 
- To zdejmuj te szpilki. - śmieję się ze mnie. 
- Szpilki są bardzo seksowne. - puszczam mu oczko. 
- Wiem. - mruczy mi do ucha, otwierając drzwi do Bartmanowego mieszkania, czym wywołuje u mnie przyjemny dreszczyk. Po chwili oboje do niego wchodzimy, zdejmuję czarny płaszcz, kiedy czuję jak ręce Michała szczelnie obejmuję moja talię. 
- Po co z nim jesteś ? To jest jeszcze trudniejsze. - szepcze. 
- Nikt nie powiedział, że z nim jestem. 
- A te zdjęcia. 
- Zdjęcia są zdjęciami, a uczucie uczuciami. - odwracam się w jego stronę i delikatnie całuje jego wargi. Widzę jak jest zaskoczony, ale nie protestuje. Nie śmiał by, bo wie że druga taka szansa może się nie zdarzyć i ja także to wiem. Jego dłonie wędruję na moje odkryte plecy, wywołując u mnie lawinę ciepła. 
- To znaczy ? - szepcze pomiędzy pocałunkami. 
- To co powiedziałam. - pocałunek. - Nie licz, że powiem Ci, że Cię kocham - pocałunek  - Zostałam za bardzo zraniona, żeby Ci to oznajmić. - pocałunek. 
- Przed chwilą to powiedziałaś. - dogryza mi, kierując nasze kroki w stronę jednej z Bartmanowych sypialni dla gości. 
- Ale nie dosłownie. - pocałunek. 
- Dlaczego jesteś taka trudna ? - szepcze, otwierając jedną ręką gwałtownie drzwi do pokoju. 
- Bo łatwą byś się nie zainteresował. - przegryzam płatek jego ucha. 
- Nie chcesz tego. 
- Nikt tak nie powiedział. - głaszcze go po plecach. 
- Daj mi się w końcu zrozumieć. - lekko, ale seksownie podnosi głos. 
- Daj mi czas. 
- Nie potrafię Ci go dać. - spogląda na mnie. 
- Dlaczego ? - unoszę brew. 
- Bo za bardzo Cię kocham. - szepcze, a ja czuję jak szybciej bije mi serce jeżeli jest to jeszcze bardziej możliwe. 
- Pojutrze wyjeżdżam. 
- Właśnie pojutrze. - znów mi dogryza, odpinając zamek od sukienki. 
- A Matt ? - spoglądam na niego przerywając jego czynność. 
- Przecież z nim nie jesteś. - unosi brwi. 
- Nie powiedziałam tego. - kręcę głową, uśmiechając się zalotnie. 
- Wiem. - spuszcza głowę w tak smutny sposób. 
- Kocham Cię. - mięknę. Spoglądam w jego oczy i nie muszę już nic mówić on także. Doskonale umiem z nim wyczytać. Wszystko. Składam na jego ustach pocałunek jednocześnie szarpiąc się z czarnymi spodniami. Po chwili sukienka ześlizguję się ze mnie. 
- Nie masz stanika ? - patrzy na mnie zdziwiony, wybucham śmiechem. 
- Do takich sukienek jest on zbędny. - uśmiecham się kiedy czuję jak Michała język wędruję po moim nabrzmiałym biuście. 
- Ty też nie masz ? - śmieję się, kiedy jego koszula ląduje w rogu pokoju. 
- Specjalnie nie założyłem na dzisiejszy wieczór. - spogląda mi w oczy, a ja wpatruję się w idealnie wyrzeźbiony tors Miśka. Po chwili wtapiam palce w jego brązowe włosy, a usta w malinowe wargi. Po niecałej minucie zsuwam jego już nabrzmiałe szare bokserki, wzdycha jedynie, kiedy ja także pozbywam się czarnych fig. Długo wpatrujemy się w siebie nie mówiąc nic, jedynie napawając się sobą i swoim widokiem. 
Michał językiem krąży po mojej szyi, piersiach, brzuchu zostawiając na nich mokre ślady śliny. Nie zostaje mu dłużna przyciągam go do siebie, po czym odpłacam się tym samym krążąc językiem po torsie, szyi, twarzy i uszach. Czuje jak ciśnienie w pokoju diametralnie rośnie, robi się w nim niesamowicie gorąco mimo iż okno jest otwarte. Promienie słońca oświetlają twarz Miśka, wpatruję się w nią chwilę, po czym składam na jego ustach najpierw delikatny pocałunek, a potem coraz bardziej zachłanne i namiętne. Przyciąga mnie do siebie bliżej, po czym wchodzi we mnie, sprawiając, że z moich ust wydobywa się najpierw ciche jęknięcie, a potem głośniejsze i bardziej donośniejsze krzyki. To jest inne. Zupełnie inne. Kompletnie nie przypominające sexu z Mattem. Bo tam był tylko sex, tu jest miłość. 
Po parunastu minutach opadam zmęczona i wyczerpana obok Michała, całując jego lekko spocone czoło. 
- Pojutrze wyjeżdżam. - powtarzam jak mantrę, czując jak do oczu cisną mi się z tego powodu łzy. 
- Cichutko kochanie. - szepcze, zostawiając na moich wargach słodki smak swoich ust. 
Gdyby ktoś w tym momencie zapytał mnie gdzie jest niebo lub raj, odpowiedziałabym, że tutaj. Z nim. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam za to co zaraz zrobię ! 
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE  ! 
Skończyłam.. 
Mój ulubiony gracz, któremu kibicuję od początku jego pojawienia się na parkietach PlusLigi, od momentu kiedy był jeszcze na przyjęciu odchodzi. OMG co za zdanie.. Pamiętam jak rok temu piszczałam i biegałam po całym domu ze szczęścia, że przychodzi do Rzeszowa, a wczoraj ? Wczoraj weszłam na oficjalną stronę Resovii i przeczytałam ten nieszczęsny wpis myślałam, że zejdę na zawał. No cóż trzeba będzie oglądać w przyszłym sezonie ze z dwojoną siłą jakąś telewizję Turecką, Włoską albo Rosyjską. Szlak by to trafił, miałam nadzieję, miałam tak cholerną nadzieję, że jednak zostanie. I nadzieję szlak trafił. 
Może skończę smucić tylko po prostu powiem : 

Zbyszek tak cholernie Ci dziękuję za ten sezon ! 
Za to, że włożyłeś tyle serca w Resoviackie boisko, za tak wielkie przyczynienie się do tego sukcesu ! Za łzy szczęścia i czasami smutku ! Za tą obronę kibiców ( może niektórzy wiedzą o co chodzi, nie chce się nad tym rozwodzić ). Dziękuję Ci za to że byłeś, że spełniłeś dwa moje marzenia. Jednym było to żebyś grał w Resovii, a drugim była obrona tytułu.  

Po prostu dzięki Zbychu za wszystko, co zrobiłeś dla Resovii. 
Życzę Ci sukcesów. Wybacz, ale jeśli staniesz naprzeciw Resovii, będę ze swoim klubem. Chyba rozumiesz...? Ale w głębi serca będę kibicowała i Tobie. 
Dawaj czadu dla Polski. Potrafisz!

DZIĘKUJĘ !



To teraz kolejna faza pod postowego wpisu, jak zwykłam go nazywać. 

TRANSFERY 

Dawid Konarski do Resovii - to teraz tak. hymm nie lubię sposobu jego gry, ale jeśli będzie całym serduchem grał dla Resovii to będę w stanie go polubić. :P 
Dobrowolski, Kovacević odchodzą - szkoda, szkoda. Dlatego dziękuję za ten sezon i Maćkowi za poprzedni. Trochę mi szkoda, że Nikola nie miał za bardzo szans pokazać swojego talentu no ale cóż takie jest życie.
Fabian Drzyzga - myślę, że jest to jeden z najciekawszych z dość młodych rozgrywających w Polsce dlatego cieszę się, że będzie grał dla pasiaków. :) 
Jochen Schops, Olieg Achrem, Piotr Nowakowski, Lukas Tichacek, Paul Lotman - przedłużyli kontrakt na następne 2 sezony z czego się niezmiernie cieszę, bo zostaje główny trzon Resovii. 
Sebastian Świderski trenerem ZAKSY - myślałam że moja mama się zapiszczy na śmierć. hahah bardzo lubi Sebastiana. xd Zresztą ja też, dlatego życzę mu duuużym sukcesów z Kędzierzyńską drużynę, no ale ze względu na moje rzeszowskie korzenie mniejszych sukcesów od Reski. :)
Miguel Falasca trenerem Skry - to będzie ciekawe ze względu na to że jeszcze w poprzednim sezonie grał normalnie w klubie i za bardzo trenerskiego doświadczenia nie ma w zasadzie wgl. go nie ma. Ale wszystko jeszcze przed nim. :) Pożyjemy zobaczymy co nie ? :) 
Nicolas Uriarte nowym rozgrywającym Skry - szczerze powiem, że lubię go i jego sposób gry więc troszkę Skrze go zazdroszczę. hahaha
Andrzej Wrona środkowym Skry - to może być ciekawe połączenie z Karolem Kłosem. haha Ci którzy czytają ich oficjalne profile na facebooku zrozumieją. :P 
Alen Pajenk środkowym Jastrzębia - to jest dla mnie jeden z najciekawszych transferów tego sezonu, tylko boję się że znów w Jastrzębiu stanie się to co rok temu z "najciekawszym transferem sezonu" czyli z Matteo Martino.

Pewnie kogoś zgubiłam więc za to przepraszam. :) 
Karuzela transferowa nadal trwa więc pewnie pod kolejnym postem też coś o tym będzie. :P 

MISTRZ MISTRZ RESOVIA !

Nie będę za bardzo się nad tym rozczulać po prostu powiem, że jestem niezmiernie szczęśliwa i dumna z tego powodu i mam nadzieję, że za rok nie tylko powtórzymy ten sukces, ale też będziemy starali się wywalczyć coś w Lidze Mistrzów :) 

A teraz coś na temat bloga. :P 
Michala przyjechała na święta i.. no właśnie i troszkę się wydarzyło. Co zrobi z tym wszystkim ? Czekam na wasze domysły.. :)

Myślę, że może niektórzy zastanawiają się kim jest kobieta u której była Michaśka, no cóż przeczytajcie PROLOG. To jest ta sama kobieta, ale kim on dokładnie jest dowiecie się w Epilogu, a do niego jeszcze strasznie daleko :) A może domyślacie się o co chodzi ? xd Powiem tylko tyle, że ona pojawi się jeszcze parę razy w opowiadaniu, ale tak samo jak teraz nie będzie za bardzo wiadomo o co chodzi  :P 
Mam nadzieję, że troszkę rozwiałam wasze wątpliwości co do całej pokręconej sytuacji Michali z tym, że sypia z Mattem, a kocha Michała. 
Pozdrawiam :)