niedziela, 31 marca 2013

Rozdział dziesiąty


Przerażająco upierdliwy budzik wyje od dobrych pięciu minut, jednak moje kończyny odmawiają jakiegokolwiek posłuszeństwa. Leżę zwinięta w kłębek opatulona brązową pierzyną. 
- Nie masz dzisiaj treningu, a w zasadzie masz 5 dni wolnego, dzwonił Adam. - mówi zaspana mama. 
- Serio ? Ale super ! - cieszę się spoglądając na zegarek. 5 rano - wzdycham mrużąc oczy. Po chwili zasypiam. 

Budzi mnie przyjemny zapach naleśników roznoszący się po całym domu, opatulam się fioletowym szlafrokiem i zaspana schodzę do kuchni. 
- Cześć córuś jak tam ? 
- Stęskniłam się za tym łóżkiem - wzdycham rozmarzona. 
- Za bardzo się tam nie przyzwyczajaj. - śmieje się mama podając mi naleśnika. 
- Czego ? 
- Nie pamiętasz jutro masz być w "Dzień dobry tvn", a pojutrze jakiś wywiad dla "Przeglądu sportowego", potem zjazd rodzinny, a w przedostatni dzień wakacji wyjazd na coroczny turniej w Starych Jabłonkach. 
- O mamo ! 
- Nie o mamo, sama chciałaś być tenisistką to teraz musisz się nauczyć z tym mierzyć i żyć.  
- A kiedy spotkam się z dziewczynami i siatkarzami ? I jakieś wakacje, ostatnie parę miesięcy haruję jak wół. 
- Michasiu ! Pamiętasz co powiedziałaś przed pierwszym Australian Open ? Że kochasz to robić i chcesz wszystko poświęcić tenisowi. A wszystko to znaczy, że wakacje też. 
- No dobra, dobra. A gdzie to "Dzień dobry tvn" ? 
- W Warszawie za jakieś 5 godzin wyjeżdżamy więc idź się pakuj. 
- Żartujesz prawda ? 
- Nie, no goń. - Wzdycham parę razy po czym znużonym i zmęczonym krokiem wchodzę do łazienki. 
Moje ciało opatula ciepła, przyjemna, kojąca ciesz, nozdrza wypełnia zapach agrestowego żelu pod prysznic mamy, a w uszach brzmi dobrze znana stacja radiowa.  
Krótko po 15 kończę popijać mocną, czarna kawę, przegryzam banana i z torba podróżną po raz któryś w ostatnim czasie wychodzę z mieszkania. Pod blokiem spotykam się z niemałym zainteresowaniem jednak nie zwracam na to uwagi. 

Podróż mija zadziwiająco szybko i już po 19 wjeżdżamy do stolicy, po drodze wstępujemy na pizze. Zanim na naszym stole wyląduje duży, okrągły, ciepły placek zostaje zmuszona do rozdania parunastu autografów i przypozwaniu do paru zdjęć. 
- Czy ja jestem jakąś modelką, że muszę do zdjęć pozować ? - bulwersuję się przegryzając kawałek margherity.
- Oj Michalina, Michalina - szepcze z politowaniem tata. 
- Pamiętaj nie mówisz o życiu prywatnym, Piotrze i nie zdradzasz nazwisk nauczycieli sąsiadów i tak dalej. - mówi rozochocona mama. 
- Mamo, przecież wiem. 
- To dobrze, wstajesz o piątej, bo o ósmej musimy tam być, na antenę wchodzimy koło dziewiątej. 
- Jak to wchodzimy ? 
- No do programu jestem zaproszona ja, ty i tata. 
- Aaaa. 

Rano budzi mnie delikatne szturchnięcie mojej mamy. Rozciągam się spoglądając na budzącą się do życia Warszawę. Po krótkim prysznicu i pofalowaniu włosów ubieram się robię delikatny makijaż i wraz z rodzicami wchodzę do hotelowej stołówki. Szwecki stół obładowany jest niesamowitymi przysmakami jednak moja dieta zachwiana już wczorajszą pizzą pozwala mi jedynie na sałatkę ze świeżym ciemnym pieczywem. 
Krótko przed ósmą z tekturowym kubkiem latte wchodzimy do studia tvn. 
Od razu zajmują się nami tabuny ludzi, którzy mimo mojego sprzeciwu poprawiają mi makijaż, włosy, oglądają z każdej strony czarne rajstopy wynajdując choćby jedną niechcianą dziurkę. 
- Teraz zapraszamy państwa na reklamy, a już po nich spotkanie z jedną z najbardziej rozpoznawanych osób. - mówi uśmiechnięta Kinga Rusin. 
- Mówisz o mnie ? - śmieję się Bartek Węglarczyk. 
Po chwili kamery jakby gasną i około 10 osób udaje się do słynnych kanap poprawić poduszki, ułożyć jeszcze raz kwiaty w wazonie, przetrzeć szklany stół, a do mnie podchodzą prowadzący. 
- Kinga Rusin witam. - uśmiecha się brunetka podając mi rękę. 
- Bartosz Węglarczyk cześć. - śmieję się tęgi mężczyzna zza okularów. 
- Katarzyna Książek Zawadzka, a to mój mąż Janusz Zawadzki. Michalinę pewnie znacie. - przejmuję kontrole mama śmiejąc się. 
- Dzień dobry - uśmiecham się lekko zestresowana. 
Po chwili prowadzący podają mi niektóre pytania, doradzają jak się zachowywać, gdzie siedzieć, czego nie robić. Jestem im za to bardzo wdzięczna. 
- Zestresowana ? - pyta Kinga, kiedy czekamy na włączenie kamer. 
- Bardzo. 
- Ale czym ? Przecież parę dni temu oglądało Cię o wiele więcej ludzi. - śmieję się Bartek, przyłączając od rozmowy. 
- Niby tak, ale tam jestem w swoim żywiole i robię to co umiem, a wywiadów raczej nie zdarza mi się udzielać. - kończę, a po chwili w całym studio roznosi się głos reżysera. 
- Jeden, dwa wchodzimy !  
- Witamy państwa po reklamie ! - mów Bartek. 
- Proszę aby zastanowili się państwo kto w ostatnich paru dniach był osobą najczęściej pojawiającą się w gazetach i telewizji, o kim najczęściej rozmawiano..
- Kto ostatnio dał nam tyle radości.. 
- Bartoszu proszę nie wchodź mi w zdanie. - śmieje się udając oburzoną Kinga Rusin. - Tak więc naszym po reklamowym gościem jest najlepsza tenisistka świata Michalina Zawadzka wraz z mamą Katarzyną i tatą Januszem. - kamera kieruję się wprost na nasze twarze, a ja zgodnie z poleceniem prowadzących posyłam w jej kierunku promienny uśmiech. 
- No to na początku gratuluję Ci Michalina złota olimpijskiego i wygrania Wimbledonu. 
- Dziękuję bardzo. 
- Zmieniło się Twoje życie od czasu Wimbledonu ? 
- Oczywiście trochę się zmieniło, ale nie tak bardzo. Chyba jedynie to że nie mogę spokojnie pójść do sklepu czy restauracji. 
- A czy sama Michalina bardzo się zmieniała ? - pyta Bartosz patrząc na moją mamę. 
- Chyba nie, bardzo tego pragnęliśmy i dużo z nią rozmawialiśmy, aby się nie zmieniała i została taka sama. 
- A jak w ogóle wspominasz te Igrzyska ? 
- Trudno, bardzo było trudno. Bywały takie dni, że nie miałam siły wstać, ale jak widać dałam radę. - uśmiecham się patrząc na złoty medal leżący na szklanym stole. - Bardzo wiele naszych sportowców mi pomogło przetrwać to zamieszania. 
- Właśnie słyszałam, że bardzo zaprzyjaźniłaś się z naszymi siatkarzami ? 
- Nie wiem czy bardzo, ale faktycznie są niesamowitymi facetami. - uśmiecham się. 
Następne pytania bardziej dotyczą sportu i moich treningów, ale też o moich planach.
Krótko po 10 wychodzę ze studia nakładając na oczy czarne okulary, a na głowę kapelusz. Cały dzień spędzamy na zakupach i zwiedzaniu stolicy. Koło 19 wyjeżdżamy z Warszawy. 

Naciskam na dzwonek do drzwi i z uśmiechem rzucam się na szyję prawie dwumetrowego mężczyzny. - Michasia ! - śmieję się. 
- Zbyszek ! Mówiłeś, że mogę przyjść w każdej chwili. - wzruszam rozbrajająco ramionami. 
- A ty mówiłaś, że pokażesz mi Rzeszów. 
- I pokażę, ale teraz mam ochotę na kawę z tego Twojego wychwalanego ekspresu. - patrzę się na Bartmana, który po chwili pociąga mnie za dłoń. Wchodzę do dużego przestronnego, jasnego pomieszczenia. Podoba mi się. Śmieję się w duchu, kiedy zasiadam na wysokim taborecie przy stole w kuchni. Świdruję wzrokiem całe mieszkanie. W moje oczy wpadają dwie ramki ze zdjęciami. W pierwszej jest Zbyszek obejmujący szczupłą, ładną blondynkę, w drugiej natomiast jest Bartman z Kubiakiem. Mój wzrok chyba zbyt długo osadzony jest na misiowej twarzy Michała, bo słyszę za plecami chichot Bartmana. 
- Co Kubiak wpadł Ci w oko ? - pyta roześmiany Bartman. 
- Nie ! - prawie, że krzyczę. 
- Jak nie to czego się tak bulwersujesz ? 
- Nie ważne. 
- Michaśka ! - przybliża swoją twarz do mojej i patrzy mi podejrzliwie w oczy. 
- Chciał mnie pocałować.. 
- Że co ? Nie możliwe - zaczyna się śmiać Zibi. - On kocha Kaśkę. - kręcę z politowaniem głową. 
- Może i kocha. 
- Co masz na myśli ? 
- Nic nie mam na myśli, po prostu mi nie ufasz i nie wierzysz. 
- Wierzę ok ? Wierzę Michaśka wierzę, ale Michał jest moim przyjacielem i po prostu.. - nagle się zacina. 
- Co ? 
- Nie wiem, on się jakiś dziwny zrobił chyba się z Kaśką kłóci i może go po prostu poniosło. 
- Możliwe. - szepcze popijając kawę. - Pyszna - uśmiecham się. 
- A nie mówiłem. 
- Zbyszek ? 
- Hy ?
- Mogę się o coś zapytać ? 
- Jasne, dawaj. 
- Czego wy mówicie na dziewczynę Miśka Kaśka, a on się na to tak bulwersuję ? 
- Nie wiem. - zaczyna się śmiać. - Ona jest troszkę taka dziwna. 
- To znaczy ? 
- Jak ją poznasz to zobaczysz. 
- Oj Zbyszek. 
- Nie oj Zbyszek ! Michał jest moim przyjacielem, a Kaśka jest jego dziewczyną więc poznasz ją to zobaczysz. - jedynie wywracam oczami i wpatrzona w ciemny napój zaczynam teatralnie wzdychać. Zibi zaczyna się śmiać. 
- Przestań już nic Ci nie powiem. 
- No dobra, dobra. Ty kiedy ja poznam tą Twoją Asię ? 
- Ależ ty jesteś ciekawska Zawadzka ! Poznasz, poznasz, ale dopiero za jakiś tydzień, bo teraz pojechała do rodziców. 
Cały wieczór spędziłam w towarzystwie Bartmana oglądając filmy, śmiejąc się i jedząc zakazaną pizzę, słodycze i pijąc również zakazany alkohol. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zaatakował mnie wyrostek dlatego dopiero dzisiaj piszę, ponieważ wczoraj wróciłam ze szpitala, no koniec pieprzenia. xd 

Znamy finalistów. ! 


Asseco Resovia Rzeszów - Zaksa Kędzierzyn Koźle  

Za kim jestem ? Chyba się domyślacie . :P 

Wiecie co wam powiem ? Może miałam jakiś proroczy sen, ale na stole operacyjnym przyśnił mi się niesamowity atak Oliega i ogromna radość kibiców. Czyżby śnił mi się finał ? : P
A to tak proszę jakby ktoś chciał przeczytać . xd 
Kolejne proroctwo ? 
Nie, no tak serio nie wierzę w takie rzeczy, no ale chciałabym to Mistrzostwo. :D 

Przy okazji życzę wam Wszystkiego co najlepsze na czas Świąt Wielkiej Nocy ! 



Pozdrawiam cieplutko z zimnego, zaśnieżonego Rzeszowa. :)



sobota, 23 marca 2013

Rozdział dziewiąty



Wchodzę po schodach do Polskiego bloku, pociągam za klamkę, a moim oczom ukazuję się duży baner z napisem 
" Michalina najlepsza tenisistka świata ! "  
Potem na szyję rzucają mi się sportowcy, którzy zostali, a szczerze powiedziawszy jest już ich garstka, ale i tak wywołuje to u mnie niebywałą radość. Ściskam wszystkich, całuję i śmieję się dziękując za to powitanie i gratulację. Krótko po 22 układam się po raz ostatni w olimpijskim łóżku, ponieważ już jutro wyjeżdżam do Polski. Nakładam na uszy słuchawki przywołując wspomnienia sprzed ostatnich godzin. Wiesz jak czuję się osoba, która właśnie spełniła swoje największe marzenie ? Ja wiem, niesamowicie, chyba tylko to słowo nasuwa mi się na myśl. 
Kiedy czuję, że zasypiam słyszę przeraźliwie wkurzające pikanie. 
- Sms kurde, no sms. - krzyczę zaspanym głosem, odblokowując telefon, moim oczom ukazuję się jego treść. 
" Przyjdź na ławkę, wiesz jaką :) Kubi" 
No super, już nie miał kiedy, wzdycham ciężko zakładając dresową bluzę, zamykam po cichu pokój i na palcach drepcze po dywanie. Po niecałych pięciu minutach dochodzę do ławeczki i już z daleka widzę postać Michała. 
- Cześć, co tam ? - pytam siadając obok niego. 
- Cześć, cześć, chciałem Ci pogratulować, chociaż Ci. - mówi smutnym głosem. 
- Kubiak za cztery lata się uda, a za rok będziecie Mistrzami Europy - mówię wesołym głosem próbując odgonić tą smutną atmosferę. 
- No.. 
- Weź ty już przestań Misiek ! .. 
- Misiek ? - przerwał mi śmiejąc się. 
- No Misiek, Misiek, wszyscy tak do Ciebie mówią więc ja też, a po za tym masz takie fajne misiowe brązowe oczy. - mówię niepewnie. Chyba zbyt niepewnie jak na siebie. 
- Skąd wiesz że mam brązowe oczy ? - pyta przyglądając mi się pewnie. No tak chociaż on jest pewny! złoszczę się 
- Bo mam oczy ! - mówię wciąż patrząc w jego ślepia. 
- Serio ? - pyta niezwykle seksownym głosem, przybliżając swoją twarz do mojej. Otwieram szerzej oczy, odchylam głowę do tyłu. 
- Ja już spadam, bo spać mi się chce, do zobaczenie siema ! - mówię wstając z ławki. 
- Kiedy się zobaczymy ? 
- Nie wiem, zdzwonimy się masz mój numer, pozdrów Kasię ! - krzyczę odchodząc. Pozdrów Kasię ? Nie no już mnie do reszty powaliło ! Wzdycham parę razy, zapinając zamek od bluzy. Kieruję swoje kroki do bloku, ale po chwili stwierdzam, że i tak nie usnę. Nakładam na uszy słuchawki i biegnę po wiosce. 
Co chwilę oślepia mnie kolejna mijana lampa, oczy pieką ze szczęścia, ale i z bezradności. Kciuki niesamowicie bolą od zaciskania ich ze złości. Jak to możliwe, że w jednej chwili mam tyle pomieszanych uczuć ? Nie wiem, czuję złość ze względu na Kubiaka. Czego ? Sama nie wiem, przecież nic nie zrobił, ale te jego brązowe oczy.. Michala ! Zamknij się już ! Krzyczy moja podświadomość.
 A czego czuję smutek ? Bo kończy się już moja przygoda z Olimpiadą, bo kończy się codzienne zaczepianie z siatkarzami, rozmowy z innymi sportowcami, którzy przecież jeszcze dwa miesiące temu byli kimś w rodzaju bóstwa. Uwielbiałam ich, nie to złe określenie nadal ich uwielbiam są kimś kim ja chcę w przyszłości być, legendą, autorytetem i kimś kogo podziwia się w każdych wiadomościach. O szczęściu chyba mówić nie muszę, przecież jestem Mistrzynią Olimpijską ! 

Ogłuszający dźwięk, zaciekawione spojrzenia pasażerów, śmiechy Dagi i Nory, ciepła dłoń mamy położona na mojej, piekące łzy próbujące wydostać się z moich oczu i małe już lotnisko w Londynie za oknem. 
Tylko to towarzyszy mi w tej chwili. Czego mam w oczach łzy ? Bo coś tracę ? Bo za czymś tęsknie ? A może za kimś ? Tęsknie za osobami, z którymi zamienienie choćby zdania parę miesięcy temu było niespełnionym snem, największym marzeniem. Tęsknie za ich śmiechami, różnym poczuciem humoru. Tęsknie za przeszywającym i poważnym spojrzeniem Gumy, rozbrajającym uśmiechem Ignaczaka, zarostem Możdżonka, świetnymi perfumami Kosoka, lekkim zacofaniem Winiarskiego, cichym, ale nie tak bardzo cichym Pitem, brązowymi oczami. Ale chyba najbardziej za jedną osobą. Za kimś za kim tęsknić nie miałam zamiaru i chyba za bardzo się tego nie spodziewałam. Bo parę miesięcy temu wysoki, umięśniony facet z 9 na plecach podeptał mi stopy i wypaćkał swoim potem moją ulubioną koszulkę na jednym z meczy, wtedy byłam jeszcze nikomu nie znaną Michaliną Zawadzką. Tęsknie za tym, który zawsze wydawał się gogusiem, zapatrzonym w siebie facetem. No, ale cóż pozory mylą, nawet bardzo ! Bo Bartman wcale taki nie jest. Bartman jest niezwykle uczciwy, zabawny, miły i wcale nie gwiazdorzy tak bardzo jak malują go media. Może ma parę mankamentów, ale kto ich nie ma ? Tak naprawdę Bartman jest kimś komu bez zastanowienia powierzałam przez całym miesiąc swoje tajemnice, jest prawdziwym przyjacielem. 
Przymykam oczy próbując odtworzyć każdą chwile z ostatnich dwóch miesięcy. Bo mogę bez zastanowienia powiedzieć, że były to najlepsze miesiące mojego życia. Miesiące spełnionych marzeń, niezwykłych przygód, miesiące chwilowych groz, miesiące w których okazało się tak wiele. Bo kto te parę miesięcy temu powiedziałby, że zerwie ze mną Power ? Kto powiedziałby, że zaprzyjaźnię się z jednym z najlepszych siatkarzy świata ? Kto powiedziałby, że moje relacje z Dagą i Norą tak bardzo się popsują ? Kto powiedziałby, że wygram Wimbledon i Igrzyska Olimpijskie ? Chyba nikt, na pewno nie ja. 
Krótko po 16 samolot osiada na warszawskiej płycie lotniska. Łapię swoją torbę i trzymając mamę za rękę wychodzę przez rozsuwane, szklane drzwi na hol Okęcia. To co tam widzę wprawia mnie w niezwykłe zdumienie, jeżeli byłoby to możliwe jestem pewna, że oczy wyszłyby mi z oczodołu. 
Na lotnisku ustawione są wzdłuż przejścia metalowe barierki, za nimi natomiast tłumy ludzi ubranych w biało-czerwone barwy krzyczący moje imię. 
 Czy może być coś wspanialszego ? Chyba dopiero idąc w kierunku parkingu, zostawiając maźnięcia w zeszytach uświadamiam sobie co zrobiłam, do czego doszłam. Jak niesamowitą rzecz osiągnęłam nie tylko dla siebie, ale i dla całej Polskie. 


Każdy z nas ma na świecie takie miejsce, w którym wspomnienia wylewają się drzwiami i oknami. Gdzie wejście do niego wywołuję niebywały uśmiech na twarzy, ale i czasem łzy. Gdzie występuję jeden, jedyny zapach, którego nie znajdziesz nigdzie indziej na świecie. Gdzie każda szafka i każda rzecz ma swoją historię. Gdzie każdy milimetr dywanu wywołuję wspomnienia. Ty też masz takie miejsce ? 
Ja mam, jest nim mój pokój. Spory jak na mieszkanie w bloku brązowo-ścienny świat Michaly. Białe sosnowe meble mimo lat nadal pachnął świeżym, prawdziwym drewnem. Czego białe ? Bo w czasach gimnazjalnych, cholernie zakochałam się w białym kolorze. Brązowe ściany pokrywają różnej wielkości antyramy. A w nich co ? Chyba wszystko, od plakatów ulubionych muzyków, po bilety na mecze Resovii, od zdjęć z ulubionymi siatkarzami, po zdjęcia moje z pokaźnymi pucharami tenisowymi. W rogu na białym wieszaku wisi biała sukienka z finału Wimbledonu. 
Rzucam się na szarą kapę na łóżku wciągając zapach mebli, pomieszanych z perfumami i kortem. Wciągam to powietrze, niczym narkoman stęskniony za ulubionym smakiem trawki. 
Przymykam oczy wsłuchując się w słowa znienawidzonego rapu zza ściany. Ah tak ulubiony sąsiad znów przesadza z głośnością trzeba będzie coś z tym zrobić. Śmieję się w duchu, wciskając ulubiony szary dres. 
Podchodzę do mieszkania numer 7 i pukam delikatnie jednak nie dostaję żadnej odpowiedzi, bez zastanowienia naciskam na klamkę popychając jednocześnie drzwi. To co ukazuję się moim oczom jest widokiem, którego nie oczekiwałam. Fakt to co było na lotnisko można było sobie wyobrazić  można było to przewidzieć, ale to co znajduję się w mieszkaniu Tomka, jest czymś czego nigdy bym się nie spodziewała. Wszyscy moi sąsiedzi krzyczący 
GRATULACJĘ MISTRZYNI OLIMPIJSKA ! 
Wywołuję u mnie łzy, łzy wzruszenia. I od tego momentu tak naprawdę wiem, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Nie po tym co osiągnęłam. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jestem, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, ale ostatnio mój wolny czas wynosi 0 . xd 
Na weekendzie nic nie dodam, ponieważ wyjeżdżam do Krakowa, może w poniedziałek, ale to będzie zależeć od humoru po meczu no i mojego czasu. :P 
Postaram się na świętach dodawać codziennie, ale nic nie obiecuję ! 
PRZEPRASZAM, bo ten rozdział jest do gitu, takie huju muju.. 
Nic w nim nie ma, nic się nie dzieje i w zasadzie nie wiem po co go dodaje. Chyba tylko po to aby was w pewnie sposób przeprosić, że nie pisałam i ostatnio nie mam na to czasu, więc cholernie PRZEPRASZAM !!! 




Jeden z moich ulubionych wokalistów ! :) 

Cześć czytelniczki ! :P 

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział ósmy



Pomarańczowa mączka, błyski aparatów, ciemnoszary strój rywalki, przyjemna w dotyku rączka zielonej rakiety, nierówny oddech, przyśpieszone bicie serca, niewyraźne słowa w ulubionej piosence brzmiącej w słuchawkach, różnojęzyczne krzyki kibiców, szum w głowie, uśmiechy dodające otuchy przyjaciół i rodziny, zestresowany wzrok trenera i ja. Siedząca na ławce pierwsza w historii tak młoda tenisistka grająca w finale Igrzysk Olimpijskich.
 Orzeźwiam spierzchnięte wargi wodą, wsłuchując się w słowa wokalisty i chociaż wiem że powinnam pójść się rozgrzewać to nadal siedzę. Siedzę próbując wyrzucić z umysłu wczorajszy, druzgocący mecz siatkarzy, problemy dotyczące Nory i Dagi, nieszczęśliwą i niepotrzebną miłość do Powera. Próbuję to zrobić, ale na marne, dlatego zdejmuję słuchawki, poprawiam białą sukieneczkę i szarym obuwiem drepcze po korcie. 

Długi, irytujący gwizdek pani w kapeluszu drażni moje uszy, potem jaskrawa piłeczka idealnie wpada w białą linię. Tak, as serwisowy Sereny Williams. Wzdycham, po czym czekam na kolejny morderczy serwis najlepszej tenisistki świata. Przymrużam oczy obserwując każdy jej ruch, wygięcie w łuk, podrzut piłeczki, mocne uderzenie jaskrawej baboli w naciąg. Szybuje, szybuje, odbija się o pomarańczowe pole aby po chwili obić mój naciąg. Serena przebija na moją stroną siatki, a ja jak to określają media "śmiertelnym forehandem" kończę akcje na końcowej linii. Zaciskam mocniej dłoń na rakiecie, kiedy słyszę brawa publiczności. 
Nawet nie zdążam zorientować się kiedy kończy się pierwszy set. I to nie ja jestem w nim zwyciężczynią, to nie ja schodzę z boiska z podniesioną głową. Tą osobą jest wiecznie uśmiechnięta, ciemnoskóra Serena. 
Siadam na ławce, przecieram twarz białym ręcznikiem, usta schładzam zielonkawym napojem, nakładam na uszy słuchawki, po czym zamykam oczy. Koncentruje się, łapie myśli, które gdzieś mimo mojego sprzeciwu chcą odlecieć, uspokajam się jednocześnie buzując i zyskując energię. Ze słowami piosenki mieszają się słowa Kubiaka " Michala, proszę wygraj to, wygraj to dla nas, dla kibiców siatkówki, dla całej Polski. ". Jego słowa dodają mi energii i mocy, bo przecież Michala nigdy się nie poddaje. Odkładam słuchawki, układam w dłoniach rakietę przypominając sobie chwilę, kiedy miałam ją w dłoniach po raz pierwszy. Była ona wtedy taka duża ja natomiast byłam malutka i za namową pewnej kobiety poszłam na pierwszy trening. Z dnia na dzień tenis stał się całym życiem, lekiem na wszystko, ucieczką od otaczającego świata. Nawet nie pamiętam chwili kiedy pojęłam, że to właśnie z nim chce wiązać swoją przyszłość,ale wtedy nie wierzyłam, że dojdę tak daleko, że dojdę do wielkiego finału Igrzysk Olimpijskich. 

Drugi set zaczyna się szczęśliwie dla mnie, ponieważ już po 60 minutach prowadzę 4:2 w gemach, kiedy to schodzę na przerwę. Popijając z bidonu wodę zauważam na trybunach te, na które zawsze mogę liczyć mimo tego, że czasem powiem za dużo, że czasem je zranię i zgniotę swoimi słowami czy czynami to one i tak zawsze są ze mną i mnie wspierają. Patrzę na nie i wyczekuje jakiegoś gestu z ich strony. I po chwili widzę uśmiechniętą Dagę i Norę patrzącą w moją stronę. Kiedy z powrotem kieruje się za końcową linię zauważam dwa kciuki każdej z przyjaciółek podniesionych w górę. Uśmiechnięta staje za końcową linię i wiem, że musi być dobrze. I mam rację, bo po chwili skaczę i cieszę się niemiłosiernie, ponieważ drugi set kończy się moim zwycięstwem przy stanie 6:3.  

Dopiero po pierwszym przeze mnie przegranym gemie orientuje się o jak wielką stawkę gram, o jak wielkie trofeom będę grać przez najbliższe parędziesiąt minut. Wbijam czerwone paznokcie w miękką rączkę rakiety, zaciskam oczy próbując pozbyć się łez, przegryzam wargę czując krew w ustach. Tak przegrywam, przegrywam mimo, że tak bardzo się staram, mimo że walczę i przestać nie zamierzam. 

Smaruję dłonie kremem, aby z większą łatwością utrzymać rakietę, kiedy wybija 19. Następnie mój wzrok kieruję się na tablicę wyników, na której chcąc czy nie chcąc widnieje trójka dla rywalki i jedynka dla mnie. Michala weź się w garść wygraj te dwa gemy, a potem jakoś pójdzie. Krzyczę na siebie i jednocześnie modlę się w duchu, abym mogła spełnić marzenia swoje, i abym mogła spełnić obietnicę daną Kubiakowi. Widzę zdenerwowany uśmiech mojej mamy i to on dodaje mi energii, bo patrząc na nią wiem jak bardzo tego pragnie, że mimo iż siedzi ode mnie paręnaście metrów to duchem i wiarą jest przy mnie. Bo, przecież dziecko nie rezygnuję z chodzenia tylko dlatego, że kilka razy się przewróciło i ja także nie zamierzam się poddać, tylko dlatego, że teraz przegrywam ! 

Dostaje w dłonie dwie jaskrawożółte piłeczki, jedną układam w kieszeni drugą przekręcam w chudych palcach czytając biały napis. Skupiam się tak szalenie. Zaciskam dłoń na piłeczce, marszczę brwi, przyglądam się przeciwniczce, podrzucam babole wyginając się do tyłu, następnie z jak największą siłą wywołując krzyk w krtani serwuję piłeczką w białą linię. As ! Zaciskam zęby, wykonując tą samą czynność jeszcze następnie trzy razy. 
Czuję, że ten gem jest przełomowy, widzę na twarzy Williams strach, przerażenie, ponieważ wygrywam. Wygrywam go 40:0 samym serwisem. 
Kolejne 5 gemów kojarzy mi się jedynie z huśtawką, raz ja jestem na górze raz moja przeciwniczka. 

DLA POLSKI, DLA POLSKI - krzyczę w myślach patrząc na małego orzełka na sukience. Podrywam się gwałtownie z ławeczki, oblewając się wodą na odgłos gwizdka sędziny. Nerwowe śmieję się ze swojego wyczynu, po czym kieruje wzrok na swoich najbliższych. Jaki jest ? Na pewno zagubiony, moje brązowe oczy świdrują każdy milimetr twarzy trenera, fizjoterapeuty, mamy, taty, Nory, Dagi. Każda rysa jest przez ułamek sekundy zmierzona, wyliczona i przebadana. W każdym milimetrze skóry próbuję znaleźć jakąś siłę, pocieszenie, pewność, cokolwiek byleby tylko to wygrać. 
Szósty gem zaczyna się bardzo nerwowo z obu stron siatki, ale to ja wytrzymuje ku zdziwieniu wszystkich tę presję. 
Siadamy obie na ławeczkach i przez 90 sekund zastanawiam się co właściwie czuję. Po pewnym momencie dochodzę do wniosku, że nic chyba wszystkie uczucia zabite są przez stres, zdenerwowanie, bezradność,ale jak można czuć bezradność trzymając w dłoni rakietę i piłeczkę ? 

Gema zaczynam serwisem w siatkę, w duchu dziękuję temu który wymyślił ową zasadę, że w tenisie po zepsutym serwisie serwuję się jeszcze raz. Uśmiecham się nerwowo, zamachuję się i idealnie piłeczka wpada w boisku Williams. 
Wciągam powietrze, wypuszczam powietrze, głuchnę, bo przez chwilę nie słyszę wrzawy panującej na korcie. Czuję jak po moim policzku spływa kolejna kropla potu, przecieram ją białą opaską położoną na prawym ręku po czym serwuję jeszcze raz. 



Jaskrawo żółta kauczukowa babola obija mój naciąg, po czym szybuje. Przez chwilę czuję się jak w filmie mam wrażenie, że wszyscy i wszystko nagle stanęło w miejscu. Delikatne, słone krople potu spływają po zarumienionym policzku, ręce pieką od trzygodzinnego zaciskania rakiety, tłum cichnie, a ja wpatruję się w przerażoną twarz czarnoskórej, wiem, że to koniec wiem, że teraz się podda, że teraz mimo doświadczenie pęknie jak bańka mydlana po zderzeniu z dziecięcym palcem. I mam rację piłeczka wpada idealnie w białą końcową linię, a ja czuję jak opadam z sił, zaciskam oczy próbując powstrzymać łzy, ale i to nie pomaga, czuję jak pomarańczowa mączka wbija mi się w łydki. Głowa ląduje tuż za końcową linią, a ja leżę, leże nie przejmując się tym, że cały świat na mnie patrzy i w tym momencie przypominam sobie, że moją zasadą jest nie upadać, ale po chwili uświadamiam sobie, że w tym momencie, w momencie kiedy spełniam swoje marzenia i najśmielsze sny nie liczą się zasady, nie liczy się nic. Do rzeczywistości doprowadza mnie uścisk Sereny, wstaję po czy mimo tego, że tak rzadko okazuje uczucia wtulam się w nią niczym małe dziecko stęsknione za pierworodną.
Jesteś wielka ! – szepcze mi do ucha wicemistrzyni olimpijska.
-  Nie, to ty jesteś niesamowita.
Wiesz, dzisiaj kiedy traciłam siły, a ty miałaś ich tak dużo doszłam do wniosku, że będziesz najlepszą tenisistą świata. – teraz już krzyczy wesołym głosem do ucha próbując przekrzyczeć wiwatujący moje imię tłum. Na te słowa ja Michalina Zawadzka najmłodsza Mistrzyni Olimpijska rumienię się, tak bardzo się rumienię.

„W locie” przecieram twarz miękkim, biały ręcznikiem, pije łyk pomarańczowego soku, z rakietą w dłoni mimo zmęczenia biegnę ku Norze, Dadze, rodzicom, trenerom i wszystkim najbliższym. Z gracją przeskakuję metalową barierkę po czym z płaczem, niesamowitymi motylami w brzuchu i uśmiechem na twarzy ściskam ich wszystkim. Całuję, przytulam, głaszcze i śmieję im się do uszu.
Kocham ich, kocham ich wszystkich, bo wiem jak wiele każde z nich poświęciło żebym stała w miejscu, w którym aktualnie się znajduję. Wiem jak wiele musieli stracić, pokonać przeciwności losu, abym to ja mogła spełnić swoje marzenia. Faktycznie nie zawsze jest między nami fantastycznie i niesamowicie, tak często się kłócimy, wyzywamy, czasem nawet bije, wściekamy i odchodzimy żałując w głębi duszy tego co się wydarzyło, ale zawsze znajdą dla mnie czas, zawsze poświęcą się dla mnie gdy zacznę upadać, tracić nadzieję, będą przy mnie gdy wszyscy i wszystko dla mnie zniknie, przestanie istnieć i chyba za to tak naprawdę ich kocham, za to że są mimo wszystko. 

Pamiętasz jak czułaś się w momencie, kiedy pierwszy raz się zakochałaś ?
Cały świat wydawał się nienaturalnie piękny, kolorowy, fantastyczny, zapominałaś o całym świecie liczyłaś się tylko ty i on. Pamiętasz te motyle ? Nie, nie chodzi mi o kolorowe latające zwierzątka, chodzi mi o ten często irytujący, wnerwiający, ale przyjemny ból w brzuchu na jego widok.
Tak, tak czuje się ja na najwyższym stopniu podium z złotym medalem na szyi, bukietem czerwonych róż w dłoni, tak kocham czerwone róże, ale która kobieta ich nie uwielbia ? Po policzkach, któryś raz w przeciągu ostatnich miesięcy spływają łzy, na twarzy gości uśmiech jaki nigdy na niej się nie pojawiał, a w uszach brzmi jakże znana mi melodia. Z krtani mimo tego, że jest zawiązana ze szczęścia wydobywają się słowa, których uczyłam się w podstawówce
„Marsz, marsz Dąbrowski..”

Z impetem zeskakuję z podium i swoje kroki kieruję do mężczyzny w czerwonym smokingu. 
- Po pierwsze gratuluję złota olimpijskiego. 
- Dziękuję. - cieszę się jak idiotka do kamery.
- Jak to jest wygrać z tak niesamowitą zawodniczką drugi raz w przeciągu miesiąca ? 
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. - mówię śmiejąc się. 
- Czym dla Ciebie jest to złoto ? 
- Jest spełnieniem marzeń, zapłatą za wyrzeczenia i lata ciężkiej pracy, jest moim snem. - mówię rozmarzonym głosem. 
- W takim razie jeszcze raz gratuluję złota olimpijskiego ! 
 - Dziękuję, i dziękuję całej mojej rodzinie, która zawsze wspierała mnie w tym co robiłam  przyjaciołom, którzy nigdy we mnie nie zwątpili i całemu sztabowi. A ten medal dedukuje dwunastu niesamowitym facetom, którzy wyciągnęli mnie na początku tych igrzysk z dołka. I dla mnie to oni są największymi zwycięzcami tej olimpiady chociaż już odpadli. 
- O kim mówisz ? - pyta prowadzący. 
- Mam w życiu dwie pasje jedną jest tenis, drugą siatkówka. I to właśnie siatkarzom dedykuję ten medal. - mówię czując jak do oczu napływają mi łzy. 

Następnie wszystko dzieję się jak chińskim pociągu - niesamowicie szybko. Jeden wywiad, drugi, paręset autografów, miliony błysków aparatów, uścisków, gratulacji, śmiechu, łez. Godzinę po zakończeniu finałowego meczu wchodzę pod prysznic, puszczając sobie jedną z ulubionych piosenek. Jak się czuję ? Chyba sama jeszcze nie wiem, chociaż wiem że wygrałam, chociaż wiem, że spełniłam swoje marzenia to chyba jeszcze to do mnie nie dotarło. 
Ubrana w reprezentacyjny dres i z bordowymi słuchawkami na uszach zmierzam w stronę samochodu po drodze zostawiając czarne maźnięcia w zeszytach fanów. Fanów ? Chyba źle to określiłam, bo jak w wieku 18 lat można mieć fanów ? Na samą myśl o tym na mojej twarzy maluję się niebywały uśmiech.
 Rzucam torbą do bagażnika i ze złotym medalem na szyi siadam z tyłu busa, widzę spojrzenia swoich najbliższych. Zaczynam się śmiać, a oni rzucają mi się na szyje. 
- Kochanie jesteś najlepsza ! - krzyczy rozbrajającym piskliwym głosem moja mama. 
- Jestem z Ciebie dumny. - mówi tata. I już wiem, że zrobiłam coś niesamowitego, bo niecodziennie od  twardego i mało wrażliwego ojca dostaje się taki komplement. Tak ja mogę nazwać to komplementem. 
W połowie drogi do wioski widzę w oczach najbliższych łzy. Łzy szczęścia, wzruszenia, dumy, zadowolenia. Wiesz jak to jest robić to co się kocha i jednocześnie wywołując wśród innych łzy, łzy szczęścia ? Ja wiem, i chyba nie może być nic piękniejszego.




--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć. ;3
Wpis długi może trochę nużący i chwilami kompletnie bezsensowny. Pisałam go parę dni ze względu na brak czasu więc możliwe że wyda się troszkę posklejany za co przepraszam. 
Jakoś nie mam weny na długą notkę pod tym postem, więc do zobaczenia niedługo ( mam nadzieję). 

Idalia <3 



P.S 
Ten rozdział dedykuje jednej z ważniejszych osób w moim życiu, która urodziny obchodziła w tym tygodniu i szczerze powiedziawszy jedyna osoba z mojego realnego świata, która wie że piszę cokolwiek. xd 
Siostrzyczko kocham Cię i wszystkiego co najlepsze ! :)

sobota, 9 marca 2013

Rozdział siódmy


-  Kim jesteś ? – pytam nadal nie wiedząc czyje dłonie zakrywają moją twarz. Jedyną odpowiedzią są śmiechy i już wiem, że to któryś z naszym siatkarzy.
- No który to siatkarz ? – pytam znów zniecierpliwiona. Jest to tak bardzo wkurzające, gdyż znam ten zapach, kojarzę te dłonie, a nadal nie wiem do kogo one należą. 
- Krzysiek ? - pytam niepewnie. 
- A kogo innego oczekiwałaś ? - patrzy na mnie jak na głupią. 
- No nie wiem.. - mówię czerwieniąc się na co chłopaki wybuchają śmiechem. 
- Możemy się przysiąść ? -  pyta Winiar. 
- Jasne. - przesuwam się w bok, a obok mnie siadają siatkarze
- Z czym masz ? - pyta Kubiak, a ja znów patrzę na niego jak na głupka. 
- Wiesz co zauważyłem Michala, ty nigdy nie rozumiesz o czym mówię. - śmieje się. 
- No wiesz jesteś tak zniewalający, że kobiety nie mogą się skupić na analizowaniu Twoich słów. - prycha ironicznie Zibi. 
- Oho Tobie jeszcze nie przeszło za tego red-bulla. - mówię, zapominając o pytaniu Kubiaka. 
- A ty skąd o nim wiesz ? - pyta podejrzliwie Zibi. 
- No ten.. -plącze się. 
- Ukrywałaś go ! - krzyczy Bartman. Kiwam twierdząco głową na co Michał uderza sobie z otwartej dłoni w czoło. No tak Michala- długi język. Już drugi raz dzisiaj krzyczę na siebie w myślach przypominając sobie sytuację z Dagą. 
- To jak nie będziemy wiedzieć gdzie Misiek się podziewa to trzeba gonić do Michaly. - śmieję się Bartman. Widocznie poprawia mu się humor. 
- Aa ! To do niej wymykał się przez ostatnie parę dni. - mówi robiąc minę myśliciela Możdżonek. 
- Nie wiem, dokąd on się wymykał, ale nie do mnie. 
- Kasia przyjechała i mieszka niedaleko. - odpowiada Kubiak. 
- Żal ! A do mnie Asia nie przyjeżdża. 
- Eee.. No weźcie bo wy wszystko wiecie, a ja nic czuję się inna. - mówię uśmiechając się na co chłopaki wybuchają śmiechem. 
- Przecież jesteś kibice siatkówki więc chyba powinnaś wiedzieć... - zaczyna Pit. 
- Właśnie siatkówki nie siatkarzy. - mówię z chytrym uśmiechem. 
- No więc Kaśka to dziewczyna Kubiego, a Aśka moja. 
- Kasia.. - poprawia go Michał, a wszyscy wybuchają śmiechem. Więc Bartman ma dziewczynę, a niech to kurde ! Klnę w myślach. Przecież tak fajnie się z nim gadało. No więc trzeba sobie go odpuścić. Nie ! Michalina sobie nie odpuszcza i nie rezygnuje ! Denerwuję się, bo mój wewnętrzny głos podpowiada mi, że lepiej to zostawić. 
- No więc, bo mi nie odpowiedziałaś. - znów zaczyna Kubiak. 
- Kurde no Kubiak ! Wyraź się jaśniej, bo kompletnie nie rozumiem o co ty mnie pytasz ! - krzyczę. 
- Chciałem się dowiedzieć z czym masz kanapkę. - mówi Michał, a mi przysłowiowe ręce opadają. Chłopaki zaczynają się śmiać, a ja jedynie wzdycham. 
- Miałam z szynką teraz już nie mam, bo zjadłam ją jakieś 10 minut temu. - mówię, patrząc na zegarek. 


8 sierpnia 

Siedzę w londyńskiej hali i czuję jak moje serce przyśpiesza, do oczu cisnął się łzy, a mózg wariuje, słyszę okrzyki Polskich kibiców, modlę się, tak zagorzale się modle. Patronie z bierzmowania, Boże, świętej pamięci kochana ciociu, Arku, kochany Arku - najlepszy środkowy niebieskiej drużyny Wagnera w niebie pomóżcie, błagam, tak bardzo błagam. Pomóżcie..
Piłka meczowa dla Rosjan szybuje w powietrzu, a moje kciuki bledną z zaciskania ich. Przyjęcie Winiarskiego, wystawa Ziomka i niestety odebrany atak Kurka, po drugiej stronie siatki wszystko jak z maszyny, jak ze śmiertelnej żelaznej maszyny. Atakuje Michajłow, który bez zbędnych ceremoniałów i trudów przedziera się przez podwójny blok naszych orłów. Piłka wpada w boisko. PIŁKA WPADA W BOISKO ! Tylko tyle widzę, potem całe moje oczy wypełnia słona ciecz. Zapominam o tym że jutro gram długo wyczekiwany, wymarzony i wyśniony finał, zapominam o tym że moje nogi tak bardzo bolą po wyczerpującym trzygodzinnym półfinale, zapominam o wszystkim. Teraz liczą się tylko niespełnione marzenia całej Polski, ale chyba co najważniejsze niespełnione marzenia 12 niesamowitych walczaków, prawdziwych herosów. 
Dziś 8 sierpnia, aż trudno uwierzyć, że miesiąc temu był wybuch wielkiej radości, złoto LŚ, moje złoto. To właśnie dzisiejszy dzień pokazuje jaki jest sport. Można wygrać wcześniej złoto, a na najważniejszej imprezie przegrać walkę o marzenia, bo sport choć piękny, bywa czasem brutalny. 
Widzę łzy, tak widzę łzy u tych, którzy zdaniem wielu płakać nie mogą, bo przecież są silni. Ale i tak płaczą, płaczę i ja i myślę że płacze cała siatkarska Polska. Moje ręce z zaplątanym na dłoniach szalikiem z napisem POLSKA mimowolnie podnoszą się do góry. 
Widzę jak do mojej loży kierują się co poniektórzy gracze, Ci którzy zdołali podnieść się z boiska. Po chwili dwaj z nich zostają objęci w ramiona swoich partnerek, kamery kierują się na nich. A ja widzę jak barki obydwu podnoszą się do góry, po czym opadają. Płaczą, wyją, łkają razem z partnerkami  Razem z kobietami, z których czasem rezygnowali aby pójść na trening, aby pójść na trening przygotowujący ich do tego meczu, do tej olimpiady. 
Widzę jak po mojej lewej stronie Bartman przytulany jest to wysokiej, szczupłej blondynki, a jeszcze dalej Kubiak patrzący z czułością w oczy brunetki. 
Nie wytrzymuje tego widoku, tego napięcia, tych jakże smutnych, ale wspierających i dodających otuchy głosów kibiców. Wychodzę, swoje kroki nie kierują do bloku, chociaż chyba powinnam. Idę, nie wiem gdzie, ale wiem że jest mi to potrzebne, bo chyba jedynie spacer pomoże mi ochłonąć. Pomoże mi w pogodzeniu, nie to chyba złe słowo w przyswojeniu sobie tej okropnej i przebrzydłej wiadomości. Wiadomości, która już teraz zmienia moje życie, bo tak długo, w końcu tak długo czekałam na te Igrzyska w wykonaniu siatkarzy. Oczekiwałam złota chyba jak każdy, ale nie wracam z tą świadomością, że je zdobędą, że my je zdobędziemy. Wracam do wioski pokonana, ale też zwyciężona z nową lekcją życia. 

Budzik dzwoni niemiłosierni, spoglądam na zegarek godzina 9:30. Podnoszę się z łóżka, nie spałam dobrze, wręcz koszmarnie. Ale chyba można się było tego spodziewać. Nie spałam z dwóch powodów, po pierwsze legły moje marzenia o wygranej siatkarzy, a po drugie gram finał, tak gram finał olimpijski. Cholernie się stresuję. 
Biorę prysznic, wkładam dres polskiej reprezentacji, a do tego bordowe słuchawki, wsuwam na stopy japonki i swoje kroki kieruje do stołówki. Po drodze mijam trenera, ale nie odzywam się do niego on szczególnie też nie chce prowadzić ze mną jakichkolwiek konwersacji chyba mnie rozumie. Chyba rozumie, że teraz potrzebuje samotności, przemyślenia i zmotywowania się na mecz. Sama, bez niczyjej pomocy, bez niczyich podpowiedzi. 
Nakładam na talerz sałatkę, po czym siadam przy wolnym stoliku wsłuchując się w słowa piosenki. Kiedy kończę śniadanie widzę, jak przysiadają się do mnie siatkarze. Nie pytam o nic, bo po ich minach można wywnioskować wszystko. Co widać ? Pustkę, ból, ciemność, obrzydzenie, zawiedzenie, rozpacz, smutek, cholerny smutek i można by tak wymieniać jeszcze długo, ale po co ? Wystarczy zobaczyć w nich jeden obraz. Obraz niespełnionych marzeń. 
Uśmiecham się do nich nikle, po czym wstaję. 
- Michala ! - mówi Winiar za nim odchodzę.
 - Płakałaś ? - pyta Kubiak patrząc na moje podkrążone oczy. 
- Mówiłam, że jestem kibicem siatkówki. - wzruszam ramionami. 
- Przepraszamy. - odzywa się Bartman. - Przepraszamy, że zawiedliśmy. - nie odpowiadam, bo wiem że w tym momencie nie można nic powiedzieć, po prostu przytulam się do każdego z nich. Kiedy odchodzę czuję jak ktoś łapie mój nadgarstek. 
- Michala, proszę wygraj to, wygraj to dla nas, dla kibiców siatkówki, dla całej Polski. - mówi Kubiak. Kiwam niepewnie głową i odchodzę. 


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 

Proszę nie patrzcie na datę odpadnięcia siatkarzy i mecz finałowy tenisistek, bo ułożyłam to na potrzeby bloga i akurat w przypadku tenisa tak nie było. 
Nie pamiętałam końcówki tego meczu, a nigdzie nie mogłam jej znaleźć dlatego jest zmyślona. 

To chyba najcięższy, najbardziej bolesny rozdział na tym blogu jak i na tamtym, bo muszę wracać do wspomnień. Muszę wracać do tego feralnego dnia, do tej znienawidzonej środy. Płakałam jak opisywałam 8 sierpnia, płakałam, bo jest to zbyt bolesne, aby opisać to ot tak. 

Nie wiem co napiszecie w komentarzach, ja nie potrafię za bardzo napisać cokolwiek. 
Ale piszcie, piszcie, bo lubię czytać co piszecie. :) 

Pozdrawiam. Idalia :) 


Ta piosenka towarzyszyła mi w pisaniu tego posta więc myślę, że powinna się tu znaleźć. 

P.S 

Ten wpis powstał tylko ze względu na to że mamy dziś 8 marca, czyli dzień kobiet i miał on być prezentem, chociaż jest troszkę smutny, no ale cóż. Więc to dla was ode mnie i pochwalcie się jeszcze co dostałyście. :) 

O i to jeszcze dla was. :) 



Każda kobieta lubi kwiaty więc o to one i chyba każda lubi też róże więc są róże. :P 


3 : 0 
Dla Jastrzębia ! Jeeej ! <3 
Bo w Jastrzębiu i Rzeszowie jest wiara, która łączy kibiców obu miast ! 



piątek, 8 marca 2013

Rozdział szósty



W uszach brzmi muzyka, a ja idę po pomarańczowej mączce. Odkładam torbę na ławeczce, przecieram twarz ręcznikiem, zostawiam słuchawki i biorę ciemno-zieloną rakietę w dłonie. 
Krótka rozgrzewka na korcie przy krzykach i śmiechach publiczności dodaje mi niebywałej energii. 
- Serwuje reprezentantka Polski Michalina Zawadzka ! - słyszę krzyk spikera. 
Dwie żółciutkie piłeczki lądują w moich dłoniach, jedną wkładam do kieszeni od błękitnej sukienki drugą odbijam o kort. Krótkie deprymujące spojrzenie w kierunku rywalki podrzut piłeczką, idealne wygięcie w łuk i .. 
- As serwisowy Zawadzkiej ! - słyszę z głośników, a po chwili brawa publiczności. Uśmiecham się pod nosem, co nie uchodzi uwadze kamery, która skierowana jest wprost na moją twarz.
Po godzinie 14 schodzę z kortu z podniesioną głową, mecz kończy się przy stanie 7:3 i 7:2 dla mnie, łapię sprzęt w dłonie i wychodzę do szatni. Po drodze mijam stado napalonych fanów. Tak po niecałym miesiącu mojego istnienia "w tym" świecie stałam się zdaniem wielu "kimś niesamowitym" więc każde moje zdjęcie jest warte paru tysięcy. 
Biorę szybką kąpiel w wimbledońskim prysznicu, ubieram się nakładam bordowe słuchawki i wychodzę. Od razu zostaje otoczona trzema przesadnie umięśnionymi mężczyznami. Co za każdym razem wprawia mnie w niezły ubaw, bo po co mi ochroniarze ? 
- Wstąpimy do jakiegoś papierniczego ? - pytam kiedy mijamy kolejną przecznicę Londynu. 
- Jasne, a po co ? 
- Nie musisz wiedzieć Adam - mówię pokazując mu język. 
Czarne Audi zatrzymuje się przed nowoczesnym budynkiem, zakładam na nos okulary i pociągam za klamkę. Po chwili znajduję się w cukierkowym wnętrzu sklepu papierniczego. W ręce wpadają mi trzy markery i dwa zeszyty, płacę za nie i szybkim krokiem udaje się do wyjścia. 

Naciskam na klamkę od polskiego bloku i witana jestem brawami sportowców. 
- Pierwszy mecz Twój jeszcze tylko 4 i finał ! - śmieje się polska kajakarka. 
- Chyba aż 4 mecze, ale dzięki. - uśmiecham się do wszystkich. 
Dzisiejszy trening zostaje mi odpuszczony więc postanawiam zabrać się za spełnienie swojego postanowienia. Na blacie w kuchni kładę zeszyt, a w dłoni układam czarny marker. Przez chwilę patrzę na 60 pustych bielutkich kartek, po czym składam na nich zamaszyste ruchy przypominające falbany. Nagle drzwi gwałtownie się otwierają i wpada do pokoju zdyszany Kubiak. 
- Proszę ukryj mnie gdzieś, bo Zibi mnie zaraz zamorduje, bo wypiłem mu red-bulla. - mówi patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. 
- Właź tu ! - nakazuje otwierając sporych rozmiarów szafkę pod blatem kuchennym. Michał posłusznie wsuwa się w kąt i po chwili drzwi znów otwierają się i wpada wściekły Bartman. 
- Gdzie Kubiak ? 
- Nie wiem. - mówię nad wyraz spokojnie. 
- A, no to sory. - mówi opuszczając pokój. 
- Ha ! Przydały się lekcje aktorstwa ! - śmieje się triumfalnie, kiedy  Michał wychodzi spod blatu. 
- Dzięki, a po co je brałaś ? 
 - Ale co ? - pytam zdezorientowana. 
- No lekcje aktorstwa. 
- Aa, nie wiem sama. - wzruszam ramionami. 
 - O a co to ? - pyta, pokazując maźnięcia markerem. 
- Aleś ty ciekawski ! - kręcę z politowaniem głową, na co Kubiak odpowiada mi uśmiechem. 
- No ale co to ? 
- A nie będziesz się śmiał ? 
- No nie. 
- Ćwiczę autografy. - mówię, czując jak się rumienię. 
- Serio ? Pamiętam, jak też to robiłem. - uśmiecha się do mnie, po czym siada obok mnie i gestem ręki zachęca bym dalej ćwiczyła. 
Po 17 Kubiak opuszcza mój pokój, a ja z zadowoleniem patrzę na swoje podpisy. Niestety mój spokój nie trwa długo, ponieważ po chwili rozbrzmiewa się dzwonek telefonu. 
- Halo ? - mówię. 
- No cześć córuś, gratulację ! - śmieje się mama. 
 - Dzięki, ale gratulować to mi będziesz dopiero za 5 meczy. - szczerzę się do lustra, w które aktualnie patrzę. 
- Obiecujesz ? 
- Hahah, jak to mówią w sporcie obietnic nie można składać, ale znasz mnie. 
- No tak, jesteś tak uparta i zawzięta, że rezerwuje już bilet na mecz finałowy. - śmieje się do słuchawki pierworodna. 
- Dobra, mamuś ja muszę kończyć, bo na kolację będę iść. 
- Dobrze, dobrze tylko jeszcze o coś się Ciebie zapytam. Tylko szczerze proszę. 
- Dobra - mówię lekko zdezorientowana.
 - Coś ty taka szczęśliwa, jak dwa dni temu z Tobą rozmawiałam to byłaś zupełnie inna ? - no tak, można się było spodziewać tego pytania.
- Po pierwsze jestem coraz bliżej spełnienia marzeń, a po drugie.. - zawieszam się i jednocześnie gryzę w język. Kurwa ! Klnę w myślach. Przecież jej tego nie powiem. 
- A po drugie.. ? - pyta ciekawska mama. 
- A po drugie nic. - próbuje się wymigać, ale bez skutecznie. 
- Tak, tak no powiedz. 
- Jest taki jeden fajny muszę kończyć pa ! - krzyczę do telefonu, po czym się rozłączam. 
Przez chwilę patrzę z uśmiechem na telefon analizując swoje słowa. Jest taki jeden fajny ? Eej ! Michalina cofaj.. Krzyczę na siebie w myślach. I kiedy moje uczucia i rozum toczą walką znów rozbrzmiewa w pokoju piosenka oznaczająca nowe połączenia. 
- Słucham ? 
- Nie mów słucham, bo Cię.. 
- Daga ! - przerywam jej śmiejąc się. 
- Sory 
- Co tam u Ciebie ? 
- U was. 
- Ooo Nora ! Cześć ! 
- Cześć pączuszku ! 
- Pączuszku ? Czego wy się narajałyście ? - mówię śmiejąc się. 
- My ? Chyba ty ! 
- Ja, czego ? 
- No wiesz wygrałaś.. - ciągnie Nora. 
- Jeden mecz ! - śmieję się. 
- Jeden mecz, a Power pęka z dumy.. 
- Nora, skończ ! 
- Nie, Michala nie skończę. Bo wiem, że go kochasz tak jak on Ciebie... 
- Wiesz co Ci powiem ? Jak by mnie kochał tak jak twierdzisz to pozwoliłby mi rozwijać swoje zainteresowanie i nie przeszkadzałoby mu, że robię to co kocham ! - krzyczę do telefonu i czuję, że łzy znów napływają mi do oczu. 
- A może to Ty kochałaś go za słabo ? 
- Za słabo ? Chyba za mocno. 
- Nie da się kochać kogoś za mocno. - wtrąca się Daga. 
- Widocznie się da. 
- Powinnaś do niego wrócić. - mówi znów Nora. 
- Ale po co ? Po to żeby mnie kolejny raz wyruchał i darł się że ważniejszy jest dla mnie tenis ? 
- A jest ? 
- Dzisiaj stwierdzam, że jest. 
- Wiesz, nie spodziewałam się tego po Tobie. Tenis Cię zmienia. - mówi troszkę ciszej Nora jak gdyby bojąc się mojej reakcji na te słowa. 
- A może czas już zacząć się zmieniać ? A nie ciągle chodzić na imprezy i wyrywać kolejną dupę na jedną noc, co Daga ? 
- Jak przeszkadza Ci jaka jestem to chyba tylko i wyłącznie Twój problem. 
- Tak mój, bo to ja przyjaźnię się z dziwką. - mówię, a po chwili gryzę się w język, ale wiem, że jest już za późno. Jak zawsze, jak zawsze gdy jestem wściekła mówię o parę słów za dużo. - Przepraszam Daga, nie chciałam. - zaczynam znów. 
- Jak ty nie chcesz przyjaźnić się z dziwką to ja z tenisistką. - kwituje, po czym w telefonie słyszę paręnaście przeciągłych, irytujących pikań oznaczających koniec rozmowy. 
Rzucam telefonem o stół i czuje jak cała płonę. Płonę ze złości, z cholernej złości, bo wiem że przesadziłam. Kładę się na łóżku i czuję jak pieką mnie oczy, z których po chwili wydobywają się łzy. Tak wiem, że wszystko się psuję, tak wiem że nie jest i już nigdy nie będzie tak jak przedtem, bo z dnia na dzień oddalamy się od siebie coraz bardziej i dziś już nie wiem czy mogę nazwać je moimi przyjaciółkami.
 Nawet nie wiem kiedy zasypiam budzą mnie promienia słońca przedzierające się przez fioletowe zasłony. Wokół pustka, nawet nie wiem o czym myśleć. Z kim wiązać marzenia. Zamykam oczy i widzę ciemność. Próbuje sobie kogoś wyobrazić i nagle zdaje sobie sprawę, że nie mam nikogo w głowie. A to, co miało kiedyś sens, odeszło. Zabiłam to w sobie. Zabiłam swoją przyjaźń, która miała być na całe życie, zabiłam swoje uczucie do Piotrka, i co chyba najbardziej bolesne zabiłam chęć gry w tenisa. Znowu.. 
Po chwili orientuje się, że jest już po 19 więc wkładam bluzę i wychodzę z pokoju. Swoje kroki kieruje do stołówki wypełnionej sportowcami.  
Siadam przy stoliku z talerzem kanapek. Po chwili czuję jak czyjeś ręce lądują na moich oczach. Znam ten zapach, no kurde znam te dłonie..


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

No jak tam ? Wiem, wiem, że waszym zdaniem powinnam skończyć już ten temat z Powerem, ale cały czas mnie jeszcze do niego ciągnie. :P 
Jak czytam wasze komentarze to zastanawiam się czasem skąd wy macie takie pomysły.. :)
Czasem wymyślacie coś o czym ja nawet nie myślałam. :D
Kiedy kolejny rozdział ? Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia,ale myślę, że niedługo.
Co tam u was słychać ? 
U mnie cały tydzień zalatany, szczerze powiedziawszy do tej pory dziwie się samej sobie jak wytrzymałam ten poniedziałek, ponieważ do 17:30 grałam mecz, a jak same wiecie o 18 był mecz Resovia:Skra, na który nie mogłam sobie odmówić nie pójścia. 
Jeżeli jest tu ktoś kto był na tym meczu to serdecznie pozdrawiam tę osobę i dziękuję za pomoc w tworzeniu atmosfery, bo czułam się podobnie jak w finał rok temu. ;3 







Jedno z moich ulubionych zdjęć z tego meczu. :) 






Resovia ! 




P.S 
Zdjęcia pochodzą stąd . :) 
Jakiś króciutki ten rozdział wyszedł, więc przepraszam. ;3



sobota, 2 marca 2013

Rozdział piąty



Kolejna kropla potu, kolejny siniak, kolejna brudna szrama na jasnej sukience, kolejny zerwany naciąg w rakiecie, kolejne przekleństwo. Tak wygląda dla mnie 26 lipiec, czyli przeddzień oficjalnego otwarcia olimpiady. 
Spocona, brudna, poobijana i mokra przez nieustanny deszcz zmierzam w kierunku mieszkania. Po drodze spotykam się z dziwnymi spojrzeniami skierowanymi w moim kierunku. 
- A ty co pod rynną stałaś ? - naśmiewa się jeden z polskich sportowców. 
- Nie z treningu wracam. - odpowiadam z tzw. mordem w oczach. 
- Nie drażnij jej, dzisiaj praktycznie każdą zagrywkę zepsuła, więc może Cię pożreć. - śmieje się Adam. 
- Zamorduje Cię ! - wrzeszczę w kierunku trenera. 
- Widzisz ? - śmieje się do sportowca, po chwili dołącza do niego grupa naszych siatkarzy wracających z treningu. 
- A jebcie się wszyscy ! - krzyczę, po czym wpadam cholernie wściekła do pokoju. 
Po krótkiej chwili stoję pod prysznicem, leci na mnie parząca moje ciało woda, całą łazienkę wypełnia para i zapach truskawkowego żelu pod prysznic. Jestem wściekła na siebie, na Adama, na wszystko. Dwa dni przed pierwszym meczem przechodzę kryzys. Mam dość, prawie że się poddaje. Dwa dni przed wymarzonym starciem, mam ochotę spakować się i wyjechać. Zostawić, porzucić marzenia, pragnienia, zapomnieć o wyrzeczeniach, które składałam od 7 lat i tak po prostu się poddać. Jest mi ciężko, cholernie ciężko. Co raz gorzej, wstaję rano i zapieprzam na treningu, zostawiając na nim hektolitry potu, cierpienia, łez bezradności, następnie w samotności jem szybki obiad, kolejny trening z kolejną dawką smaku porażki, który czuje przez to że nie wychodzą mi najprostsze odbicia. A następnie zasypiam ze łzami w oczach, zresztą z nimi się też budzę. Kocham go, tęsknie, brakuje mi jego lekko zachrypniętego głosu, smaku jego ust, które przypominają smak wódki pomieszanej z kremem Nivea, którego używa nałogowa i smakiem cieniutkich L&M. Tęsknie za zapachem limonkowych perfum i drapiącymi moje policzki zarostem. Po prostu tęsknie za Piotrkiem..
Krótko po 22 nie wytrzymuje tego napięcia, bezradności, cierpienia. Ciskam kolejną bluzką w ścianę krzycząc i płacząc jednocześnie. W tym momencie nie pomaga oglądanie meczów siatkówki, które zawsze w najgorszych chwilach dodają mi pewności siebie i sprawiają, że z powrotem zaczynam stawać do pionu. Nie pomaga telefon do Dagi, Nory, babci czy mamy. Nie pomaga ulubiony odcinek wojewódzkiego, przy którym zazwyczaj w takich momentach śmieje się do łez. Nie pomaga smak soku pomarańczowego, ani smak zakazanych cukierków. Nie pomaga ulubiona piosenka, nie pomaga nic.. Wstaję, zakładam szarą bluzę z flagą Polski na piersi, wyglądam za okno, za którym zdecydowanie poprawiła się pogoda, włączam naszą piosnkę i wychodzę, wręcz wylatuje z mieszkania. 
Pokonuje kolejny kilometr po wiosce olimpijskiej, kolejne kółko wokół klombu, w uszach słyszę już kolejny raz ulubioną piosenkę. W końcu ze zmęczenia padam na trawnik. Nie przejmuje się tym, że łamie swoje zasady, bo po co mi one jak nie ma miłości, a jak nie ma miłości to nie liczy się już kompletnie nic..Leżę, wdychając zapach mokrej trawy. Po chwili stwierdzam, że się rozchoruje jak dłużej będę na niej leżeć więc siadam na ławeczce i sama dziwie się sobie, że jestem taka ostrożna przeciwko jakiejkolwiek chorobie. Znów czuje jak do oczu napływają mi łzy, w uszach rozbrzmiewa piosenka
Nagle ławka jakby się ugina pod ciężarem jakiegoś osobnika. Nie podnoszę głowy aby sprawdzić kim jest. Nie mogę, a może nie chce, żeby ktoś zobaczył płaczącą Michalinę Zawadzką, bo przecież Michala wyznaje taką zasadę, że tylko słabi płaczą.. Czuję jak czyjeś ciężkie ramie oplata moje plecy, delikatnie podnoszę głowę i widzę niebywale brązowe oczy. 
- Co jest ? - pyta. 
- Nic 
- Przecież widzę, że coś nie gra. Bez powodu takie ładne dziewczyny nie płaczą. - uśmiecha się do mnie zachęcając, abym opowiedziała mu co leży mi na sercu. Nie wiem nawet dlaczego postanawiam mu zaufać i powiedzieć to czego jeszcze nikt nie słyszał. 
- Dzień przed tym jak tu przyjechałam zerwał ze mną chłopak, z którym byłam 4 lata. Zerwał ze mną przez tenisa, bo nie miałam dla niego czasu. - zaczynam drżącym głosem. - A najgorsze jest to, że nadal go kocham i przez to się chyba załamuje i nawet nie potrafię grać, cały czas źle trzymam rakietę, nie potrafię prze serwować piłki za siatkę. Nic mi nie wychodzi, jestem do dupy. - ciągnę dalej. - A po za tym łamie swoje zasady, miała nie upadać nie płakać, a ciągle to robię. 
- Zasady są do dupy uwierz mi. - mówi brązowooki. 
- Ale.. kurwa no nikt mnie nie kocha. Wiem teraz zachowuje się jak rozwydrzona nastolatka, ale czuje się beznadziejnie. Lada dzień spełnią się moje największe marzenia, a ja ryczę dlatego, że zerwał ze mną chłopak. 
- Michala on na Ciebie nie zasługiwał. 
- Skąd możesz o tym wiedzieć jak go nie znałeś ? - zaczynam się oburzać. 
- Skąd ? Tylko idiota mógłby porzucić taką dziewczynę. - mówi, a ja uśmiecham się nikle. - No to co tam słuchasz ? - podaje mu słuchawkę, a on zaczyna się uśmiechać. - Lubię ją. 
- Ja też. - odpowiadam. 
- Mogę Ci coś obiecać ? 
- Jasne. 
- Zaśpiewam tą piosenkę na Twoim ślubie, bo jestem pewny, że znajdzie się taki szczęściarz, za którego wyjdziesz. - uśmiecha się. 
- Zgoda. 
- A teraz chodź spać. - mówi, pociągając mnie delikatnie za dłoń. Odprowadza mnie pod drzwi, a sam znika za sąsiednimi. 
Spoglądam na zegarek jest 24 kładę się łóżka, a w uszach brzmi mi już tylko jedna piosenka. Może faktycznie Power nie był mnie wart. 
Uśmiecham się na samą myśl o moim spotkaniu z brązowookim i zasypiam. 

Budzi mnie wrzeszcząca krowa. Tak moim budzikiem jest krowa i zabrałam ją ze sobą do Londynu. Moja wina, że mam do niej sentyment i nie zamierzam jej wyrzucać ? Zakładam na siebie niebieskie spodenki w dłonie biorę rakietę i zmierzam w kierunku czarnego audi. 
- Cześć Adam - uśmiecham się. 
- O jakiś dobry humor masz, okres Ci się skończył czy co ? - naśmiewa się. 
- Zamknij się, jedziemy. 
Kolejne hektolitry potu, stłuczone kolana, zgubione piłeczki. Niby wszystko wygląda tak jak wczoraj,ale tak naprawdę jest lepiej, jest 100 razy lepiej. Wreszcie się uśmiecham i to dzięki brązowookiemu. Uśmiecham się i gram, tak gram, a nie "szlajam" się po korcie. 
Po 14 zasiadam z talerzem sałatki greckiej w stołówce. 
- I jak dzisiaj lepiej ? - pyta Adam. 
- A nie widać było ? - zaczynam się śmiać. 
- No tak, tak.. - zaczyna mówić, ale ja się wyłączam. Wstaje z impetem z krzesła i biegnę w kierunku wysokiego bruneta, przyciągając uwagę połowy stołówki. 
- Michał ! Michał dzięki za wczoraj, naprawdę dzięki. - uśmiecham się do niego. 
- Spoko Michala, ale ta obietnica to aktualna ? - pyta. 
- Jasne - śmieje się odchodząc. 

Krótko po 23 całą Reprezentacją Polski wkraczamy na Stadion Olimpijski. Cała 80 tysięczna publiczność klaszcze, na trybunach błyskają lampy z aparatów. A ja i 217 osób z Polski maszerujmy po brązowej nawierzchni. Czuję jak spełniają się moje marzenia, bo chociaż jeszcze nic nie wygrałam to jestem tu. Jestem w miejscu, w którym mogą być tylko wyjątki, nieliczni. Czerwono-biała sukieneczka delikatnie wiruje w rytm powiewu ciepłego wiatru, a ja idę.. Idę po marzenia. 
Zapalenia znicza olimpijskiego jest dla mnie nader magiczną chwilą. Czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju. Płomienie oświetlają cały stadion, stoję i patrzę na nie, aż oczy zaczynają mnie piec od gorąca buchającego od znicza. 

Równo o 1 w nocy zasypiam, zasypiam z myślami o jutrzejszym pierwszym w swojej karierze tak ważnym meczu. Pierwszym i mam nadzieje, że nie ostatnim.. 





-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 


Dzień dobry. :) 

Jak tam ? :P 
Mam do was pytanie. Czy taka długość odpowiada, bo nie za bardzo wiem ? Bo niektóre są dłuższe inne krótsze.  


 MISTRZ ! :) 


Lubię ten filmik ! 

Pozdrawiam. Idalia. ;3 

P.S 
Czy wy też tak bardzo nie możecie się doczekać sezonu reprezentacyjnego ? :P 






piątek, 1 marca 2013

Rozdział czwaty


 Wysokie budynki, słońce, czerwone autobusy, śmieszne budki telefoniczne, każda rasa człowieka, widzę białych, czarnych, żółtych, tych z oczami o wielkości ryżu i tych z wielkością pięciozłotówek, wysokich, niziutkich, różnokolorowe flagi, ale wszystkich uśmiechniętych. 
Jadę czarnym audi wynajętym na czas Olimpiady po zapchanych ulicach Londynu. W radiu od dobrych 30 minut słyszę o największych sportowcach świata dojeżdżających do wioski olimpijskiej. 

Po parominutowych formalnościach mijam dużą, ciemną bramę z logo Olimpijskim na szczycie. Tłumy wręcz tabuny ludzi. Duże grupki wysokich ludzi, chudziutkich dziewczynek z kokami, umięśnionych mężczyzn. Czuję się jak w zoo. Tysiące okazów najlepszych sportowców świata w jednym miejscu zamkniętych za metalową bramą dla reszty świata. 

Krótko po 18 otwieram drzwi wejściowe w blogu nr 4 - bloku Polskich sportowców. Na korytarzu spotykam się z niemałym zamieszaniem. Dwie nasze kajakarki zmierzając na trening z wiosłami rozbiły wazon i urządziły niemały harmider. Pod swoim mieszaniem nr 9 spotykam bardzo wysokiego, umięśnionego mężczyznę. 
- Czy mogę prosić o autograf ? - pytam drżącym z przejęcia głosem. Odpowiada mi śmiechem. 
- Jasne, ale nie wiem po co. Przecież teraz będziemy sąsiadami. - uśmiecha się. - Tomek Majewski - podaje mi rękę. 
- Michalina Zawadzka - odwzajemniam gest. 
- Gratuluje Wimbledonu ! - krzyczy odchodząc. 
- Dzięki. - uśmiecham się po czym przekręcam kluczyk w drzwiach. 
Białe ściany i meble tylko to rzuca mi się w oczy po pierwszym kroku. Następnie kuchnia, salonik, dwa pokoje i łazienka, wszystko urządzone w bardzo nowoczesnym stylu. Wychodzę na balkon. Widok jest niesamowity. Widać z niego całą wioskę olimpijską, małe sklepiki, tłumy ludzi i w tym ja. 18-latka, która po wieloletnich wyrzeczeniach spełnia marzenia. Spełnia najskrytsze pragnienia, które do tego momentu nie sądziła, że spełni. Błogą chwilę przerywa Adam wpadający do pokoju. 
- Za 10 minut w sali konferencyjnej, będzie jakieś spotkanie wszystkich sportowców czy coś w tym guście. 
- A no to chodźmy. 
- Sportowców, ja się do tego nie zaliczam. Idziesz sama. 
- Jasne, w takim razie moja noga nie poczuje podłoża w owej sali. - mówię nieskazitelnie poważnie. 
- Przestań, musisz. Idź ! - krzyczy po czym wychodzi. Przebieram się poprawiam makijaż, i nakładając duże beżowe słuchawki zmierzam w kierunki sali. 
Wchodząc do ogromnej, auli pomalowanej na niebiesko, rzucają mi się w oczy najlepsi polscy sportowcy, legendy, mistrzowskie. Osoby, które na co dzień są moimi autorytetami. Siadam na wolnym brązowym krzesełku wsłuchując się w słowa piosenki wyśpiewywanej przez jednego z ulubionych wokalistów. 

Konferencja zapewne byłaby bardzo nudna gdyby nie żarty Polskich siatkarzy, docinki sztangistów i niesamowicie zabawny śmiech Anity Włodarczyk. Wszyscy są jakby jedna wielka rodzina, każdy doskonale się zna. Mam wrażenie, że jestem troszkę od nich odizolowana. Niby się z nimi śmieje niby się do nich uśmiecham, oni odwzajemniają się tym samym, ale jedno mnie dziwi wręcz irytuje. Dlaczego oni kurde się tak gapią ? 
- Dobra, dajcie już dziewczynie spokój. - zaczyna się śmiać prowadzący konferencje niejakim Paweł. -  Przy "mianowaniu" na olimpijczyka nie mogła z nami być, bo miała ważny turniej o czym doskonale wiecie. Więc przedstawiam wam naszą nową koleżankę Michalinę Zawadzką. - czerwienie się, buraczeje, paraliżuje. Co to kurwa jest ? Jakieś prima-aprilis ? Nie oczekiwałam czegoś takiego. Wpatruje się w nich głupkowato oni we mnie też, uśmiechając się przyjaźnie. - Michalina może opowiesz coś o sobie, bo wiesz my się tu wszyscy znamy, a Ciebie w zasadzie w ogóle. - Patrzę na Pawła jak na idiotę po czym z moich ust wydobywa się dźwięk, głos, który jakby nie przypomina mojego. Raczej przypomina pisk kury albo kaczki. 
- Cześć, jestem Michalina.. - zacinam się, tak doskonale Michala ! Nie masz już kiedy się zacinać ! Nagle wszyscy wybuchają śmiechem, a mi zaczyna robić się niedobrze. Czuję się jak nowa uczennica w podstawówce. Obserwowana przez wszystkich zgromadzonych.
- Michalina słuchaj każdy z nas przez to przechodził i oni teraz wyją ze śmiechu, ale uwierz co poniektórzy zachowywali się idiotycznie. Na przykład niektórzy wymiotowali. - uśmiecha się w moim kierunku prowadzący. 
- Musisz zawsze o tym wspominać ? - udaje obrażonego Janikowski. 
- Więc czym się interesujesz ? Jak mamy do Ciebie mówić. 
- Interesuję się tenisem, bo w zasadzie tylko na to mam czas. Ale chyba moją największą pasją jest siatkówka, w końcu mieszkam na przeciwko Podpromia. - tu słyszę śmiechy siatkarzy i ja także zaczynam się śmiać. Tak to ten moment w którym zaczynam się rozluźniać. -  I to chyba tyle. - uśmiecham się nieśmiało. 
- A jak mamy do Ciebie mówić ? 
- Michala. - kończę promiennym uśmiechem. Kolejne 20 minut to informacje ogólne. 

Po 21 kładę się spać, ponieważ tak bardzo jestem zmęczona dzisiejszymi przygodami, że na nic nie mam siły. I kiedy zaczynam odpływać w krainę morfeusza zza ścian dobiega mnie głośna muzyka, śmiechy i krzyki. No kurwa zaraz komuś zapierdole ! Klnę cicho, wkładając bluzę. 
Z impetem otwieram sąsiednie drzwi z nr 10 i "na chama" wchodzę do głośnego pomieszczenia. Moim oczom ukazuje się dość dziwny widok, ponieważ 6 siatkarzy Reprezentacji Polski w piłce siatkowej gra w Twistera. Gdybym nie była cholernie wściekła za zakłócanie mojego snu zapewne bym się roześmiała. 
- Jaja sobie robicie ? Jest prawie 22 ! Niektórzy kurwa chcą spać ! - wydzieram się na nich. Dopiero po chwili zaczynają rozumieć sens moich słów. 
- Oj przepraszamy. Już będziemy cicho. - odzywa się Winiarski. 
Odwracam się i z powrotem kładę w łóżku.
 Ta Olimpiada zapowiada się iście zajebiście ! Wzdycham cicho. A więc pierwszy dzień za mną. Stwierdzam ze łzami w oczach, bo przypomina sobie o Piotrku.. 

Kolejny tydzień to maraton marzeń. Maraton dlatego, że mój dzień zaczyna się o 5, a kończy o 23. Cały dzień poświęcony jest treningom, ale chyba każdy sportowiec tak spędza ten czas, ponieważ mimo że jestem tu już tydzień to naszych sportowców spotykam zaledwie jeden raz w przeogromnej stołówce. I chociaż są moimi sąsiadami to nawet nie mam czasu zamienić z kimkolwiek chodź by zdania. 
Marzeń dlatego, że po prostu spełniam swoje marzenia. 

Nie ubłagalnie zbliża się ten wielki dzień. Dzień Otwarcia Igrzysk Olimpijskich. 



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 

Siem. :) 

Wiem, wiem miałam nie pisać dzisiaj, ale jakaś taka wenka mnie doszła. hahaha.. 
W przyszłym odcinku spodziewajcie się większej częstotliwości siatkarzy ! ;3 


Tylko Sovia !  

Pozdrawiam :)