poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział dwudziesty ósmy


Podjeżdżamy pod śliczny, mały domek za Rzeszowem. Uzgodniłam z rodzicami, że to u nich spędzę ten miesiąc, a nie sama w Rzeszowie. Wchodzę do pokoju ( ten drugi ) , od którego aż bije to niewyobrażalne ciepło. Kładę się na łóżko, wpatrując się w białe deski. Po chwili czuję jak łóżku ugina się pod ciężarem drugiej osoby, a do nozdrzy dostaje się zapach maminych perfum. Przekręcam się na bok, wtulając się w jej ciepłe ciało. 
- Kochanie. 
- Mamuś. Czego musi być tak trudno ? 
- Nie wiem Misia, nie wiem. - całuje mnie delikatnie w czubek głowy. Przymykam powieki, ale nie na długo, bo po chwili otwierają się one na dźwięk szuranych o podłogę kapci taty i zapachu kakao, które zawsze razem pijaliśmy. Siada na drewnianym, błękitnym krześle tuż przy toaletce, na której ustawia trzy czerwone kubki parującego napoju i uśmiecha się. Uśmiecha się tak bardzo podobnie do mnie. 
- Czasem żałuje, że zdecydowałam się na poważnego tenisa. - siadam na łóżku, opierając się o jego ramę i sączę kakao. 
- My czasem żałujemy, że Ci na to pozwoliliśmy, bo przez to tak rzadko się widzimy, ale zaraz przestajemy kiedy widzimy jak się uśmiechasz, kiedy oglądamy turnieje z Tobą, kiedy słyszymy, że dwie trzecie tenisistek na świecie się Ciebie obawia. Michala jeśli powiedziało się "A" to trzeba dokończyć cały alfabet, bez względu na to co się dzieje. Zawsze przychodzą chwile zwątpienia, chwile smutku, zawsze przychodzi taki moment że jest źle, że nic się nie chce, ale tak na prawdę w głębi duszy, tu.. - przykłada rękę do serca. - chcesz tego. I ja to widzę. Słuchaj to tylko. Podkreślam tylko i wyłącznie kontuzja. Każdemu sportowcowi się to zdarza, a z Michałem się pogodzisz, nie widzieliście się przez 5 miesięcy i po prostu musicie się nauczyć siebie na nowo. 
- Ale on wyjeżdża do Maceraty na następny sezon. - spuszczam głowę, ocierając pojedynczą łzę spływającą po lekko zarumienionym policzku. 
- Dacie radę. - ściska moją dłoń. - Słyszysz Miśka ? Dacie radę, widzę jak na siebie patrzycie, jak bardzo się kochacie, a kłótnie się zdarzają. Popatrz na nas. - uśmiecha się do taty. - Jesteśmy małżeństwem 25 lat, a ogólnie jesteśmy ze sobą 30. Też bywały takie momenty, że na tydzień potrafiłam się wyprowadzić z domu po jakiejś kłótni. Ja mam inny charakter, tata ma inny i Ty i Michał też macie inny charakter co sprawia, że czasem trudno się dogadać. 
- Mamo tydzień ! Ja go ostatnio widziałam pięć miesięcy temu, teraz jestem tu, wrócę wtedy, kiedy oni będą wyjeżdżać na Ligę Światową, potem potrenujemy niecały miesiąc ze sobą w Spale, a w Rio nie będzie czasu na romanse i związki i co ? I on we wrześniu wyjedzie do Włoch, a ja zostanę sama. 
- Całą winę zwalasz na niego. - patrzy mi prosto w oczy, aż przechodzą mnie ciarki. - Pomyśl. Wyjechałaś do Stanów, aby się rozwijać, tracąc przy tym Norę i Dagę i w pewien sposób Michała. Żałujesz ? - kręcę przecząco głową. - Widzisz ? Daj mu się rozwijać. On też ma marzenia, też ma jakieś pragnienia i plany, do których dąży. Wiesz jak dla Ciebie ważny jest tenis, pomyśl że dla niego tak ważna jest siatkówka. - po chwili zostawiają mnie sama. Samą z życiem. Samą z problemami. 
Przymykam powieki i zasypiam. 
Budzi mnie zapach naleśników. Schodzę ze schodów, a raczej z nich skuśtykuję. Wspólnie z rodzicami zjadam obiad, a po nim wychodzę na zewnątrz, gdzie siadam na huśtawce, na której bujam się w przód i w tył. Nakładam na uszy szare słuchawki, z których płynie spokojna, kojąca piosenka. Myślę, bije się z własnymi uczuciami. Jest mi smutno. Jest mi smutno, bo nie wystąpię w Wimbledonie, ale jest mi jeszcze bardziej smutno z tego powodu iż Michał znów wyjedzie. Wiem, nie mogę mieć mu tego za złe. Rozwija się. Uprawia siatkówkę na najwyższym poziomie, o czym marzy każdy siatkarz  Od tego sezonu będzie grał w jednym z najlepszych klubów na świecie. Tak w głębie duszy rozumiem go i jestem z niego cholernie dumna. Ale również się boję, tęsknie, przeżywam, cierpię. W końcu jestem człowiekiem. Podwijam prawą nogę w kolanie, spoglądając na lewą kostkę. A co jeśli po kontuzji nie wrócę do formy? Co jeśli nie uda mi się w pełni przygotować do Igrzysk? Zawiodę swoich najbliższych, zawiodę fanów. Zawiodę siebie. Cztery lata temu mogłam sobie na to pozwolić, bo nie byłam jeszcze taka znana, bo nikt na mnie nie stawił. W tym roku jest inaczej. W tym roku muszę dać z siebie więcej niż zawsze. Wbijam paznokcie w prawe udo, wpatrując się w liściasty las za domem. Przymykam oczy, wyobraźnia pracuje. Nasze pierwsze spotkanie. Ławka w wiosce olimpijskiej. Delikatny wiatr, byłam wtedy smutna, samotna, zła, a on Michał Kubiak mnie z tego wyciągnął. To on pomógł mi wygrać te Igrzyska. To z miłości do niego byłam w stanie robić tyle okropnych rzeczy. 
Ten dzień. Dzień przed pierwszymi Igrzyskami. Dom Piewniczaków i słowa Piotrka : " To jak jestem dla Ciebie najważniejszy to skończ z tenisem." I ten przerażający bólTen przerażający moment, kiedy miałam wybrać pomiędzy tenisem, a Piotrkiem. To uczucie. To uczucie, które informuję mnie, że nie powinnam się wściekać na Michała. Bo on też chce się spełniać jak ja. "Co Cię nie zabije to Cie wzmocni." a ja wierzę, że te wyjazdy nas wzmocnią, bo nasza miłość jest zbyt silna. Zbyt silna, aby cokolwiek ją złamało. Ponownie przymykam zmęczone powieki, opieram się o oparcie huśtawki, a w moje nozdrza przedostaje się tak przyjemny zapach. Tak doskonale znany mi zapach. Czuję jak ktoś zsuwa mi z uszu słuchawki, a po chwili dobiega mnie lekko zachrypnięty głos. 
- Przepraszam Cię. Zamiast Cię wspierać..
- Cicho. - odwracam się przerywając mu. Muskam delikatnie jego wargi. 
- Przepraszam. 
- To ja przepraszam, że uniemożliwiałam Ci rozwijanie się. - siada koło mnie, obejmując mnie ramieniem. - Damy radę Misiek. 
- Damy. - ściska moją dłoń, całując mnie czoło. 



Przez pierwsze dwa tygodnie leże na kanapie oglądając telewizje lub grając w jakieś bezsensowne gry, następne dwa tygodnie mam podporządkowane masażom i rehabilitacji. Nawet nie zauważam, kiedy zleciał ten czas. 
Wychodzę z ojcowskiego nissana, ciągnąc za sobą dwie walizki i torbę z rakietami. Wciągam zapach spalskich lasów, przymykając delikatnie oczy chroniąc je przed słońcem. 
- To do zobaczenia w Rio? - uśmiecha się mama. 
- No mam nadzieję. - śmieję się zostawiając na jej policzku delikatny całus. Uśmiecham się do nich jeszcze raz, po czym wchodzę do ośrodka. Dostaję ten sam numer pokoju co miesiąc wcześniej. Już od progu wita się ze mną Tomek Majewski wybierający się na trening. Odstawiam walizki na łóżko, wyjmując z nich po kolei rzeczy. Uśmiecham się, kiedy zza drzwi dochodzi mnie rozbrajający śmiech Anity Włodarczyk i gaworzenie naszej pary kajakarek. Tęskniłam za tym wszystkim. Tęskniłam od czterech lat. Kiedy wpatruję za widoki za oknem słyszę jak drzwi gwałtownie się otwierają, a po pokoju roznosi się donośny, roześmiany głos Adama. 
- Masz tutaj plan najbliższych dwóch miesięcy. - rzuca mi na łóżko białą kartkę i jak szybko wszedł tak szybko wychodzi. Podnoszę papier i wczytuje się w tekst. 

" 6:15 - biegi, zbiórka pod ośrodkiem
7:00 - toaleta
8:00 - śniadanie
10:00 - 12:00 - trening 
14:00 - obiad
14:30 - 17:00 - sjesta
17:20 - 19:00 - trening ( możliwość zamienienia na siłownie )
19:30 - kolacja
20:00 - fizjoterapia, masaże, basen itp.
23:00 - 6:00 - cisza nocna" 

- O kurwa. - opadam zrezygnowana na łóżko. Przecieram powieki, spoglądając na zegarek, który wybija 15. Trafiłam na sjestę śmieję się cicho. Po czym wstaje i zaczynam rozpakowywać się dalej. 
Reszta dnia mija bez zbędnych komplikacji. O 22, po krótkiej rozmowie na skypie z Michałem układam się spać. 
Kolejne dni są koszmarem. Pobudka o 6 i biegi, co się okazało ze sprinterami i zawodowymi biegaczami. To najgorszym fragmentem dnia. Zazwyczaj jestem tak zamęczona, że zdarza mi się przysypiać na masażu u Agnieszki co niesamowicie śmieszy mój sztab szkoleniowy, no ale oni w końcu nie muszę tyle zasuwać. W połowie lipca, po zajęciu przez reprezentacje polski w piłce siatkowej mężczyzn trzeciego miejsca w lidze światowej, siatkarze przyjechali na dalsze przygotowania do olimpiady do Spały. Odbyła się mała feta opijająca sokami brąz. Misiek z Zibim zajęli pokój na przeciwko mnie co umożliwiało Michałowi odwiedzanie mnie w nocy, za co dostaje bure od Anastasiego. 

- Czerwony czy niebieski? 
- Niebieski. 
- Ale czerwony jest bardziej seksowny. - marszczę brwi przysłuchując się rozmowie dochodzącej zza drzwi. 
- A co ja kurwa sex będę uprawił?
- No nie. - wychylam się za drzwi obserwując Kurka drapiącego się po czole.
- Jarski, Kuraś? - patrzę na nich pytająco.
- Ta łazenga nie umie mi pomóc. - Bartek kiwa głową na Jarosza. 
- A co jest?
- Kurek będzie się oświadczał. - szczerzy się Kuba spoglądając na przyjmującego. 
- No to Michaśka czerwony czy niebieski krawat? 
- A masz czarny garnitur?
- Nie, czerwony. - kręci głową.
- Masz czerwony garnitur? - strzelam sobie facepalma, opierając się plecami o ścianę. 
- Tylko czerwony wziąłem z domu. 
- A kiedy planujesz oświadczyny? 
- W sobotę zabieram Monikę nad morze. Anastasi mi pozwolił na weekend. - szczerzy się jak bułka do sera.
- A dzisiaj jest środa, pojedziemy jutro w czasie sjesty do Łodzi to tylko godzina drogi. Kupimy czarny garnitur, a wtedy sobie możesz i zielony z kurami krawat założyć. - kręcę zrezygnowana głową wyobrażając sobie Kurka w czerwonym garniturze i niebieskim krawacie. 
- Dzięki Michaśka ! - słyszę jeszcze głos przyjmującego zza drzwi. 


Czwartek 
Po pokoju roznosi się wycie mojego budzika przypominającego o porannym treningu, więc wkładam czerwoną, treningową spódniczkę i biały top. Kręcąc tyłkiem przed michałowym nosem, który akurat schodzi na dół zmierzam na kort. 
- Jestem. - rzucam bidonem z wodą na ławeczkę, przypatrując się Adamowi, który wyrównuje mączkę. 
- Okej. Rób rozgrzewkę, dzisiaj mam dla Ciebie niespodziankę. 
- Ooo ! - wyję zadowolona, zaczynając się rozciągać. 

- Oto twoja niespodzianka. - odzywa się trener za moimi plecami, kiedy kończę się rozgrzewać. Odwracam się gwałtownie, a moim oczom ukazuje się Michał z jedną z moich rakiet w ręku. 
- Że co? 
- Zagracie sobie mini sparing, poćwiczysz przy nim odbiór mocnych serwisów. 
- Przecież ja go pokonam z zamkniętymi oczyma. - zginam się w pół ze śmiechu. 
- No zobaczymy kochanie. - uśmiecha się chytrze Kubiak klepiąc mnie po tyłku. 


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, hej :D 

W tym tygodniu na 100 % nic się nie pojawi, ponieważ w piątek wyjeżdżam do Włoch i cały tydzień nie będę miała czasu :P 
Nowy rozdział pojawi się za tydzień lub za tydzień w poniedziałek. Ale doda go moja przyjaciółka lub mój chłopak, tego jeszcze nie wiem. :D 
Oczywiście będzie napisany przeze mnie. :) Tylko notka pod spodem będzie się jakoś różniła. Mam nadzieję, że ją albo jego polubicie . :) 
Rozdział będzie 4 lub 5, a potem dopiero gdzieś koło 14.08

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział dwudziesty siódmy


Ciemna ciecz pełna przeróżnych witamin orzeźwia mój organizm. Rozglądam się po zadbanym, sporym korcie. 
2:2 w drugim secie, pierwszy natomiast wygrałam do 3. Przegryzam wargę, poprawiam naciąg rakiety i pewnym krokiem przy akompaniamencie braw publiczności zmierzam za końcową linię. Serwuje Angela. Odbieram jej silny serwis przebijając piłkę z forhendu w końcową linię. 
- Quinze for miss Zawadzka. - słowa Andrei roznoszą się po korcie, uśmiecham się i czekam na jej kolejny serwis. Uderza tak mocno, że odrzuca mnie przy odbiciu do tyłu. Biegnę, aby odbić piłkę spadającą tuż przy siatce. Lewa noga, prawa noga, ciężki oddech. Delikatnie podskakuję do góry i w tym samym momencie czuje jak przekręca mi się stopa. Upadam. Upadam krzycząc głośno. Łapie się za kostkę, zginając się w pół. Jęczę, czuję jak do oczu cisną mi się łzy. Zaciskam jednocześnie zęby i powieki. Drżę, kiedy tuż przy mnie pojawia się cały mój sztab, Andrea i Angela. 
- Co jest ? Miśka ! Miśka ! - krzyczy Adam. 
- Napierdala ! - dotykam delikatnie kostki, czując jak rozrywa mi cały dół nogi. Po policzku spływa pojedyncza łza. Ocieram ją szybko nadgarstkiem, a tuż przy mnie pojawiają się ciemne, metalowe nosze. 
- Weź ją Michał pod pachy. Przeniesiemy ją na nosze. - dopiero teraz zauważam Kubiaka. 
- Nie ! 
- Jak nie ?
- Ja skończę grać ten mecz. - zaciskam mocno zęby, podpierając się dłońmi o mączkę. Staram się wstać, chwieje się, ale w porę łapie mnie Michał 
- Nie pierdol, tylko wchodź na te nosze. - grzmi mi do ucha. 

Tomasz podaje mi tabletki przeciwbólowe w drodze do spalskiego szpitala. Połykam je zaciskając mocno pięść. Po 15 minutach dojeżdżamy do szpitala, robią mi rentgen i przeróżne badania. Wychodzę z beżowego budynku o kuli i ze stabilizatorem na kostce. Cierpię. Skręcenie stawu skokowego. Klnę kicając na dwóch badylach, potocznie zwanych kulami. Adam pomaga mi wsiąść do auta co sprawie, że wkurwiam się jeszcze bardziej. Drogę do ośrodka, a następnie z auta do pokoju pokonuje w słuchawkach na uszach, odpychając wszystkich napotkanych sportowców. Nie mam ochoty z nimi gadać. A oni doskonale mnie rozumieją. Ale nie to mnie jeszcze bardziej dobija. To twarz tej malutkiej, pryszczatej niuni Angeli. Przegryzam od środka policzki, sprawiając że moją buzię wypełnia krew. Wkurwiam się tak bardzo, kiedy kładę się na łóżku, a pod nogę Adam kładzie mi z 10 poduszek, aby moja noga była w górze. 
- Nikomu nie pozwól wejść. Nawet Michałowi. - nakazuje, kiedy kieruję się ku wyjściu. Kiwa głową, po czym opuszcza pokój zatrzaskując go na klucz. 
Włączam laptopa, na którym zaczynam oglądać moje finały z Wimbledonu. Począwszy od pierwszego, na którym byłam nikomu nie znaną Polką. Byłam osóbkę, na którą nikt nie stawiał. Po drugi i trzecie gdzie byłam murowaną faworytką, kimś kogo oglądało się z zapartym tchem. Aż po ten z tamtego roku, gdzie zostałam pokonaną przez tą, której dzisiaj już nie ma. I teraz tak bardzo jest mi źle. Tak bardzo jestem smutna, że aby być w formie na Igrzyskach Olimpijskich nie mogę wystartować w tegorocznym Wimbledonie. Tak kochanym przeze mnie turnieju. Piszę sms do Zbyszka, a następnie do Adama i po niecałych 10 minutach słyszę dźwięk przekręcanego kluczyka, a w drzwiach pokazuje się twarz Bartmana. 
- Co jest Miśka ? - przymyka drzwi, siadając na brzegu mojego łóżka. 
- Nic. Chciałam z kimś posiedzieć. 
- A Michał ? - spogląda na mnie pytająco. 
- Proszę. - patrzę na niego z wymalowanym grymasem na twarzy. Przestaje już mówić cokolwiek, przysuwa się bliżej mnie i zamyka mnie w swoim uścisku szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Siedzimy tak paręnaście minut w totalnej ciszy. 
- Chciałam żebyś to Ty przyszedł, bo przeżyłeś coś takiego i wiem, że mnie zrozumiesz, a po za tym jesteś moim najlepszym przyjacielem. - całuje mnie we włosy, po czym grzebie coś w laptopie, by po chwili włączyć odcinek wojewódzkiego. 
" - A najlepsi przyjaciele ? Zawsze Cię wspierają w tych trudniejszych momentach ? Bo podobno Ci przyjaciele z sukcesami są zwykle gorzej traktowani. 
- Nie. - kręcę głową. - Mam najlepszych przyjaciół na świecie, którzy są wstanie przyjechać do mnie o każdej porze dnia i nocy mimo iż mieszkają w innym kraju. "
- Michalina ? 
- Tak ? 
- Nikt nie wie jak pojawił się w Twoim życiu tenis. 
- Kiedyś wam powiem. Okej ? Obiecuję. - przykładam rękę na serce. Siedzimy tak jeszcze przez godzinę, po czym Zbyszek wychodzi, a ja zasypiam. 

Budzą mnie poranne promienie słońca. Zakładam reprezentacyjny dres, włosy związuje w kitkę, robię delikatny makijaż i o kulach schodzę do stołówki. Zajmuje stolik z Igłą, Zbyszkiem, Michałem i Winiarem. 
- Jak ? - patrzy na mnie pokrzepiająco Igła. 
- Wimbledon odpada, za miesiąc zaczynam normalnie trenować i przygotowywać się do Igrzysk. - spuszczam głowę, grzebiąc łyżką w musli. - Chyba wrócę na ten czas do Rzeszowa. 
- Jak to ? - oburza się Michał. 
- I tak tu będę robić to samo co tam, czyli siedzieć na dupie. A wolę robić to w Rzeszowie, gdzie jestem sama i nie muszę oglądać sportowców, którzy przygotowuję się na coś na co ja nie mogę. 
- I co tak po prostu pojedziesz ? Może zadzwonisz po Matta i urządzisz sobie kącik smutków tak jak dwa lata temu ?
- Chuj ! - mówię przez zęby, po czym uderzam go z całej siły w prawy policzek, zabieram kule i najszybciej jak potrafię, a jest to trudne idę do pokoju. Wyciągam dwie walizki, które wczoraj rozpakowałam i wpycham do nich ciuchy. Pakuję ostatnie torby, uprzednio dzwoniąc po rodziców, aby po mnie przyjechali. Przebieram się w coś bardziej prywatnego i kiedy zamierzam wyjść z pokoju, drzwi gwałtownie się otwierają i staje w nich Zbyszek. 
- Wiesz, że on nie chciał. - patrzy mi w oczy. - Po prostu bardzo dawno Cię widział i myślał, że spędzi z Tobą ten miesiąc do rozpoczęcia Ligi Światowej. 
- Mógł nie wyjeżdżać do Włoch. - spuszczam głowę i wiem, że źle mówię, że nie powinnam, ale nie mogę się powstrzymać. 
- To dlaczego nie przeprowadzisz się z nim do Maceraty ? Dlaczego z nim tam nie zamieszkasz ? 
- Bo to nie jest takie proste Zbyszek. Ja mam tu swój sztab. To nie jest tak jak w siatkówce, że mogę sobie zmieniać kluby i wszystko mi w nim wyłożą. O cały sztab walczę, całemu sztabowi płacę, on jest mój. I nie zabiorę go do Włoch, bo każda z tych osób ma tu rodzinę. I aż tyle dla mnie nie poświecą. - całuję go lekko w zarośnięty policzek i zmierzam ku wyjściu przed ośrodek. 
Czarny nissan rodziców po paru minutach podjeżdża pod żółty budynek, wsiadam do niego i ze słuchawkami w uszach i pojedynczymi łzami wracam do Rzeszowa. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak, wiem że krótki. 
Miał być jutro, ale pewien człek wyjeżdża nad morze i jutro nie mógłby go przeczytać. :P

środa, 24 lipca 2013

Rozdział dwudziesty szósty


Koniec października, listopada, grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień i wreszcie maj. 
Są dwa powody, dla których z tak wielkim utęsknieniem wyczekiwałam tego miesiąca. Po pierwszy Michał, Zbyszek i Asia wrócili z zagranicznych podbojów. A po drugie jest rok 2016, więc w Spale zaczynają się przygotowywania do Igrzysk Olimpijskich. Aż ściska mnie w żołądku, na myśl o tym że cztery lata temu o tej porze stresowałam się wyjazdem na pierwszy, dorosły, w pełni profesjonalny turniej jakim był Wimbledon. 
Chwytam w dłoń dwie turkusowe torby, torbę z rakietami tenisowymi i zmierzam do białego auta. 
- Hej. 
- Cześć. - uśmiecham się do Adama. 
- Gotowa ? - kiwam jedynie głową, po czym wsłuchuje się w słowa piosenki puszczanej ze słuchawek. Uśmiecham się delikatnie. I stwierdzam, że jestem szczęściarą. Jestem szczęściarą, bo mam ich. Spoglądam na kierowce. Adam, mój trener. Człowiek do tańca i do różańca. To z nim zapaliłam pierwszego skręta, to on zawsze wyciąga mnie z dołka. To on jest pierwszą osobą, która dowiaduje się o moich problemach. Ciemne okulary zsuwa na nos, przegryzając wargę. Połyka kawę z termosu, którą zapewne przygotowała mu żona. Alicja, to pielęgniarka w rzeszowskim szpitalu, żona Adama i matka dwójki dzieci, Karola i Klaudia, która jest tak uderzająco podobna do ojca. 
Obok Adama, na miejscu pasażera siedzi Szymon. Mój psycholog, człowiek któremu ufam bezgranicznie. Mąż, ojciec i kochanek. Ale o tym wie jedynie mój sztab, chociaż główni zainteresowani nie mają o tym pojęcia. Ukradkiem spogląda w oczy Agnieszki, mojej fizjoterapeutki. Uśmiecha się do niej i wiem, że przy następnym postoju na toalety na tych dwoje będziemy musieli zaczekać "trochę" dłużej. Agnieszka. To jedyna kobieta w moim sztabie. Zawsze wesoła, szczęśliwa i radosna przynajmniej taka wydaje się wszystkim naokoło. Bo kiedy spogląda się w jej oczy, widać smutek. Smutek i złość. Bo ona tak bardzo kocha Szymona, który ani myśli rozstać się ze swoją żoną. Agnieszka jest rzeszowianką, która zawsze towarzysz mi w czasie oglądania meczy. Jest zapalonym kibicem siatkówki. Pomiędzy mną, a Agnieszką siedzi Tomasz. Mój lekarz. Pracuje z nami dopiero od roku, więc w zasadzie nie wiele mogę o nim powiedzieć. Może jedynie to, że jest największym żartownisiem w tym samochodzie. Potrafi rozśmieszyć nas do łez. A po za tym jest świetny w swoich fachu. 
Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma za sobą inną historię i inną historie buduje. Czasem mnie irytują, czasem mam ochotę ich wyrzucić, ale tak w głębi serca bardzo mocno ich kocham. Każda z tych osób poświęciła coś dla mnie. Oni tęsknią. Im wszystkim tak bardzo brakuje swoich najbliższych. Czasem jest tak, że wyjeżdżają na początku stycznia, a wracają pod koniec lutego. Jestem im wdzięczna. Bardzo wdzięczna, że są mimo wszytko. Że mnie wspierają. Że mi pomagają. 


3 godziny później

- Miśka, załatwiłem Ci pokój naprzeciwko Kubiaka i Bartman. Tylko spokojnie. - Adam szepcze mi do ucha śmiejąc się cicho. 
- Dzięki ! Dzięki ! Kocham Cię. - krzyczę mu do ucha. Po chwili widzę jak ze spalskiego ośrodka wychodzi Michał. Puszczam torby i biegnę w jego stronę. Rzucam mu się na szyje całując jego wargi. 
- Tęskniłam. - szepcze przykładając czoło do jego czoła. 
- 5 miesięcy. 5 miesięcy bez Ciebie. - mówi delikatnie całując moje usta. Po chwili słyszę pstryk aparatu i dostrzegam obok nas dziennikarzy. Wracamy po walizki, które po chwili ciągnie Kubiak i idę wraz z moim chłopakiem do ośrodka. Dostaję kluczyk i windą wjeżdżam na 2 piętro,  gdzie przemieszczam się do pokoju. Odkładam torby przy łóżku, rozglądam się po pokoju delikatnie się uśmiechając, kiedy czuje jak opatulają mnie michałowe ręce. Chichocze cicho, kiedy przegryza płatek mojego ucha. 
- Zawadzka ! - drze się Bartman, gwałtownie wchodząc do pokoju. 
- Cześć Zbysiu ! - odrywam się do Miśka, po czym wtulam się w ciepłe ciało atakującego. - Jak Kazań ? 
- Cudo, ale wracam do Włoch.
- Gdzie?  
- Macerata złotko ! - śmieję się. 
- Ja też. - Michał spuszcza głowę spoglądając na mnie spod rzęs. - Przepraszam, że znów wyjeżdżam, ale.. 
- Michał rozumiem. - gestem ręki wskazuje na łóżko, na którym po chwili siadają jedni z najważniejszych facetów w moim życiu. Usadawiam się pomiędzy nimi wtulając się w Michała. 
- 12 sierpnia 2017 roku w Bydgoszczy biorę ślub. - mówi Zbyszek uśmiechając się rozbrajająco. 
- O japierdziele ! - podskakuje na łóżku i kolejny raz w przeciągu ostatnich paru minut przytulam Bartmana. 
- A wy kiedy ? - pyta Zibi, za co gromie go wzrokiem. - Dobra, przepraszam ! - unosi ręce w geście obrony. - A ty Zawadzka ? Co porabiałaś od kiedy się ostatnio widzieliśmy, czyli od Sylwestra ? 
- Pięć razy zaszłam w ciąże i wybudowałam dom za Rzeszowem, przy którym założyłam plantacje marihuany. Bartman co ja mam wam opowiedzieć ? Studia, treningi i tyle, to wy karierę za granicą robicie !
- No nie powiem kto był u wojewódzkiego. 
- Ty ! - wybucham śmiechem wciskając mu palca pomiędzy żebra. 
- Za 30 minut trening. - wpada Adam.
- Ok. - wstaje z łóżka i zaczynam rozpakowywać walizki. - Powiem wam tak szczerze, że mi trochę przeszkadzacie. - chrząkam przenosząc kosmetyki do małej łazienki. 
- Serio ? - zaczynają się śmiać i po chwili oboje wychodzą. A ja zakładam niebieski top, szare spodenki i ze słuchawkami w uszach idę w stronę spalskich kortów. Mijam po drodze sportowców poznanych cztery lata temu, ze wszystkimi witam się chwilę rozmawiając. Tęskniłam za nimi. Za ich wygłupami. 
Krótko po 14 dochodzę na kort, kładę na brązowej ławce torbę treningową, przez oparcie ławeczki przewieszam biały ręcznik, w dłoń chwytam narzędzie mojej pracy i zmierzam za końcową linię. 
- Forhend, bekhend na zmianę. - kiwam jedynie głową, po czym zabieram się za pracę. Biegam po korcie odbierając dziwne odbicia piłki. Kiedy zegarek na korcie przedstawia 15:30 siadam na ławeczce popijając z bidonu wodę, dyszę ciężko niczym parowóz, przyglądając się spalskim, zielonym lasom. 
- To Angelika Popiołczyk, przyszłość polskiego tenisa. - Adam przedstawia mi niską brunetkę, z której oczu aż bije zazdrość. Uśmiecham się w swój wredny sposób. "Przyszłość polskiego tenisa" gówno prawda. - Tegoroczny Wimbledon jest jej pierwszym. - kiwam lekko głową, przypatrując się Agnieszce, która nakleja mi na prawe ramie morskiego tejpa. - Zagracie teraz mini sparing. Do roboty. - uśmiecha się chytrze. - Anastasi pobawi się w sędziego. - wskazuje głową trenera siatkarzy, który wchodzi akurat na kort, a tuż za nim idzie reszta siatkarzy, którzy siadają na ławeczkach za siatką kortu. - Macie 10 minut na porozmawianie z trenerem i skupienie się. - kiwam głową, a po chwili Angela odchodzi, zostaje sama z Adamem. 
- Przyszłość polskiego tenisa ? Chyba Cię pojebało. 
- Musiałem ją trochę dowartościować przed sparingiem z mistrzynią olimpijską. - śmieje się. 
- Uważaj na jej bekhend. Myślę, że jest słaba psychicznie. - patrzy mi w oczy, kiwam jedynie głową. Adam odchodzi, ja natomiast nakładam na uszy ciemne słuchawki i poprawiam naciąg. Drapie się po nosie, wypuszczam powietrze, przypatruje się Michałowi, który śmieję się z czegoś ze Zbyszkiem. Wstaje gwałtownie z ławki zwracając na siebie uwagę Angeli. Ściągam słuchawki i wychodzę poza kort. Podchodzę do Michała i czuję jak połowa sportowców ze spały zaczyna mi się przyglądać. No cóż trzeba odegrać mały spektakl. Śmieję się cicho pociągając go za rękę. Odchodzimy paręnaście metrów. 
- Co jest ? - patrzy na mnie pytająco. 
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że Cię kocham. - mrużę lekko oczy, wpijając się w jego usta. 
- Co ty kminisz ? - pyta, kiedy odrywam się od jego warg. 
- Zaczynam w ten sposób przedstawienie. - szepcze mu do ucha i wiem, jak bardzo w ten sposób pobudzam jego zmysły. 
- Nie lubisz jej co? 
- Nie znam jej. - uśmiecham się chytrze. Odwracam się na pięcie i słyszę jeszcze ciche "skop jej tyłek kotku". Mijam Adama, który kręci ze śmiechem głową. 
- Eee aktorka. Nie zbłaźnij się. 
- Ja ? - śmieję się triumfalnie i wiem jak bardzo ją w ten sposób irytuje. 

Ostatni raz wsłuchuje się w słowa polskiego wokalisty, łykam wodę z bidonu, łapie w dłoń błękitną rakietę i idę na kort. Dostaje w dłoń dwie żółte piłeczki. Oglądam jedna i drugą, po czym wybieram tą z bardziej startym napisem. Podrzucam ją do góry, jednocześnie wyginając się w łuk. As ! 
- Ona tak zawsze. - słyszę za swoimi plecami. Uśmiecham się w stronę rywalki. Wyjmuję z kieszeni spodenek drugą piłeczkę i powtarzam tą czynność jeszcze 3 razy, co sprawia że wygrywam pierwszego gema do zera. Spoglądam w bok wpatrując się w Kubiaka, który kręci zadowolony głową. 
- Łaaa ! Michala ! - drze się Bartman za co Anastasi gromi go wzrokiem. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Końcówka meczu w przyszłym rozdziale. 
Chyba wena wróciła.. ciekawe na jak długo. 
Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy pod tamtym postem. Jesteście cudowne ! 
Miała być niespodzianka. A oto ona : 
kawałek mojej patologicznej twarzy. xd



wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział dwudziesty piąty



Trzy tygodnie później

Warszawskie Okęcie przyprawia mnie o dreszcz. Łzy cisną się do oczu, a w głowie kołacze pytanie : czy sobie poradzimy ? Czy wytrwamy tę rozłąkę ? Chrzęst walizek opadających na ziemie, śmiech dziecka stojącego dwa kroki ode mnie, pokrzepiające uśmiechy przyjaciół, żarty Zbyszka, które w ogóle nie są śmieszne. A w tym ja. Znów mała. Znów sama. Znów smutna. Znów zła. Znów inna niż wszyscy.
O 15:25 samolot odlatujący do rosyjskiego Kazania zabiera mi Asię i Zbyszka, dokładnie 20 minut później transporter linii Ryanair z warszawskiego lotniska zabiera mi Michała. 
A ja zostaję sama. 
Włóczę nogami po lotniskowej kostce brukowej pijąc gorzką kawę z automatu. Ścieram z policzka ostatnią łzę, wkładam na nos brązowe jak sierść kota sąsiadki spot dwójki, okulary. 
Wsiadam do samochodu, zapinam pasy i odpalając auto włączam jedną z płyt. Po chwili wyjeżdżam z parkingu Okęcia i kieruję się ku Rzeszowowi. Ku miastu, do którego wróciłam dla tych, którzy dzisiaj wyjechali. Łamie mi się serce. Pęka każdy milimetr ciała. Cierpię. Cierpię, bo boję się że nie dam sobie sama rady.
Krótko po 20 dojeżdżam pod blok. Wysiadam z samochodu i po niecałych 5 minutach wchodzę do mieszkania. Rozglądam się po nim i czuję się dziwnie obco. Każdy milimetr mieszkania urządzony jest przez rodziców. Irytuje mnie to. Ściągam buty i kieruję się do kuchni. Nigdy nie podobał mi się kolor tych szafek, wzdycham wgryzając się w banana. 

Rano budzi mnie dźwięk mojego telefonu, który wskazuje 7 rano. Wkładam szare, krótkie spodenki i żółty top, po czym ze słuchawkami w uszach wybiegam z domu. Mijam kolejną ulicę, mijam domy przy których kiedyś się bawiłam. Wzdycham. Wzdycham, bo już nie jestem tą samą osobą, Wzdycham  bo nigdy już nic nie będzie takie samo. Przeraża mnie to. Boję się tego iż nie jestem już tą samą osobą. 
- Michala ? - zaczepia mnie Nora. Tak pogodziłam się z dziewczynami, ale we trzy wiemy że to nie to samo. Nie po tym co przeszłyśmy. Za dużo się wydarzyło, aby ot tak się przyjaźnić. 
- Hej. - przystaje wyciągając z uszu słuchawki. 
- Ty jeszcze nie masz dość ? - śmieje się. - Treningi, studia, życie prywatne, wywiady, turnieje i jeszcze biegasz. - patrzy na mnie w ten śmieszny sposób. 
- Jeśli chce się być najlepszym trzeba się starać. - puszczam jej oczko. - Gdzie idziesz ? 
- Wracam do domu, byłam po parę materiałów. 
- Materiałów ? - marszczę brwi. 
- Projektuje ciuchy. 
- Serio ? - wybrzuszam oczy. Nora zaczyna opowiadać mi o tym jak się zaczęło, a ja dopiero po chwili przypominam sobie jak świetnie zawsze rysowała. Po niecałych 20 minutach żegnam się z nią i biegnę do mieszkania. Wskakuje pod prysznic, włosy związuje, ubieram się i trochę po 14 z papierowym kubkiem kawy oraz małą walizką wsiadam do samochodu. Drogę umilam sobie pogawędką z Asią przez telefon. Po niecałych 5 godzinach wysiadam pod kubiakowym, warszawskim mieszkaniem. Wtaczam się z walizką do mieszkania, odstawiam ją koło kanapy, na której siadam. Wciągam zapach, który kojarzy mi się z Michałem. Uwielbiam to mieszkanie  A jeszcze bardziej wspomnienia związane z tym mieszkaniem. Tamta noc. Noc, której zawdzięczam tak wiele. Noc, w której zmieniły się moje życiowe priorytety. Noc, która była nasza. Noc, w której liczyliśmy się tylko i wyłącznie my. Dzisiaj jestem tu sama, ale tak gdzieś głęboko czuję że jest ze mną. Uśmiecham się delikatnie, po czym biorę torebkę w dłonie. Po niecałej godzinie podjeżdżam pod warszawską Ikea. Spędzam w niej dobre 2 godziny zamawiając meble, kupując poduszki i wybierając naczynia. 
Kiedy zegarek wskazuje 20 padam zmęczona na michałowe łóżko. Zanurzam twarz w poduszce przesiąkniętej jego zapachem. Mój relaks przerywa dźwięk mojego telefonu. Zrywam się jak poparzona odbierając go. 
- Czy rozmawiam z Michaliną Zawadzką? 
-Tak. 
- Dzień dobry, jestem menadżerem Kuby Wojewódzkiego, dzwonie z pytaniem czy zgodziłaby się pani być gościem Kuby 22 października. - japierdole, łapie się za głowę, jednocześnie wyrywając parę włosów. 
- Myślę, że tak. - ucinam krótko, po czym umawiam się na nagranie tydzień wcześniej i zmęczona kładę się spać. 


15 października

Wystukuję na telefonie krótkiego sms do Michała, po czym wchodzę do studia tvn. Dostaję parę minut dla siebie. Przebieram się , włosy rozpuszczam, spryskuje ciało perfumami, wyciszam telefon, z nerwów przegryzam na żółto pomalowanego paznokcia, przeglądam się w lustrze i po chwili wychodzę stukając obcasami. 
- Pani Michalina. 
- Tak ? - patrzę na kobietę z ciemnymi, kasztanowymi włosami. 
- Ja z panią rozmawiałam. Kuba się przebiera zaraz powinien przyjść. Czy są może rzeczy, o które Kuba ma nie pytać ? 
- Nie raczej nie. - marszczę delikatnie brwi i słyszę jak drzwi się otwierają, a po chwili przed moimi oczami staje Kuba Wojewódzki. Jestem podniecona, muszę to przyznać. Uwielbiam oglądać jego odcinki. 
- Kuba. 
- Michaśka. - ściska delikatnie moją dłoń. 
- Więc jak gotowa ? - puszcza do mnie oczko uśmiechając się.
- Jasne.
- No to, chyba zaczynamy. - po chwili Kuba odchodzi, a ja staje na końcu korytarzyka, z którego widać studio. Jasna blondynka pudruje mi nos, życząc powodzenia i po chwili odchodzi, a ja wsłuchuję się w Kubę. 
- Witam państwa ! Państwa w studio i przed telewizorami ! 
Dzisiaj mamy 500 odcinek. Przez te 500 odcinków na tych kanapach siadali niezwykli ludzie, ale żaden z nich nie dorówna tej niskiej, pewnej siebie, bardzo ładnej kobiecie. To właśnie ona sprawia, że życie polaków przybiera barwy. U nas w Polsce przez ostatnie trzy lata był czas Edyty Górniak, kajakarzy, nawet piłkarzy. Każdy w ciągu ostatnich trzech lat coś tam osiągnął, ale nikt nie dorównuje jej. Prosto z Wimbledońskich kortów, prosto z najwyższych stopni podium, prosto z 2 miejsca światowego rankingu przyjeżdża tutaj. Do mnie. Najlepsza tenisistka na świecie, Mistrzyni olimpijska, dwukrotna zwyciężczyni Wimbledonu, parokrotna finalistka największych turniejów Wielkoszlemowych, sportowy geniusz. Polka. Nasza polka. Polskim mlekiem karmiona. Michalina Zawadzka. - wchodzę pewnym krokiem uśmiechając się i delikatnie ściskając dłoń Kuby. Po chwili brawa cichnął, a my siadamy na słynnych skórzanych kanapach. 
- Dzień dobry Michalina.
- Dzień dobry. 
- Jak mam do Ciebie mówić, geniuszu ? - patrzy na mnie uśmiechając się.
- Wystarczy Michaśka. - śmieję się perliście.
- Masz chłopaka ?
- Mam. - uśmiecham się.
- To niech zamknie na chwilę oczy. - mówi śmiejąc się, po czym nachyla się i zaczyna całować mnie po policzkach, czole, brodzie i nosie. Śmieje się odganiając go. - Będę się mógł pochwalić, że całowałem najlepszą tenisistkę na świecie. 
- Najlepsza nie jestem. - przewracam oczami. 
- No tak, Ty druga jesteś. 
- Druga.
- Powiedz jak to zrobiłaś ? 
- Co ? 
- W ogóle Cię nigdzie nie było, nagle wygrałaś Wimbledon i jakoś poleciało. Igrzyska Olimpijskie, Wimbledon, romanse, bum na tenis. Skąd ty się wzięłaś ? 
- Romanse ? - wybucham śmiechem. - Skąd ? Rozwijałam się całe 21 lat no i jestem. 
- A Matt ? Teraz jest Michał, a przed pierwszym Wimbledonem Piotr. - nic nie odpowiadam, uśmiecham się jedynie. - Trudno się z Tobą rozmawiam. - uśmiecha się. 
- Sam mnie zaprosiłeś. - wybucham śmiechem. 
- Zawsze jak zapraszałem sportowców to przychodzili w spodnich i trampkach, a Ty jesteś w spódnicy i butach na obcasach. 
- Oprócz bycia sportowcem jestem kobietą. I kocham chodzić w spódnicach.
 - No tak jak ma się takie nogi. - mówi na co odpowiadam śmiechem jednocześnie przejeżdżając dłonią po łydce. - Nie myślałaś, żeby wystąpić w jakieś nagiej sesji  ? 
- Nie. - kręcę głową śmiejąc się. 
- Wiesz co teraz jak tak patrzę to zazdroszczę Michałowi. Michałowi, prawda ? 
- Tak. 
- Nie było żadnego tematu, o który nie mogę pytać. Więc uprawiałaś już seks tak ? - kiwam delikatnie głową, starając się ukryć rumieniec. - Gdzie było najdziwniejsze miejsce ? 
- Nie było miejsca typowo dziwnego. Chociaż na boisku do siatkówki w hali. 
- Ale to tak w czasie meczu? Tak? Weszłaś i na środku boiska z Michałem. Z Michałem tak?
- Nie. - uśmiecham się. 
- Ty nie jesteś grzeczną dziewczynką. 
- Jestem ! 
- Nie powiedziałbym. - śmieje się. - Nie no ale kto to był ? 
- Nie ważne kto. - pokazuje mu język. 
- No dobra nie to nie. W wielu wywiadach ze sportowcami słyszy się o trudach ich codziennego życia. To faktycznie tak jest? 
- Niektórzy trochę przesadzają, ale fakt jest ciężko.
- Co to znaczy? 
- To znaczy, że wstaje o 6 idę na trening, potem mam zajęcia na uczelni, potem, trening i w zasadzie jak wracam to chwilę się uczę i idę spać, bo jestem bardzo zmęczona. To znaczy, że z bliskimi widzę się bardzo rzadko. Zresztą Kuba ja nie będę Ci o tym mówić, bo na prawdę szkoda programu na mówienie o tym czego musiałam się wyrzec aby być tu gdzie jestem.
- No okej. Słuchaj jak to z Tobą jest. Bo czasem ogląda się Twoje wywiady gdzie jesteś naprawdę opanowaną osobą, elokwentną, cichą, miłą osobą, a potem nagle włącza się mecz, na którym wpieniasz się, klniesz, rzucasz rakietą.. 
- I widzisz robisz to. - przerywam mu. - Robisz to co połowa Polski, wkładasz nas sportowców w tym mnie do jednego worka. To jak się zachowuje na boisku nie ma znaczenia. Tam są emocji, presja, chęć wygrania tu nie muszę niczego udowadniać, ani nie towarzyszą mi takie emocje. To, że zachowuje się tak na boisku w życiu prywatnym nie ma znaczenia. 
- To znaczy, że Twoi przyjaciele widzą Cię jako Michaśka z wywiadów ? 
- Zależy jakich. - śmieje się. 

Wieczór

Przyciskam głowę do kubiakowej poduszki, przymykam oczy starając się opanować łzy. Tęsknie. Tak niewyobrażalnie, cholernie tęsknie. Nienawidzę tego. Nienawidzę samotnych nocy. Przypominam sobie wtedy, że każde moje marzenie, pragnienie kończy się w momencie kiedy otwieram ponownie powieki. Kiedy spoglądam na biały sufit, kiedy spoglądam na puste miejsce obok, które jeszcze przed chwilą w mojej wyobraźni zajmował Michał. I w tym momencie mimo tych sukcesów mam wrażenie, że moje jestestwo jest karą. Tylko i wyłącznie karą. Wygrywam Wimbledon, tylko i wyłącznie po to aby rok później go przegrać. Wtulam się w ciało Michała, tylko i wyłącznie po to aby minutę później pożegnać się z nim. Zdobywam asa, tylko i wyłącznie po to aby następne dwie zagrywki zepsuć i stracić punkt. 
Dzięki Kubie wiem jak postrzegają mnie ludzie. Jako silną, twardą, wytrwałą kobietę. Ale oni nie wiedzą, że za drzwiami własnej sypialni jestem inna. Jestem sama. Tak, boję się samotności. Boję się, bo doświadczałam ją całe dzieciństwo. Co z tego, że miałam pieniądze ? Co z tego, że umiem grać na fortepianie, jeździć konno, grać w golfa i milion innych dupereli, za które płacili moi rodzice ? Co z tego, jeśli rodziców przy mnie nie było? Nie, to nie jest użalanie się nad sobą. 
Ja po prostu boję się samotności, boję się jej tak bardzo. 
Boję się, że za 20 lat spojrzę na półkę z pucharami i trofeami, a nie na półkę ze zdjęciami rodziny. Doskwiera mi to. Jestem słaba. I muszę przestać udawać. Jestem bardziej słaba, niż wydaje się to wszystkim wokoło. 
Boję się tak wielu rzeczy.
Boję się też, że pewnego dnia zabraknie mi siły. Że przestane walczyć. Że się poddam. Że pewnego dnia nie będę miała siły walczyć ze światem. 
Wystukuję krótkie "kocham" do Michała, Zbyszka i Asi i zasypiam. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Porażka -_- 
Proszę oddajcie mi moją wenę.. 
Pod następnym postem pojawi się niespodzianka. 
Pozdrawiam./
I jednocześnie przepraszam za tak słaby rozdział, który jest kompletnie bez sensu. A jedyna rzecz która mi się podoba, to to tu na górze. Czyli tekst pod nagłówkiem "wieczór".

P.S 
Chyba skończę to szybciej niż planowała.

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział dwudziesty czwarty


1 miesiąc później 

- Panie Bartman, ale ma pan seksowny tyłek. Aż chciałoby się go wziąć tu i teraz. - szepcze. 
- Zawadzka ! - krzyczy ze śmiechem, kiedy się odwraca i zauważa mnie. - Już myślałem, że zaraz ktoś tu będzie chciał mnie zgwałcić. - wybucham śmiechem. - Michaśka ! 
- Co ? 
- Nie rób takiej miny. 
- Jakiej ? 
- Takiej, że najchętniej wpakowałbym Cię na tyły mojego samochodu. 
- Z miłą chęcią. - przymrużam oczy i przegryzam dolną wargę. Widzę jak świecą mu się oczy. - Dobra Bartman stop ! Bo Ci testosteron skacze. - śmieję się wyprzedzając go. 
- Ale masz tyłek. - mruczy. 
- Bartman ! - rzucam w niego butelką wody. - Skończ, bo zaczynam się bać. 
- Przecież żartuje. 
- Wiem, wiem. - uśmiecham się. - To po co mamy jechać do tej galerii ? - patrzę na bruneta. 
- Muszę kupić spodnie. - podnoszę jedną brew do góry. 
- I musiałeś wziąć mnie ? Przecież Asia jest w Warszawie. W ogóle po co przyjeżdżałeś do Rzeszowa po spodnie ? 
- Bo chce też pogadać. 
- Aha. No dobra. - poprawiam opadający kosmyk włosów i ciągnę go do samochodu. 
Po około 15 minutach zatrzymujemy się na parkingu w Galerii Rzeszów. Łapie w dłonie torebkę i śmiejąc się z potykającego się o krawężnik Bartmana wchodzę do wnętrza budynku. Już na samym wejściu spotykamy się z zaciekawionym spojrzeniem, szeptami, pierwszymi zdjęciami i autografami. Przez kolejną godzinę robimy maraton po sklepach, gdzie kupuję parę sukienek, spodni i butów. Trochę po 15 siadamy w chińskiej knajpce na obiad. 
- To o czym chcesz pogadać ? - popijam pomarańczowy sok. 
- Kochasz Michała ? 
- Tak. - patrzy na mnie, a w jego oczach widzę zdenerwowanie. Czegoś się boi. 
- Skąd wiesz, że to ten jedyny ? 
- Na to chyba nie ma żadnego cudownego sposobu, aby dowiedzieć się że to ten jedyny i chyba nigdy nie będzie. To się czuje po prostu. - odpowiadam uśmiechając się delikatnie. Łapie mnie za dłoń, chwyta torby z zakupami i idzie w stronę samochodu. 
- Zbyszek. Co ty robisz ? - pytam, ale nic nie odpowiada. Ciągnie mnie za rękę, po chwili staje przed krawędzią parkingu *(proszę zjechać na dół) , patrzę na niego wciąż nie rozumiejąc co ma zamiar zrobić. 
- Wolałabyś skoczyć ty, czy dać skoczyć Michałowi ? - marszczę brwi. 
- Nie wiem, bo..
- Ty czy on ? 
- Ja. - patrzę w jego zielone oczy wciąż nie rozumiejąc o co chodzi. 
- Właśnie ja też bym wolał skoczyć, niż dać skoczyć Asi. - wpatruje się w parking, a ja nie mogę pojąć znaczenia jego słów, nie mogę zrozumieć jego zachowania. Po chwili sięga do kieszeni spodenek i wyjmuje z niego czarne pudełeczko, otwiera je, a moim oczom ukazuję się piękny pierścionek. 
- Wolałbym skoczyć, niż dać skoczyć jej. - patrzy mi w oczy, a ja nie wiem co powiedzieć. - Wiesz, że pojutrze jadę z nią do Verony. 
- Będzie najszczęśliwszą kobietą na świecie. - przytulam się do niego. 
- Dzięki Miśka. - całuje mnie w policzek i z uśmiechem wsiadamy do samochodu. 


4 dni później

Zielony znak z białym napisem "Ostrowiec" przyprawia mnie o dreszcz. Aż słyszę bicie serca. Przegryzam wargę, przekręcam głowę w lewą stronę tak, że napotykam twarz Michała i Jego wielki uśmiech. 
- Michał. - szepcze. 
- Spokojnie Zawadza, Ty się niczego nie boisz. - wybucha śmiechem, na co przewracam oczami. 
- O stań tu. - wskazuję na stacje. 
- Po co ? Szybki numerek na rozluźnienie. - porusza śmiesznie brwiami. 
- Szybki numerek, szybki numerek. Zaraz to ja Ci dam szybki numerek. - zdzielam go w głowę kiedy parkuje przy Orlenie. - Myślałeś, że przyjechałam poznać Twoich rodziców w dresach. - kręcę głową, łapie w dłonie torbę i zmierzam w stronę toalety. Przebieram się włosy rozczesuję i pozwalam im opadać na ramiona, pudruje delikatnie nos, ciało spryskuję perfumami, które parę dni wcześniej dostałam od Michała i wychodzę z ubikacji. 
- Ale laska. - śmieje się Kubiak zza okularów. 
- Czuję się tak, jakbym miała do prezydenta iść. Chociaż w zasadzie jak szłam do prezydenta po Olimpiadzie trzy lata temu to się mniej stresowałam. - Michał wybucha śmiechem, kiedy zamyka za mną drzwi do auta. 
- Powiem kiedyś rodzicom Twoje słowa. - całuje mnie w policzek, po czym jedzie w dalszą drogę. 
Po niecałych 10 minutach, parkuje samochodem przed żółtym domem z kolorowymi kwiatami w ogrodzie. Wysiadam z samochodu i rozglądam się po całym podwórku. 
- Boże jak tu pięknie. - łapie mnie za rękę, zamykam oczy, wdycham zapach kwiatów i wsłuchuję się w szum drzew. Czuję się niesamowicie w tym miejscu. 
- Chodź kochanie, bo mama już jaskółkę z okna w kuchni puściła  - uśmiecham się mocniej ściskając jego dłoń. 
- A jak.. - zaczynam, kiedy stoimy przed sporymi dębowymi drzwiami. 
- Pokochają Cie, tak jak ja. - całuje mnie delikatnie, po czym pewnym ruchem otwiera drzwi. 
- Witajcie. - uśmiecha się brązowooka kobieta. - Alicja. Ale możesz mi mówić mamo. - ściskam jej dłoń. 
- Mamo ! - oburza się Michał ze śmiechem. 
- Michalina, dzień dobry. - po chwili na korytarz wychodzi wysoki starszy mężczyzna uśmiechając się w ten sam sposób co Michał. 
- Jarosław. 
- Michalina. 
- Błażej. 
- Michalina. - uśmiecham się jeszcze szerzej podając dłoń bratu Michała, który jest tak bardzo do niego podobny. 
- Zapraszam do jadalnia. - krzyczy pani Kubiak z sąsiedniego pomieszczenia. Misiek łapie moją dłoń i prowadzi w stronę jadalni, po chwili moim oczom ukazuję dość spory pokój, od którego aż bije rodzinna atmosfera.
- Skąd się bierze Twoja siła ataku z Forhendu ? - pyta pan Jarosław. 
- Tato, błagam. 
- Cicho synu, ty masz ją codziennie. - śmieję się pan Kubiak. 
- Trzeba mocno stanąć na stopach. - zaczynam opowiadać i widzę sympatię, która maluje się na twarzy każdego członka rodziny. Podoba mi się to. 
- Tato możecie przestać zamęczać ją pytaniami o tenis ? - śmieję się Michał po 30 minutach rozmowy. - No już przestaje. - uśmiecha się pan Jarosław. - A co tam u Zbyszka ? 
- Nawet nie wiem, pojechał dwa dni temu z Asią do Włoch. Jak wszystko wypali to Michalska wróci z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. - uśmiecha się Michał, a wraz z nim cała rodzica Kubiaków. 
- A ty Michasiu, kiedy dostaniesz pierścionek zaręczynowy. Właśnie Michał ? - pan Jarosław patrzy na Miśka, a ja śmieję się nerwowo. 
- Jarek, daj dzieciom spokój. - broni nas mama Michała, za co jestem jej bardzo wdzięczna. 
- Michalina. 
- Tak ? - patrzę z zaciekawieniem na Błażeja. 
- Mogę Cię na chwilę porwać ? 
- Jasne. - uśmiecham się, po czym wstaje i idę za bratem Michała na górę. 
- Błażej nie rób nic głupiego ! - słyszymy jeszcze z dołu krzyk Miśka. 
Podążam za nim po schodach gdzie mijam przeróżne zdjęcia z życia państwa Kubiaków uśmiecham się, kiedy zauważam fotografię małego dziecka z podpisem "Michał". 
- Gdzie my idziemy ? - śmieję się, kiedy wchodzimy na dalsze schody. 
- W miejsce Michała. - posyła mi tajemniczy uśmiech. Po chwili moim oczom ukazuję się spory strych, Błażej otwiera jedne z drzwi. Mały pokój - pierwsze co przychodzi mi na myśl. 
- Jesteś pierwszą dziewczyną Miśka, którą tu przyprowadzam. - posyła mi ciepły uśmiech. - Zawsze jak było mu źle to tu przychodził. Kiedyś na drzwiach wisiała karteczka "Zakaz wchodzenie, bo Michał rządzi" . - śmieję się cicho. - Zawsze zastanawialiśmy się gdzie włożył pierwszy zdobyty medal w siatkarskim turnieju. Znaleźliśmy go tutaj. To jest bardzo ważne dla niego miejsce. - oglądam każdą półkę, każde wgłębienie w fotelu, każdą plamkę na dywanie. Każdy milimetr pokoju, o którym opowiada mi Błażej.  
- Tu jesteście. - uśmiecha się Michał wchodząc do pokoju. 
- To ja was zostawiam. - Błażej puszcza w naszą stronę "oczko". - Michał prześledziłem każdą szafkę, pod zdjęciem z Twojej komunii leżą prezerwatywy. - śmieje się z hukiem zamykając drzwi. 
- Kubiaki to tylko o jednym. - uśmiecham się do Miśka, kiedy siada na brązowym fotelu, a mnie sadza  sobie na kolanach. Całuje mnie delikatnie w nos. - Michał ? 
- Hym ? - mruczy mi do ucha. 
- Co to za plama ? - ruchem głowy wskazuję na dużą czerwoną plamę na białej ścianie. - Bo Błażej nie wiedział. 
- Piłem sok truskawkowy i siedziałem tutaj zaraz po tym jak po sylwestrze wróciłaś do Stanów, wkurzyłem się, że nie mogę z Tobą być i pieprznąłem szklankę w ścianę. - śmieje się cichutko jeszcze mocniej mnie do siebie przyciskając. 
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. - całuje go delikatnie w usta, kiedy słyszę jak przychodzi mi sms. Odblokowuje telefon. 
- Od Asi. - uśmiecham się, a naszym oczom ukazuję się zdjęcie. Zaczynam skakać i piszczeć. 
- Dzwoń ! - krzyczy Michał śmiejąc się. Wybieram numer przyjaciółki, jednocześnie włączając głośnomówiący. 
- Witamy Bartmanów ! - krzyczy Kubiak. 
- Cześć. - słyszę śmiech obojga. 
- Jak się cieszę. Opowiadaj jak to wymyślił ? - pytam. 
- Szliśmy pod balkon Julii i nagle stanął i o boże. - słyszę jak się śmieje. 
- Zbyszek Ty romantyku ! 
- Romantyku ? Zobaczymy co wymyśli Michał. - Bartman wybucha jeszcze większym śmiechem niż ja przed chwilą. 
- Dzisiaj mój tata pytał się o zaręczyny. 
- Pan Jarosław ? - śmieje się Zbyszek. - Zawadzka szykuj się ! 
- A właśnie jak spotkanie u teściów ? - przerwa mu Asia. 
- Fajnie, naprawdę. Strasznie się bałam, ale okazało się że nie trzeba było. 
- No to super. 
- Gratulujemy jeszcze raz i kończymy. - uśmiecham się. 
- Idziemy na spacer. - puszcza mi oczko Michał. 
- Spacer ?
- No. Buziaki ! - krzyczy do telefonu ze śmiechem Michał. 
- Czekaj. - przerywa mu Zbyszek. - Michaśka dzięki. 
- Nie ma za co. - uśmiecham się i rozmowa się kończy. 


- Kiedyś po zakończeniu kariery chciałabym zamieszkać w takiej wiosce. - uśmiecham się do Michała, kiedy idziemy wąską ścieżką w stronę lasu. 
- Da się zrobić. - śmieję się cicho. - Słuchaj Miśka. Bo dzisiaj Zbyszek i mój tata mówili o tych zaręczynach, a ja..
- Michał. - przerywam mu. - Ja rozumiem, jesteśmy ze sobą dwa lata, znamy się trzy. Dla mnie to też za szybko. Po za tym mam 21 lat i sporo czasu na zaręczyny i ślub. 
- Dziękuję. - całuje mnie delikatnie w noc. A ja wiem, że kiedyś ten dzień dla nas nastąpi. Nie jutro, nie za tydzień, czy miesiąc, ale może za rok, za dwa. Kiedy oboje będziemy wiedzieć, że to jest ten moment. Bo wiem, że on nadejdzie. Bo tak bardzo kocham Michała, a on mnie, że nadejdzie. 
Po prostu potrzeba jeszcze trochę czasu. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Wyjaśniam o co chodzi z tą krawędzią parkingu :P 
Proszę sobie to włączyć  xd i w 0,46 po lewej stronie widoczne są takie balkony, to tak Zbyszek stanął z Michasią. 




Przygotowując się do napisania tego rozdziału musiałam trochę pogrzebać i wyszperałam, że rodzina Kubiaków ma dom koło Wałcza w Ostrowcu ( gdzie mieszka mama Michała, kiedy jego tata jest w Jastrzębiu i trenuje z juniorami ) dlatego też zamieszczam to miejsce. 

Nie będę za bardzo mówić o meczach z Bułgarią, o zakończeniu przez nas LŚ. Bo po co ? Jestem kibicem. Kibicem PORAŻEK, które w sporcie są jak i kibicem SUKCESU, który w sporcie występuje. Nie mam zamiaru rozgryzać tego, bo nie od tego jest kibic. 
Sama uprawiam sport i doskonale wiem co oznacza smak porażki. Dlatego też nie będę o tym mówić, bo mówić jest ciężko. "Po deszczu wychodzi słońce. Po porażce przychodzi wygrana." - mój trener zawsze tak mówi. A ja wierzę w to. I mimo tego co stało się w Warnie jestem dumna z naszych siatkarzy. Bo pokazali to co cechuję nasz naród i tę drużynę. Pokazali, że mimo iż wiedzieli, że wygrana nic za bardzo nie zmieni to WALCZYLI. "A póki walczysz jesteś zwycięzcą." 
Dziękuję im za tę walkę i dziękuję też za te porażki. 
Bo jakiekolwiek porażki są dla nas cenną lekcję, z której trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski. 
Wierzę w was chłopaki ! 
I wierzyć będę póki kroczę po tej ziemi. 
-------------------------------------------------------------------------------
KOMENTOWAĆ !
Znowu zbyt źle i zbyt krótko. ehh.. 
Trochę sielanki nam się wkradło w opowiadanie. hahah :D 
Ale to nic . :)
Zapraszam o tutaj gdzie może kiedyś się coś pojawi, ale nic nie obiecuję. 


piątek, 12 lipca 2013

Rozdział dwudziesty trzeci


Białe ściany rażą moje oczy, mimo czarnych okularów spoczywających na moim zgrabnym nosku. 
- No rusz się. 
- Po co Ty tam idziesz ? - po raz kolejny zadaje mi to samo pytanie, a ja po raz kolejny puszczam je koło uszu. Mijam trzech policjantów, pokazując mi przepustkę uzyskaną dzięki ojcu Li Na, naciskam srebrną klamkę, zostawiając Adama na korytarzu. 
- Cześć. 
- Michalina, cześć. - patrzy na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Przerażające. Kilkadziesiąt blizn, kilkanaście zadrapań, podpuchnięte oczy i smutny uśmiech. 
- Kto to zrobił ? 
- Nie wiem. - spuszcza głowę wpatrując się w białą pościel, jakby kurwa coś na niej było ciekawego. Chwytam kubek stojący na szafce i wpatruję się w jej twarz.
- Jak nie wiesz ? Nie widziałaś ? 
- Nie. 
- Jak kurwa można nie wiedzieć kto Cię gwałci ? - wybucham, machając kubkiem w górę i w dół. 
- Był zamaskowany. - co jest do jasnej cholery na tej pościeli ? Zaciskam dłoń mocniej na porcelanie i mam ochotę pierdolnąć naczyniem w ścianę. Jak to możliwe, że go nie widziała ? Jak wielką trzeba być idiotką, żeby nie zauważyć swojego gwałciciela ? 
- To chociaż jaką miał figurę ? 
- Był wysoki. 
- Jesteś Chinką dla Ciebie każdy facet jest wysoki. - wybucham jeszcze bardziej i widzę jak wielkie przerażenie maluję się w jej oczach. - Przepraszam, przepraszam. - szepcze, połykając słone łzy. - Ja po prostu tak cholernie się boję. Tak cholernie. - powtarzam parę razy i czuję delikatną rękę Li na swojej dłoni. - Ja muszę się dowiedzieć kto to. Muszę. 
- Michalina to nie możliwe. Ty się niczego nie boisz, widzę to w Twoich oczach na każdym meczu. Jesteś zbyt silna żeby się bać. - spogląda mi w oczy, zaciskając w swojej dłoni moją dłoń. - Jest wysoki, śmierdzi tak cholernie śmierdzi. Dobrzy zorganizowany, niesamowicie dobrze. Ma długie, tłuste, ciemne włosy. Zielony, roboczy mundur. Taki jaki mają woźni. - opowiada dalej. Następnie przechodzi do zdarzeń tamtego wieczoru. Widzę jak cała trzęsie się opowiadając mi to, a ja trzęsę się razem z nią. Mówi jak gwałtownie wchodzi w nią, jak brutalnie językiem gryzie jej łechtaczkę. Jak Jego penis rozrywa jej wnętrze. Mówi o płynącej krwi, o jej zapachu pomieszanym z jego smrodem. Jak zaciska jej ręce na szyi, jak wyrywa się z jego uścisku, jak chowa się do łazienki dzwoniąc po pomoc. Jak przychodzi ktoś z hotelowej ochrony, ale jego już nie ma. Łka, trzęsie się, krzyczy, patrzy na mnie tak przerażonym wypełnionym bólem spojrzeniem. Kwili jak małe dziecko opowiadając mi o strachu, który ja odczuwam od tygodnia cały czas. W końcu zasypia ze łzami w oczach. Zasypia. Delikatnie puszczam jej dłoń i zapłakana wychodzę na korytarz. 


Dwa dni później

Jaskrawożółta babola z impetem odbija się o moje czoło, upadam. 
- Czy Ty jesteś popierdolony czy Cię do reszty popierdoliło ? - pytam patrząc na Adama. 
- A to nie to samo ? - uśmiecha się. Warczę niczym pies. I z całej siły ciskam w Jego brzuch piłeczką. 
- Głupia ! Wracaj ! 
- Nie ! - tupie nogą, łapie w dłonie torbę i wybiegam z hali. 
Po niecałych 20 minutach wchodzę do mieszkania, z którego co chwilę znikają kolejne rzeczy moich rodziców. 
- Michalina. - zatrzymuje mnie mama. Patrzy na mnie w ten przerażający sposób. - Prawdopodobnie jest w Rzeszowie. - Łapie z trudem powietrze, upadam uderzając głową o ścianę. Kulę się, trzęsę, płacze. Wpatruję się w jej zagubioną twarz. Jestem silna ! Do jasnej cholery jestem silna ! Wrzeszczą moje myśli, tak głośno że pęka mi głowa. Gwałtownie wstaję z podłogi, może trochę zbyt gwałtownie. Wbiegam po schodach do pokoju. Wyjmuję spod łóżka czarną walizkę i wrzucam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. 
- Gdzie jedziesz ? - wpada do pokoju mama, patrząc się na mnie przerażonym wzrokiem.
- Będę bezpieczna. Obiecuję. Odezwę się jak to wszystko się skończy. Kocham Cię. - całuję jej czoło i z dwoma torbami po chwili wsiadam do samochodu. Puszczam w radiu cicho muzykę. Za oknem gwałtownie się ściemnia, a po chwili cały Rzeszów wypełnia deszcz. Jednym ruchem wyłączam telefonem, wcześniej wysyłając Zbyszkowi, Asi i Michałowi sms o treści "Kocham" . Parokrotnie przekraczam dozwoloną prędkość, ale nie za bardzo się tym przejmuję. 
Przy akompaniamencie najnowszej płyty Happysad krótko po 20 dojeżdżam do Żor. Wjeżdżam samochodem do garażu i łapiąc dwie torby w dłonie wchodzę do kubiakowego mieszkania. Zaciągam wszystkie rolety, włączam telewizor, a do kieliszka nalewam znalezioną w barku wódkę  Tak. Znów do tego wracam. To przez strach. Tylko i wyłącznie przez strach. 

Nawet nie wiem, kiedy mijają kolejne cztery dni. Pustka. Ja i pustka. Tylko ona mi towarzyszy. Michał jest na zgrupowaniu. 
Uchylam okno, wpuszczając do mieszkania świeże powietrze. Zaciągam się nim, przymykam delikatnie oczy, kiedy słyszę odgłos przekręcanego zamka. Momentalnie w moich dłoniach znajduję się ciężki, szklany dzban. 
- Michasia. - słyszę jak z ulgą wypuszcza powietrze. Zatrzaskuję za sobą drzwi, jednocześnie obejmując mnie. - Tak bardzo się o Ciebie bałem. Czego nie powiedziałaś nikomu gdzie będziesz ? No już cicho. - przytula mnie mocniej, pocałunkami zdejmując z moich policzków łzy. 
- Jak dobrze, że jesteś. - oddycham spokojnie, wsłuchując się w jego ciche pomrukiwanie. Wciągam zapach jego perfum, napawając się tą wonią. Czuję się tak cholernie bezpieczna. Tak niewyobrażalnie pewna, że nic mi się przy nim nie stanie. 

Oplatam nogi wokół jego bioder, całując Jego spragnione usta. Błądzę dłońmi po jego umięśnionych plecach zostawiając na nich drobne szramy od swoich długich paznokci. Zdejmuje ze mnie błękitną bluzkę, a zaraz potem szare spodenki. Patrzy na mnie w ten swój sposób. W sposób w jaki patrzy na mnie tylko on. Przegryzam jego górną wargę zdejmując czerwoną, reprezentacyjną koszulkę. Ciągnie mnie za rękę do sypialni, wypełnionej ciepłymi promieniami słońca przedostającymi się przez brązowe firanki. Kładzie mnie na łóżku krążąc językiem po piersiach, brzuchu i biodrach. Zatacza koliste ruchy językiem wokół mojego pępka, jednocześnie odgarniając z moich ramion włosy. Pośpiesznie zdejmuje spodnie, wraz z szarymi bokserkami. Napawam się jego umięśnionym ciałem gładząc wierzchem dłoni jego nieogolony policzek. Składa na moich ustach kolejne pocałunki, coraz bardziej zachłanne, jednocześnie wędrując dłonią na moją nagą już pupę. Łapie jeden pośladek, zaciskając go tak mocno, że syczę. Mruczy zadowolony, odrywając się od moich ust. 
- Tęskniłem za Tobą. 
- Ja za Tobą też. - szepcze starając się nie zwracać uwagi na jego przyśpieszony, podniecony głos. Jeszcze go trochę pomęczę. Śmieję się cichutko, przegryzając jego twarde sutki. Wzdycha patrząc na mnie i uśmiechając się w taki seksowny sposób. Nie przeszkadza mi, że leżę obok niego naga. Kompletnie się nie wstydzę. Nie wstydzę się go. Człowieka, którego kocham tak mocno. 
Mruży oczy delikatnie mnie podnosząc. Wiem co ma zamiar zrobić. Wybucham śmiechem, kręcąc głową wyrażając swój sprzeciw. 
- Dlaczego ? - robi smutną minę, uśmiecham się do niego jedynie. I zataczam wędrówkę językiem po całym ciele Miśka, syczy, jęczy, delikatnie krzycz kiedy moje włosy opadając na jego penisa łaskocząc go przy tym. Widzę, że długo nie wytrzyma, więc malując palcem szlaczki po jego gołym torsie przegryzam małżowinę, szepcząc sprośne słówka. Uśmiecha się, a ja jednym niekontrolowanym ruchem dotykam jego nabrzmiałego penisa. 
- Przestań Zawadzka. - przewraca mnie tak, że to teraz ja leżę pod nim. Szepcze ciche "kocham", które tak przyjemnie drażni moje ucho i wchodzi we mnie. Z pasją, z wszystkimi emocjami, a co najważniejsze z miłością. Z miłością, której nie dostałam nigdy od Piotrka, a tym bardziej od Matta, od żadnego napotkanego na mojej drodze człowieka. Bo miłość rodziny, Zbyszka i Asi jest inna. Zupełnie inna. 


Następnego dnia, poranek

Stawia przede mną kanapkę z szynką i ogórkiem. Uśmiecham się do niego. Ciche pukanie roznosi się po całym mieszkaniu. Kompletnie nie kontrolując swojego zachowania łapie w dłoń nóż i kiedy Michał idzie otworzyć wejściowe drzwi drepcze po cichu za nim. 
- Mama. - otwieram szerzej oczy zauważając uśmiechniętą twarz rodzicielki. 
- Złapali go, przyznał się. - słowa. Tylko i wyłącznie słowa. Ulga. Ulga i łzy. Łzy szczęścia. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Jakieś takie i dość krótkie wyszło. 
Przepraszam :)) 
Ja jak zwykle niezadowolona. No cóż takie życie. :P 

Wiecie co wam powiem ? Pierwszy raz w życiu mam takie uczucie ! To niewyobrażalne. Tęsknie za Resoviakami, za magią Podpromia. Za wszystkim. 
Kurde mać. 
Weźcie mnie z tego wyleczcie. Bo cholera się nie doczekam PlusLigi. 

Ale mimo to wciąż czekam z utęsknieniem każdego dnia na mecze reprezentacji. 
A jutro jest taki. 
I wierzę mimo, że forma nie jest najwyższa i blablabla wierzę, że polecimy do Argentyny. 

Dziewczyny serio ! 
17 obserwatorów i 4 opinie w komentarzach ! 

To chyba moja najgorsza nota. Jest sens ciągnięcia tego bloga ? Bo serio mam wrażenie, że piszę dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie. A nie tylko po to zakładałam bloggera. 

Pozdrawiam. Idala 

P.S 
Z dedykacja dla mojej kochanej Klaudii ! Która prawie codziennie wysłuchuje mojej paplaniny haha.
Dziękuję ! Kocham Cie<3 

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział dwudziesty drugi


Wciąż na ekranie rzeszowskiego telewizora przewijają się te same ujęcia sprzed wimbledońskich kortów. Czuję palące łzy pod powiekami. Nie mogę pojąć tego co stało się za ścianą mojej szatni. Tak mało brakowała, tak mało abym to ja była martwa. 
- Zgwałcono i próbowano zabić Li Na. - rwący, bolący, krzywdzący moje uszy głos mamy. Podchodzi do mnie i przytula. Czuję się tak bardzo bezpiecznie, chociaż nie wiem czy w tej sytuacji mogę taka być. Boję się. Boję się jak jeszcze nigdy. Kołysze mnie do przodu i do tyłu nucąc cicho jedną z piosenek, którą śpiewała mi babcia przed snem. 
- Mamuś boję się. - szepczę, ale ona nie odpowiada nic. Całuje mnie delikatnie we włosy, głaszcząc moje plecy. 
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Budzę się po trzech godzinach i stwierdzam  że to od tygodnia mój najdłuższy sen. Drepcze po schodach i kładę się na łóżko z laptopem w dłoniach. 
Bezsensownie błądzę po plotkarskich stronach. Nie mogę tego znieść. Odkładam laptopa, zwijam się w kulkę i kołyszę się jak mała dziewczynka. Słowa angielskiego piosenkarza roznoszą się po pokoju. Słyszę szmer na korytarzu i zaczynam trząść się jeszcze bardziej. Łzy. Kolejne łzy w przeciągu tego tygodnia. Odgłos otwieranych drzwi wywołuje u mnie jeszcze większe drgawki, jeszcze większe ilości słonej cieczy wypływającej z oczu, zaczyna mi się ze strachu kręcić w głowie. Zwijam się jeszcze bardziej modląc się po cichu. 
- Miśka to tylko ja. - czuję ciepłe ręce Michała na swoich plecach. Odwracam się w Jego stronę i jeszcze bardziej wtulam się w Jego bezpieczne ramiona. 
- Boję się. - dławię się łzami. Całuje mnie delikatnie w czoło i obejmując moje ciało jeszcze mocniej, tak kojąco głaszcze po plecach. Zamykam oczy i czuje się tak niewyobrażalnie dobrze, kiedy on jest koło mnie. Leżymy tak bardzo długo, na zewnątrz zaczyna robić się ciemno. I kiedy nastaje noc sama się dziwie, że moja mama jak by to zwykle zrobiła nie ścieli Michałowi łóżka w pokoju gościnnym tylko pozwala spać mu koło mnie, ze mną. 
Nie śpię, chociaż słyszę jak Michał cicho pochrapuje. Wstaję i schodzę do kuchni. Wyciągam z barku przywiezione, z któregoś turnieju czerwone wino. Nalewam je do kieliszka i sącząc krwistoczerwoną ciecz zmierzam na balkon. Siadam na zimnej posadzce i pomiędzy szczebelkami wpatruję się w Rzeszów. Badam wzrokiem każdy milimetr miasta. Bacznie obserwuję każdy najmniejszy ruch, wywołujący u mnie dreszcz niepokoju. Zawsze sądziłam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmie. Że mi nigdy się coś takiego nie przydarzy. A teraz ? Teraz siedzę na balkonie i trzęsę się ze strachu. Boją się, że za chwilę balkonowe drzwi się otworzył i dostanę jedną, jedyną kulkę, która na zawsze przekreśli moje życie. I dochodzi jeszcze to poczucie winy. Poczucie winy, które doskwiera mi w każdej minucie. Dlaczego to nie byłam ja ? Dlaczego ona, nie ja ? 
Sączę wino pomieszane z moimi ciężkimi, słonymi łzami. 
Słysze ciche wibrowanie telefonu, podnoszę go i trzęsącymi rękami odblokowuję go

" Trzymaj się. Będzie dobrze. 
Asia i Zibi "  

Po chwili ekran telefonu pokrywają kolejne krople. Ocieram je szybko i wchodzę do ciepłego pomieszczenia, wchodzę po schodach i po chwili układam się koło Michała słuchając jego miarowego oddechu, bicia serca. Przyglądam się Jego twarzy, tak spokojnej. Trzydniowy zarost dodaje mu męskości, a biały podkoszulek niewinności. Kocham Michała, tak bardzo. Cicho pomrukuje, uśmiecham się delikatnie i wtulając się w Jego ciepłe ciało. 

Kolejnego dnia budzę się trochę po 9, ale Kubiaka nie ma koło mnie. Biorę szybki prysznic, ubieram się i rozczesując włosy schodzę do kuchni. Parzę sobie mocną kawę, wgryzając się w banana, kiedy do kuchni wchodzi moja mama. 
- Gdzie Michał ? 
- Ma jutro mecz, musiał wracać. Kazał Cię przeprosić. - całuje mnie na powitanie w policzek i zalewając płatki mlekiem wpatruję się we mnie tak intensywnie, że przechodzą mnie ciarki. - Słuchaj Michasiu. W sobotę jest pogrzeb, ale nie musisz je..
- Pojadę. - przerywam jej pewnie. Ale chyba tylko mój głos w tej sytuacji jest pewny, bo ja wcale nie jestem. Gdyby nie okoliczności powiedziałabym, że śmiertelnie się boję. Ale chyba nie wypada używać takich słów w daje chwili. Boję się, że on tam będzie. 

Środa i czwartek mija mi na ciągłym treningu. Kort, to jedyne miejsce gdzie się nie boję. Chociaż może powinnam, ale to tam nie odczuwam strachu. Jestem w swoim żywiole. Uwielbiam ten charakterystyczny zapach. Ten odgłos roznoszący się po całej kortowej hali. 
- Michalina kończymy ! - krzyczy Adam zza siatki. Nagle po korcie roznosi się ogromny huk. Upadam na mączkę, trzęsąc się jak galareta na babcinym stole. Łzy, znów te pieprzone łzy. 
- Michalina, to tylko Szymon zamknął tak głośno drzwi. - podchodzi do mnie trener, uspokajając mnie. 
Po chwili obok mnie pojawia się także Szymon, psycholog. Wstaję z kortu, ocieram łzy, szepcze ciche przepraszam i biegnę w stronę toalety. Zamykam drzwi i wpadam pod prysznic. 
Po piętnastu minutach ubieram się, włosy rozpuszczam, spryskuje ciało perfumami i samochodem jadę do mieszkania. Otwieram drzwi gdzie wita mnie mama, gotująca obiad. 
- O 19 masz lot, pamiętasz ? 
- Tak, tak. - szepcze cicho, odkładam klucze od auta na szafce i zmierzam do pokoju. Wyciągam z pod łóżka walizkę, do której wrzucam ubrania i kosmetyki. 

Sobota, godzina 16:30


Czarną sukienkę  staram się podciągnąć jeszcze bardziej do dołu, na nos wkładam czarne okulary i stukając obcasami o brukową kostkę wchodzę do ciasnego kościoła. Nic nie rozumiem z ukraińskiej mszy, ale nie to się liczy.
 Co chwilę czuję jak dłoń Adama zaciska się na moim ramieniu. Pojedyncze krople spływają po policzku, kiedy spoglądam na jasną trumnę przykrytą niezliczoną ilością wieńców. Nie to jednak najbardziej rzuca mi się w oczy. To rakieta. Rakieta marki Wilson. Rakieta, która spoczywa na drewnianej trumnie. A obok rakiety jaskrawe piłeczki. To przez tę rakietę, przez te piłeczki nie żyje. To marzenia o wielkiej karierze ją zabiły. Zabiły Jasmine, próbowały zabić Na Li i chcą zabić mnie. Michalinę Zawadzką. 

Msza kończy się, a świątynie zaczynają wypełniać szepty wychodzących osób. Mija mnie Marija Szarapowa, siostry Williams i Brytyjczyk Andy Murray posyłający w moją stronę delikatny uśmiech. Słyszę kolejne szlochy, rozmowy, odgłos ziemi spadającej na trumnę. Podpieram się o ramię Adama i patrzę. Patrzę na to czego tak bardzo się boję. Na tłum, tłum w którym może znajdować się zabójca. 
- Spokojnie. - szepcze pokrzepiającym głosem trener. Widzę załzawioną, podpuchniętą twarz matki Jasminy. Podchodzę do niej i nawet nie wiem, w którym momencie ląduję w jej ciepłych ramionach. 
- Spełniłaś jej największe marzenie. - patrzę na nią pytająco. - Pragnęła aby Cię kiedyś pokonać. - uśmiecham się delikatnie, ale w oczach gromadzą mi się łzy. - Dziękuję Michalina, że ostatnią rzeczą jaką zrobiła, było spełnienie marzeń. - wybucham histerycznym płaczem. Mam wrażenie, że płaczę bardziej niż ona. Nagle czuję mocne szarpnięcie, a nogi pode mną się uginają. Zabójca. Morderca. Zbije mnie. Zgwałci. 
- Choć już. - słyszę spokojny głos Adama. Łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę wynajętego samochodu. 
- Jutro lecimy do Londynu, do szpitala gdzie leży Li Na. Muszę dowiedzieć się kto to zrobił. 
- Ocipiałaś ? Jesteś pojebana ! Co ty w detektywa się bawisz ? 
- Zamknij się. O 9 jest lot. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak, tak ! Wali mi ! 
Nowy prawdopodobnie w piątek lub sobotę. Ale nic nie obiecuję. 
Co tam u was słychać ? Jak wakacje ? 
Moje przebiegają w miarę dobrze. :) 
Dziękuję za wspaniałą atmosferę w Spodku ! Nieważne że kilkakrotnie byłam w stanie pod zawałowym ! Dla takich chwil i emocji mogłabym przechodzić palpitację serca każdego dnia :) 

KOMENTOWAĆ !

Pozdrawiam 
Idalia Makowska