piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy



Rok później 

Wimbledon. I znów finał. Śmieję się widząc kolejny raz ten kort. Przegryzam wargę, ściągam słuchawki, poprawiam białą sukieneczkę z fioletowym paseczkiem na plecach, naszyjnik, który parę miesięcy wcześniej podarował mi Michał chowam do bocznej kieszeni torby i z fioletową rakietę zmierzam na trawiasty kort. Podskakuję parę razy, uśmiecham się w stronę widowni, która w różnych akcentach wykrzykują moje imię. Tak, mam świadomość tego, że jestem najlepsza, od dłuższego czasu niepokonana, kochana przez publiczność każdej narodowości. 
Po paru minutach dostaję w dłonie dwie piłeczki, jedną umieszczam w kieszeni, drugą natomiast rozpoczynam mecz. Odbijam nią o kort, podziwiając jak drobniutki piasek wraz z piłeczką podnosi się ku górze. Wyginam się w łuk jednocześnie podrzucając piłeczkę, następnie z całą siłą uderzam w nią naciągiem. As ! No tak, takie tam przyzwyczajenie, uśmiecham się. 
Po pierwszym wygranym secie siadam na ławce, popijając z bidonu wodę z różnymi mikroelementami. Uśmiecham się wspominając to co się ostatnio wydarzyło. Pierwszy rok studiów za mną, nie wyjechałam z powrotem do Stanów, studiuję tu w Rzeszowie. Od początku października będę na drugim roku dietetyki. W moim rodzinnym mieście. Z wielu powodów. Dlatego, że chyba nie poradziłabym sobie sama kolejnego roku w Chicago, ponieważ Matt wyjechał na sezon do Rosji, drugim powodem był trener. Zdecydowanie z Adamem pracowało mi się lepiej. Tu jest też ta atmosfera, której bez wątpienia w Chicago nie było. Są też moi rodzice, którzy co prawda wyprowadzają się za tydzień do swojego wymarzonego domu za Rzeszowem, ale są. Ja zostaję w starym mieszkaniu, tylko trochę inaczej je urządzę, ale oni jeszcze o tym nie wiedzą. Asia wraz ze Zbyszkiem opuścili Rzeszów, to chyba jedyny minus wszystkiego, no ale cóż taka praca. Modena, słoneczne Włochy to przez ostatni rok był klub atakującego. Teraz nasz włóczęga wynosi się do mroźnej Rosji. Co z tego wyniknie ? Zobaczymy. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego zostałam tu, w Polsce, w Rzeszowie. Michał. Kocham Go. I wiem to na pewno, chociaż zdarzają się zgrzyty, ale wiemy że oboje mamy mocne charaktery co czasem utrudnia nasze wspólne, a jednak nie wspólne życie. Michał zakończył sezon w Jastrzębiu i przenosi się do Cuneo. Ubolewam, trochę mi smutno, ale taka praca. Rozumiem to, chce się rozwijać. Jesteśmy ze sobą blisko, nawet bardzo.
Słyszę gwizdek sędziny i zmierzam za końcową linią. Serwuję moja rywalka Jasmina Łuboczenko, moja rówieśniczka, Ukrainka. Odbieram jej serw. 

Kropla potu, złość, zdenerwowanie. Klnę pod nosem, ale udaję że wszystko jest okej. Nie mogę się załamać przed kibicami, nie przed nimi. Przed Michałem, Asią czy rodziną tak, ale nie przed nimi. Tak, przegrywam. Jestem druga. Ale tych drugich nigdy się nie pamięta. Ceremonia, wręczenie nagród, rok temu i dwa lata temu to była cudowna chwila, w tym roku taka nie jest. Ale nic już nie mogę na to poradzić. Była lepsza, po prostu. Spuszczam głowę, łapie w dłonie torbę, dziękuję jeszcze raz za walkę sympatycznej rywalce, zostawiam parę podpisów na piłkach i zmierzam w stronę szatni.
Wchodzę do małego pomieszczenia, pomalowanego na niebiesko, rzucam torbą na ławkę, a po chwili do pomieszczenia wchodzi Adam. 
- Miśka nie przejmuj się. Za rok wygrasz. Jesteś najlepsza ! - uśmiecha się, przytulając mnie. 
- A pierdolę to ! - wściekam się. Zrzucam z siebie sukieneczkę i kiedy trener wychodzi, wchodzę pod prysznic. Puszczam z głośników pożyczonych od Miśka muzykę i czuję jak gorąca para wypełnia pomieszczenie. Cytrusowy zapach żelu pod prysznic przyjemnie łaskocze moje nozdrze. Bujam się delikatnie w rytm melodii dochodzącej z głośników, a przed oczami mam Jego twarz. Kocham go tak mocno, że aż boli. I w tym momencie tak cholernie dziękuję Piotrkowi, że wtedy się rozstaliśmy bo jeśli nie to możliwe że nie byłabym z Michałem. Gorąca woda podrażnia moje obolałe ciało. Kręcę głową, bo nie mogę wciąż uwierzyć, że znam ich wszystkich całe 3 lata, nie mogę uwierzyć że żyję w świecie, o który walczyłam całe dzieciństwo, jednym słowem całe życie. Wszystko, dosłownie wszystko poświęcałam sportowi. To dla niego i swoich własnych, czasem wygórowanych marzeń zrywałam się o 5 rano, kiedy inni wstawali o 7. Nie chodziłam weekendami na imprezy jak robili to wszyscy moi rówieśnicy, bo następnego dnia bardzo często miałam turniej. Sport jest wszystkim. I na takie chwile czeka się każdego dnia. Takie chwile, chociaż czasem przegrane. Ale takie. Kiedy przegrywam ze świetną tenisistką, kiedy od dwóch lat jestem na drugim miejscu światowego rankingu tenisa. Kiedy w wieku 21 lat jestem w miejscu, gdzie niektórzy nie mogą być w tak zwanym szczycie kariery. Szczypię się w ramie. Kocham to. Kocham to uczucie, po dobrym meczu. Chociaż przegranym, ale wtedy to uczucie jest jeszcze lepsze. Bo przegrywam sportowo, nie psychicznie. Psychicznie jestem nastawiona na ten świat już bardzo długo. A cotygodniowe spotkania z psychologiem pomagają mi w nim żyć. Zakręcam kurek, suszę ciało białym, puchowym ręcznikiem, ubieram się, wkładam na uszy żółte jak babole słuchawki i puszczając muzykę, z torbą na ramieniu wychodzę z szatni. 

Rozświetlony wimbledoński korytarz, policjant, krzyk, srebrne kajdanki opatulają mój nadgarstek, otwieram szerzej oczy i usta, kiedy z szatni Ukrainki wynoszą czarny, duży worek z ciałem brunetki. Z oczu lecą mi łzy, chce je powstrzymać, ale nie potrafię. 
- Jest pani podejrzana o zamordowanie Jasminy Łuboczenko. - słowa postawnego milicjanta jak pałeczka uderzana o perkusję roznoszą się po korytarzu. 
- To nie porozumienie! - krzyczy za nami Adam, kiedy wychodzę z hali Wimbledońskiej i ogłuszana odgłosem robinia zdjęć i blaskiem fleszy wchodzę do policyjnego radiowozu. 
Kulę się w skórzanym fotelu, przegryzam wargę, łapie łapczywie powietrze, boję się. 
- Proszę zadzwonić do mojego prawnika. - wyduszam, łamiącym się głosem. 
- Pani trener już to zrobił. 

Kolejna godzina w policyjnym areszcie przypomina koszmar, z którego tak bardzo chce się obudzić  a jednak nie potrafię. Staję się bombą zegarową, która w każdej chwili może wybuchnąć, ale wiem że nie mogę sobie na to pozwolić, bo to jeszcze bardziej pogorszyłoby moją sytuację. 
Szczęk kluczy, szuranie ciężkiego obuwia i chłodny głos policjanta. 
- Przejrzano kamery z korytarza, zostaje pani zwolniona. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Przepraszam, że krótki ale napisanie czegokolwiek dużo ode mnie wymagało. 
Jasmina Łuboczenko tak naprawdę nie istnieje, ale po prostu nie chciałam nikogo uśmiercać. 
Zaczynam chwilowy kryminał ! Szykujcie się ! 
Nie odpowiadam za zryte banie po tym rozdziale ! :P 
KOMENTOWAĆ 
To naprawdę motywuję. :D 
Zachęcam również do odwiedzenia mojego dosyć nowego bloga : 
http://amor-nunca-muere.blogspot.com/

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział dwudziesty


Jaka byłam rok temu ? Poukładana, wiecznie gadatliwa, mająca 1000 pomysłów na minutę, kochana i kochająca, wiecznie marząca. Właśnie marząca i cholernie rozmarzona, o siatkówce, w której centrum pragnęłam być. O Igrzyskach, na które pragnęłam pojechać. O Wimbledonie, w którym chciałam dojść chociaż do ćwierćfinału. Lubiąca wszystko co się rusza. Mająca cudownego chłopaka, dla którego jak wtedy sądziłam poświęciłabym wszystko, dwie niesamowite przyjaciółki, które podobno mnie wspierały.
 Jaka jestem teraz ? Rozwydrzona, wredna, pyskata. Żyjąca w domach wszystkich ludzi choć trochę zainteresowanych tenisem, przyjaciółka byłej znakomitej tyczkarki oraz jednego z najlepszych atakujących na świecie Zbigniewa Bartmana. Nadal marząca i wciąż spełniająca marzenia. Singielka, trochę z wyboru, trochę z powodu pecha i miłości do niewłaściwych osób. Mistrzyni Olimpijska, Zwyciężczyni Wimbledonu 2012 oraz paru innych turniejów. 

Gdy dokładnie rok temu wchodziłam na korty Wimbledonu byłam tą pierwszą Michasią tą milutką, potulną i koleżeńską, kiedy z niego wychodziłam stałam się osobą, którą jestem teraz. Stałam się gorsza ? Możliwe, ale to dlatego że świat show biznesu wcale nie jest cudowny jest brutalny, okropny. To codzienna walka. To walka o niebłyszczący się nos na zdjęciu, o dobór właściwych słów w wywiadzie, bo jeśli tego nie zrobisz stajesz się mieszaniną błota i bagna. 
Nauczyłam się tego, nauczyłam się żyć w tym świecie, ale za nim do tego doszłam wycierpiałam, bardzo dużo wycierpiałam. 
A dziś ? 
Dziś znów jestem na tym samym korcie, z tymi samymi piłeczkami, z mniejszą ilością stresu i innymi marzeniami. Dziś dokładnie jak rok temu zaciskam na rakiecie palce i chociaż na zewnątrz mam twarz pełną skupienia to w środku uśmiecham się, uśmiecham się bo tak dużo przeszłam w ostatnim roku, bo bywało tak że byłam na skaju wytrzymałości, ale zwyciężyłam i znów tu stoję. Stoję, geograficznie w tym samym miejscu, psychicznie natomiast jestem o wiele kroków dalej. Bo w przeciągu roku przeszłam wiele, ale nie to się teraz liczy. 
Teraz najważniejsza jest jaskrawo-żółta babola, Ana Ivanović, rakieta i ja. 

Po godzinie upadam na kort, czuje palące łzy pod powiekami. Ale nie płaczę wręcz przeciwnie zaczynam się śmiać. Zaciskam pięści, po czym wstaje, łapie rakietę w dłonie i biegnę w stronę rodziców. 
- Siatkarze wygrali LŚ ! - krzyczy mi tata do ucha, jednocześnie szepcząc jak bardzo jest ze mnie dumny. Zaczyna piszczeć ze szczęścia co nie uchodzi uwadze kamer. Śmieję się i czuję płynące łzy po policzkach. Polacy wygrali Ligę Światową 2013 ! Michalina Zawadzka, czyli skromna ja wygrałam po raz drugi jeden z najważniejszych turniejów tenisowych !


Poprawiam starannie zrobiony warkocz, nakładam na prawie ramię torbę i z pucharem Wimbledońskim już drugim w swojej karierze zmierzam w stronę szatni. 
 Biorę prysznic, delikatnie się maluję, przebieram się i siadam na drewnianej ławce w szatni. Dziwnym trafem jestem w tej samej przebieralni, siedzę na tej samej ławce, na której rok temu długopisem wyryłam słowo "Winner"- zwycięzca. Ostatni raz spoglądam na swoje odbicie w lustrze i z słuchawkami na uszach wychodzę na korytarz, z którego dochodzę do czarnego Audi transportującego mnie prosto na lotnisko.

Lot umilam sobie drzemką, podróż samochodem z Warszawy do Rzeszowa również. To dopiero tam, w swoich brązowych czterech ścianach, kolejny raz w ciągu dwóch miesięcy uświadamiam sobie jak bardzo jestem samotna. Kolejny raz trzepocząc rzęsami sprawiam, że spod powiek nie wydostają się łzy. Opadam na łóżku.
Kiedy słyszę ciche pochrapywanie ojca z pokoju rodziców wstaję, siadam na parapecie wyścielonym włochatą, białą narzutą, odblokowując telefon. Za oknem ciemność, w pokoju ciemność, w duszy ciemność, w sercu bezgraniczna miłość. W telefonie około 20 wiadomości od tego samego numeru. Przegryzam wargę i kolejny raz zatapiam się w lekturze, która dziennie pochłania około godzinę mojego czasu. 

" Chciałbym aby każda moja noc wyglądała tak jak ta z Tobą 
                                                                            Kocham Cię :*
                                                                                     Michał "  - 6 kwietnia 

"Tęsknie" - 10 kwietnia 

"Nie potrafię z nią być kochając Ciebie. " - 20 kwietnia

"Oliwka mówi, że marzy aby w przyszłości mieć ze mną dzieci, a ja nie potrafię dalej jej okłamywać." 
- 18 maja 

"Zerwałem z nią. Kocham Cię." - 1 lipca

I ten ostatni wysłany 20 minut po końcowym gwizdku Ligi Światowej 2013 i 5 minut po zakończeniu Wimbledonu 2013.

" Chciałbym takie chwile jak ta w Argentynie i jak ta w Londynie przeżywać z Tobą, tylko z Tobą."

Przymykam powieki i wsłuchuję się w odgłosy Rzeszowa dochodzące zza uchylonego okna. Uspokaja mnie to. Daje wrażliwości. Wytchnienia, próbuje dodać siły. Boję się. Boję się jak jeszcze nigdy, przeraża mnie świat. Przeraża mnie to co dzieję się w moim życiu. Zatapiam nos w przesiąkniętej kortem białej sukience i przypominam sobie. Przypominam sobie tę chwilę, kiedy pierwszy raz weszłam na kort Wimbledonu. Weszłam nie jako Michalina Zawadzka Mistrzyni Olimpijska i Zwyciężczyni Wimbledonu i jeszcze paru innych imprez, weszłam jako po prostu Michala Zawadzka. 
Te odgłosy wciąż tkwią w moich uszach, ten smak szampana po wygraniu, ten uścisk Nory, Dagi, mamy, taty, Adama. Ta zielona lekko przetarta trawa, sędzina najwyższej rangi siedząca na wysokim krześle, Serena Williams. Jedna z moich autorytetów, czarnoskóra kobieta z potworny strachem w oczach. Ostatnia wygrana przeze mnie piłka. Zwycięstwo. Strata Nory, Dagi, Piotrka. Następnie Olimpiada, która miała być tylko niesamowitym przeżyciem, spełnieniem marzeń, a stała się jedną z najważniejszych podróży w moim życiu. Bo to dzięki Igrzyskom spełniłam swoje najskrytsze pragnienia, dostałam od losu niewiarygodnych przyjaciół, którzy umacniają mnie we własnym "ja" każdego dnia, zyskałam Michała, którego potem straciłam wraz z wyjazdem do Stanów. A tam ? Tam dostała od życia porządnego kopniaka, bo Matt był nie tylko facetem od sexu, był i jest nadal przyjacielem, który sprawił że wciąż istnieje. Sylwester, który zmienił całkowicie bieg moim uczuć, a potem Oliwia. Kolejna podróż do Polski i noc w kubiakowym, warszawskim mieszkaniu, która mogłaby być codziennością. 
Jak wiele się zmieniło.
Jak bardzo ja się zmieniłam, chociaż miało do tego nie dojść. Schodzę z parapetu, naciągam na krótką koszulkę do spania bordowy sweter i w czarnych kapciach, wchodzę do salonu, z którego przemieszczam się na balkon. Siadam na wiklinowym krześle, zatapiam usta w czerwonym winie i wystukuję wiadomość do Asi. 


10 lipca


Prażące słońce iskrzy na lotnisku w Kingston. Łapię fioletową walizkę i z uśmiechem na twarzy wsiadam do białego busa z twarzą Boba Marleya na masce. Czuję jak pod powiekami gromadzą mi się łzy, kiedy mijamy kolejną dzielnicę miasta. 
- Michala wszystko okej ? - pyta Zibi.
- Tak. - ocieram wierzchem dłoni łzę z policzka. 
- To dlaczego płaczesz ? 
- Całe życie marzyłam, aby zobaczyć Jamajkę, żeby przejść po ziemi, po której chodził tak niesamowity człowiek. 
- Bob Marley. - uśmiecha się Asia, kiedy w radiu rozbrzmiewa piosenka, którą tak dobrze znam. 
Po niecałych 20 minutach dojeżdżamy na obrzeża stolicy Jamajki do hotelu Strawberry Hill. Bierzemy bagaże i udajemy się do recepcji.
- Dzień dobry. Mieliśmy rezerwacje na nazwisko Bartman. - odzywa się Zibi po angielsku. 
- Proszę bardzo. - uśmiecha się jamajka, podaje nam kluczyk i kończy doplatanie dredów małej dziewczynce. Po krótkiej chwili dochodzimy do właściwego domku. Cały urządzony jest w moim stylu. Białe, drewniane meble idealnie współgrają z zielonym otoczeniem gór i widokiem oddalonego Kingston. Jeszcze szerzej się uśmiecham na myśl o tygodniu spędzonym w tym cudownym kraju, w tym cudownym miejscu, z tymi cudownymi osobami.
 - Jest pięknie. - Michał siada koło mnie na balkonie. 
- Cudownie ! - patrzę na niego, a moje serce przyspiesz, ale co mam poradzić, że tak bardzo go kocham ?
- Przejdziemy się ? - pyta. 
- Potem, bo teraz jest głodna. - wstaję i po chwili razem z przyjaciółmi zasiadam na tarasie jedząc kolację. 
- Idziemy ? - podchodzi do mnie Michał,po skończonym posiłku. 

- Jasne. - po niecałych piętnastu minutach ubrana z aparatem w dłoni zmierzam po wąskiej ścieżce. 
- Gdzie my idziemy ? 
- Przed siebie. - uśmiecha się zawadiacko. 
- Zostawialiśmy Asią i Zibiego samego. 
- To co ?
- Nic. - odpowiadam lekko zmieszana. Po paru minutach drogi dochodzimy do małej plaży. Siadamy obok siebie na drewnianej ławeczce, patrząc na spokojne fale. Czuję jak moje serce przyśpiesz, kiedy Michał mnie obejmuje. I to w tym miejscu, w tym momencie dostrzegam, że ja naprawdę go kocham. I że to naprawdę jest to. 
- Przepraszam. - szepcze. 
- Za co ? - patrzy w moje oczy. 
- Za to, że uciekałam. Za to, że byłam idiotką. Za to, że nie dałam Ci się do mnie zbliżyć. Za to, że Cię odpychałam. Za to, że Cię krzywdziłam. Za to, że kłamałam że Cie nie kocham. Bo kocham, tak cholernie Cie kocham. 
- Ja Ciebie też. - odpowiada i po chwili wtapia się w moje usta. Cholera jak ja go kocham ! 
Po chwili czuje jak Michałowe ręce wślizgują się pod mój T-shirt. Oddalam twarz od jego twarzy, patrzy na mnie pytająco. 
- Przez cały rok robiliśmy wszystko na odwrót. Zacznijmy od początku, z czystą kartą...
- Wszystko po kolei. - kończy za mnie i kolejny raz obejmuje mnie. - Ulubiony kolor ? 
- Co ? - patrzę na niego zdezorientowana. 
- Miało być od początku, po kolei. Ulubiony kolor ? 
- Biały, a Twój ? 
- Niebieski. Ulubiony owoc ? 
- Banan i pomarańcza. 
- Gruszka i truskawki. Nienawidzisz .. ? 
- Pomidorów, czasem swojego trenera, przesadzonej zazdrości, tego jak ktoś się o mnie martwi, tego że jestem samotna. 
- Już nie jesteś. - uśmiecha się do mnie.
 - Tego że jestem tak cholernie uparta. 
- Kocham to w Tobie. - puszcza mi oczko. - Ja ? Nienawidzę brukselki, dźwięku pocierania styropianu o styropian, zapachu papryki, oliwek. 
- Oliwek ? Mniam kocham oliwki ! 
- Oj cicho Helena. 
- Zamorduje Cię za tą Helenę ! - mierzę w niego palec, a po chwili czuję jak zaczyna mnie łaskotać.
- Michaś, błagam, proszę. -  piszczę i po chwili wyrywam się z Jego uścisku, biegnę w stronę wody.
- Lodowata. - drę się zanurzając kolana w cieczy. 
- Głupku, jest już 11 w nocy, a Ty myślisz że będzie gorąca ? Wyłaź ! 
- Jak chcesz, żebym wyszła to tu przyjdź, odważny Michałku. - nabijam się z niego i wiem że tym go irytuje. Zostawia japonki na brzegu i z grymasem na twarzy wchodzi do spienionego falami morza. Łapie mnie w tali, przerzuca sobie przez ramię i wynosi z wody, sadza na ławce i pociera swoją dłonią o moje ramie sprawiając, że robi mi się cieplej.
 - O czym marzysz ? - przerywam ciszę wpatrując się w Jego brązowe tęczówki.
 - O wielu rzeczach. - patrzy w dal. 
- Na przykład ? 
- O kobiecie, ale ją już mam. - uśmiecha się do mnie. - O braku kontuzji, o wspaniałych przyjaciołach,   o rodzinie i jak każdy sportowiec o złocie olimpijskim. 
- Uda wam się to w Rio, wierzę w to. 
- Kocham Cię. - po około 15 minutach, łapie mnie za dłoń i udajemy się z powrotem tą samą trasą w stronę hotelu.
- Już mieliśmy wzywać policję ! - krzyczy Asia, ale po chwili milknie jak widzi nasze splecione dłonie. - A już myślałam, że będę musiała napisać i wysłać wam pocztą kartki z napisem "Michał Michalina Cię kocha" i "Michalina Michał Cię kocha". - uśmiecha się przytulając nas. 

- Wiedziałem, że tak będzie od tego wieczoru w Londynie, kiedy się poznaliście. - Zibi całuje mnie w policzek. - Ale sądziłem, że nastąpi to wcześniej. 
- Lepiej później niż wcale. 
- Dobrze gadasz Michaśka. - śmieję się Michalska, wyciągając ze stojaka na alkohol szampana, którego po chwili rozlewa do kieliszków. 
- Za miłość. - stukamy się szklanymi pojemnikami z uśmiechem na ustach. 

Krótko po 1 układam się w łóżku, a przez okno obserwuję zasypiające Kingston. Co takiego jest w tym miejscu ? Na pozór zwyczajne państwo, ojczyzna Usaina Bolta, Boba Marleya, kraj rastafarian, reggae. Ale ma on coś takiego, co sprawia, że kiedy tylko postawisz stopy na złotym, jamajskim piasku, wszystkie problemy znikają, a na twarzy pojawia się uśmiech. Może to Ci ludzie, wiecznie uśmiechnięci, mimo biedy jaka panuję ? Może to to słońce ? 
Na pewno. 
Ale na mnie dzisiaj podziałało coś jeszcze. 
Rok. Cały rok, mierzyłam się z uczuciem, którego nie chciałam, a dzisiaj z woli Boga się ziściło. Dzisiaj stało się to czego jeszcze pół roku temu nie chciałam, a teraz oddałabym życie, aby być z Michałem. Zawsze myślałam, że ten właściwy i jedyny mężczyzna przyjeżdża może nie na białym koniu, ale pięknym samochodem, będzie przystojny, idealny, mądry, bezproblemowy. Ale dzisiaj już wiem, że nie ma osób idealnych, nawet jeśli dążysz do ideału całe życie, nigdy do niego nie dojdziesz, bo zawsze pozostanie coś niedokończonego. Ale mimo to, ja znalazłam swego księcia, przed którym się broniłam, ale miłość zwyciężyła. Nie jest idealny, ma mnóstwo wad, które mnie irytują, ale wiem że każdy je ma. Ja mam nawet gorsze, mam wiele za uszami, wiele przeszłam, miałam tabun problemów, które mnie czegoś nauczyły, i które coś wniosły do mojego życia. I mam nadzieję, że Michał też coś do niego wniesie. 
Bezpieczeństwo. Zaufanie. Swobodę. Zrozumienie. 
Miłość. 
Bo on jest teraz moim chłopakiem, a ja jestem jego dziewczyną. 
Mimo wszystko. 
I pomyśleć, że jeszcze półtora roku temu o tej porze byłbym na treningu.* Zapierniczałabym po to aby pojechać na Wimbledon, na Olimpiadę, a dziś ? Mam to już za sobą. Jestem jedną z najlepszych na świecie w swoim fachu, a w tym momencie jestem też najszczęśliwszą osobą na świecie. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Ze względu na strefę czasową. :P I w zasadzie w tym momencie wszystko mogłoby się kończyć i nawet dzisiaj zamiast "rozdziału dwudziestego" było słowo "epilog", ale chyba za bardzo przywiązałam się do tego opowiadania i chyba mam jeszcze na nie trochę pomysłów, dlatego nie kończę. 

Jamajka - jak na razie moje niespełnione, ogromne marzenie !
Dzisiaj mam do was dwie sprawy :P 


Po pierwsze

Opowiadajcie o swoich planach wakacyjnych ? Gdzie jedziecie ? 


Po drugie 

5 lipca jak wszyscy wiecie jest mecz w Spodku ( na który zresztą jadę ) i wiem, że niektóre z was też i jeśli któraś z was miałaby ochotę mnie poznać na tym meczu i choć chwilę porozmawiać to piszcie tutaj na gg : 47762285
Nie bójcie się nie gryzę. ! :P  Albo może po prostu ktoś chce pogadać to też pisać :) 

Pozdrawiam. :) 

P.S 
Zapraszam tutaj, dzisiaj pojawił się prolog :)
To jest prawdopodobnie  ostatnie opowiadanie jakie zaczynam pisać. 

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział dziewiętnasty


Po drodze wstępuję do ulubionej kawiarni i z parującym napojem udaje się w stronę mieszkania. 

"Co ty zrobiłaś Kubiakowi, że jakiś dziwny wrócił z tej łazienki ? "  

Śmieję się histerycznie z treści sms od Asi. 

" Mówiłam, że lubię go całować.. :P " 

" Wredota ! :) :* " 

Uśmiecham się promiennie, po czym wbiegam do pokoju. Siadam na łóżku, puszczam muzykę i włączając laptopa zanurzam usta w soku pomarańczowym. 
2 powiadomienie, parę wiadomości i setki zaproszeń do znajomych od fanów. Główna tablica zaśmiecona jest zdjęciami dodanymi przez znajomych, gdzieś pod koniec znajduję nowe zdjęcie. 
"Oliwka <3" 
Podpis aż kole mnie w oczy, a na zdjęciu Michał z nią. Z tą, którą chciałabym szczerze nienawidzić, ale nie mam czego, bo tak na prawdę jest bardzo fajną dziewczyną i prawdę powiedziawszy nie jest niczemu winna. 

Kolejne dni mijają na przygotowaniach. Pieczenie wszelakich ciast, zakupy, sprzątanie, aż w końcu święcenie koszyczka i samego święta. 
Nawet nie wiem, kiedy nastaje 5, a ja ubrana i opatulona jedynie w czarny płaszczyk jadę w stronę rzeszowskiej kawiarni pożegnać się z przyjaciółmi. Siadam na pomarańczowym, drewnianym krzesełku zamawiam latte i szarlotkę. Po paru minutach w lokalu pojawia się Zbyszek, Asia oraz Michał. 
- Kiedy przyjedziesz następnym razem ? - patrzy na mnie uśmiechnięta blondynka. 
- Nie wiem, bo po powrocie muszę nadrobić parę rzeczy, potem testy, turniej Rolanda Garrosa we Francji i pewnie wrócę gdzieś pod koniec czerwca, no ale to też nie na długo, bo Wimbledon będzie się zaczynam na początku lipca. 
- Może Cię odwiedzę na turnieju we Francji. - mówi blondynka. 
- Oo to fajnie. 
- A ty w tamtym roku występowałaś w tym turnieju ? 
- Nie, bo miałam kontuzje barku. - odpowiadam spoglądając na Zibiego.  - O kurwa ! 
- Co ? 
- Miałam jechać do Warszawy. - łapie się za głowę. 
- Po co ? 
- Obiecałam Martynie, że pojadę do jej mamy po jakąś przesyłkę. 
- Będziesz jechać ? 
- No tak, obiecałam jej. 
- A wyrobisz się ?  - Zbyszek podnosi jedną brew ku górze.
- Mam samolot jutro dopiero o 17:25, więc zaraz wyjadę, prześpię się w jakimś hotelu i wrócę jutro rano. - wstaje z krzesła i zaczynam zakładać płaszcz. 
- Michalina ? 
- Hy ? - spoglądam na Kubiaka. 
- Mógłbym się z Tobą zabrać, bo i tak miałem jutro jechać do Warszawy po dokumenty. - patrzę na Michała i nawet nie wiem co odpowiedzieć. 4 godziny z nim w aucie chyba oszaleję. 
- Jasne. - że co ? Czy serio ja to powiedziałam ? Idiotka nie ma co. 
Wtulam się w Zbyszka, a potem Asię. 
- Trzymaj się malutka ! - Zbyszek uśmiech się, a ja posyłam w stronę pary lotnego buziaka i z ciągnącym się Michałem zmierzam w stronę samochodu. 
Po drodze wstępujemy do mojego domy, skąd biorę małą walizkę z ciuchami. Krótko po 16 wyjeżdżam za Rzeszów, a kątem oka widzę, że Michał zasypia. Ściszam radio i wpatruję się w drogę. Dziękuję Bogu, że Kubiaka znużył sen, bo chyba nie wytrzymałabym tej podróży. 

Delikatnie szarpie jego ramię, chociaż tak naprawdę cholernie tego nie chcę. Nie mogę się powstrzymać i na niego nie patrzeć. Kiedy śpi wygląda jeszcze bardziej uroczo i słodko. Słodko serio ? Nie ma co idiotka wszech czasów ! 
- Co jest ? - w końcu Michał się przebudza i muszę przyznać, że taki lekko zaspany wygląda jeszcze lepiej. 
- Wjechaliśmy już do Warszawy, wstąpię na chwilę do rodziców Martyny, a potem podwiozę Cie do mieszkania okej ? - mruczy jedynie przymykając oczy. Po około 20 minutach wjeżdżam na ulicę Miodową. Wysiadam zostawiając Kubiaka w aucie, po czym delikatnie pukam do drzwi. Otwiera ciemna brunetka bardzo podobna do Martyny. 
- Dzień dobry, ja przyjechałam..
- A tak, tak. Wchodź Michasiu, zaparzę herbatę. 
- Nie, nie dziękuje. Śpieszę się trochę. - uśmiecham się uroczo, a po chwili w moje dłonie ląduje małe pudełko. Dziękuję, po czym żegnam się z panią Wierzbowska. 
- Gdzie masz to mieszkanie ? 
- Na Jabłonkowej, już ustawiłem w nawigacji. 
- Ok. - po około 30 minutach totalnej ciszy zatrzymujemy się pod nowoczesnym wieżowcem prawie, że w centrum stolicy.
- O której jutro ? 
- Koło 8 ? - pytam. 
- Ok, a gdzie ty będziesz spała ? 
- W jakimś hotelu. 
- Zbyszka pokój jest wolny, nie zjem Cię. - patrzy na mnie wyczekujące. Analizuje jego słowa. 
- Jednak nie skorzystam. - przymrużam oczy. 
- Nie przesadzaj, nie zachowujmy się jak dzieci. 
- Niech będzie. - ulegam mu. Po chwili wchodzimy do przestronnego mieszkania bardzo gustownie urządzonego. 
- Tu jest łazienka, a tu będziesz spać, ja tutaj. - pokazuje palcem prawej ręki drzwi do pokoi. - Dawno tu ktokolwiek był więc zamówię jakąś pizze to zjemy. 
- Nie dzięki, ja wezmę prysznic i idę spać. 
- A no dobra. - spuszcza głowę. - To ręczniki powinny być na pralce. 
- Dzięki. - wchodzę do dość sporego pomieszczenia, ubrania odkładam na pralce i wchodzę pod prysznic. Odkręcam gorącą wodę i czuję jak pod powiekami gromadzą się łzy. Kocham go nie potrafię tego ukrywać. Jak bardzo denerwujące jest to, że jest tak blisko, a daleko. Że mam go na wyciągnięcie ręki, a jednak nie mogę go dotknąć. Wychodzę spod prysznica, mokre włosy związuje w warkocz, ubieram pidżamę, i w szarych kapciach wychodzę z łazienki. 
Widzę Michała, który widocznie zasnął na kanapie, śmieje się cicho z jego pozy, po czym podchodzę i delikatnie szturcham go w rękę. 
- Michał obudź się. - otwiera oczy i uśmiecha się do mnie. 
- Łazienka wolna. 
- Dziękuję. - na jego twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech. Odsuwam się od niego, ale on jest szybszy przyciąga mnie do siebie tak blisko, że prawie na nim leżę. 
- Co robisz ? - otwieram szerzej oczy i już chce coś powiedzieć, ale Michał wpija się w moje wargi. Całuje tak namiętnie, zachłannie jak gdyby odrabiał te 4 miesiące rozłąki.
- Mich.. - chce coś powiedzieć, chce odejść, ale uniemożliwia mi to bardziej przyciągając mnie do siebie. 
- Cii.. - przykłada palec do moich warg, tak intensywnie wpatrując mi się w oczy. 
- Oliwka.. - chce jeszcze coś powiedzieć, ale znów mi przerywa. 
- Nie chce Oliwi, chce Ciebie. Cały czas chce Ciebie. 
- Ale jesteś z Oliwią. 
- Jedna noc, bądź jedną noc moją. A ja Twoim nie Oliwi. Proszę. - znów wpatruję się we mnie tymi kurewsko brązowymi oczami, znów patrzy na mnie w ten dziwny sposób. A ja ? Ja znów nie wiem co zrobić, znów plącze się z uczuciami i przemyśleniami. 
Nie potrafię nic odpowiedzieć wtulam się w niego, a potem składam na jego ustach delikatny, pełen miłości pocałunek. Odwzajemnia go. Ten pocałunek jest zupełnie inny. Inny niż wszystkie pozostałe. 
Odrywamy się od siebie Michał wstaje i włącza na telefonie dobrze znaną mi melodie, siada koło mnie. Wtulam się w Jego bezpiecznie ramiona. 
- Co z nią zrobisz ? 
- Zerwę z nią, skończę ten związek. 
- Dlaczego ? 
- Bo Cię kocham. 
- Michał ja.. Ja zostaje w Stanach na studia, ona jest cudowna zasługuje na Ciebie. Proszę nie rób tego. 
- Dlaczego znów mi to robisz ? Dlaczego znów wyjeżdżasz i zostawiasz mnie samego ? Zacznij studia tu w Rzeszowie, w Warszawie albo w Jastrzębiu  Obojętnie gdzie byleby tylko w Polsce, bylebym tylko w każdej chwili mógł do Ciebie pojechać. 
 - Nie Michał. - spuszczam głowę. 
- Dlaczego ? 
- Bo jest mi tak dobrze, tu nie mam nic. Zbyszek zapewne zmieni klub, a ja zostanę sama w Rzeszowie bez sztabu trenerskiego, bez niczego. 
- Masz mnie. Poradzimy sobie. 
- Nie Michał. Ja postanowiłam. Daj jej szanse, daj szanse temu związkowi. Oliwia jest świetną dziewczyną, a dziś ? Dziś bądźmy tylko my, ostatni raz. - widzę jak smutnym wzrokiem wpatruje się we mnie, ale ja nie potrafię nic powiedzieć, nic zrobić. Całuję go delikatnie, potem bardziej namiętnie. Czuję jego rękę na moich plecach. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz podniecenia, jego język wykonuje jakieś wzory na mojej szyi, potem na piersiach, który chwile wcześniej uwalnia od opinającej, czarnej bluzki.  Zahaczam zębami o jego małżowinę uszną, jęczy powodując u mnie jeszcze większe podniecenie. Po chwili zdejmuję jego niebieski T-shirt odsłaniając umięśnioną klatkę piersiową. Pociera dłonią o moje udo, wywołując u mnie ciche jęki , całuję Jego nos, usta, brzuch. Z powrotem wracam do ust, języki toczą prawdziwą walkę, którą i tak żaden nie wygrywa. Delikatnie jakby bojąc się mojej reakcji zdejmuje moje spodenki jak i swoje jeansowe spodnie. Szybkim energicznym ruchem ściągam jego białe, opinające bokserki. Jęczy z ulgą. Jego język toczy walkę na mojej łechtaczce, wywołując u mnie jęki i piski. Zostawiam ślady długich paznokci na jego plecach jak i skórzanej kanapie. Wiję się niczym wąż. Doprowadza mnie do szaleństwa, sapie, jęczę, krzyczę, piszczę, z trudem łapie powietrze. Aż w końcu wchodzi w mnie, a ja totalnie odlatuje. Energicznie porusza biodrami jednocześnie zamykając moje usta pocałunkami. W końcu opada, przygniatając mnie swoim ciężarem dysząc wprost w moje ucho. Chwilę tak leżymy normując oddechy. 
Kiedy zegar w kuchni wybija 12 łapie moją dłoń, opatula mnie kocem i prowadzi na duży taras prowadzący na park. Sadza mnie sobie na kolanach i przyjemnie mruczy mi do ucha. 
- Kocham Cię Michalina. - uśmiecham się na te słowa, jednak nie odpowiadam nic. Składam jedynie na jego ustach drobne pocałunki.  

Nie śpimy cała noc. Spędzamy ją na wielogodzinnych rozmowach, sexie, pocałunkach, spacerach po śpiącej, cichej Warszawie. Zasypiamy dopiero nad ranem wtulenie w siebie niczym stare małżeństwo. 

Budzi mnie zapach świeżej kawy, narzucam znalezioną czarną za dużą bluzkę i na boso drepcze do kuchni. 
- Dzień dobry. - uśmiecha się do mnie. 
- Cześć. 
- Siadaj, zaraz podaje tosty z nutellą. - po chwili na białym talerzyku lądując brązowe tosty. 
Koło godziny 9 ubrana wsiadam wraz z Michałem do samochodu. 
- Wiesz, że wszystko się kończy w chwili kiedy przekroczymy znak Rzeszów ? - spoglądam na niego, kiedy po 2 godzinach jazdy zatrzymujemy się na Orlenie. Nie odpowiada jedynie odpowiada smutnym kiwnięciem głową. Resztę drogi zapominamy o wszelkich zmartwieniach i poświęcamy uwagę jedynie sobie. 
Przed 14 wysadzam Miśka pod Zbyszkowym mieszkaniem. Nawet się nie odzywam, kiedy mruczy ciche, pełne uczucia "Kocham Cię", nawet nie patrzę na niego kiedy mija drzwi klatki blokowej. Do oczu cisnął mi się łzy, ocieram je dłonią i pokonując Rzeszowskie ulice dojeżdżam pod blok. 


Krótko po 15 wsiadam do samochodu i wraz z rodzicami jadę na lotnisko. 
- Michasiu ? 
- Tak ? - ściszam muzykę w słuchawkach. 
- Wiesz, że zawsze marzyliśmy o tym aby mieszkać na wsi. 
- No tak. 
 - Znaleźliśmy 10 km za Rzeszowem śliczny, dość tani, drewniany dom. Postanowiliśmy go kupić. - przesuwam się na siedzeniu tak, że wsadzam głowę pomiędzy przednie fotele i przyglądam się rodzicom. - Mieszkanie w Rzeszowie zostawimy Tobie, będziesz mogła tam mieszkać, kiedy wrócisz na studia ze Stanów. 
- Ale ja zostaje na studia w Chicago. 
- Co ? -mówią jednocześnie rodzice z lekkim oburzeniem. 
- Zawsze mi powtarzaliśmy, żebym spełniała marzenie. Chce studiować w Chicago. 
- Ale Michalina, jak ty to sobie wyobrażasz ?
 - Zarabiam. Mam mieszkanie blisko Uniwersytety, na którym chce studiować. Już się dowiadywałam będę mogła normalnie jeździć na turnieje, będę miała specjalny tok nauczania. A moim trenerem będzie nadal Nicolas. 
- Przemyśl to jeszcze. - mruczy mama, ale nie mówi już nic więcej. 

Kiedy stoję w kolejce do sprawdzania biletów oraz paszportu tuż przed wejściem na pokład, czuję wibracje w telefonie, wyjmuję go i odczytuje w wiadomość. 

" Chciałbym aby każda moja noc wyglądała tak jak ta z Tobą 
                                                                            Kocham Cię :*
                                                                                     Michał " 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że ten rozdział jest krótki, przepraszam, ale mam nadzieje że się podoba :) 
Jak myślicie co postanowi Michalina ? Co zrobi Michał ?  
Czekam na komentarze, one naprawdę mobilizują ! :) 

Dwa mecze przegrane  ale widać że coś zaczyna się dziać w naszej reprezentacji szczególnie po wczorajszym meczu. ! 
Trzymam kciuki za chłopaków i wierzę, że jeszcze możemy zawojować Argentynę ! :P 
Pozdrawiam :) 


P.S Zapraszam o tutaj za niedługi czas ( chyba ) pojawi się prolog nad którym pracuję. :) 
Na razie zapraszam do oglądania bohaterów :P 

środa, 5 czerwca 2013

Agata Mróz-Olszewska


"Ona już na zawsze będzie bohaterką. I tylko tyle mogę powiedzieć. " 
                                                                                                  Giba

Niesamowita siatkarka, ale co najważniejsze kobieta. Osoba, która poświęciła własne życie, własne dobro nad życie córeczki Liliany. Kobieta, która powinna być wzorem. 



Mimo upływu 5 lat wciąż to tak bardzo boli. 
Brakuje Ciebie po drugiej stronie siatki, brakuje Twoich ataków, Twoich bloków, brakuje Ciebie. Ale wciąż wiem i jestem tego pewna w stu procentach, że jesteś gdzieś na hali i uśmiechasz się.

"Staram się żyć każdym dniem, cieszyć się tym, co przynosi. Myśleć o tym, co dobre, a nie złe. Bo tak jest łatwiej. Nie przejmować się tym, co było, ani tym, co mnie jeszcze czeka. Wiadomo, że to nie jest proste. Ale nie wybiegam daleko w przyszłość, najdalej o dzień, dwa. Żyję chwilą. Dużo przeszłam i to mnie nauczyło, że nie warto wszystkiego planować. Życie i tak pisze swój własny scenariusz."
Agata Mróz-Olszewska



wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział osiemnasty


Kolejny tydzień widzę jak przez mgłę. Wtedy, kiedy one sprzątają, kręcą się wokół mnie i rozmawiają ja śpię, kiedy one śpią ja przesiaduje nocą na balkonie i wpatruję się w ciche i spokojne Chicago. Uwielbiam ten widok. To jedyna rzecz w tym momencie, która choć trochę napawa mnie radością. 

Przebudzają mnie gorące promienie słońca, chce wstać zasłonić rolety, ale zatrzymuje mnie głos Asi dochodzący z kuchni. 
- Zbyszek, nie wiem kiedy przyjadę. 
- ....
- Tak jest z nią źle, fatalnie. 
- .... 
- A co powiedział Michał ? 
- .... 
- Aha, no dobra. No tak mama Michasi jutro wraca do Polski. 
- .... 
- Matt ? Przychodzi tu codziennie czasem z Martyną. 
- .... 
- Nie mam pojęcie, martwię się o nią. Gdybyś ty ją zobaczył jest tak przeraźliwie chuda, zamknięta w sobie. Cały czas śpi w swoim pokoju. Boję się ją tu zostawiać samą. 
- .... 
- Tak, znaleźliśmy jej psychologa tutaj. Miła starsza pani. 
- .... 
- Wiem, powodzenia na meczu, będę oglądać bo znalazłam wczoraj Polsat Sport, spróbuje namówić na oglądanie Michasię. Kocham Cię. Pa 
Zwlekam się z łóżka, przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze i muszę przyznać, że się boję. Boję się swojego wyglądu, boję się siebie samej. W życiu przechodziłam wiele trudności, wiele przeciwności losu, ale nigdy nie przechodziłam przez coś takiego. Nigdy po trudniejszym okresie się tak nie zachowywałam. Zakładam dresowe spodnie z Nike, fioletową sportową kurtkę, wkładam buty i nim Asia zdąża coś powiedzieć wybiegam na ulice Chicago. 
Lewa noga, zaraz potem prawa noga, ciężki oddech, kolejna kropla potu spadająca z czoła, wszelkie złe myśli i wspomnienia znów się kumulują. Potykam się o wystającą kostkę chodnikową i upadam. Kurwa ! Wrzeszczy moje ciało. Ty nie upadasz ! Ty nigdy się nie poddajesz ! Ty się nie załamujesz ! Więc co robisz teraz ? Podnoszę się i mam zamiar odpowiedzieć na te pytania, ale co ? Ale kurwa co ? Że łamię wszystkie swoje zasady, że jednym słowem jest w dupie ? Że zachowuje się jak kompletny idiota ? Jestem kurwa Mistrzynią Olimpijską ! Nie to źle powiedziane, jestem kurwa Michaliną Haliną Zawadzką ! I nie ma na świecie rzeczy, która by mnie zdarła ! Nie ma ! 
Zbieram swoje zwłoki z chodnika i czym prędzej wracam do mieszkania. Wpadam niczym huragan pod prysznic, gorące krople przyjemnie łaskoczą moje ciało, a do uszu dochodzą dźwięki krzątaniny Asi i mamy po mieszkaniu oraz odgłos radia lecącego w kuchni. Włosy suszę, a następnie zaplatam w warkocz opadający na prawie ramię, ubieram się i delikatnie maluję. 
- Idziemy na zakupy ! - krzyczę sprzed pokoju gdzie wkładam kremowy płaszczyk i czarny komin. Na korytarz wlatuje Asia patrzy na mnie takim wzrokiem jakbym co najmniej oznajmiła, że będąc dziewicą jestem w ciąży, ale nie mówi nic zakłada szybko czarną kurtkę i bordowe botki. Jej szybkość jest zadziwiająca zachowuje się jakby bala się że zaraz zmienię zdanie, prawie że wypycha mnie za drzwi  wciska przycisk windy, po chwili w ciszy stoimy w parometrowym "pomieszczeniu". 
Samochodowym pilotem otwieram czarne Audi i spotykam się ze zdziwionym i zaciekawionym spojrzeniem Asi jak i mamy, która dopiero co przyszła. 
- Moim sponsorem zostało Audi i dostałam auto. - wyjaśniam i po chwili obie siedzimy w pachnącym jeszcze nowością samochodzie. 

Po około godzinie przeraźliwej ciszy podjeżdżamy pod jeden z amerykańskich supermarketów. Bez słowa biorę wózek i z ciągnącym się ogonem jakim jest niewątpliwie nadal cicha Asia i mama wchodzę do marketu. 
- Arbuza ? - uśmiecham się do nich. - Co nic nie mówicie ? - marszczę brwi, kiedy Asia stara się coś powiedzieć, ale zamiast słów wychodzą z jej ust jedynie jakieś dziwne pomruki. - A. - duszę się wewnątrz ze śmiechu z powodu ich zachowania. Po drodze biorę z półek kawę, mleko i inne produkty spożywcze. 
Po około godzinie obładowane torbami wychodzimy ze sklepu. Zasiadam za kierownicą i spoglądając w lusterko zaczynam się uśmiechać. Otwieram drzwi i po chwili wpadam w ramiona Amerykanina. 
- Cześć Matt ! 
- Michala ? - patrzy na mnie tak jakby zobaczył ducha. 
- Błagam nie patrz tak na mnie. Wystarczy, że mama i Asia zachowują się tak jakbym oszalała, po prostu przemyślałam pewne sprawy. - uśmiecham się niewinnie. 
- To dobrze. - przytula mnie składając na moim czole drobny pocałunek. - Ciesze się, że wróciłaś. - śmieję się za co dostaje kuksańca w bok. 
- Może przyjdziesz jutro na obiad, zapewne ugotuje jakiś pyszny specjał. - puszczam w jego stronę oczko. 
- A Asia mnie nie zje ? 
- Dlaczego miałaby Cię zjeść ? - śmieję się. 
- Dowiesz się jak zobaczysz jak na mnie patrzy. - szepcze, odwracam głowę i widzę zabójczy wzrok blondynki. 
- Damy radę. - uśmiecham się, składam na jego zarośniętym policzku drobny pocałunek i z uśmiechem może troszkę przyklejonym wsiadam do samochodu, 
- Wstąpimy do Starbucksa ? - jedyną odpowiedzią są przytaknięcia głową obu kobiet. Wchodzę do lokalu, zamawiam trzy latte i po chwili z parującymi napojami wsiadam do samochodu. 
Ledwo po 19 we trzy wchodzimy do mieszkania, rzucam klucze na ławę i zajadając się mandarynkami włączam jakiś kanał z filmami. Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Budzi mnie wibrowanie mojego telefonu. Odblokowuje go, a moim oczom ukazuję się jakaś tandetna reklama. Odkładam go na kanapę i uprzednio spoglądając na zegarek, który wybija 2 w nocy wychodzę na balkon. Opatulona kocem siadam na wiklinowym krześle. 
Siedzę dobre piętnaście minut, kiedy słyszę skrzypnięcie drzwi balkonowym, a po chwili koło mnie siada blondynka. Wpatruję się w jej zagubione oczy oczekujące jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie mówię nic, wtulam się w jej ciepłe ciało, przykrywając ją kocem. 
- Wiesz, że Cię kochamy ? Wiesz, że jesteś najcudowniejszą osobą jaką w życiu spotkałam ? - słyszę delikatny głos blondynki nad lewym uchem. 
- Kocham go. - spoglądam na jej twarz. - Kocham go słyszysz ? Tak cholernie go kocham. I jeśli on jest z nią szczęśliwy to ja muszę się z tym uporać, muszę to przetrwać, a może przede mną stanie kiedyś ktoś kto pokocha mnie równie mocno co ja Michała. - wpatruję się w jej jasne oczy, a moje napełniają się ciężkimi łzami. Asia jest jedną z tych osób, których się nie wstydzę. Przed którymi mogę płakać godzinami. Chwilę milczymy, każda z nas analizuje przed chwilą wypowiedziane przeze mnie słowa. - Usiądź wygodnie i zamknij oczy. - szepcze. - Gotowa ? Spróbuj przenieść się w przeszłość. W miłą przeszłość. W miłe wspomnienie. Co widzisz ? Twoje poznanie ze Zbyszkiem ? Babcię, która piecze ulubiony sernik bez rodzynek, bo tylko taki jadasz ? Dziadka opowiadającego żarty, które mimo upływu lat nadal Cię śmieszą ? Co widzisz ? 
- Plaże w Ełku, ośmioletnią blondynkę w kolorowej sukience, uśmiechniętych rodziców, zamek z pisaku, fale tak cudownie szumiące i dziesięcioletniego bruneta. Wysokiego, zawsze miałam słabość do wysokich brunetów. - widzisz jak się uśmiecha. - Niesamowite niebieskie oczy, moja pierwsza miłość. Co prawdę trwała tydzień, bo tylko tyle tam byliśmy, ale był fajny. - otwiera oczy i spogląda na mnie. 
- A ja ? - zamykam ponownie oczy. - Ławka się ugina, czyjaś ciężka ręka głaszcze moje plecy, szepcze tak cudownym głosem, czuje perfumy, które są koło mnie cały czas, które wącham za każdym razem gdy jestem w Sephorze, widzę Jego. Brązowe oczy, malinowe, miękkie usta. Słyszysz cały czas widzę Jego. Nie mogę przestać o nim myśleć. - otwieram oczy i wpatruję się w Asie. 
- Porozmawiaj z nim. 
- Nie. 
- Dlaczego ? 
- Bo nie chce niszczyć Jego szczęścia. Nie chce by przez mój smutek cierpiał. Chcę żeby po prostu był szczęśliwy to jest dla mnie najważniejsze. - obejmuje mnie ramieniem, wtulam się w nią tak mocno i dziękuję Bogu za taką przyjaciółkę. 

Następnego dnia o 15 mama wylatuje do Polski. A ja zostaje z Asią. 
Przez kolejne dni dochodzę do siebie, powoli zaczynam treningi 10 lutego wracam do szkoły, następnego dnia kupuję Asi bilet do Polski i mimo jej sprzeciwów wysyłam ją do Zbyszka, ponieważ nadchodzą walentynki. 
- Trzymaj się mała. - uśmiecha się do mnie, całując mój policzek. 
- Ty też. - wtulam się w nią. - Dziękuję, że przy mnie byłaś. 
- Od czego ma się przyjaciół. - całuje mnie w czoło i odchodzi. A ja znów zostaje sama.


14 luty

Godzina 19 spocona, zmęczona wracam z treningu uprzednio wstępując po butelkę wina. Nie, nie wróciłam do starych nawyków, ale dzień zakochanych trzeba opić, prawda ? 
Siadam przed telewizorem, włączam jakąś komedie romantyczną tak wiem, że to słabe wyjście, no ale cóż poradzić ? Popijam gorzkie niczym zielona herbata wino, kiedy słyszę jak wibruje mi telefon. 
 "Kochamy Cię 
             Asi i Zbyszek <3 " 

"Też was kocham :) " 
Wyłączam telefon żeby nie daj Boże przyszło komuś na myśl dzwonić i składać mi życzenia z okazji tego powalonego święta. 


Kolejne dni jak i miesiące mijają w zawrotnym tempie. Rano trening, potem szkoła, potem znów trening  nauka i spać. Dodatkowo co poniedziałek odwiedzam panią psycholog - Caroline. 
Nawet nie wiem kiedy mija luty i połowa marca.

20 marca mimo sprzeciwów i uparcia stoję w holu rzeszowskiego lotniska i wyczekuję moich najbliższym, którzy się spóźniają. Poddenerwowana przegryzam wargę zostawiając kolejne maźnięcie w zeszycie przechodnich. 
- Miśka ! 
- Cześć tatuś ! - uwieszam się na barkach ojca, a po chwili koło mnie staje obsypana białymi płatkami śniegu mama. 
- Serio pada śnieg ? - śmieję się. 
- No, dlatego się spóźniliśmy bo ślisko na drogach. 
 - Aha, okej. - łapie w dłonie turkusową torebkę od Armaniego, którą kupiłam na przecenie za 200 dolarów, ale przecież nie przyznam się rodzicom, bo by mnie wydziedziczyli za taką cenę. Tata ciągnie dwie czarne walizki ciuchów narzekając co chwilę na ich ciężar.
Krótko po 19 wykładam się na swoim dobrze znanym łóżku i zasypiam wycieńczona po długiej podróży. Budzę się dopiero następnego dnia ubieram się ,włosy rozpuszczam i w szarych kapciach schodzę na śniadanie.
- Naleśnika ? - pyta mama z nad patelni, kiedy wchodzę do kuchni. 
- Po proszę - uśmiecham się w jej kierunku.
- Jakie plany na dzisiaj ? 
- Asia i Zbyszek. - wkładam do ust kęs naleśnika z banami.

 Naciska na dzwonek, a po chwili moim oczom ukazuję się brunet. 
- Zbyszek ! - piszczę z radości uwieszając mu się na szyi.
- Cześć Miśka, wchodź. -po chwili siadam na bartmanowej kanapie obok gospodarzy. 
- Michalina ? - mówi niepewnie Zibi. 
- Tak ? 
- Zaraz przyjedzie tu Michał z Oliwką. - patrzy na mnie brunet, a mnie wpija w fotel, po niecałej minucie w mieszkaniu rozbrzmiewa się dzwonek, a ja czuję jak robię się malutka i całkowicie zbędna. Asia w pośpiechu zrywa się z kanapy i podchodzi do drzwi. 
- Michalska witam. - słyszę roześmiany głos Kubiaka. - Oliwka daj płaszcz. - w salonie zaczyna robić się duszno, a powietrze jakby gęstnieje, kiedy pojawia się w nim blondynka z gośćmi. Wstaje, ale mam wrażenie że zachowuje się jak idiotka. 
- Michalina. - wyciągam w jej kierunku dłoń wymuszając uśmiech. Chyba tylko ona nie wie że jest on całkowicie udawany.
- Oliwia. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cie poznaje. Jestem Twoją wielką fanką. - uśmiecha się tak bardzo. Jest widocznie bardzo zadowolona tym faktem, ale szkoda że tylko ona.
Nawet nie wiem kiedy rudowłosa siada koło mnie i nawija swoim nienagannie brzmiącym głosem. 
- W rzeczywistości jesteś chudsza niż w telewizji. - sypie żartem, a wszyscy w pomieszczeniu udają rozbawionych. 
- Tak naprawdę sporo schudłam w Stanach. 
- A własnie jak tam w Chicago ? - uśmiecha się Bartman za co gromię go wzrokiem. 
- Cudownie, szkoda że mnie wgl. nie odwiedzasz.  - wymuszam śmiech, zresztą jak całe towarzystwo oprócz Oliwi, bo ona śmieje się naprawdę. 
- Opowiadała mi Asia, że bardzo tam szalejesz. - śmieję się Bartman. - Czekaj jak on miał na imię ? 
- Matt ? - marszczę brwi, nie za bardzo wiedząc o co chodzi. 
- Nie no Matta przecież znam. Max ? 
- A co z Maxem ? - pytam, kompletnie nie rozumiejąc w co pogrywa Bartman. 
- No Asia mówiła, że ładna się z was para tworzy. - spoglądam na Michalską, a zaraz potem na Zibiego wpatrującego się w Michała. Ty gnojku chcesz, żeby Kubiak był zazdrosny ! Co za idiota ! 
- Ależ ty masz Asiu długi język. - śmieję się. 
- Przystojny ? - uśmiecha się Oliwia. 
- Bardzo. 
- Nie masz żadnych waszych zdjęć ? - odzywa się nagle oschle Kubiak. Ha ! Bartman Twoje gierki działają ! Śmieję się w duchu wyjmując bielutki telefon. Odszukuje w galerii zdjęć z balu i pokazuję całej czwórce. 
- Niezły. - uśmiecha się Oliwia, zaraz potem namiętnie całowana jest przez Kubiego. Debil ! Wściekam się ! Teraz on chce pogrywać ! 
- Właśnie dzięki, że mi przypomnieliście. - uśmiecham się złowieszczo w stronę Bartmana i Michalskiej. Odszukuję w kontaktach Matta i dzwonię. 
- Cześć Max ! 
- Max ? 
- Oj zamknij się kochanie ! - śmieję się do telefonu, widząc wściekłą minę Kubiaka i roześmianą Asię i Zbyszka. 
- Co ty kminisz ? 
- Nic, nic. Własnie siedzę u znajomych, a ty co robisz skarbku ? 
- Kompletnie nie czaję o co Ci chodzi mała, no ale cóż. Ja jadę na trening. 
- Aaa. No to nie będę Ci przeszkadzać w kierowaniu. Papa buziaki. 
- Dziwna jesteś. Cześć ! - rozłącza się roześmiany moim zachowaniem. 
- Co tam u Maxa ? 
- A jedzie do kolegi. - posyłam w stronę Zibiego promienny uśmiech. 
- Idę do toalety. 
- Dzięki za info Dziku. - śmieję się Bartman. 
- Ja idę po sok. - wstaję z kanapy i zostawiam Zibiego i Asię z Oliwką. Oczywiście zbaczam z trasy i na tzw. chama wchodzę do ubikacji. 
- W co ty pogrywasz ? - syczę w stronę Kubiaka siedzącego na wannie. 
- Ja ? A kto kręci z jakimś Maxem ? 
- A kto ma dziewczynę o imieniu Oliwia ? 
- A Max ? 
- Co Max, co Max ? 
- Gówno. 
- Właśnie widzę. - zaciskam ze zdenerwowania policzki. Podchodzę do niego coraz bliżej i widzę w jego oczach, że ma na mnie ochotę tu i teraz. Śmieję się z tego powodu w myślach. Nachylam się nad nim i szepcze mu do ucha. 
- Obiecałeś coś. 
 - Co ? - wpatruję się we mnie tymi kurewsko brązowymi oczami. 
- Że zaczekasz aż wrócę do Polski i Twoje czekanie poszło się jebać z Oliwką. - marszczę brwi wymawiając jej imię.
- A Twoje z Maxem. 
- Na chuj mi Max ! Nie chce żadnego Maxa ! 
- A co chcesz ? Powiedz mi do jasnej cholery co chcesz ? - unosi lekko głos. Nie odpowiadam, nachylam się bardziej po czym zostawiam na jego ustach namiętny, pełen uczucie pocałunek. Potem wychodzę z łazienki oraz mieszkania tłumacząc się nagłym telefonem od rodziców. Wychodzę zostawiając go z tabunem myśli i pomieszanych oraz zwariowanych uczuć. I dobrze wiem, że w ten sposób wszystko utrudniam, ale nie interesuje mnie to niech on teraz się pomęczy. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------

50 twarzy Greya ? Co sądzicie o tej książce ? Bo mam ochotę zabrać się za lekturę jej :) 
Jak widzicie jednak was nie opuszczam, ale powiem wam że miałam taką ochotę chwilowo. 

Co kombinuje Michalina ? Co z Kubiakiem ? Co będzie się działo w przyszłym rozdziale ? 
Czekam na komentarze. 

Pozdrawiam :) 


P.S 
Kolejny post ukarze się za tydzień 10.06 :P 

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział siedemnasty


Kolorowy szmatławiec, krzyki fanów dochodzące jeszcze z kortu, lekkie szturchanie Nicolasa, uśmiechnięta przeciwniczka, ciążąca na moim prawym ramieniu torba, lekko odpryśnięty lakier do paznokci, a w tym ja. Zapłakana, załamana, skrzywdzona, brutalnie potraktowana. Mam wrażenie, że ktoś mną trzęsie, chce wrzucić w błoto, zabić. A na pewno skrzywdzić i zmusić do zapłacenia za wszelkie złe rzeczy jakie w życiu zrobiłam. Tym czymś jest zdjęcie. Fotografia, która łamie mi serce, rozrywa je na miliony kawałków, obrywa mnie ze skóry, powodując ogromny napływ słonej cieczy do oczu. 
Uśmiech, który miał być przeznaczony tylko dla mnie. I ona, kompletnie na moje oko nie pasująca do niego w żadnym milimetrze rudowłosa piękność.* Cudowny błysk w zielonych oczach, idealnie spadający na prawie ramie rudy kłos, czarny płaszczyk z Zary lekko zakrywający śliczną sukienkę w małe kwiatuszki, jej niezwykle ładny uśmiech i dołeczki w policzkach prawie takie jak Twoje. Rozpadam się i w przenośni i dosłownie. Po policzkach suną łzy, a ja pod ramie prowadzona jestem w stronę szatni, a następnie sadzana na ławce. Słyszę jakiejś tłumione słowa trenera, widzę jego przejęty wyraz twarz, czuję jak wyrywa mi gazetę, którą tak umiejętnie i kurczowa trzymam w dłoniach. Nie oddam ! Wrzeszczy mój umysł. Nie oddam jej go, nie oddam gazety, nie oddam swojego serca na spalenie. Będę walczyć ? Jak zawsze ? Jak zawsze starać się i bić się o cel, o coś co kocham ? W każdej innej sytuacji powiedziałabym bez namysłu, że tak, że będę walczyć do upadłego, ale nie dziś. Jeśli on jest szczęśliwy, a na takiego wygląda to nie będę się mieszać, zamknę się w swoim świecie i pozwolę mu egzystować beze mnie, a z nią. 

Nawet nie wiem, kiedy mija ten czas, nawet nie wiem kiedy wybija godzina 17 następnego dnia, a ja siedzę w samolocie do Chicago, nawet nie wiem gdzie podział się ten czas. Znikł, zamilkł, uciekł, rozsypał się niczym Twoja miłość do mnie, ale pamiętaj ja Cię kocham. Wciąż, Cie kocham. I wciąż trzymam tą gazetę.
On obejmujący ją, on całującą ją, on szepczący jej coś na ucho, on tak słodko uśmiechający się w jej stronę, ona tak idealnie chuda, ona tak promienna i pełna optymizmu, ona tak niewiarygodnie ładnie uśmiechająca się w jego stronę. On i ona, oni. I ten wredny krwistoczerwony napis : "Michał Kubiak na Gali Mistrzów Sportu wraz ze swoją śliczną partnerką Oliwią Kamińską - modelką największych paryskich pokazów mody". Serce wywraca koziołki, uderzając chyba o wszystkie wnętrzności co sprawia mi niebywały ból i cierpienie. 

- Michalina na pewno dasz radę ? - patrzy mi w oczy Nicolas. Kiwam jedynie głową, łapie w ręce bagaże i wsiadam do Audi.
Po powrocie do mieszkania, zamykam się na przysłowiowe cztery spusty, biorę prysznic i z kolejną dawką łez układam się do snu. 
Znów spotykam Ciebie, znów mi się śnisz. Znów widzę Twoje brązowe tęczówki tak usilnie patrzące się w moje. Znów czuję smak Twoich ust. I kolejny raz budzę się ze łzami w oczach w połowie nocy. Wkładam na uszy słuchawki, z których już po chwili wydostają się dźwięki piosenki, którą jeszcze 6 miesięcy temu słuchaliśmy na ławeczce w wiosce olimpijskiej, nakładam na nogi buty do joggingu i wybiegam przed blok. Pierwszy raz odkąd mieszkam w Stanach biegam o tak późnej porze, kiedy mijam najwyższy budynek w Chicago - Sears Tower na zegarze wybija 4 nad ranem. W tym momencie mogę stwierdzić, że miasto to jest najpiękniejsze nocą. Nieliczne osoby, zapewne wracające do domu z imprez przemieszczają się śpiewając i śmiejąc się, oświetlone wszystkie budynki wyglądają przepięknie, błyszczące zaspy śnieżne. Gdzieniegdzie zaczynają świecić się światła w mieszkaniach oznacza to, że Chicago powoli zaczyna egzystować. 
Krótko wpatruję się w ten widok, ale już po chwili wracam do mieszkania. 
Biorę prysznic, ubieram się, włosy związuję w kitkę, przegryzam banana i wkładając białe emu oraz równie biały płaszcz wychodzę z mieszkania. 
Równo o 8 wchodzę do klasy, siadam obok Emelii i przysłuchuję się lekcji angielskiego. Nawet nie wiem, kiedy po policzkach zaczynają płynąć mi łzy, przypatruję się całej 22-osobowej klasie, która w tym momencie zaśmiewa się z żartów profesora. 
Kiedy na zegarku dochodzi 15 swoje kroki kieruję w stronę czarnego audi, naciskam na pilot od samochodu i czuję jak ktoś łapie mnie za ramię. 
- Max ? 
- Słuchaj Michalina, wiesz że w sobotę jest bal i chciałby zapytać czy pójdziesz na niego ze mną ? - no tak bal, nasza niby studniówka, na którą ze względu na Autralian Open, na którym miałam w sobotę jeszcze być nawet nie zakrzątałam sobie umysłu. 
- Czemu nie. - wzruszam ramionami, żegnam się z chłopakiem i wsiadam do auta, którym po chwili odjeżdżam w stronę kortu. 
Po drodze wykręcam numer Matta, odbiera po 8 sygnałach. 
- Halo ? 
- Co ty biegasz, że taki zsapany ? 
- Nie chcesz wiedzieć co robię. - mówi zgryźliwym głosem. Zaczynam się śmiać. 
- Przeproś Martynę, że przeszkadzam wam w aktach miłosnych. - śmieje się coraz bardziej. - Ale dzwonię, żeby zapytać czy pójdziesz albo pójdziecie dzisiaj ze mną o 18 do centrum bo muszę sobie kupić sukienkę na bal. 
- Jasne, cześć. - rozłącza się, a za nim to robi słyszę jeszcze jak w charakterystyczny sposób mruczy, zapewne do Martyny.

26 stycznia ( sobota )

Nawet nie wiem, kiedy nastaje sobota, poprawiam starannie zrobionego koka, ostatni raz spoglądam na żelowe, brzoskwiniowe paznokcie zrobione dzień wcześniej, ubieram się i razem z Mattem wyczekuję Maxa. 
- Na pewno dasz radę ? - patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. 
- Dam, kto da jak nie ja ? - wymuszam uśmiech. Po chwili ląduje w objęciach Amerykanina. 
- Nie był Ciebie wart. - szepcze. - Jakby co jestem pod telefonem, dzisiaj z Martyną robimy sobie seans filmowy, więc zawsze możesz do nas dołączyć. - uśmiecha się, całują mnie w policzek, w chwili kiedy w mieszkaniu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Czerwona podwiązka w ostatniej chwili ląduje na moim prawym udzie, a ciało ostatni raz pryskam słodkimi perfumami Chanel. 
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiecha się Max ubrany w czarny garnitur oraz muszkę dopasowaną kolorem do mojej sukienki. Po krótkiej chwili na moim nadgarstku umieszczony jest bukiecik w kolorze paznokci. 
- Idziemy ? 
- Tak. - uśmiecham się. 
- Dbaj o nią. - szczerzy się Matt udając mojego ojca. 
Po niecałej godzinie przeciskania się przez korki wysiadamy pod szkołą. Już na dworze czuć tę atmosferę, kolorowe balony, przeróżne materiały, mnóstwo jedzenia i słynny poncz występujący na każdym amerykańskim filmie na balu. 
Impreza zaczyna rozkręcać się dopiero po 22, ale ja nawet wtedy nie mam na nią za bardzo ochoty. Cały czas przed oczami mam te zdjęcie z gazety, te zdjęcie z internetu. Te fotografie umieszczone na jego jak i jej profilach na Facebooku i Twitterze. Cały czas kują moje rozklekotane serce, ranią mnie. 
- Zatańczysz ? - wyciąga w moją stronę dłoń Max. 
- Jasne. - wymuszam uśmiech i w chwili, kiedy z głośników leci muzyka wtulam się w jego ramiona. 
Irytuje mnie to że to nie Michał, irytuje mnie to że Max ma takie same perfumy. Wkurza i denerwuje mnie wszystko, nawet to że ludzie wokół się uśmiechają. Po godzinie tańców siadam przy jednym ze stolików i wdaje się w konwersacje z jednym z siatkarzy Chicago Eye. Wspomina, że właśnie dostał powołanie do kadry, a mnie ściska serce, bo nasi siatkarze też powinni niedługo dostać, bo Michał powinien niedługo dostać. 
O 1 w nocy, kiedy zabawa trwa w najlepsze nie wytrzymuję przepraszam Maxa i po szybkim telefonie do Matta siedzę w swoim mieszkaniu. Po policzkach cieknął mi łzy, gdzieś w tle rozbrzmiewa piosenka z ławki w Londynie. Nie miałeś racji, nigdy nie zaśpiewasz tej piosenki na moim ślubie, bo nigdy go nie będzie. Chyba wracam do starych przyzwyczajeń. Kręcę niezadowolona głową, kiedy sięgam po kolejny kieliszek wódki. Jedna 30 ml porcja nie załata moich dziur w sercu, druga porcja także, ale kiedy w moich ustach ląduje ostatnia miarka z 0,5 litra wódki życie choć nadal ciężkie, niesprawiedliwe, samotne i okrutne wydaje się lepsze. Na chwiejących się nogach wychodzę na balkon, w cieniutkich rajstopach i sukience siadam na zalegającym na pytkach śniegu i kolejny raz wybucham płaczem. Nie radzę sobie. Nie daję rady, kiedy wiem że gdzieś parę tysięcy kilometrów ode mnie Michał przytula ją. Tą niezwykle piękną rudowłosą dziewczynę. 
Ile bym dała, żeby być na jej miejscu. Ile oddałabym chwil, aby być przy nim. Ile oddałabym trofeów, aby tulić się do jego ramion. Oddałabym nawet ten najważniejszy puchar, puchar Igrzysk Olimpijskich, który połyskuje gdzieś w moim brązowo ściennym pokoju w Rzeszowie. Pokoju gdzie wszytko jest prostsze, gdzie życie wydaje się biegiem po świeżo wylanym asfalcie. Miejscu, które zawsze niesie ze sobą milion wspomnieć, łez radości jak i smutku, ale przede wszystkim miejscu gdzie miłość czuć w każdym kącie, gdzie uczucie to wychodzi szafami, oknami i lustrami. Gdzie ją po prostu czuć. A tu ? Tu nie ma nic, tu jest jedynie walka, walka o codzienność. 
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam, budzi mnie dźwięk mojego dzwonka oznaczającego, że przyszedł mi sms. 
" Przykro nam, przepraszamy. Mamy nadzieję, że kiedyś nam wybaczysz. 
A&Z" 
" Za co mnie przepraszacie ? " 
" Za to, że nie dotrzymaliśmy obietnicy, mieliśmy się nim zaopiekować i go pilnować. Wybacz." 
" Miłości nie da się zatrzymać." 
Skrobie na telefonie, który po chwili wyłączam, potrząsam się z zimna, ponieważ nadal siedzę na balkonie, wstaje i swoje kroki kieruję do łóżka. Okrywam się po włosy bordową kołdrą i wraz z napływem kolejnej dawki łez zasypiam. 


Nie wiem ile mija, może tydzień może dwa. Dni zlewają się z nocami. Godziny z minutami. Telefon od dłuższego czasu spoczywa gdzieś pod kanapą. Kolejne zwolnienie z lekcji i z treningów z powodu "choroby" wysyła mój znajomy lekarz z Chicago. 
Nie wiem ile razy dzwonek rozbrzmiewał w mieszkaniu, ile gróźb słyszałam przez drzwi od Amerykanina, że je wyważy. Nie wiem ile litrów wódki pochłonął już mój organizm. Nie wiem, który jest dzisiaj, ani która jest godzina. Nie mam pojęcia ile łez wylałam w ostatnim czasie. 
Wiem jedno. 
Kochasz ją, a ona Ciebie. 
A mnie w Twoim życiu już nie ma. 
I to boli, boli jak cholera, boli bardziej od kontuzji w najważniejszym momencie sezonu, bardziej niż strata ukochanego zwierzęcia, boli bardziej niż wszystko co w życiu mnie spotkało. 

Słyszę odgłos przekręcanego klucza, nawet się nie podrywam nie chce mi się. Nie interesuje mnie kto przyszedł. Zaciskam w dłoni gazetę z tym pieprzonym zdjęciem, wzrok skierowany jest gdzieś w dal. W Sears Tower widoczny z mojego okna w salonie. Oddycham miarowo i spokojnie, chociaż wewnątrz szaleję z cierpienia, jestem na skraju wytrzymałości. Słyszę ciche "kurwa" i odgłos przewracającej się szklanej butelki. 
- Michasia ! - ciepła, pachnąca postać blondynki wtula się we mnie. - Damy radę, będzie dobrze, słyszysz damy radę. - widzę jak pustym i przestraszonym wzrokiem wpatruję się w moją mamę. 
- Dajcie mi spokój. - odpycham Asię i wychodzę na balkon. Wyjmuję z kieszeni starych, szarych dresów mentolowego papierosa, wkładam go do ust i zapalniczką w zeberkę odpalam go. Pomarańczowy żarzyk drażni moje oczy, dym przyjemnie drażni moje płuca. Moje wyczerpane oddychaniem płuca. 
- Nie palisz ! Słyszysz ty nigdy nie palisz do jasnej cholery ! - Asia wyjmuje mi z wychudzonych palców papierosa, wyrzuca go z balkonu i wtula się we mnie. Łkam, płaczę, cierpię. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Oliwia Kamińska - dziewczyna Kubiaka


Smutny, ale to chyba tylko dlatego że ja jestem smutna.

KOMENTOWAĆ !

Mam wrażenie, że spada oglądalność i nikt tego nie czyta. Tak szczerze ? Zastanawiam się nad usunięciem bloga.