czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział trzeci


Ociężale zwlekam się z łóżka, wpadam pod prysznic, wciskam na siebie króciutkie czarne spodenki, przegryzam jabłko i wybiegam z domu. Równo o 7:10 pociągam za klamkę od furtki i biegnę po pomarańczowej mączce. Staje przed Adamem, na którego twarzy maluję się niemałe rozczarowanie.
- Przepraszam za spóźnienie. - mówię ze skruchą. 
- 10 minut spóźnienia - odpowiada patrząc na zegarek - więc 10 kółek więcej do biegania. - wierci mi dziurę w oczach patrząc tak złowrogo. 
- Kurwa ! - w tej chwili stać mnie jedynie na takie słowo. 
- Kurwa powiadasz ? 30 maleńka. 
- No jasne.. - mówię już szaleńczo podirytowana, odwracam się na pięcie i zmierzam w kierunku furtki. 
- A ty gdzie się wybierasz ? 
- Do domu ? Nie będę Ci biegać. 
- Będziesz . - mówi przez zaciśnięte zęby, łapiąc moje nadgarstki. 
- Chyba w Twoich snach. - mówię z wyższością. 
- Nie, po korcie. Myślisz, że jak wygrałaś Wimbledon to jesteś lepsza. 
- Tak - mówię z triumfalnym uśmiechem. 
- Dobra koniec, Michala 15 kółek ! - drze się fizjoterapeuta Tomek. 
- Dobra. - rzucam na ziemię torbę z rakietami i biegnę. Z każdym kółkiem z moich ust wydobywa się kolejne przekleństwo w kierunku Adama. Jestem w tym momencie wściekła. Cholernie wściekła. 
Po niecałych 15 minutach kończę biegać i zmęczona siadam na ławeczce popijając wodę. 
- A ty co siedzisz ? Rakieta w łapy i gramy. 
- No jasne. Adam.. - wyje podirytowana. 
- Nie Adam, masz kaca a kaca najlepiej leczy się treningiem. I w ogóle masz ode mnie opieprz za to ! Za niecały tydzień Twoje wymarzone Igrzyska, a ty sobie popijasz. Posrało Cię dziewczyno czy jak ? 
- Adam.. 
- Nie Adam, tylko wstajesz. - ulegam mu, bo wiem że ma rację. Tę cholerną rację. 
Kolejne 2 godziny to jak maraton dla inwalidy. Cholerny kac, cholerny stres przed najważniejszą imprezą świata, cholerne "nie chce mi się", cholerne krzyki Adama wywołujące u mnie palpitacje serca. Wszystko jest cholerne. Chce spać ! Krzyczy każda część ciała. Trenuj ! Krzyczy mózg i serce. Za daleko doszłaś, żebyś teraz się poddała ! I faktycznie znów się nie poddaje, znów biegam końcowe 10 kółek. 
- Dzięki, że postawiłeś mnie do pionu. - mówię odchodząc. 
- Nie ma sprawy maleńka o 16 trening. 
-Wiem, wiem. - uśmiecham się pod nosem.

Kolejny dzień jest niczym maraton. Pobudka punkt: 6, trening, odpoczynek i trening. Zaczynam wariować ze zmęczenia, ale chyba jeszcze bardziej przez stres zżerający każdą część mojego ciała. Równo o 20 otwieram drzwi do mieszkania państwa Sołtys i od razu zostaje wyściskana z każdej strony przez Dagę. 
- Chodź do mnie do pokoju. 
- Ok ! - po chwili stoimy w ciemnym pokoju Dagi. Za każdym razem jak do niego wchodzę przeraża mnie to co widzę. Ciemno-szare ściany obklejone plakatami z najbardziej satanistycznymi zespołami świata, meble prawie, że czarne, a okna zawsze zasłonięte białymi roletami. Tak, białe rolety to jedyna jasna rzecz w pokoju Dagi. 
Siadamy na ciemnej kapie łóżka, a po chwili do pokoju wpada Nora z butelką wódki. Dziewczyny patrzą na mnie z chytrymi uśmieszkami, ja jedynie kręcę z niezadowoleniem głową. 
- Nie ! No kurde dziewczyny pojutrze wyjeżdżam na swoją wymarzoną Olimpiadę o czym dobrze wiecie i mi tu jeszcze z wódką wyskakujecie !  
- Daj spokój temu tenisowi !  Power ze swoją głową do interesów zapewne będzie bogaty więc nie będziesz musiała pracować. 
- Wy nie rozumiecie, że ja nie gram dla pieniędzy ? 
- To po co w ogóle grasz ? - pyta zniecierpliwiona Daga z zimnym alkoholem w ręku. 
- Bo to kocham, bo jest to dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w życiu ! - krzyczę na nie kompletnie nie panując nad emocjami.  
- Tylko przez tą Twoją miłość jak to nazwałaś, tracisz genialnego chłopaka, którego zazdrości Ci każda, przyjaciółki i wszystko co w naszym wieku powinno się liczyć. 
- Powera tak jak i was nie stracę, bo was kocham i mam nadzieję, że wy mnie też. A dla mnie teraz najważniejszy jest tenis. I proszę skończmy tę bezsensowną kłótnię, bo za dwa dni wyjeżdżam i zobaczymy się dopiero za miesiąc albo i dłużej. - mówię, patrząc na nie błagalnie. 
- Dobra, ale my pijemy, a ty masz sok. - podaje mi szklankę napoju. 
- Ooo ! Pomarańczowy jak ty mnie dobrze znasz ! - śmieję się czując smak pomarańczy w nektarze. 
Całą noc spędzamy na rozmowie, głośnym śmiechu co doprowadza do szału śpiących rodziców Dagi, opowiadaniu bezsensownych historii i oglądaniu filmów. 

Wszystkie trzy budzimy się krótko po 8 następnie biorę prysznic, ubieram się , w pośpiechu zjadam śniadanie i pierwszym moim celem jest ul. Mazowiecka. Ulica, na której mieszkają moi dziadkowie. 
Po 9 otwieram duże, ciężkie sosnowe drzwi, a do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach naleśników. Przytulam babcię, dając jej całusa w policzek. 
- Michasiu ! Witaj ! - uśmiecha się zza okularów. - Naleśniczka ? - kiwam jedynie głową zgadzając się, oblizując spierzchnięte wargi. 
Po chwili całe trzy naleśniki lądują w moich ustach. 
- To jak ? Jutro na Olimpiadę ? - kiwam głową. 
- Nawet nie wiesz jaka jestem z Ciebie dumna ! - uśmiecham się jedynie, bo nie ma słów, które mogłabym wypowiedzieć w tym momencie. 
Kolejne 2 godziny spędzam na jedzeniu, którego w tym momencie jest zdecydowanie za dużo. 
- Kocham Cię Michasiu, będę trzymała za Ciebie kciuki ! - uśmiecha się. 
- Ja Ciebie też. - mówię, opuszczając mieszkanie dziadków. 
Kolejnym przystankiem jest dom Piewniczaków gdzie umówiona jestem z Powerem 
- Cześć Piotruś ! - witam go muskając jego policzek. 
- Cześć, cześć wchodź. - mówi jakby obojętnie. Kiedy znajdujemy się w pokoju najstarszego z dzieci Piewniczaków nie wytrzymuję. 
- Co jest ? 
- Nic 
- Jak nic ? Przecież widzę, że coś nie gra. 
- Ty serio zamierzasz się tak poświęcać tenisowi ? Myślałem, że ten rok to tylko taki wyjątek, a ty na Olimpiadę, a potem słyszałem o jakiś innych turniejach. 
- Piotrek słuchaj wiesz, że to kocham..
- Kochasz, kochasz. Tylko najgorsze w tym jest to, że nie wiem czy ty mnie jeszcze kochasz. 
- Nie mów tak, przecież wiesz że jesteś dla mnie najważniejszy. 
- To jak jestem dla Ciebie najważniejszy to skończ z tenisem. - po dłużej chwili zdaję sobie dopiero sprawę  przed czym stawia mnie Power. Przed wyborem, który dla mnie jest niczym jak skazanie na śmierć. Bo albo zabijam Powera i mnie i nasz związek się kończy albo zabijam coś o co walczyłam od 7 roku życia, coś o czym zawsze marzyłam. Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę uwierzyć, że stawia mnie przed takim wyborem. Czuje jak do oczu cisnął mi się łzy, bo jest tylko jeden wybór jak dla mnie. Tylko jeden przez który mogę być szczęśliwa. 
- Tenis jest najważniejszy. - mówię pewnie chociaż w głębi duszy bije się z myślami czy aby na pewno dobrze robię. 
- Skoro wybierasz rakietę to koniec z nami. 
- Wiem - mówię wstając z łóżka. - 4 lata, a teraz.. - ucinam w połowie zdania, bo słyszę, że mój głos zaczyna drżeć, ocieram zewnętrzną stroną dłoni łzę z policzka i kieruje się do wyjścia. 
 Do 17 muszę znosić ciągłe żegnania, bo z każdej strony Polski przyjeżdża rodzina życząca mi powodzenia. Krótko po 18 drzwi do mieszkania zamykają się po raz ostatni i za nimi znikają dwie przyjaciółki. Powiedziałam im, powiedziałam im że mój związek po 4 latach się skończył, powiedziałam im, bo wolałam żeby dowiedziały się ode mnie nie od Piotrak czy kogoś innego. Widzę, przez całą swoją wypowiedz o rozstaniu na ich twarzach rozczarowanie, niechęć do mnie, ale skutecznie starają się to maskować. 
Po 22 kładę się na miękkim rzeszowskim łóżku. W uszach brzmi mi ulubiona piosenka, przy której pierwszy raz tańczyliśmy, piosenka która była nasza, ale teraz jest już tylko Twoja albo tylko moja, przez firanki przebija się miejskiej oświetlenie, a po policzkach spływają mi łzy. Chociaż kiedyś obiecałam sobie, że będę silna, że nigdy nie będę się poddawać, że nigdy nie będę płakać z obojętnie jakiego powodu, a tym bardziej z powodu mężczyzny. 

Do uszu dociera mi znajomy doskonale dźwięk, na co dzień wściekałabym się tak bardzo teraz kocham wręcz uwielbiam owy szum. Wyłączam budzik w kształcie krowy, odbywam poranną toaletę,  ubieram się , zjadam śniadanie składające się z musli i przeróżnych witamin popijając sokiem pomarańczowym. 
Równo o 13:05 po długich odprawach i żegnaniu z rodzicami siedzę w samolocie do Londynu, w samolocie na Olimpiadę, w samolocie do marzeń. A w uszach słyszę tylko jeden dźwięk, tylko jedne słowa. Słowa naszej piosenki. 



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Witam serdecznie ! :) 

Nie pisałam, ponieważ nie było czasu, ale już jestem. :P 
Kiedy kolejny rozdział ? Nie wiem, na prawdę nie wiem. 
Może jutro, ale wątpię ... W przyszłym tygodniu też nie wiem czy się coś pojawi.. myślę, że zależeć będzie to w dużej mierze od wyniku meczu Resovia : Skra i mojego meczu xd 
Miałam napisać tak szczerze powiedziawszy we wtorek, ale przechodziłam małą załamkę pomeczową.. :( 
Tak cholernie trudno mi było pisać ten rozdział, bo opisywałam sytuację, która mi w moim realnym i prawdziwym życiu się przydarzyła.. Może nie była identyczna, ale prawie że taka sama. 

Co sądzicie o tym co dzieje się w życiu Michaśki ? 

Pozdrawiam./ Idalia. 

Resovio ! Jastrzębiu ! 
WALCZCIE !

P.S 
Wszystkiego najlepszego dla trenera Andrzeja Kowala ! 

Ten rozdział tak cholernie mi się nie podoba, że nawet zastawiałam się czy go dodać..



niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział drugi


Pierwszy raz od dwóch tygodni tak naprawdę się wysypiam. Bo wysypiam się w moim kochanym łóżku. Wstaje i podchodzę do okna. Takie widoki chciałoby się oglądać codziennie. 
Gorące słońce przebija się przez wysokie rzeszowskie budynki. Po lewej spokojnie płynie rzeka, po prawej natomiast kochane Podpromie. Tak jestem kibicem siatkówki. Siatkówki nie siatkarzy. To właśnie ona jest dla mnie najważniejsza zaraz po tenisie. To ona dodaje mi energii, kiedy już ją tracę.
Biorę prysznic, ubieram się i zjadam śniadanie. Następnie wsiadam na zieloną damkę i jadę w doskonale znane mi miejsce. W miejsce, w którym zazwyczaj spędzam każde wieczory, w miejsce gdzie aktualnie znajduję się facet, któremu mogłabym poświęcić całe życie. 
Zsiadam z roweru i wbiegam po schodach na 4 piętro jednego z rzeszowskich bloków. Na sam widok 15 na drzwiach mieszkania uśmiechem się do siebie, pukam delikatnie. I po chwili moim oczom ukazuje się wysoki blondynek. Wtulam się w jego tors, całując namiętnie. 
- Nareszcie jesteś ! Gratuluję ! - uśmiecha się zniewalająco. 
- Dziękuję ! 
- Chodź, chodź. - mówi przepuszczając moją skromną osobę w drzwiach. Siadam na brązowym taborecie, Power stawia przede mną szklankę soku, a przed sobą zieloną herbatę. Nawet mi jej nie proponuje, bo wie że herbata w moich ustach pojawia się zazwyczaj gościnnie. I to jest bardzo rzadkim gościem. 
- No to opowiadaj Michala jak było w Londynie !
- Ehh.. ciężko, naprawdę każdy dzień to była mordęga. Wstawałam rano, szłam na trening, wracałam, jadałam potem zazwyczaj mecz, a potem paciorek, rozmowa z Tobą na skype i spać. A ty co porabiałeś przez te dwa tygodnie ? - pytam chociaż doskonale wiem, że...
- Imprezowałem ! - śmieję się, a ja razem z nim, bo wiem jaki jest Power dla niego dzień bez imprezy to dzień stracony zresztą ma takie samo rozumowanie jak Nora. Rozmawiamy jeszcze chwilę dopóki nie łapię mnie delikatnie za dłoń i nie ciągnie w stronę swojego pokoju. 
Tam jak zwykle pozbywamy się swoich ubrać, całujemy namiętnie i łączymy w jedność, która trwa zazwyczaj jakiś czas, potem normujemy swoje oddechy leżąc wtuleni w siebie. 
- Tęskniłem. - mówi patrząc mi w oczy. 
- Ja też. 
Kolejne godziny spędzamy jak zwykle na rozmowie, na długo minutowym śmiechu, na plotkowaniu, na powierzaniu sobie tajemnic. Bo przecież Power jest moim chłopakiem, a to chyba normalne. Ale po chwili zastanowienia zawsze dochodzę do wniosku, że jest kimś ważniejszym niż chłopakiem, niż prawdopodobnie przyszłym narzeczonym jest przyjacielem. Przyjacielem na dobre i na złe. Takim, który mimo wielu przeciwności losu nigdy Cię nie zostawi, takim który zawsze będzie Cię wpierał. Podnosił kiedy zaczniesz upadać i trzymał za rękę kiedy nie będziesz miała siły już dalej iść. 
Po 15 wychodzę z mieszkania Piewniczaków by udać się na pierwszy trening jako zwyciężczyni Wimbledonu. 

Mijam bramę jednego z rzeszowskich kortów uśmiechając się pod nosem. Odkładam torbę treningową na ławkę, zakładam na głowę opaskę, w dłonie chwyta żółto-czarną rakietę i w podskokach wykonuje parominutową rozgrzewkę. 
Staję po jednej stronie siatki po drugiej znajduję się nie jaki Adam Brzyski. Uderzam w ostro żółtego Tretorna*, który z gracją odbija się od rakiety Adama. Nasza wymiana trwa około godzinę, potem łapię za bidona pełnego wody. 
Czuję jak po twarzy spływają mi słone krople potu, coraz ciężej oddycham, a woda kończy się z przerwy pomiędzy gemami na przerwę. 

Wiecie jak czuje się człowiek po 2 godzinnym bieganiu za małą żółciutką piłeczką ? 
Jak niemiłosiernie wymęczona świnia, jak koń po 4 godzinnym kuligu. 
Leże z nogami wywalonymi na stole i oglądam powtórkę finału Wimbledonu 2012, na mojej twarzy od dobrej godziny gości uśmiech wielkości banana. I nawet nie przeszkadza mi ból kończyn, bo teraz jestem tylko ja i finał, ja i zwycięstwo, ja i Serena, ja i niemiłosierne szczęście, ja i spełnione marzenie. Marzenie jedno z wielu, bo jest ich bardzo dużo. Kolejne z tej dużej grupy marzeń spełni się za 5 dni, bo za dokładnie 5 dni przekroczę "próg" wioski olimpijskiej. 
Słyszę odgłos przekręcanego klucza w drzwiach, a po chwili obok mnie pojawia się wysoka, bardzo ładna jak na swój wiek blondynka. Siada przy mnie uśmiechając się w ten sam sposób co ja. 
- Jak tam spędziłaś dzień ? 
- A dobrze, wiesz trening - zaśmiałam się. 
- No tak. 
- A wcześniej byłam u Powera. 
- O a co tam u Piotra ? 
- Dobrze - odpowiedziałam, tłumiąc śmiech. Zawsze bawi mnie jak moja pierworodna wyraża się o Piewniczaku. Z tak wielka gracją, kulturą, wyrachowaniem, nigdy nie zdrabniając jego imienia. 
Po niecałych pięciu minutach rozmowy do domu wchodzi wysoki, chudziutki, lekko kręcony brunet. 
Podchodzi do sofy i czule składa pocałunek na ustach mojej mamy. Wpatruję się w nich tak jak zawsze. Tak jak zawsze z zazdrością, tak jak zawsze z marzeniem, aby kiedyś po 25 latach małżeństwa tak samo witać się z własnym mężem. Podziwiam ich, tak bardzo ich podziwiam, że mimo iż znają się praktycznie całe życie, wciąż budzą się i zasypiają obok siebie, wciąż pałają taką samą miłością jak 25 lat temu w dniu ślubu. 
- Cześć tatuś ! - całuję go w policzek. 
- Siema, co na obiad ? - no tak, koniec cudownego mężczyzny, wraca prawdziwy facet. - No głodny już jestem. I jakieś piwko by się przydało ! - śmieję się, spychając mnie z kanapy. 
Ociężale podchodzę do lodówki, z której wyjmuję puszkę gorzkiego, żółtawego trunku, który po chwili znajduję się w dłoniach ojca. 
Po 20 minutach wszyscy razem zasiadamy przy dębowym stole, pałaszując kurczaka w sosie. 
Jest to chyba moja ulubiona część dnia, kiedy całą trzyosobową rodziną spożywamy posiłek. To właśnie wtedy przez nasze uszy przepływa natłok informacji, planów, marzeń. Jest to chyba jeden z najważniejszych momentów dnia. 
- Dziękuję. - wstaje, zasuwając krzesełko. 
- Idziesz gdzieś ? 
- No z dziewczynami, gdzieś po mieście. 
- A pies ? - no tak, kochany czarny Fafi. 
- No wezmę go ze sobą. Chodź Fafek. - przywołuje do siebie psa, kiedy jestem już przy drzwiach. Nie muszę długo czekać, bo już po chwili przybiega do mnie energicznie machając ogonem. Przypinam go do czerwonej smyczy i wychodzę z domu. 
Równo o 20 drzwi do mieszkania z hukiem się otwierają i do domu wbiega uradowany labrador, ale po krótkiej chwili te same drzwi się zamykają, a wtedy znika za nimi moja postać. Idę uradowana wraz z Norą i Dagą. Na dzisiejszy wieczór planów nie ma. Nie jest jeden, spędzić go świetnie, bo jest to ostatni wieczór przed ogromem prac i treningów przed Igrzyskami. 
Wchodzimy do wypełnionego klubu. Na parkiecie mimo stosunkowo wczesnej godziny wiruje już spora grupa ludzi, podchodzimy do baru i każda z nas zamawia sobie lekko alkoholizowany trunek. 
Po niecałych 30 minutach zapominamy o bożym świecie zaśmiewając się i bawiąc niczym 12-latki na pierwszej imprezie w klubie. 
Udaje mi się wyłapać jakąś wolną i romantyczną piosenkę wtulam się wtedy w wyrzeźbiony tors Powera. Uwielbiam to uczucie, kiedy jestem "obejmowana'"przez cały mój świat. 



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 

* piłeczka tenisowa. :)  

Cześć .;3 
Piszę dzisiaj, ponieważ jutro nie wiem w jakim będę stanie po meczu. xd ( mam nadzieję, że w tak wielkiej euforii, że nie będę mogła "utrzymać" klawiatury :P ) 
Myślę, że za dwa rozdziały pojawią się dopiero siatkarze. :D Powinnam się odezwać w środę lub jutro, ale ferie się kończą :( i zaczyna się natłok szkolnych obowiązków.. 

DZIŚ MAMY 23 LUTEGO TAK WIĘC Z CAŁEGO SERCA ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE NAJSŁYNNIEJSZEMU DZIKOWI W POLSCE ! :) 


Pozdrowienia z Rzeszowa ! :) 



P.S 
Kto jutro trzyma kciuki ? :P  

MISTRZ ! MISTRZ ! RESOVIA !

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział pierwszy


Upadam nie wiem czy z przemęczenia czy ze szczęścia. Nie płacze, bo płacz jest dla mnie oznaką słabości, a ja do słabych nie należę. Chociaż chyba powinnam, bo wszyscy w takich momentach płaczą ze wzruszenia. Jednak po chwili przypominam sobie swoją zasadę "Nie upadaj, bo jesteś silna" więc podnoszę swoje przysłowiowe cztery litery, łapię w dłonie narzędzie mojej codziennej pracy i gestem podania ręki dziękuję swojej rywalce za heroiczną walkę. 
Przecieram ręcznikiem spoconą twarz, usta odprężam smakiem ukochanego pomarańczowego soku i podchodzę do niskiej, brunetki, która przywołuje mnie do siebie. 
Staje koło swojej przeciwniczki, naprzeciwko nas w rzędzie ustawieni są mężczyźni w śmiesznych dla mnie strojach. Po chwili trzymam w dłoniach złoty talerz wielkości trzydziestu piłeczek, którymi na co dzień się posługuje. Najpierw na "odstrzał" idzie moja rywalka, po paru minutach i ja z miękkimi nogami udaje się do niskiej, brunetki. Staję koło niej, a do moich uszu docierają kilkotysięczne brawa, gdzieś przedzierają się głosy moich przyjaciółek Nory i Dagi. 
MICHALA ! MICHALA ! 
Krzyczą chociaż tak bardzo je prosiłaś aby tego nie robiły. Stoję przed kobietą, a na mojej twarzy znajduje się tak ogromny uśmiech, jaki jeszcze nigdy na niej nie gościł. 
- Masz dopiero 18 lat, a już wygrałaś Wimbledon !  Jakie to uczucie ? - do moich uszu dociera lekko piskliwi głosik brunetki. 
- Właśnie spełniają się moje marzenia. Nigdy nie sądziłam, że dojdę tak daleko.Czuje się niesamowicie. - mówię płynnym jak na osiemnastolatkę angielski. 
- Tym zwycięstwem zapewniłaś sobie udział w Igrzyskach Olimpijskich. 
- Tak, to jest jeszcze większe szczęście dla mnie, ponieważ każdy sportowiec marzy, aby na nie pojechać. 
- Był to chyba trudny mecz, prawda ? 
- Owszem, nigdy nie grałam trudniejszego. Serena jest parokrotną zdobywczynią tego tytułu, a po za tym moim autorytetem tenisowym, co czyniło ten mecz jeszcze cięższym. 
- Gratuluję Ci Michalina wielkiego sukcesu i życzę jeszcze większych. 
- Dziękuję bardzo ! Dziękuję Londynie ! - krzyczę do publiczności uśmiechając się rozbrajająco. 
Po chwili na hali zaczyna robić się pusto, a ja zabieram swoje rzeczy i omijając paru kibiców proszących o autograf udaje się do szatni. Nie rozdaje podpisów dlatego że jestem nie miła czy wredna, nie rozdaje ich dlatego że nie umiem, dlatego że nigdy mnie o nie nie proszono. 
Wchodzę do małego, niebieskiego pomieszczenia, do którego po chwili wpadają moje przyjaciółki, sztab i rodzice. 
- Udało Ci się ! - słyszę, roześmiany głos mojej mamy. 
- Taa.. - mruczę zmęczonych głosem, po czym ich wypraszam i zdejmuję z siebie spoconą, króciutką, białą sukieneczkę.
 Stoję pod wimbledońskim prysznicem, z którego leje się na moje obolałe ciało gorąca woda. Tak kocham się kąpać w takiej wodzie. Gorąca, prawie że parząca, istny ukrop. 
Układam włosy w niedbałego koka, wciskam na swoje chude ciało ubrania , nakładam na uszy duże niebieskie słuchawki i z torbą tenisową wychodzę z szatni. Moi najbliżsi nie mówią nic, bo wiedzą że właśnie tak zachowuje się po każdym meczu. Wsiadam do wynajętego busa i jadę do hotelu Ibis. 
Zmęczona upadam na łóżku, nie zwracając uwagi na piski moich przyjaciółek. Zamykam oczy żeby po chwili znów je otworzyć. Tym razem przed moimi paczadłami ukazuje się butelka dobrej polskiej wódki. 
- Przecież wiecie, że nie mogę. - mówię zanim one otworzą usta. 
- Ale wygrałaś jeden z najważniejszych turniejów świata. 
- Wiem, ale nie mogę.. 
- No dobra - przerywa mi Nora wlewając w siebie trunek. Jednak po chwili nie wytrzymuje i grzeszę,  łamie sportowe, ale i swoje zasady chwytając za butelkę wódki. Nora i Daga widzące mnie z butelką w dłoniach zaczynają się triumfalnie śmiać.
Po niecałej godzinie wszystkie już powoli odlatujemy. Więc tak jak zawsze w takich momentach, które wprawdzie nie zdarzają się za często, ale jednak występują, siadamy obok siebie i gramy w butelkę. Na pierwszy ogień idę ja. 
- Prawda czy wyzwanie ? - pyta Daga. 
- Prawda, przecież jakbym ja zwyciężczyni Wimbledonu gdzieś się pokazała w takim stanie to chyba by mnie za jaja na Eiffla powiesili. 
- To ty masz jaja. Wow pokaż ! - śmieje się Daga. 
- Oj zamknij się, zadawaj te pytanie.
- Od dawna nurtuje mnie jedno pytanie jaki w łóżku jest Power ? - pyta Nora, po czym wszystkie wybuchamy śmiechem. Nie było by to dziwne, ponieważ Power jest moim chłopakiem, ale jest także bratem Nory co sprawia, że to pytanie wypowiedziane z ust jego siostry wydaje się co najmniej komiczne. 
- Dobry, prawie bardzo dobry, ale ma jeden mankament. 
- No jaki ? 
- Ale nikomu nie powiecie ? 
- No przecież wiesz, że nie - mówi Nora. 
- Ma takiego.. - tu palcami odmierzać 5 cm kreskę. Dziewczyny momentalnie zaczynają się śmiać. 
- Ale, że co nie da rady wejść ? 
- Wejść to może i wejdzie, ale żebym coś poczuła to musi się trochę pomęczyć ja poza tym też. 
- Ty czego ? 
- Wiesz jak trudno udaje się orgazm ? - robię minę głupka w stronę blondynki. 
Nasza gra toczy się do późnej nocy. Zasypiam dopiero koło 3 rano. 

- Zamorduje Platona* co za głupek. - drę się wniebogłosy, trzymając się za głowę. - Zadźgam i powiesza za jaja, ukatrupię... - klnę dalej, póki nie wynajduję spod hotelowego łóżka budzika. 
Biorę szybki prysznic, ubieram się , macham przy oczach eyelinerem, pudruje nosek, faluje włosy i po niecałych 30 minutach zjeżdżam z panem Kac Mordęga windą do stołówki. 
- Cześć kochanie, jak noc ? Mam nadzieję, że wypoczęta po meczu ? - irytująco pyta mama. 
- Taa.. - odpowiadam nakładając sobie sałatki. 
- Jesteśmy z Ciebie bardzo dumni ! - uśmiecha się do mnie pierworodna. Odwzajemniam ten gest, po czym biorę się za pałaszowanie zieleni. 
- O 15 mamy lot do Polski, a o 18 konferencja w hotelu Hyatt. - mówi tata. 
- Dobra to ja idę się pakować. - mówię odchodząc od stołu. 

Pakuję ostatnią walizkę, ostatnią torbę rakiet, sukieneczek. Jestem padnięta. Tak cholernie zmęczona, niepotrzebnie zgadzałam się wczoraj na te wódkę. Wkurzam się sama na siebie. 
- Michaśka ! 
- Tak mamo ? 
- Za 5 minut wyjeżdżamy na lotnisko. 
- Dobra tylko jeszcze pójdę do łazienki. - mówię, po czym siadam na idealnie wypolerowanym sedesiku. 
- Szlak by to trafił, pieprze. Chce zostać chłopakiem ! - wściekam się. 
- A ty co okresu dostałaś, że się tak drzesz ? - pyta Nora. 
- Jesteś geniuszem, zgadłaś. - kręcę niedowierzająco głową, że ta puściuteńka na oko blondynka zgadła.  
Kolejne 3 godziny spędzam na odprawach, noszeniu walizek, leceniu i znów odprawie. Równo o 18:05 siedzę w korytarzu Hyatt czekając na bezsensowne pytania napalonych dziennikarzy. 
- Mamy dziś 8 lipca, Olimpiada zaczyna się 27 lipca, jest to jedynie 19 dni na przygotowanie. Czy zdążysz ? - zadaje pytanie, któryś z dziennikarzy.
- Tak za niecały tydzień lecę do Londynu i tam już zostaje. 
- A co będziesz robić przez ten czas w Polsce ? - a co go to obchodzi ? równocześnie sama zadaje sobie takie pytanie. 
- Dzisiaj pojadę do rodzinnego Rzeszowa, a przez kolejne dni pewnie będę miała treningi i we wtorek wylatuję. 
- W Londynie będziesz mieszkała w wiosce olimpijskiej czy jak wiele sportowców w wynajętym mieszkaniu ? 
- W wiosce olimpijskiej. - kolejne pytania są zazwyczaj skierowane do trenera lub rodziców, więc w zasadzie je "przesypiam". 

Krótko po 22 wreszcie układam się w swoim rzeszowskim łóżeczku. 



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Platon był najprawdopodobniej wynalazcą budzika, dlatego Michalina tak się wściekała, bo dzwonił jej budzik. xd 

Siema.. :) 

Wiem, że bohaterka chwilami może wydawać się odpychająca i wredna, ale będzie taka do czasu.. :P 
Jak wrażenia ?

Pozdrawiam. / Idala. ;) 

P.S 
Widziałam w dwóch ostatnich meczach mistrza i to nie była Skra.. haha 
Resovia, Resovia moim mistrzem !! 
Dzisiejsze MVP należało się całej drużynie ! 
Igła - mistrz obrony ! :) 
Bartman - może mi ktoś powiedzieć ile trzeba mieć siły żeby po 2 godzinach wejść na boisko i zrobić totalną rozróbę ? xd 
Jochen - ten to już wgl. geniusz :P
Olieg - jak jego forma się utrzyma to ja mistrzostwo widzę w kieszeni. haha :) 

Chociaż jestem przeciwna obcokrajowców w reprezentacji to Oliega chciałabym zobaczyć z miłą chęcią. :))

niedziela, 17 lutego 2013

Prolog



Czy wierzyłaś kiedyś w przeznaczenie, sny, wróżenie z kart oraz z fusów ? A co byś powiedziała gdyby te fusy odmieniły całe Twoje życie ? Co byś zrobiła gdyby cały świat dzięki nim stał otworem ? Czy myślałaś kiedyś co by było gdybyś postąpiła inaczej ? A co by było gdybym ja nie posłuchała starej kobiety ? No co ? 



Mamy złoto ! Pierwszy raz w historii mamy złoto !  


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 

Cześć. ;3 
Tak zaczyna się moje nowe "dziecko" . :)


poniedziałek, 11 lutego 2013

:)

Witam. :) 
Pierwszy wpis pojawi się po zakończeniu : 

http://sogni-e-volanti.blogspot.com/  

Bohaterów już możecie oglądać. :P 
Ten blog będzie o zupełnie innej parze niż wcześniejszy jest także nowy motyw mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu. :) 

Pozdrawiam./ Idalia