czwartek, 14 listopada 2013

Epilog


- Powiesz nam w końcu skąd tenis w Twoim życiu ? 
- Kiedy miałam 5 lat mama zabrała mnie do wróżki. Dla zabawy. Wywróżyła mi że będąc tenisistką osiągnę sukces. Że będę najlepsza. I tak się stało. 
- Niesamowite. Jeszcze jedno pytanie, dobrze ? 
- Jasne. 
- Jesteś szczęśliwa ? 
- Tak. 


Kładę się na miękkiej, pachnącej kanapie, cudowny zapach szarlotki dochodzący z piekarnika drażni moje nozdrza, odgłosy śmiechu dzieci i Michała wirują w moich uszach. I czuję się niewyobrażalnie dobrze. Tak jak jeszcze nigdy. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Nie wiem co bym zrobiła bez mamy, która zaprowadziła mnie tamtego sierpniowego popołudnia do wróżki. Nie wiem co bym zrobiła gdyby na mojej drodze nie stanęły Igrzyska i ławka. Ławka, której zawdzięczam dzisiejsze życie. Nie wiem jakby dziś między nami było gdyby nie tamta pierwsza wspólna sylwestrowa noc w Bartmanowym mieszkaniu. Po prostu nie wiem. 

Los.
Jak wiele od niego zależy. Jak ważny jest przypadek. Jak ważne są chwile, drobne gesty, małe słowa, niezrozumiałe sytuacje. Takie rzeczy nadchodzą w momentach, kiedy się ich nie spodziewasz.
Będąc 18 latką, która stawiała pierwsze kroki na wielkim korcie byłam nikim. Dziś po tylu latach jestem matką, żoną, wciąż najlepszą tenisistką świata i. I jestem szczęśliwa. 
Jestem szczęśliwa w dużej mierze dzięki Tobie bo kiedy jesteś obok mnie Ziemia staje w miejscu czując mocne bicie naszych serc. 


---------------------------------------------------------------------------------------------




Ale to nie znaczy, że żegnacie się ze mną :)
Przynajmniej mam taką nadzieję, ponieważ tutaj :
 http://ayuda-siempre-conduce.blogspot.com/

Akcja się kręci ;3 
Jest mi trochę smutno i na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie swojego życia bez tej historii. Ale takie jest prawo natury. Coś się musi w końcu skończyć.
Michasia była w dużej mierze mną. I chyba od początku chciałam żeby tak było. Każdy z tych bohaterów wiele dla mnie znaczy. 
Więc troszkę szkoda mi się z nimi żegnać. ;/ 

Dziękuję, że byłyście tutaj ze mną od 17 lutego, bo to tego dnia pojawił się tu prolog. 
Dziękuję wam za wszystko ! Za to, że byłyście, za waszą wytrwałość. 
Przepraszam też za przeróżne rzeczy, za ociąganie, za czasem bezsensowne rozdziały. 
PROSZĘ WAS O KOMENTARZ ! Tutaj pod ostatnim wpisem. Byłoby mi bardzo miło :)

Dziękuję jeszcze raz wam wszystkim, a szczególne podziękowania dla pewnej osoby, która wiele ze mną przeszła. Osobie, którą poznałam właśnie tu. 

KLAUDIA ! - na początku przepraszam Cię za to co zrobiłam i za to co się stało. A teraz Ci dziękuję ! Bo jeśli nie Ty to nie wiem czy dokończyłabym tą historię. Dziękuję, że byłam przy mnie kiedy straciłam tak wiele ważnych osób, pocieszałaś, słuchałaś jak gadałam że cały świat jest okropny, że byłaś kiedy brakowało mi oddechu. Dziękuję Ci za wszystko ! + przypominam o Twojej obietnicy o genialnym komentarzu :)

I to chyba tyle. 

Nie mówię żegnajcie, mówię to zobaczenia !

Idalia Makowska

P.S

"Nie narzekaj, że masz pod górę skoro zmierzasz na szczyt." 

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział czterdziesty drugi


12 lat później, 11 sierpnia 2031r. 

"Jeden z polskich zespołów śpiewał "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym." To jest ten moment. Moment pożegnań. Dzisiaj, dnia 11 sierpnia 2020 r w dzień zdobycia przeze mnie drugiego złotego medalu Igrzysk Olimpijskich oficjalnie kończę karierę tenisową. Dziękuję." 

- Dzisiaj ze mną w studiu kobieta, która wypowiedziała te słowa dokładnie 11 lat temu, kobieta która swoim talentem oczarowywała cały świat przez 8 krótkich lat, kobieta która jest wręcz naszą dumą narodową. Michalina Halina Zawadzka Kubiak. - siadam na kanapie poprawiając na wciąż szczupłych udach idealnie wyprasowaną spódnicę. Prostuję plecy uśmiechając się do prowadzącej. 
- Michalina zniknęłaś 11 lat temu i szczerze powiedziawszy oprócz paru przecieków nikt nie miał żadnego dostępu do Ciebie. 
- Tak to prawda. Przez 8 lat męczono mnie, zabierano mi szczęście z życia, chodzono za mną i po zakończeniu kariery po prostu postanowiłam całkowicie oddać się rodzinie nie skupiając się na prasie, dlatego się odcięłam. 
- Na wstępie dziękuję Ci że zgodziłaś się opowiedzieć nam wszystkim co się u Ciebie działo przez ten czas. 
- Nie ma sprawy. - uśmiecham się. 
- To co zaczynamy ? - kiwam głową. - Masz dzisiaj 37 lat prawda ?
- Niestety. - chichoczę marszcząc brwi. 
- To może zaczniemy od tego popołudnia, kiedy zakończyłaś karierę. Czy to prawda, że to była tylko i wyłącznie Twoja decyzja ? 
- Tak. Ja wtedy byłam rok po ślubie i czułam, że to jest moment urodzić dziecko i bardzo tego chciałam. Ale wiedziałam też, że będąc wciąż czynną tenisistką nie będę mogła w pełni oddać się dziecku, między innymi dlatego podjęłam taką decyzję. A dlaczego sama ? Bo wiedziałam, że sporo spadnie na mnie głosów rodziny czy znajomych, którzy będą obiecywać pomoc i namawiać do dalszej pracy.
- Nie obrażali się ? Nie byli źli ? 
- Nie. Na początku było dużo szumu, wielkie zamieszanie, zdezorientowanie. Bo faktycznie 26 lat to mało i wiele zawodniczek jest dopiero na początku swojej kariery. Ale wszyscy uszanowali moją decyzję, za co z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować.
- I ? Co było dalej ?
- Kończyliśmy budowę domu więc zaczęliśmy się wprowadzać i urządzać czyli w zasadzie nic ciekawego. Na początku stycznia 2021 roku zaszłam w ciąże. Pamiętam jak się o tym dowiedziałam. To było najbardziej niesamowite uczucie w moim życiu. Miałam wrażenie, że nie wiem odlatuje. - chichoczę, ale nagle milknę. I czuję jak do oczu napływają mi łzy. - 25 sierpnia miałam jechać w odwiedziny do mojego męża do Spały. Czułam się dobrze, tuż przed wyjazdem poszłam do sklepu po coś na drogę. - zawieszam się i dopiero teraz orientuje się że po policzkach spływają mi łzy. - Mało pamiętam. Zobaczyłam sąsiadkę i koniec. Tak jakby urwał mi się film. Przebudziłam się w szpitalu, obok mnie był Misiek i od razu zorientowałam się, że nie ma dziecka. Że mój brzuch jest pusty, wpadłam w panikę. Powiedzieli mi że Jasiek jest w inkubatorze, że jest wszystko w porządku. Zasnęłam. Obudziłam się gdzieś w nocy. Wstałam z łóżka i szłam w stronę sali gdzie miał leżeć mój synek. Panowało zamieszanie, wszyscy biegli, był jakiś harmider i nagle usłyszałam zdanie, którego nie zapomnę nigdy. Głos tej kobiety mam w każdym koszmarze. Krzyczała : "Tracimy dziecko tej tenisistki." Jasiek zmarł 25 sierpnia 2021 roku o godzinie 23:23. Urodził się tylko 2 miesiące przed czasem. Nie dali rady go uratować. - łkam. Bezsilnie wciąż słysząc w uszach to zdanie. Ocieram koniuszkiem palca łzy wmawiając sobie, że dam radę przejść przez tą opowieść. - Późniejszych paru tygodni nie pamiętam, otrząsnęłam się wtedy, kiedy Michał się wyprowadził. To nie miało sensu. Ja byłam nie do życia, a on starał się z tym poradzić. Nie było go 2 miesiące. Zostałam sama. Cholernie załamana, pozbawiona nadziei na lepsze jutro, ale wtedy pojawiła się Asia, która od zawsze wyciąga mnie z bagna. I wyciągnęłam tamtym razem. Dałam radę. Dzisiaj Jasiek jest moim aniołem stróżem  moim synkiem, którego niestety nie ma przy mnie ciałem, ale czuje że jest duszą.
- To było.. - zaczyna, ale szybko jej przerywam. 
- To była najgorsza rzecz w moim życiu. To jedna z takich rzecz, której nie życzyłabym nikomu, nawet największemu wrogowi. 
- Dałaś radę ?
- Zawsze jakoś daje. - uśmiecham się. - Byliśmy niecały rok w separacji.
- Nie masz mu tego za złe, że Cię zostawił w takim momencie ?
- Nie. I nigdy nie miałam. To nie była tylko katastrofa dla mnie, ale dla niego także. I w pewien sposób rozumiem, dlaczego się ode mnie odciął.
Święta 2022 roku spędziliśmy już razem i na wakacjach 2023 roku Michał nalegał na dziecko. Ja byłam jeszcze trochę przybita. Nie chciałam. Bałam się cholernie. Bałam się że znów stracę. Ale w grudniu zaszłam w ciąże. 1 sierpnia 2024 roku urodziła się Tośka. - na ekranie w studiu ukazuje się zdjęcie. - Dziś ma 7 i trenuje tenisa, po mamie. - uśmiecham się patrząc na fotografie.
- Do kogo jest bardziej podobna z charakteru ? 
- Chyba do mnie. Niestety. Ale jest oczkiem w głowie mojego męża. Wszędzie za nią łazi, kupuje prezenty. Córeczka tatusia.- chichoczę. - Dwa lata później 14 lutego 2026 na świat przyszedł Fabian. W walentynki, psując nam jednocześnie kolacje. Ma 5 lat i jest całym tatusiem. Potrafi być tak samo upierdliwy i uparty jak Michał. Mama Miśka mówi do Fabiana Michał. 
- Jest słodki. - uśmiecha się do zdjęcia prowadząca. 
- Tak.
- Co było dalej ? 
- Po wielu zawirowaniach, odmowach i trudnych decyzjach 24 kwietnia 2028 roku na świat przyszedł Kuba, którego adoptowaliśmy 1 lipca. 
- Skąd taka decyzja ? Miałaś jakieś problemy z zajściem w ciąże ?
- Nie nic z tych rzeczy. Paręnaście lat temu byłam w Afryce, gdzie widziałam jak żyją dzieci, że nie mają żadnych perspektyw i chyba dlatego postanowiłam pomóc w życiu chociaż jednemu z nich.
- Kuba ma 3 lata prawda ? - kiwam delikatnie głową. - Rozumiem, że jeszcze nie wie że jest adoptowany ? 
- Nie sądzę, jeszcze chyba tego nie rozumie, ale myślę, że zauważa inność. Chodzi mi o kolor skóry. 
- A wam to nie przeszkadza ? Wam, waszej rodzinie, znajomym ?
- Nie. To nie chodzi o to kto Go urodził. Tu chodzi o to kto obdarza Go miłością, kto wychowuje. Kuba nie żyje na innych prawach w naszym domu. Jest dla mnie jak i dla moich bliskich takim samym dzieckiem jak Tosia czy Fabian. 
- To nie jest ciężkie ?
- Teraz już nie. Dla mnie na samym początku trudne było traktowanie Go tak samo, ale teraz po prawie 3 latach jest tak samo stawiany do kąta, czy całowany. 
- A nie boisz się, że kiedyś Ci powie " Dlaczego to zrobiłaś? Lepiej byłoby mi w Afryce'.
- No jasne, że się boję, ale wychowujemy go w szczerej relacji, w miłości, w ciepłym domu i nie sądzie żeby kiedyś było mu tak źle żeby powiedziałby mi coś takiego.
- A jeśli kiedyś będzie chciał spotkać swoich biologicznych rodziców ?
- Nie ma problemu. - biorę łyk wody i czuję że kończymy ten temat. - A rok po adopcji 11 grudnia 2029 roku niespodziewanie narodziła się Ala. Ma 2 lata i jest na etapie ściągania wszystkiego ze stołu. 
- Niespodziewanie ? - uśmiecha się prowadząca.
- Czasem żartujemy sobie, że Ale dostaliśmy od Boga jako wynagrodzenie za stratę Jaśka. Alicja nie była planowana, ale to nie znaczy że jej nie kochamy. 
- A teraz co się dzieje w Twoim życiu ?
- Dzisiaj jestem na etapie uczenia Tośki ortografii, od Fabiana odgania pierwszych przedszkolnych dziewczyn oraz uczenia Go wielu podstawowych rzeczy jak to jest złe a to dobre, Kuba natomiast chce wszystko robić. To znaczy gotować, sprzątać, wszystko mi podaje i wciąż się bawi, Ali to wieczorem mam już dość. - śmieje się. - "Mamo a po co ? A łaciego ? " I bieganie za nią. No istna katorga. Sama wymyśliłam sobie jakieś 3 lata temu stajnie więc doglądam koni i jestem w trakcie budowy szkółki tenisowej, której otwarcie planuje na lipiec przyszłego roku. 
- Matka polka ?
- Trochę tak. Ale kocham to. 
- A co z tenisem ?
- Wciąż jest w moim życiu i chyba już zawsze będzie. Parę razy w tygodniu trenuje, jestem jako gość specjalny na wielu turniejach, sama jeżdżę na niektóre finały Wimbledonu czy innych turniei. Tenis i siatkówka to nieodłączne rzeczy w moim życiu. Razem z dziećmi kibicujemy mężowi. 
- Powiesz nam w końcu skąd tenis w Twoim życiu ? 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zaraz wykurwie albo.. albo no nie wiem. 
Przestaje wierzyć, wierzyć w to co się dzieje.. 
Siatkówce kibicuję od dziecka, od małego brzdąca, który nie wiedział na czym polegają zasady tego pięknego sportu i faktycznie mimo paru załamań, braku wiary to wciąż chciałam więcej i więcej. Dziś jest moment, w którym nie mam już ani energii ani siły. Uwielbiam a może uwielbiałam ? Ten sport za niezłomną walkę, za serce, za szacunek do kibica, za autorytety, za kibiców, za całe piękno które oglądałam za każdym razem spoglądając na parkiet. Każda akcja to niewyobrażalne przeżycie. Każda przegrana to ból i nowa umiejętność. Każda wygrana to euforia i duma. Dzisiaj nie jestem ani dumna, ani szczęśliwa nie jestem nawet załamana. Nie wiem jaka jestem. Wiem jedno. To że dzisiejszy mecz obejrzałam z przymusu, z przyzwyczajenia. Bo zawsze oglądam. I już NIE WIERZĘ. 
To przykre. Zapytacie dlaczego.
Dlatego, że mam dość całej ingerencji Polski w powrót kogoś kto dla mnie nie zasługuje na miejsce w kadrze. Czy byłam zawsze na niego uwzięta ? NIE ! Wręcz przeciwnie ! Do pewnego czasu był to mój ulubiony siatkarz. Do pewnego momentu. Do momentu, kiedy przestał mnie szanować. Mnie nie jako pierwszą lepszą osobę ale jako kibica. Kibica, za którego dzisiaj się nie uważam. 
To był dla mnie cios poniżej pasa. 
Jestem tenisistką. Reprezentuje nasz kraj. Może nie na ogromnych arenach, ale jednak. I dla mnie ten moment, kiedy wygrywam kiedy patrzę na flagę. Na moją flagę, jest najpiękniejszym momentem na świecie. Te ciarki, te wzruszenie nie jest do opisania ani do zamienienia na coś innego. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym z tego zrezygnować bo mam takie widzimisię. 
Czuję się tak jakby mnie nie szanował, nie wiem jak to opisać po prostu tak jest. A skoro on mnie nie szanuje to ja nie szanuję go. Dlatego nie widzę dla niego miejsca w kadrze. A co sprawiło, że jestem tak wściekła ? To, że wszystko jest podporządkowane Wlazłem. Wszystko aby wrócił do kadry ! Wkurwia mnie to do jasnej cholery !  Wkurwia, że Ci którzy co roku stawiają się w kadrze dla orzełka są pomijani w całej tej dyskusji ! A na pierwszym ogniu jest ten, który przez lata stroił fochy ! No ale w końcu jest najlepszy w Polsce ! To sobie kurwa obejrzyjcie mecze innych naszych atakujących ! 

Druga kwestia.
Jaka to jest do jasnej cholery sprawiedliwość ? Bliższe kontakty do trenera mają siatkarze Skry. I dzisiaj jak patrzyłam jak Go poklepują jak się śmieją to miałam ochotę wypierdolić w kosmos. Jaki to jest sens aby trenerem był człowiek, dla którego ważniejszy jest klub i który zacznie pracować po zakończeniu ligi czyli wtedy kiedy trzeba będzie już wysyłać powołania. Powiedzcie mi czy szanse do kadry mają Ci którzy grają za granicą ? Przecież on nie pojedzie ich tam zobaczyć. 

Jeśli kogoś uraziłam przepraszam, ale wygłosiłam tylko moją opinię. I jestem z tym pogodzona, że możecie zacząć na mnie najeżdżać i zleci mi oglądalność. 
To tyle..

W moich oczach siatkówka straciła coś. I nie wiem czy jest dla mnie jeszcze tak ważna jak wcześniej. 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział czterdziesty pierwszy


Rok później, 11 VIII tu020r. 


- Witamy państwa na oficjalnej konferencji zwyciężczyni Igrzysk Olimpijskich 2020. Pani Michalina Zawadzka-Kubiak. - biorę duży łyk zimnej wody. - Proszę, aby pytania przez państwa zadawane były poprzedzone podniesieniem ręki, jednocześnie chciałbym prosić aby przedstawiali się państwo z imienia oraz nazwiska i gazety lub portalu internetowego dla jakiego pracujecie. A teraz. - zawiesza głos. - Zostawiam sztab szkoleniowy oraz panią Michalinę, którzy czekają na pytania. - posyłam w stronę dziennikarzy zdenerwowany uśmiech, czując jak pocą mi się dłonie. Wiem, że to ciężkie. Najcięższe. 
- Gazeta Sport Michael Loit. Jak ocenia pani nową technologie wprowadzoną przez ogólnoświatowy zarząd tenisa. - ponoszę głowę, podkładając mikrofon do ust. 
- Jest bardzo interesująca, ale uważam że jest jeszcze sporo rzeczy do poprawy. 
- Gazeta New Times Kristen Stown. W finale pokonała pani Ashley Tomson to jej pierwszy poważny turniej, oraz po odejściu sióstr Williams można powiedzieć że jest to przyszłość amerykańskiego tenisa. Czy może coś o niej pani powiedzieć ?
- Ma 20 lat, jest stosunkowy młoda. Przyznam szczerze, że uważam ją za niebywały talent i sądzę, że może sporo namieszać. Jej backhand sprawiał mi wielki trud, ale moim skromnym zdaniem poprawa zagrywki nie zaszkodzi. - uśmiecham się przyjaźnie. - Kto wie może wygra kolejne Igrzyska ? Ja jak zaczynałam grę miałam 18 lat i mi bardzo wiele dały rozmowy z psychologiem, ponieważ presja jaka ciąży na młodych zawodniczkach, które dopiero zaczynają coś zdobywać jest ogromna, a uważam, że Ashley ten mecz przegrała, ponieważ nie dała rady grać z tak wielkim obciążeniem psychicznym. 
Kolejne pytania zadawane są do sztabu, chociaż zdarzają się też te padające na mnie. Nie obchodzi mnie to w tym momencie. Zamykam się w sobie, ulatniając całą energie. Dumam, myślę, rozkoszuję się tą chwilą. Chwilą, którą kocham. Zwycięstwa dają tak wiele radości. Spełniają marzenia, te większe i mniejsze. 
Serce przyśpiesza, dłonie robią się coraz bardziej mokre. Wiruje całe pomieszczenie, skacze, unosi się. Boję się. Znów się boję. Boję się chociaż nikomu o tym nie mówię, boję się chociaż strach jest oznaką słabości, a ja do słabych nie należę.
 Znów przed oczami mam obraz, który znam na pamięć. Który w telewizji oglądałam miliony razy, obraz który sprawił że jestem tu. Jestem tu i mam wokół ludzi, którzy kochają mnie z wadami i zaletami. Patrzę na śmiejącego się Michała, który stoi w kącie sali i wpatruje się we mnie, po chwili wzrok przenoszę na sztab. Sztab niezmienny od parunastu lat. Już trochę starsi, z większą ilością siwych włosów za które obwiniają mnie, starsi, ale nadal moi. Rodzice, którzy oglądają mnie zapewne w telewizji. Asia i Zbyszek, którzy obiecali odebrać nas z lotniska. Asia i Zbyszek no i oczywiście Kuba ich półroczny synek. 
Jestem niewyobrażalnie szczęśliwa. Chociaż moje myśli biją się ze sobą, ale wiem że to to. 

Głosy dziennikarzy, Adama, czasem mój jednoczy się z cicho grającą w moich myślach piosenką
- Zanim państwo wyjdą chciałabym coś jeszcze powiedzieć. - wstaje z miejsca, zatrzymując wychodzących powoli z sali ludzi. Wciągam głęboko powietrze i zaczynam. Zaczynam coś co jest niezwykle trudne. 
- 8 lat. 2 złote i 1 brązowy medal Igrzysk Olimpijskich. 3 wygrane Australian Open, parę wygranych Wimbledonów i innych turniejów tenisowych. Miliony zdjęć, setki artykułów, tysiące wywiadów. Kiedy wygrałam swój pierwszy Wimbledon miałam 18 lat. Trądzik na twarzy, maturę i studniówkę za rogiem. Byłam dzieckiem, sądziłam że tu nie pasuje. Pojechałam na tamten Wimbledon spróbować tylko tyle. Nie było żadnych obietnic, nadziei, byłam tak naprawdę nikim. Wiele osób mówiło, że jak szybko się pokazałam tak szybko zniknę. Nie zniknęłam. Wygrałam Igrzyska i wszystko się zaczęło. Cała karuzela, zdarzeń niektórych przykrych innych wesołych, zwycięstw i porażek. Każdego dnia dziękuje Bogu, że postawił na mojej drodze ludzi, z którymi pracowałam od dziecka. Bo sukces nie narodził się w Londynie na Wimbledońskim korcie, ale na korcie w Rzeszowie w moim rodzinnym mieście. Na pierwszym miejscu światowego rankingu jestem od 6,5 roku. To długo wiem. Chyba dlatego, że tak wcześnie zaczęłam. Ale dzisiaj nie mam już 18 lat i trądziku. Mam lat 26 i męża. Skończone studia, oraz wybudowany dom. - milknę i najchętniej bym uciekła. Ale wiem że nie mogę. - Wiem. Wiem, że wywołam burzę, wiem że zniszczę parę ludzi swoją decyzją. Ale jestem tego w 100 % pewna. Jeden z polskich zespołów śpiewał "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym." To jest ten moment. Moment pożegnań. Dzisiaj, dnia 11 sierpnia 2020 r w dzień zdobycia przeze mnie drugiego złotego medalu Igrzysk Olimpijskich oficjalnie kończę karierę tenisową. Dziękuję. - odsuwam krzesło, odkładam mikrofon i wciągając przez nos powietrze wychodzę z pomieszczenia. Pokoju pełnego pytań, pełnego niepokoju, pełnego rozczarowania. Pokoju, w którym zamknęłam pewien etap swojego życia, by zacząć nowy. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To dalej nie koniec. Xd
Bo ostatnio już się ze mną niektórzy żegnali. :D
Taki trochę smutny. 
 Tam powinno zajść pare poprawek ale juz mi się nie chce. ;/
 zmęczona, chora. 

Rozdział czterdziesty


24.08.2019 r. ( sobota )

- Miśka ?
- Wszystko okej. - kiwam głową uśmiechając się do Adama. 
- Jakby co pomogę Ci uciec. - całuje mnie w czoło, głaszcząc po ramieniu niczym przykłady ojciec. To chyba dlatego, że zawsze był trochę moim takim tatą. Tatą, który zawsze ze mną był, tatą który przytulał i krzyczał, który cieszył się ze mną ze zwycięstw i smucił z porażek. Tatą, którego na swój własny, indywidualny sposób kocham. 
Stoję wtulona w Jego bezpieczne, spocone treningiem ramiona, kiedy za plecami słyszę krzyk Asi. 
- Zawadzka, bo spóźnimy się do kosmetyczki !
- Idę. - uśmiecham się do trenera, po czym odwracam się na pięcie i zarzucając na ramiona sweterek drepcze za Bartmanową do samochodu. 
- Zdążyłaś w ogóle wziąć prysznic, a po co Ty szłaś dzisiaj na trening ? Jak się czujesz ? Stresik ?
- Przestaniesz nadawać jak katarynka ? Wszystko w porządku. A na treningu byłam, bo jutro nie będę. 
- Masz dzisiaj idiotko wesele, więc się na tym skup, a nie na treningu. - kręci głową w rytm muzyki płynącej z radia. 
- A jak dzidzia ? - zmieniam temat jednocześnie się uśmiechając, kiedy spoglądam na całkiem sporawy brzuszek Asi.
- Dobrze. - kiwa głową cichutko się śmiejąc. - A teraz chodź. - parkuje samochód pod salonem kosmetycznym. 
Po 2 godzinach opuszczam salon z makijażem i zrobionymi paznokciami
Kolejne 1,5 godziny spędzam w salonie fryzjerskim  z którego po 13 wychodzę ze zrobioną fryzurą, do której dopięty jest długi welon. 
Krótko przed 14 dojeżdżamy do mieszkania, gdzie od rana plącze się moja mama. 
- Cudownie wyglądasz. - piszczy całując mnie w wypudrowany policzek. 
- To ja się szybko ubiorę i Ci zaraz pomogę. - uśmiecha się do mnie Asia, która po chwili znika w garderobie. Po 15 minutach, kiedy ja wpieprzam ciastko Bartmanowa wychodzi w sukience i starannie zrobionym przez moją mamę koku.
- Już 15 po trzeciej. - krzyczy moja mama po chwili wychodząc z garderoby w sukience i jasnych szpilkach. 
- Gotowa ? - kiwam głową wpatrując się w oczy przyjaciółki. 
Cicha muzyka pałęta się po pokoju, słodki zapach perfum wypełnia całe mieszkanie, głośne śmiechy mamy, babci, Asi, drużek zakłócają moje myśli. Stary, pożyczony naszyjnik wślizguje się na chudą szyję, niebieski koralik błyszczy w oczku srebrnej bransoletki, czerwona podwiązka zdobi umięśnione udo.
 - Suknia. - wciągam rześkie powietrze wpadające przez otwarte okno. Biały materiał wślizguje się na moje ciało, a buty okalają moje stopy. 
Pojedyncze łzy spływają po maminym policzku, kiedy gdzieś na szafce zaczyna wibrować telefon oznaczający nową wiadomość. Podchodzę do komody, by odczytać sms. 

Od : Misiek
"Ślubuję, że będę strzegł naszego związku i ciebie. Obiecuję ci miłość i wierność, w dobrych chwilach i złych, w zdrowiu i chorobie, bez względu na to, dokąd nas los zawiedzie. Że będę cię chronił, szanował i obdarzał zaufaniem. Dzielił twe radości i smutki i niósł pociechę, gdy będziesz jej potrzebować. Obiecuję miłować cię, stać na straży twych nadziei i marzeń i zapewniać bezpieczeństwo przy moim boku. Wszystko, co należy do mnie, jest teraz twoje. Oddaje ci siebie, swą duszę i miłość, od teraz aż do końca naszych dni." 
                                                                             ~ E.L. James, Nowe oblicze Greya
"Kocham Cię."
              ~ Michał Kubiak

Drobna łezka kręci się w oku, a ogromny, szczery uśmiech wkrada się na moją twarz wraz z dźwiękiem dzwonka. Michał. 
Ostatnie spojrzenie w lustro, ostatni mocny uścisk dłoni Asi wplatającej palce w moje palce, ostatnie nieśmiałe uśmiechy zatrzymujące się na mojej twarzy. Szczęk drzwi i On ( wytnijcie sobie Składowskiego hahahah ). Wstrzymuje oddech w tym samym momencie co On, wpatruję się w jego oczy, kiedy zbliża się do mnie. Czuję jego zapach, jego cichutkie westchnienie zachwytu i wciąż nie mogę uwierzyć, że jest mój.

Błogosławieństwo rodziców, zdjęcia, podróż samochodem do kościoła. 
Jego ciche oddychanie, jego zapach, jego głos, jego uśmiech, jego palce zaciskające się na mojej dłoni. I ciche kompletnie niesłyszalne dla reszty "kocham Cię". 
- Ja Michał biorę sobie Ciebie Michalino za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tam mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
- Ja Michalina biorę sobie Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tam mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - drżącym głosem wypowiadam słowa, drobne łzy spływają po moich policzkach, a oczy wciąż wpatrzone w Jego brązowe oczy.

- Michalino przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Michale przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - złote, skromne obrączki lądują na naszych serdecznych palcach. Obrączki, które wybraliśmy razem, obrączki które będą symbolizowały jedność, z którymi razem będziemy kroczyć przez życie, obrączki z wygrawerowanymi od wewnętrznej strony napisem "M&M 24.08.2019"

Płatki róż, bieluśki ryż, grosze spadają pod nasze nogi, a my śmiejąc się w głos trzymamy się za ręce. Tysiące aparatów. Tych, które zamówiliśmy sami oraz tych, którzy przyszli po zdjęcia do nowego artykułu w gazecie. To się nie liczy. Liczy się nasze szczęście, nasz miłość.
Szepcze mi jak bardzo mnie kocha kompletnie nie zważając na tłumy, które w hałasie radości przedostają się do nas, by złożyć nam życzenia. Wielcy siatkarze, trenerzy, najlepsze tenisistki świata, rodzina i przyjaciele, dziennikarze. 
Kiedy tłum powoli zaczyna się rozchodzić do samochodów składa na moich ustach pocałunek  po czym ciągnąc mnie delikatnie za dłoń prowadzi do samochodu. 
Po około 30 minutach dojeżdżamy do sali weselnej. 
Gorzki smak wódki wypełnia moje usta, a po chwili dźwięk tłuczonych kieliszków ogarnia przestrzeń. Śmieję się w takt muzyki, kiedy wnosi mnie do wnętrza sali.

Zabawa zaczyna się w pełni i kiedy zapada zmrok, a salę wypełniają malutkie, pachnące świeczki do uszu wpadają mi pierwsze dźwięki muzyki wtedy zatapiam się w Jego bezpiecznych ramionach. Obejmuje mnie w pasie tak spokojnie oddychając w moje włosy.
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. - moczę mu garnitur grubymi łzami wzruszenia. - Gdzie teraz wyjeżdżasz ? Włochy, Turcja ? 
- Nie. - uśmiecha się do mnie tajemniczo. - Rzeszów. Zostaje z Tobą, już na zawsze. - wybucham śmiechem, piszcząc, a całą salę wypełnia salwa śmiechu. 
Świeczki nadające tej chwili romantyzmu i jego ramiona sprawiają, że czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie mogę sobie wyobrazić kogoś innego. Bo wiem, że to on. Mimo tylu przykrych chwil, mimo tylu zawirowań, sprzeczek, rozstań zawsze on. Zawsze jego kochałam i kochać będę.

- Gdzie Michał ? - marszczę brwi, kiedy mijam biegnącego Zbyszka. 
- Nie wiem. - śmieje się tajemniczo, a ja zaczynam się irytować. 
- Tato widziałeś Michała ? - pytam teścia. 
- Nie.
- Kurwa. 
- Michala nie klnij.
- Przepraszam. - chichoczę, drepcząc dalej w stronę stołu. 
- Szukasz kogoś ? 
- Ooo Asia. Gdzie Michał ?
- Nie mam pojęcia. - wybucha śmiechem. 
Jak zawsze. Jak zawsze coś wymyślą, patrzę na zegarek wiszący na ścianie, który wybija 1:20. Czekaj, czekaj. Zniknął zaraz po oczepinach ze Zbyszkiem, ale Zbyszek był tam. Odwracam się patrząc w miejsce, w którym przed chwilą widziałam atakującego. Tak w ogóle przestań ze sobą gadać Michaśka. Wrzeszczę na siebie z impetem siadając na krześle. 
- Panie i panowie. - słyszę głos prowadzącego. - Mogę o chwilę uwagi ? Pan młody przygotował niespodziankę. Czy mógłbym prosić panią młodą na środek parkietu. Wzdycham, delikatnie się uśmiechając i po chwili dochodzę na miejsce, zauważam na scenie Michała usilnie wpatrującego się w moje oczy. Widzę jak dostaje w ręce mikrofon. 
- Miśka. - patrzę w Jego oczy, pocierając z zakłopotania ręce. - Pamiętasz co Ci obiecałem wtedy w Londynie ? - marszczę nos, a po chwili z głośników wydobywa się melodia łącząca się z głosem Michała. On śpiewa o kurde. Wsłuchuję się w słowa, łącząc ze sobą elementy, marszczę brwi, przegryzając wargę. 
- "Kiedy jesteś obok mnie Ziemia staje w miejscu czując mocne bicie naszych serc." - rozpoznaje ten tekst. I to wystarcza. Moje policzki zalewają się łzami, wybucham szlochem jednocześnie śmiejąc się w głos. Kiedy kończy śpiewać wchodzę na scenę, po czym zanurzam się w Jego wargach. 
- Poznaliśmy się na ławce w czasie Igrzysk. Miśka słuchała wtedy tej piosenki, obiecałem jej, że zaśpiewam ją na jej ślubie. I zaśpiewałem. -mówi do mikrofonu. Uśmiecha się do mnie, po czym schodzimy ze sceny. Jako państwo Kubiak, jako jedność. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miało być dużo wcześniej, ale wyszło jak zwykle. XD 
Nie podoba mi się. ;/ Miało być inaczej. 
Jeśli ktoś nie pamięta tego motywu z obietnicą zachęcam do zerknięcia tutaj :) 

+ zaczęłam publikować nowe opowiadanie

Zapraszam tutaj : http://ayuda-siempre-conduce.blogspot.com/

Zachęcam do komentowania i tu i tam ;3

wtorek, 15 października 2013

Rozdział trzydziesty dziewiąty


Nagle nogi zatrzymują się. Patrzę w górę, gdzie na niebie powstaje tęcza, przecieram twarz z kropel potu. 
- Michalina, co jest ? - krzyczy mężczyzna podjeżdżając do mnie na rowerze. Nie mówię nic. Stoję. Stoję tak jak stałam i tylko niektóre jego słowa przedzierają się przez moje myśli. Nie orientuje się, kiedy podchodzi do mnie, chwyta mnie za ramiona i potrząsa. 
- Biegnij ! Biegnij do jasnej cholery ! 
Miesiąc. 30 prostych, krótkich, wyczerpujących dni. Jestem tu miesiąc. Wśród tych ludzi, wśród ich zachowań. Z nimi, a jednak w innym świecie. Japonia. Wzrok ląduje na malutkim, skośnookim człowieku wystawiającym przed swój bazar tabliczkę z "domkowymi" literkami. Uśmiecha się do mnie. Nie robię nic. Wciąż. I kiedy potrząsa mną jeszcze mocniej, kiedy krzyczy i klnie na mnie mam ochotę się rozpłakać. Jak dziecko, jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. 
Gromie go wzrokiem i od nowa zaczynam wyścig. Wyścig z nim po ulicach Tokio. Wyścig z samą sobą, z własnymi uczuciami. Kiedy przebiegam ostatni, 10 kilometr, uśmiecha się do mnie życzliwie, klepie po ramieniu i pozwala wrócić do mieszkania. 
Łapie taksówkę i po 40 minutach dojeżdżam do jednego z wieżowców. Na 20 piętro wbiegam,  ponieważ jak mawia Richard winda to koszmar dla sportowców. 
Spocona, zmęczona, obolała wchodzę do przestronnego jasnego salonu połączonego z jadalnią i kuchnią. Rzucam torbę na szarą kanapę, a sama wchodzę do łazienki
Po krótkiej kąpieli z mokrymi włosami, siadam na łóżku z laptopem na kolanach i patrzę na widok zasypiającego Tokio za oknem. Loguje się na przeróżne portale, przeglądam przeróżne strony internetowe i nagle słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości na Facebooku. 
- Przyjedziesz ? - od Zbigniew Bartman. Wybrzuszam oczy jeszcze raz patrząc na wiadomość. Miesiąc  Tyle czasu nie rozmawialiśmy. W zasadzie oprócz rodziców nikt z Polski się do mnie nie odzywał. 
- Po co ? - krótkie, treściwe. 
- Wiesz, że od roku staramy się o dziecko. Asia nie może zajść w ciąże, jest załamana. - tyle. 
Tak po prostu. Tyle słów. Dwa zdania, które sprawiają że zrywam kontrakt, które sprawiają, że pakuję walizki i zamawiam bilet na lot. Tyle. 
Bo pamiętam ile oni dla mnie zrobili. Bo wiem, że są najwspanialszymi ludźmi jakich Bóg mógł postawić na mojej drodze. 
Bo są przyjaciółmi. 
Przyjaciółmi, którzy nigdy mnie nie opuścili, którzy kopali po tyłku kiedy było trzeba. Bo znosili mnie mimo mojej upartości, chamstwa, wrogości, krzyków. Byli. Bo przyjaciel to taki ktoś kto przechodzi cały świat tylko po to aby być przy drugiej osobie. Przyjaciel to osoba, której ufasz bezgranicznie tak jak ja ufam im. Bo przyjaźń to nie umowa na miesiąc czy dwa albo tylko wtedy kiedy jest pięknie, przyjaźń to milion łez wylanych na ramieniu drugiej osoby, to tysiące uśmiechów i miliony godzin spędzonych z tą osobą. Prawdziwy przyjaciel to osoba, która zejdzie po Ciebie na samo dno jeżeli będzie taka potrzeba. Przyjaźń to najwspanialsza rzecz na świecie, a przyjaźń z nimi jest jeszcze lepsza. Lepsze od soku pomarańczowego, albo kawy. 
Dla przyjaciela mogę poświęcić wszystko. Kontrakt, złość Richarda, Japonię. Tylko po to aby być przy nich. Przy nich w momencie, kiedy oni sami nie wiedzą co robić, kiedy oni są pogubieni, kiedy przechodzą jedne z najgorszych chwil w życiu. 

W brudnej, śmierdzącej toalecie przebieram  się w czyste ciuchy, łapie ostatni pociąg na linii Warszawa - Jastrzębski Zdrój i po 5 godzinach wysiadam na jastrzębskim dworcu. 
Niebieską taxówką dojeżdżam do mieszkania, w którym w tym sezonie będą mieszkać państwo Bartman. Z 5 walizkami wjeżdżam windą na 3 piętro i nie pukając ani nie dzwoniąc do drzwi wchodzę do przedpokoju. Rzucam w progu walizki i podbiegam do kanapy, na której zwinięta w kłębek, opatulona kocem leży załzawiona Asia. 
- Cichutko. - siadam na brzegu sofy, wtulając w swój brzuch jej ciężko głowę. - Ułoży się. Kotek. - głaszcze ją po głowie, całując w czoło. 
- Nie mogę. A on chce. - wybucha płaczem, trzęsie się, zgina się jeszcze bardziej w pół, przejeżdżając wychudzoną dłonią po nieświeżych włosach. 
- Byłaś u lekarza ? - kręci obojętnie głową. - To skąd wiesz, że jesteś niepłodna ? -  wzrusza ramionami. 
Nie jestem cierpliwa, spokojna, nie daję jej ukojenia. Wręcz przeciwnie krzyczę na nią, podnoszę ją z kanapy i wpycham do łazienki włączając wodę. Kiedy słyszę, że bierze prysznic, wyjmuję z prawie że pustej lodówki masło i szynkę, a z chlebaka bułki. Nastawiam wodę, w międzyczasie wlewając do przezroczystej szklanki sok malinowy, który już po chwili zalewam wrzątkiem. Na stole stawiam parujący napój i talerz kanapek. W czerwonym notesie, znalezionym w sypialni Bartmanów, odnajduję numer Aśkowej ginekolog, z którą umawiam się na wizytę za 3 godziny. Kiedy Asia wychodzi z toalety sadzam ją przy stole i siłą wciskam w jej usta kanapki. 
- Zaraz idziemy do ginekologa i żadnego ale ! - kiwam na nią palcem. Nie mówi nic, pochłania kanapki patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. - Nie bój się. Będę tam z Tobą. - ściskam pokrzepiająco jej dłoń, czym wywołuje na jej twarzy delikatny uśmiech. Kiedy kończy jeść do mieszkania wchodzi Zbyszek wita się ze mną, ale nie z nią. Jej oczy zaczynają się szklić, Zibi nie zwraca na to uwagi. On w ogóle na nią nie zwraca uwagi. 
- Asia, pomaluj się i ubierz, a ja ze Zbychem pójdziemy na zakupy, za 20 minut masz być gotowa. - uśmiecham się do niej, po czym wyciągam Bartmana na klatkę schodową. 

- Piszesz do mnie, chcesz żebym jej pomogła, a sam nawet się nie starasz, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej ją dołujesz. - przystaje koło Tesco, patrząc mu w oczy. - Jesteście małżeństwie do jasnej cholery. - wściekam się, uderzając pięścią w jego umięśnioną klatkę piersiową. - Ja wyobrażam sobie, że to trudny moment waszego życia, ale musisz ją wspierać ! To nie tylko dla Ciebie jest ciężkie, dla niej jest o wiele gorsze ! 
- Ale ja nie umiem jej pomóc. - widzę jak jego oczy pokrywają ciężkie krople. 
- Nie rozklejaj się ! Zrobimy te zakupy, a potem pojadę z nią do lekarza i będziemy zastanawiać się co dalej. - łapie go za nadgarstek i ciągnę w stronę spożywczaka. 
- Tu masz listę zakupów plus dokup co tam będziesz chciał. - wciskam mu w dłoń żółtą karteczkę. 
- A ty ?
- Muszę załatwić jedną rzecz. - potrząsam głową, po czym zostawiam Bartmana w sklepie, a sama kieruję się w stronę pobliskiego parku. 
Siadam na jednej z drewnianych ławeczek, podciągam pod brodę kolana, wciągam zapach swojego szamponu do włosów. Czuję jak trzęsą mi się ręce. Oni są ważniejsi. Najważniejsi. 
Wyciągam z kurki telefon i wystukuję dobrze mi znany numer. 
- Halo ? - jego ciepły lekko zestresowany głos.
- Michał ? - łamie się, do oczu napływają łzy, wystarczyło tylko go usłyszeć. - Musisz mi pomóc. - trzy zdania. Trzy zdania, a już wiedziałam, że za 4 godziny Kubiak pojawi się w mieszkaniu Bartmanów. 

- No już. - klepię w tyłek Bartmana jak i Bartmanową chichocząc z ich zdziwionych wyrazów twarzy. - I nie wracać mi przed 12 ! - rozkazuje wciskając w dłonie Asi torebkę. 

- Ale..
- Żadne ale ! Kiedy ostatnio byliście w kinie, a potem na jakiejś kolacji ? - spuszczają głowę, wypycham ich za drzwi, które po chwili zatrzaskuje na klucz. 
Włączam radio i zaczynam sprzątać Bartmanowe mieszkanie. Po niecałych 30 minutach słyszę dźwięk dzwonka do drzwi i wiem że to on. 
Witam Go delikatnym, zestresowanym uśmiechem, siada na taborecie sącząc przygotowaną przeze mnie kawę. Wkładam na dłonie lateksowe, białe rękawiczki by po chwili zanurzyć je w pianie. Chyba specjalnie tak głośno stukam przy myciu talerzami byleby tylko z nim nie rozmawiać. Czuję jak obserwuje każdy mój ruch, cytrynowy zapach płynu do mycia naczyń przyjemnie łaskocze moje nozdrza, a odgłosy cichej melodii rozkoszują moje ciało. 
- Co u Ciebie słychać ?
- Nic ciekawego.
- Jak Japonia ? 
- Fajnie było. - spuszczam głowę. 
- Jak to było ? 
- Zerwałam kontrakt, wracam do Rzeszowa.
- Aha.
Cisza. Jedynie dźwięk muzyki nadaje tej chwili normalności. 
Nagle czuje na swoich biodrach Jego ciepłe dłonie. Obraca mnie w swoją stronę, podnosząc i sadzając na kuchennym blacie. Całuje mnie gwałtownie w ust, kiedy zaplatam swoje mokre ręce w jego ciemnych włosach. 
- Przepraszam. - pocałunek. - Wróć do mnie. Wróć do mnie, bo sobie nie radzę, bo nie potrafię bez Ciebie żyć, bo bez Ciebie mój świat nie ma sensu. Bo kocham Cię tak bardzo że nie potrafię normalnie zasypiać. Bo jesteś dla mnie całym światem, który skończył się w chwili, kiedy straciłem Ciebie. Proszę Cię wróć do mnie, bo umieram, kiedy jestem sam. Kiedy nie mam świadomości, że mnie kochasz.
- Kocham Cię. Kocham Cię. - ciężkie, słone łzy spływają po moich policzkach. Łzy szczęścia i spełnienia. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie wiem czy to ma sens, nie wiem po co to tu jest, nie wiem po co pisze. 
Wiem jedno. 
Chce to jak najszybciej skończyć. 


Umieram myśląc, że Cię nie zobaczę
Umieram myśląc, że nie wybuchniesz śmiechem tak dźwięcznie brzmiącym w moim uszach w czasie pogrzebu
Umieram myśląc, że Twój głos nie powie mi kilku prostych zdań
Umieram myśląc, że to koniec
Umieram myśląc o Tobie 
Umieram myśląc, że wtedy kiedy widziałam Cię po raz ostatni nie przystanęłam
Umieram żałując, że tak krótko było mi dane smakować naszej znajomości
Umieram myśląc, jak cierpią wszyscy po Twojej stracie
Umieram myśląc, że odeszłeś
Bezpowrotnie.
[*]

Płacz.

piątek, 27 września 2013

Rozdział trzydziesty ósmy


- Michał podpisał dwuletni kontrakt z Resovią, ma mieszkanie 3 bloki od Ciebie. - słowa, które spadają na mnie niczym linijka na dłoń ucznia. Jest tak blisko, a daleko. Na wyciągnięcie ręki. 
- Ale.. - jąkam się patrząc w jego zielone źrenice. 
- Napraw to. Schowaj dumę. Już wyjątkowo namieszałaś. Prawie że, a byś była matką. 
- Ale nią nie jestem. - gromię go wzrokiem, uderzając pięścią w stół. 
- I się ciesz. - szepcze opryskliwe. - Przestań. Już mam Cię dość. Czy ostatnio zrobiłaś coś dobrego ? Stałaś się taką sukę, że nie mogę na Ciebie patrzeć. Brzydzę się Tobą. Twoim zachowaniem. Co ty w ogóle robisz ? Chcesz udowodnić wszystkim że sobie dajesz radę ? Wyobraź sobie, że wszyscy wiedzą o tym że jesteś zdolna aby się po takim czymś nie złamać. 
- Nie wiesz jak mi jest ciężko. 
- Co Ty w ogóle pieprzysz ? Co ? Jest Ci ciężko ? A myślisz, że tylko Ty masz ciężko w życiu. Jesteś egoistką. - łapie mnie za dłoń, wbijając w mój nadgarstek paznokcie. Zabolało. Usłyszeć od przyjaciela takie słowa. Ma rację. - Przemyśl to. - odwraca się na pięcie i wychodzi trzaskając drzwiami. 
Cisza. Głucha cisza. Zabija mnie. Gwałci. Poniewiera. Chciałaś być taka ? To jesteś, pierdolona egoistko. Ciskam książką w ścianę. 
Trzęsie się i spada. 
Szklana szybka rozbija się uwalniając z niej kolaż zdjęć. Podbiegam siadając na podłodze. Ranię przy tym delikatnie kciuka. 
Ja. 
Ja nad morzem w wieku 2 lat.
Ja na pierwszym treningu. 
Ja łysa. 
Ja uśmiechnięta. 
Ja z pierwszym pucharem.
Ja z Norą i Dagą.
Ja ze złotem olimpijskim. 
Ja ze złotem pierwszego Wimbledonu. 
Ja z mamą i tatą.
Ja z babcią.
Ja z Michałem. 
Ja z Michałem na Jamajce. Dzień zaręczyn. Uśmiecham się gorzko, patrząc na swój nagi palec serdeczny.
Biorę w dłoń fotografie. Patrzę na Jego uśmiechniętą twarz, na brązowe oczy, które posiadają drobną, miodową plamkę. Na usta, które smakują niczym maminy biszkopt. 
Nie kocham Michała tak jak żona kocha męża. Kocham Go z całej duszy, z całej siły i tylko na Jego widok dzieję się w piersi coś takiego, jakby w nich tkwił drugi człowiek. Człowiek, który imię nosi Michał. Bo on wypełnia mnie całą. Mój umysł i serce. Bo jeśli się kocha, nie liczy się nic. 

Przebieram się maluję delikatnie oczy, po czym wsiadam do samochodu. Po niecałej godzinie dojeżdżam do tak dobrze znanego mi miejsca. Do domu, który odwiedzałam w dzieciństwie tak często. Wysiadam z samochodu, biorę torebkę i po chwili delikatnie pukam do drewnianych drzwi. 
- Już myślałam, że nie przyjedziesz. - przytula mnie do siebie. Czuję jej imbirowy zapach, widzę uśmiech na jej pomarszczonej twarzy. 
- Co ja mam zrobić ? - zadaje pytanie, kiedy siedzę na jej starej, bordowej kanapie przegryzając czekoladowe ciasteczka. 
- Pamiętasz to co Ci powiedziałam, kiedy miałaś 10 lat ? - kiwam delikatnie głową. - No właśnie. - kładzie na mojej dłoń swoją ciepłą rękę i uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. 

Tydzień później
Przewracam się na drugi bok, śpiewając cicho piosenkę rozbrzmiewającą w słuchawkach. Wciągam zapach naleśników usmażonych niecałe 15 minut temu, wpatruję się w fotografie. Fotografie, która przyprawia mnie o dreszcz. Ty, Ja, Jamajka. 
Twoje ciepłe spojrzenie, uśmiech. Wiem gdzie jesteś. Wiem co aktualnie robisz. 
Grzejesz dupę na Karaibach. 
Ja ? 
A czy ja się jeszcze liczę ? Nie odzywasz się, a to tak bardzo boli. Ciepło świeżo wypranej kołdry ogrzewa moje zmarznięte ciało. Ciche pukanie i moje równie ciche "proszę". 
- Miśka ? 
- Tak ? - podnoszę głowę wyjmując słuchawkę w ucha. 
- Chcesz kawy ? - czy chce kawy ? A czym w dzisiejszych czasach jest kawa ? Czarnym napojem  który jest niczym narkotyk. Narkotyk, który wprowadza w uzależnia. Uzależnia takie w jakie Ty uzależniłeś mnie od siebie. Miałeś tego nie robić. Nie, błąd. Ja miałam nie uzależniać się do Ciebie, ja miałam Cię nie kochać, nie zbliżać się do Ciebie, miałeś być siatkarzem, którego podziwiałam, a nie miłością mojego życia. Miałeś być Michałem Kubiakiem, tak po prostu. Ja miałam być Michaliną Zawadzką - Piewniczak, żoną Powera, przyjaciółką Nory i Dagi. Miałam być zwykłą dziewczyną. Tenis miał być jedynie pomocą, a nie pracą i pasją, która stała się uzależnieniem. Nigdy nie miałam poznać osobiście Zbyszka, nigdy nie miałam zaprzyjaźnić się z Asią. 
Miałam być Michaśką. Tak po prostu. 
Tylko tej prostoty nie otrzymałam. 
- Nie, dzięki. - spoglądam na mamę, która z lekkim uśmiechem wychodzi z mojej sypialni. 
Przykrywam się aż po głowę kołdrą, która wydziela tak przyjemny zapach. Pamiętam kiedy pierwszy raz postawiłam swoją stopę na korcie. Pamiętam ten dotyk rakiety, pamiętam słowa trenera po 5 latach nauki "Będziesz wielka". I byłam, jestem i będę. Zawsze. 
Wychodzę spod pierzyny, ubieram się w strój treningowy, włosy zaplatam w warkocz, który puszczam na ramiona. Łapie w dłonie torbę, żegnam się z mamą i idę w stronę auta. Po drodze rozdaje parę autografów, by po 30 minutach zaczynać rozgrzewkę. Widzę zestresowany wzrok Adama na sobie. 
Na jednej z przerw siadam przy nim i wpatruję się w jego oczy.
- Co jest ? 
- Masz propozycję. Nie do odrzucenia. Naprawdę. 
- Jakoś bliżej ? - przechylam głowę. 
- Japonia. Rok. Trener Sereny Williams. Pełny sprzęt, mieszkanie. - krztuszę się napojem. - Przemyśl to. Wiesz, że jesteś w połowie może jeszcze nie. Wiesz że jesteś na szczycie i sądzę, że taka propozycja może się już nie nadarzyć. - serce przyśpiesza, wstaję z ławeczki i chwytam rakietę. 
- Zastanowię się. 

- Co teraz ? 
- Spełniaj marzenia, tak po prostu. - ciepły głos starszej kobiety uświadamia mi to co powinnam zrobić. Gubię się. Gubię się niczym małe dziecko w wielkim mieście. Niczym niewidomy w nowym miejscu. Boję się. Boję się niczym matka o swoje dziecko walczące o życia. Łkam. Chociaż miałam tego nie robić. Łkam tak jak tego dnia, kiedy usłyszałam słowa mamy rujnujące moje życie. 
Jej ciepłe ramiona przyciskają mnie do swojego serca. Głaszcze mnie po głowie szepcząc niewyraźne dla otoczenia słowa. Ja je rozumiem. Tylko ja. One przeznaczone są tylko dla mnie. 
Gorąca herbata z fusami paruję nad ciemną filiżanką. Wiatr hulający za drewnianą chatką. Szybkie bicie mojego serca. Bezradność. Niewiedza. Zagubienie. 

Tydzień. 
7 dni. 7 pomysłów. 7 łez. 7 wspomnień. 7 spotkań, jedno wyjątkowe, sześć zwyczajnych. 7 treningów. Jeden lot. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że krótki. 
Ale chciałam w taki sposób zakończyć ten rozdział, a dłuższego go nie dało się zrobić. Xd 

Czy Miśka wylatuje do Japonii? Kim jest kobieta, która pojawia się dwa razy, a wcześniej pojawiała się już w opowiadaniu ? Czekam na Wasze domysły. :D 

Proszę o KOMENTARZE !  :)
--------------------------------------------------------
Chyba wypaliłam umysł pisząc konkurs żeby napisać coś sensownego. Wiecie ? Czasem są w życiu takie przeczucia, takie momenty, gdzie wiesz że to właściwy moment. I kiedy Andrea przejmował tę reprezentację to wiedziałam, że to ten moment. To były tłuste lata ! 
- 3 miejsce ME
- 2 miejsce Pucharu Świata ( chyba najważniejsze )
- 3 miejsce LŚ 2011
- 1 miejsce LŚ 2012
I wiecie co ? Dzisiaj, jako wieloletni kibic nie wiem co czuję. Nie wiem nawet co powiedzieć, ani co wam napisać. Tak bardzo chce wyrazić swoją opinię i jak mało kiedy tej opinii nie mam. A może mam, ale gdzieś głęboko. Kiedy to piszę jest 21:15, 26.09.2013 i zazwyczaj o tej porze przez mój umysł przelatują miliony pomysłów, dziesiątki nowych rozdziałów. A dzisiaj nie potrafię nawet dokładnie przemielić płatków, które aktualnie spożywam. Odpadnięcie z Mistrzostwa Europy chłopaków i wyjazd. Zdajecie sobie sprawę gdzie jest Szwecja ? Ja niestety musiałam. Został nam tydzień. Takie życie. No ale nie o tym miałam. 
Może dla niektórych to zabrzmi słodko, zawieję nieprawdą, ale to chyba jedyna rzecz jaką czuję. 
Oni są niesamowici. Po prostu. Tak bez zbędnych ceregieli. Tu nie chodzi o to że przegrali czy wygrali, my może za bardzo wmówiliśmy sobie, że mamy wygrywać wszystko. Jestem tenisistką  gdyby nie własna głupota i moje chore pomysły, byłabym teraz tam gdzie być powinnam. A na pewno nie mówię tutaj o moim domu. Przeżyłam w swoim króciutkim życiu wiele kontuzji, zwycięstw, porażek. Porażek, które były nie z mojej winy. Bo ja nie widzę tutaj minimalnej winy chłopaków ! Naprawdę i to nie dlatego że chce posłodzić. Nie ! Bo oni pokazali w całym niestety dla nas krótkim turnieju, że kochają to robić, że walczą do upadłego tak jak obiecywali, że chcą robić to dalej. 
Czasem żałowałam, że wybrałam właśnie taki sport. Samotny. Gdzie w szatni siedziałem przed meczem sama. Sama z własnymi myślami i głośną muzyką ze słuchawek. I wtedy po swoim meczu włączam siatkarskie mecze i szczerze zazdrościłam tej zespołowości, tego że zawsze możesz liczyć na tego drugiego. I ja nie boję się tego że MŚ wdupimy, ani tego że AA straci posadę, ja tak cholernie boję się tego że możemy stracić tę naszą zespołowość, tę drużynę którą kocham tak mocno, że aż od prawie 3 dni do oczu cisnął mi się łzy. Boję się tego że chłopaki po 3 porażkach stracą do siebie zaufanie. I modlę się. Modlę się aby tak się nie stało ! 

"Człowiek przegrywa tylko wtedy, gdy sam uznaje swoją porażkę i rezygnuje z dalszej walki o spełnienie marzeń." 

Kolorowych ! 
Mam nadzieję, że będziecie takie mieć, bo ja od jakiegoś czasu nie potrafię spokojnie spać. 

niedziela, 22 września 2013

Rozdział trzydziesty siódmy


Patrzą na mnie. Patrzą jak na wybryk natury. A czym ja kurwa jestem ? No jasne, że jestem wybrykiem natury. Śmieję się w głos spoglądając w oczy rywalki. 
- Zwyciężczyni tegorocznego Wimbledonu 2018 Michalina Zawadzka ! - głos spikera, wrzawa na korcie głównym, śmiech, bez łez bo już nie płaczę, gromkie brawa trenera i rywalek. Nie dowierzają. Nie dowierzają. Jak ze złamanym sercem i dwoma skręconymi palcami u lewej dłoni wygrałam Wimbledon. Ktoś z komisji dopingowej zaczyna się czepiać. Ale gówno znajdzie. Jestem czysta. Czysta jak narkoman po długoletnim odwyku. Wredna, chamska, nie do zniesienia. Tylko te epitety w ostatnim czasie krążą wokół mojej osoby. 
Schodzę z kortu, odmawiam autografów, odmawiam wywiadu, odmawiam podwózki na lotnisko Adama. Żądam wakacji i je dostaje. Chytry uśmieszek w hotelu doprowadzam personel do wściekłości. Cóż. Będą musieli pomalować ściany. Ups. 
Wchodzę na lotnisko z walizką w dłoni, by po paru godzinach wylądować w Afryce, a dokładniej w południowo-zachodniej Nigerii. 
Plemię Joruba wita mnie z uśmiechami. Do tej pory nie wiem co skłoniło mnie do przyjęcia propozycji jednej z fundacji. 
Dostaje miejsce w jednej z drewnianych chatek. Wciskam walizkę pod łóżko i zacierając dłonie wychodzę przed mój tymczasowy dom.
- Myślę, że język opanujesz dość szybko, a jak na razie to jest Akata. - moja przełożona pokazuje mi ciemnoskórą, ładną dziewczynę. - Mówi po angielsku więc się z nią dogadasz no i oczywiście będzie Ci tłumaczyła język. 
- Ok.
- Z mojej strony to chyba tyle, jeśli będziesz coś potrzebować wiesz gdzie mnie znaleźć. Powodzenia !
- Dzięki. - posyłam jej delikatny uśmiech. 
- Cześć jestem Akata. - mówi płynnym angielskim.
 - Michalina. 
- Więc może na początek trochę oprowadzę Cię po wsi. 
- Jasne. 
Zabieram mnie na zwiedzanie. Pokazuje drewniane chatki, błotniste drogi, mieszkańców, którzy swoją biedą przerażają mnie, oprowadza mnie po każdych zakamarkach pokazując szpital, który okazuje się glinianym pomieszczeniem. Mieszczą się w nim zaledwie trzy łóżka, reszta chorych osób leży na trawie przed budynkiem. Łapie się za głowę, kiedy zauważam kobietę krzyczącą z bólu. 
- To Aczeda. Rodzi od 14 godzin. - kręcę głową patrząc w jakich warunkach odbywa się poród. Grube drzewo, o które się opiera przypomina trochę nasz dąb. Po jej twarzy spływają krople potu, które zaraz mieszają się z pyłem, ostra trawa zapewne wpija się w jej ciało i trzy polskie wolontariuszki, które z cierpliwością patrzą na jej cierpienie. Przechodzi mnie dreszcz. 
- Chodź dalej. - ciągnie mnie za rękę by po chwili pokazać kolejne miejsca. Porównuje to wszystko do naszych reali. Bieda. To wszystko. Tak okropny ból, który mną targa kiedy spoglądam na małe, brudne, ale wesołe dzieci. Dzieci bez perspektyw, dzieci czasem porzucone, które w wieku 12 lat muszą zajmować się swoim rodzeństwem. 

Kolejny tydzień trochę przyzwyczaja mnie do tego co tu się dzieję. Dnie są gorące i pełne pracy, noce niebezpieczne. Zdarzają się porwania, bijatyki, strzelanina. 
Każdy dzień to walka o przetrwanie. 
W sobotę dostaje przydział na miejscowej kuchni. Rozdaje posiłki patrząc z jak wielką niecierpliwością dzieci jedzą kawałek bułki i kaszy, a resztę chowają po kieszeniach.
Wieczorem w czasie pracy w polu znajdę przywiezione cukierki zakopane pod drzewem. 
"Na specjalny moment" odpowiada mi ich właściciel.
Następnego dnia cała wioska udaję się do oddalonego o 5 km miasta na msze. 
Z tak wielką pobożnością składają brudne od pracy ręce do modlitwy, szepczą swoje pragnienia, problemy, które powierzają tylko Bogu. Ksiądz okazuje się misjonarzem z Polski. Opowiada mi trochę więcej o ludności, o ich problemach. W niedziele nie robią nic. Uznają ten dzień jako święty. Wieczorem organizują małe ognisko przy którym tańczą i śpiewają. Ich roześmiane twarze połyskują. 
Ich głosy wypełniają całą przestrzeń. Ich śmiechy nadają mi radości. I kiedy masz przed oczami taki widok zapominasz o tym kim jesteś. Zapominasz o tym jakie masz problemy, bo oni mimo iż mają je jeszcze większe, mimo iż są osobami które nigdy nikt nie zauważy, nie pozna cieszą się. Dziękują Bogu za życie. Nieważne, że takie. Ważne jest to że ono po prostu jest. 
Poniedziałek okazuje się dniem wielkich niespodzianek. Dniem przełomowym w moim życiu. 
Odmiana. Chęć brania z każdej chwili jak najwięcej. 
Mocze dłonie w glinianej mazi śmiejąc się w głos. Uformowuje z niej małą miseczkę, na jeszcze mokrej glinie wyskrobuje malutki napis "Dla Asi i Zbyszka" po czym odkładam moją pracę na słońcu. Wieczorem jestem asystentem przy porodzie. To uczucie, kiedy trzymasz malutką, zakrwawioną, płaczącą, ciemnoskórą istotę, która jest tak piękna. Jest tak piękna, że wydaje mi się nie być godną życia w takim świecie. Jest najpiękniejszym stworzeniem jakie widziałam.
We wtorek poznaje młodego mężczyznę. Jest w moim wieku. Nie dowierza, że jestem jedną z najlepszych tenisistek na świecie i mówi iż on również grywa w tenisa. Więc wieczorem przy jednych z ostatnich promieni słońca, przy afrykańskiej publiczności, drewnianymi rakietami i pościeranymi piłeczkami, które całkowicie straciły swoją żółć rozgrywamy mecz. Pokonuje Go. Pokonuje czym wywołuje śmiech wszystkich zebranych. Po woli zaczynam ich rozumieć. Gratulują mi i jednocześnie śmieją się z Wakala. Po meczu siadamy przy ognisku i z drobną pomocą językową Akaty opowiadam im o sobie, o swoim osiągnięciach, pokazuje zdjęcia. 
Nie dowierzają. Bo przecież kobiety nie mogą robić kariery. Śmieję się tłumacząc, że w Polsce mogą. Oburzenie wśród mężczyzn jest ogromne, za to kobiety przytakują mi zachwycone. 

Z dnia na dzień coraz bardziej zbliżam się do Wakala. Coraz bardziej kocham ten naród. Coraz bardziej jestem zachwycona ich kulturą. Coraz bardziej podziwiam tych ludzi. Każdy dzień jest przeżyciem, które zostawia na mnie jakiś ślad. W ostatnią noc pobytu tutaj organizują na moją cześć ognisko. Przebierają mnie w swoje stroje, moje policzki przyozdabiają przeróżnymi barwnikami, uczą nowych pieśni. Zabijają nawet na moją cześć jedną z hodowanych przez nich krów ! 
Przyznam szczerze, że smakuje obrzydliwie, ale staram się tego nie okazywać. Kiedy na nich patrzę wiem że będę tęsknić, za nimi, za tą magią która tutaj mimo trudnego życia ciągle jest. 

Kiedy wszystkie śpiewy i odgłosy cichną, a ja zostaje jedynie z Wakalem czuję się jakoś inaczej, dziwnie. Mam wrażenie, że coś nastąpiło w moim życiu, coś innego, coś rzadkiego, coś czego nigdy nie doświadczyłam. Nawet nie wiem, w którym momencie jego duże, ciemne usta wpijają się w moje delikatne wargi. Całuje tak inaczej, tak spokojnie ale magicznie. Tak niecierpliwie. W tak inny sposób. Przykładam swoje dłonie do Jego rozgrzanych policzków, całując namiętnie Wakalowe wargi. Czuję jak Jego dłonie wędrują pod moją sukienkę. Przestać to ? Przecież Michał.. Kuźwa nie jestem z Miśkiem ! Krzyczę na swoje sumienie, zatapiając palce w jego kruczoczarnych włosach. Odrywam się od Jego ust by ściągnąć Jego t-shirt i moją sukienkę, patrze w Wakalowe wesołe zielone oczy. Są prawie tak zielone jak te Zbyszkowe. Właśnie co powie Bartman i Asia ? A co mnie to obchodzi ! Znów na siebie krzyczę odpinając stanik, który po chwili ląduje na jednej z drewnianych ławeczek obok. 
Zielona trawa wbija się w moje nagie ciało okryte jedynie czerwonymi figami, kiedy przygniata mnie swoim ciężarem całując moją szyję. Jego ramiona są inne. Węższe i mniej umięśnione od tych Kubiakowych. Dlaczego ja ich porównuje ! Przestań idiotko ! Znów na siebie krzyczę, kiedy Afrykanin wchodzi we mnie, jednocześnie całując moje usta. Jęczę cicho. Co dziwne nie patrzę na niego. Zawsze w czasie stosunku patrzyłam na swojego partnera. Teraz jest inaczej, teraz spoglądam na duże drzewo nad nami. Jego szum wydaje przyjemny dźwięk, jego widok napawa mnie radością. Jego szum przypomina mi trochę dźwięki melodii, której tytułu nie potrafię sobie przypomnieć, piosenki którą skądś kojarzę, ale nie wiem skąd. 



2 miesiące później

Patrzę to na swoje wciąż opalone Afrykańskim słońcem ręce, to na Asię, to na drobny patyczek leżący na pralce. 
- Kiedy ostatnio miałaś okres ? - zadaje mi kolejny raz to samo pytanie, patrząc na mnie nerwowo. 
- W lipcu. Przecież Ci kurwa mówiłam !
- A jest wrzesień ! Bożesz Ty mój ! Coś ty do jasnej cholery robiła w tej pierdolonej Afryce ?!
- Nie krzycz na mnie ! - warczę nerwowo podnosząc się z wanny. - Jejku. Co to będzie ? 
- Dziecko będzie idiotko ! 
- Ja nie mogę ! Przecież.. 
- Nie histeryzuj ! Jedna kreska.
- Czyli ? - patrzę na nią i czuję jak w oczach zbierają mi się łzy. 
- Gówno ! Nie jesteś w ciąży. - rzucam się jej na szyje z ulgą wypuszczając powietrze. 
Bo to nie chodzi o to że nie chce mieć dziecka lub nie jestem gotowa. Chodzi tylko i wyłącznie o to że chce mieć dziecko z Michałem. I tylko z Michałem. 
- Już ? - patrzy na mnie spokojnie, głaszcząc mój policzek. Kiwam delikatnie głową, po czym idę za nią do mojego rzeszowskiego salonu. Gdzie na telewizorze leci mecz finału Mistrzostwa Świata. 
Tie-break Polska vs Rosja. Na zagrywkę wchodzi Michał. 
Jego lekko zarumienione policzki, błysk w oku. As ! 
Boże, jak ja Go kocham ! 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Z tą piosenkę to troszkę przyaktorzone xd ale musiałam. :) 
I jak zaskoczone ? 
To jeszcze nie koniec masakry w moim wykonaniu xd hahahha
( PISK )  Jej ! Zaczęły się w końcu ! ME ME ME ME ! 
Wczorajszy mecz z Turcją oceniam na 4- 
Nie był tak dobry jak powinien być. Ale zwalam to na to iż pierwsze mecze charakteryzują się dziwnymi wydarzeniami. Bo Niemcy ogrywają 3:0 Rosję, a Słowenia 3:1 Serbię. No cóż. 
Mam nadzieję, że dzisiaj pokażemy Francuzom na co nas stać. 
Trzymam kciuki :) 

Jakoś mi tak wychodzi, że rozdziały dodaje co 4 dni. xd więc pewnie kolejny za 4 dni :P 

wtorek, 17 września 2013

Rozdział trzydziesty szósty


Ciepło kołdry, znajomy zapach, szorstki język psa zostawiającego ślinę na wystawionej spod pierzyny stopie, ciężki oddech, smród własnego ciała, odgłos krzątającej się po mieszkaniu Asi, ciche przeklinanie na psujący się dekoder w telewizorze Zbyszka, zapach rosołu dochodzący z kuchni, przeraźliwy kaszel, para soku malinowego roznosząca się nad kubkiem. Deszcz stukający od tygodnia w szybę warszawskiego mieszkania bartmanów.
- Przyniosłam zupę. - chrząka patrząc na mnie z politowaniem. 
- Dzięki. - wymuszam uśmiech, siadając na łóżku. 
- Pokaż masz jeszcze gorączkę. - podchodzi do mnie stawiając na moich kolanach zupę, by po chwili swoją ciepłą dłoń przyłożyć do mojego rozgrzanego czoła. - Jesteś najgłupszą idiotką jaką znam. - kręci głową. 
- Wiem. - szepcze połykając rosół. Jestem najgłupszą idiotką na świecie. Jestem najgłupszą idiotką na świecie. Bo ja Michalina Halina Zawadzka nie powinnam się łamać. Co to dla mnie zerwanie zaręczyn ? Co to dla mnie ? Po policzkach zaczynają spływać łzy. Wszystko. Wszystko kurwa. 
- Miśka nie rycz, tylko jedź musisz wyzdrowieć. - kiwam delikatnie głową.
- Jak on się trzyma ? - spoglądam w jej zmartwione oczy. 
- Zbyszek zaraz po niego jedzie i do Spały. Podobno jakoś daje radę. - kiwam głową wkładając do ust łyżkę. 
- To dobrze.
- Za to Ty sobie nie radzisz. - kręci głową patrząc na mnie z politowaniem. - Śmierdzisz. Kiedy Ty się ostatnio kąpałaś ? Wstawaj ! - rozkazuje, po czym zabiera mi rosół i odkrywa kołdrę. Łapie mnie na rękę i wpycha do łazienki. Zatrzaskuje za mną drzwi, a ja zostaje sama. 
Odkręcam kurek z gorącą wodą, zdejmuje szary dres pożyczony od Asi i wchodzę pod prysznic. Ciepło okrywa moje ciało, odpręża mnie, zapach poziomkowego mydła orzeźwia moje myślenie. To brak siebie zabił nasz związek. To odległość, która jest tak duża przerwała nasze relacje. To nasza praca, nasza pasja skończyła coś na czym zależy nam najbardziej, a jednak nie umieliśmy tego potwierdzić dając sobie kolejną szansę. Zrobiliśmy z jednej strony źle, ale z drugiej to była bardzo dobra decyzja. Decyzja, której skutki mogą męczyć nas latami, ale może to być decyzja która otworzy nam drogę na inne życie. Bo w takich momentach narodziło się zwątpienie. Zwątpienie, którego nigdy w naszych uczuciach nie było. Zawsze przy każdej kłótni wiedzieliśmy, że mimo jakiejś niezgody kochamy się najbardziej na świecie. Dziś, nie jestem już tego taka pewna. 
- Michasia długo jeszcze, bo muszę zebrać kosmetyki ? - moje myśli przerywa cichy głos Zbyszka.
- Zaraz wychodzę. - zabiera go. Wyjeżdża z nim do Spały na miesiące ciężkiej pracy, która później ma przełożyć się na sukcesy. 
Wychodzę spod prysznica, wycieram ciało, ubieram się w ubrania, które Zbyszek przywiózł mi z Rzeszowa i z mokrymi włosami rozpuszczonymi na ramiona wychodzę z toalety. 
- Kiedy jedziesz ? - pytam Zbyszka, który wchodzi do łazienki z kosmetyczką w dłoniach. 
- Za 30 minut mam być pod mieszkaniem Michała. 
- Ok. - kiwam głową idąc do pokoju gościnnego, w którym aktualnie mieszkam. Siadam przy biurku i włączając muzykę przyglądam facebooka. 

"Czy to koniec miłości?"
 "Najgorętsza para ostatnich lat już nie razem? Co się stało?"
"Ślub odwołany!" 
"Najlepsza tenisistka świata rozstała się z siatkarzem Michałem Kubiakiem."
"Zerwane zaręczyny."
"Łzy Zawadzkiej na ekranie! Czy to faktycznie koniec miłości?"
"Gdzie jest Michalina? Kubiak jedzie do Spały! A ona? Nowy romans?"
"Zawadzkiej już nie widać na rzeszowskich kortach, czyżby przeżywała rozstanie?"

Dołuje, przygnębia, rozgorycza, krzywdzi. Skąd oni to wiedzą ? Każdy portal, każda strona internetowa. Łzy. Ciężkie, słone, szybsze bicie serca. 
Mówili, mówili głupia żeby nie czytać portali plotkarskich. Mówili. A ja jak zwykle nie posłuchałam. 
Dotykam mokrych od łez policzków, badam ich fragment, dotykając delikatnej skóry. Przymykam oczy, podnosząc głowę do góry. 
 Poznanie, pocałunek, sylwester, ból, Anderson, Jamajka, Igrzyska Olimpijskie, każdy śmiech, Jamajka, zaręczyny, każdy pocałunek. Każdy moment naszego wspólnego życia. Każdy fragment powoduje ból w sercu. Trochę tak jakby ktoś żyletką zdrapywał z niego miłość. Miłość, która zejść nie chce. 
Podobno jakoś się trzyma ? To dlaczego ja tego nie umiem ? Dlaczego ja nie potrafię sobie z tym poradzić ? Podobno to ja jestem tą silniejszą. Uderzam z pięści w biurko, ocieram łzy, wstaje z krzesła przewracając je. Piszczę bezdźwięcznie, wbijając w głowę obdrapane zielone paznokcie. Przystaje, odsłaniam rolety i spoglądając za okno wpatruję się w Warszawę. Zawsze chciałam tu mieszkać. Uśmiecham się gorzko. Różowo-biało-niebieskie niebo, wysokie wieżowce, gwar panujący na ulicy, zapach kawy dochodzącej z kuchni, łza. Ostatnia. Ostatnia, bo Michalina Halina Zawadzka nie płaczę, nie upada, nie załamuję się, nie boi się życia. Bo przeszkody dla niej są częścią jestestwa, są przygodą, które nie utrudniają jej życia, a nadają rozpędu. Bo Michalina Halina Zawadzka jest najlepsza i zawsze będzie.
Wyciągam spod łóżka ciemną walizkę, do której wpakowuje rzeczy, włosy zaplatam w warkocz, a oczy delikatnie maluje starając się zatuszować sińce spowodowane przepłakanymi nocami. Pryskam ciało perfumami, z hukiem zamykam laptopa, ścielę łóżko, a Aśkowy dres składam w kostkę. Dzwonię do wieloletniej kosmetyczki umawiając się na manicure i pedicure. Zamykam zajechanym już zamkiem walizkę, na nogi wkładam czarne botki, a na głowę kapelusz, chwytam w dłonie kluczyki do samochodu leżące przy łóżku i walizkę. 
- A Ty gdzie ? - patrzy na mnie Asia razem ze Zbyszkiem. 
- Wracam do Rzeszowa. - stawiam walizkę i biorę łyk bartmanowej kawy. - Gorzka. - krzywię się. Gorzka jak życie. 
- Ale jak to ? 
- Normanie. Zawadzka się nie łamie. - przymrużam oczy posyłając im krzywy uśmieszek. 
- Jaka Ty jesteś rąbnięta. 
- Wiem, dlatego mnie kochacie. - składam na ich zdziwionych twarzach pocałunki i uśmiechając się wychodzę z mieszkania. 
Odnajduję na podziemnym parkingu swój samochód, wpakowuje do niego walizkę, by po chwili zasiąść za kierownicą. Odpalam silnik i wyjeżdżam znaną mi trasą na drogę prowadzącą do stolicy Podkarpacia. 
Po drodze wstępuję na kawę do Orlena i dzwonie do trenera oznajmiając mu gotowość do treningów. Trochę po 21 docieram do mieszkania. Rozpakowuję walizkę, biorę prysznic, przebieram się w pidżamę i z nadzieję na następny dzień kładę się spać.

Treningi pochłaniają moje ostatnie dni. Treningi nadają mi siły, która zmienia mnie całkowicie. Powoduje iż znów staje się tą Michaśką, której ludzie nie znoszą. Michaśką która gwiazdorzy,  Michaśką która jest chamskiej, Michaśką rzucającej rakietą o kort. No cóż.

Pod koniec czerwca wylatuje do stolicy Anglii na Wimbledon. Wylatuje bez pieczątki faworytki, bo jak osoba cierpiąca po rozstaniu może wygrać? 
Gówno wiedzą. Wygram. Wygram, bo taka jestem. Wygram, bo tylko on mi został. Tenis. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Coś z życia. Coś o cierpieniu. Coś o mnie. Coś czego bardziej opisać nie umiem. 
Trochę. Trochę. Bo tylko trochę zostało do końca. 
Trochę, ale w miarę dużo. :)

Przy okazji chciałabym wspomnieć kogoś kogo w zasadzie nie pamiętam, a bardzo żałuje. Kogoś kto powinien był wśród nas. Kogoś komu należało i należy się życie. Niestety to życie gwałtownie zostało przerwane. Dokładnie 8 lat temu. 


"Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj, jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia." 


P.S 
W piątek zaczynamy Mistrzostwa Europy ! Trzymamy kciuki chłopaki ! :)


"Nasza siatkarska drużyna w niebie jest coraz silniejsza."                                            Hubert Jerzy Wagner

KOMENTOWAĆ ! 

Jestem pod wrażeniem liczby komentarzy anonimów pod tamtym postem, jeśli dodałam osoby które obserwują tego bloga to stwierdzam że osób czytających jest koło 35 ! Wow ! To dla mnie naprawdę dużo ! Dziekuję ! ^^

piątek, 13 września 2013

Rozdział trzydziesty piąty


Już miesiąc po ślubie, a życie wciąż toczy się jak rozpędzony pociąg. Codzienne treningi pochłaniają cały mój czas. Październik cały podporządkowany jest remontowi mieszkania. Listopad i grudzień to turnieje, a styczeń to miesiąc kłótni. 
No cóż. Nie dogadujemy się kompletnie. Czy to kilometry czy może to że nie mamy dla siebie czasu ? A może jedno i drugie. Chyba na palcach u jednej ręki jestem w stanie zliczyć nasze rozmowy w lutym. Marzec, kwiecień i maj to turnieje. W czerwcu pierwszy raz od grudnia w kalendarzu pojawia się napis "Spotkanie z Miśkiem". Miśkiem ? Już tak do niego nie mówię. 
Codzienne kłótnie chyba trochę nas przytłaczają, dlatego idę do kawiarni przy warszawskim rynku tak bardzo, bardzo zestresowana. Przecieram o brązowy żakiet spocone dłonie. Czuję jak poci mi się czoło. Kurde toż to nie normalne ! Jak mogę tak bardzo stresować się spotkaniem z narzeczonym ? Narzeczonym ? Już nawet zapomniałam, że nim jest. 
Wchodzę do restauracji i już po chwili przy stoliku w rogu zauważam Kubiaka. Może trochę udawanym pewnym krokiem podchodzę do niego. Posyłam mu uśmiech, całując w policzek. Siadam na przeciwko i po chwili zamawiam dużą latte i szarlotkę. 
- Co u Ciebie słychać ? - mówi patrząc mi w oczy. Czuję, że jest inaczej. I to wcale nie dlatego że nasze rozmowy ostatnio wcale nie wyglądały tak spokojnie, a raczej bardzo nerwowo i krzykliwie, ale dlatego że jego zachowanie jest zupełnie inne. Każdy jego gest jakoś inaczej wygląda niż go zapamiętałam.
- Jakoś leci. Wiesz treningi i turnieje. A u Ciebie ? 
- No tak samo. - Cisza. Beznamiętna, przerażająca cisza. Spoglądam na pierścionek zaręczynowy, a potem na niego. Uśmiecha się delikatnie. 
- Wciąż go nosisz. - A co miałam kurwa z nim zrobić ? 
- To chyba oczywiste. - mówię z lekkim przekąsem. 
- Ostatnio nie było za kolorowe... 
- Przecież wiem. - przerywam mu już lekko poirytowana. 
- Zawsze musisz być tak chamska. - podnosi jedną brew do góry. 
- Życie. - wzdycham patrząc na przechodzących za oknem ludzi. 
- Chodź. 
- Gdzie ? - widzę jak wstaje i wyjmuje z portfela 30 złotych płacąc za nas. 
- Nie będziemy tu rozmawiać. - patrzy na mnie, a po chwili łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę pobliskiego parku. Jego uścisk jest tak mocny i silny jak jeszcze nigdy. Próbuję wyślizgnąć swoją dłoń z jego, ale uniemożliwia mi to jeszcze mocniej ściskając. Zaczynam się jeszcze bardziej stresować. 
- O co Ci chodzi ? - naskakuje na mnie, gdy tylko siadamy na jednej z ławek oddalonej od głównej ścieżki. 
- A o co ma mi chodzić ? - prycham unosząc w górę głowę. 
- Zachowujesz się ostatnio jak.. jak.. 
- Jak ? - mówię lekko podniesionym głosem. 
- Inaczej niż zwykle. 
- Wydaje Ci się. - kręcę głową patrząc na małą stokrotkę tuż pod moimi butami. 
- Coś się zmieniło.
- Wiem Michał. - mówię spokojniejszym już głosem. - Ja już nie mam siły. 
- Na co ? 
- Na wszystko. Jest mi cholernie ciężko. Jestem w tym wszystkim sama. Ty jesteś tysiące kilometrów stąd. A tak bardzo Cię czasem potrzebuje. 
- A myślisz, że ja Ciebie nie ? - spuszczam głowę, ocierając z policzka łzę. - Co teraz ? 
- Nie wiem Michał. Ja mam wrażenie, że my za bardzo się od siebie oddaliliśmy. 
- Przecież wiedzieliśmy, że tak będzie.
- Wiem, ale to już trwa tak długo, a ja nie mam siły ani chęci wciąż udawać wszystko jest okej. Bo nie jest. Strasznie dużo się dzieje. A Ty nie masz o tym pojęcia. Bo albo ja mam turnieje lub treningi albo Ty. Wiesz Michał ? Dzisiaj policzyłam nasze normalne rozmowy przeprowadzone w kwietniu. Wiesz ile ich było ? - patrzy na mnie unosząc brew, a ja ocieram wierzchem dłoni kolejną już łzę. - Trzy. - Milczę. Wpatruję się we mnie tak usilnie próbując coś wyczytać z mojej twarzy. Chyba mu to nie wychodzi. Cała jest zapełniona łzami. Pociągam nosem, kiedy zauważam że jemu także szklą się oczy. - Ja potrzebuję wsparcia, miłości a tego nie ma. I wiesz ja Cię nie obwiniam ja rozumiem. Ale ja po prostu już nie umiem tak. To było do zniesienia na początku, a teraz ja wymiękam. Wiesz ? Ja się poddaje. Ja mam już dość. Po za tym. Ja nie wiem czy kocham Cię tak bardzo jak wcześniej. 
- Ja też. - spuszcza głowę, a ja widzę jak na jego spodnie spadają słone łzy. Płacze. Wiem, że jest mu ciężko. Wiem, bo mi także. 
- Ja już tak nie potrafię. - kręcę głową, i jednym ruchem ściągam pierścionek. Odkładam go na ławce tuż przy jego udzie. Pociągam nosem. - Przepraszam. - Wstaje z ławki i spoglądam na niego i na złoto-srebrny drobiazg leżący tuż przy nim. Drobiazg, który tak bardzo znów chciałabym mieć na palcu, ale wiem że tak będzie lepiej. Musimy przemyśleć wszystko. Bo coś się wypaliło. Zatraciliśmy się w tym wszystkim. 
Odwracam się na pięcie i wygrzebując z torebki chusteczki idę w stronę samochodu. Przecieram oczy zostawiając na białych chusteczkach czarne ślady tuszu do rzęs. Nakładam na nos okulary i cicho łkając wsiadam do auta. 
Z bezsilności uderzam z całej siły w kierownice. Przykładam do niej głowę, czując jak całą twarz wypełnia kolejna porcja łez. Włączam radio i kiedy stwierdzam że stoję tu tak 30 minut odpalam silnik, po czym ruszam przez zatłoczoną Warszawę. Po niecałej godzinie wjeżdżam na autostradę. 
Na dworze zaczyna robić się ciemno, a o szybę uderzają krople. Niebo płaczę. Płaczę ja. Tak bardzo. Bo wiem że zrobiłam dobrze, bo wiem że może to ten moment. Moment pożegnań. Bo w związku tak ważna jest miłość. A ja ? A ja już nawet nie wiem czy ona w naszym związku w ostatnim czasie była. 
Bezsilność. Ta cholerna bezsilność. Niemoc, która rozsadza mnie od środka. Czuję się trochę tak jakby ktoś przywiązał mnie do łóżka zakazując gry w tenisa. Jak niewolnica. 
Strużki deszczu zataczają dziwne szlaczki po bocznych szybach samochodu. Są tak bezwiedne. Nic kompletnie nic nie zależy od nich. Czuję się trochę tak jak one. Jak krople deszcze. Mokra od łez, zagubiona spływam po swojej własnej trasie życia. Odbijam się od przeszkód, raniąc się przy tym. Kaleczona przez życie, jak krople deszczu przez wycieraczki. 
Nieszczęśliwa. Zagubiona. Niewolnica uczuć. 
Bo czego tak nagle w nasze szczęście wkradła się monotonia ? Czego wkradło się niebezpieczeństwo ? Osoby trzecie, które potrafiły przez ostatni rok nie widzenia Go zawrócić mi w umyśle ? Czego tak nagle te uczucia wygasły ? Jak świeczka, kiedy spadnie na jej płomyk kropla deszczu. Czego ? Czego w nasz raj wkradł się wąż kusząc nas ? Tak jak wąż kuszący Ewe. Czego ? Kiedy ? Kiedy to wszystko się zaczęło ? I dlaczego akurat teraz, kiedy było już tak niesamowicie ? A może było za dobrze ? Może za bardzo żyliśmy w ideale zapominając o okrucieństwie świata ? 
Może to kilometry nas zabiły ? Te miliony autostrad, dróg, znaków. 
Kropla deszczu spływa po szybie. Kropla łez spływa po policzku. 
A życie wciąż toczy się dalej. Trochę nie zważając na to jak bardzo cierpię. Egoistka. 
Czuję jak trzęsą mi się ręce. Jak tracę grunt pod nogami. Jak przestaje odróżniać gaz od hamulca. Przekręcam gwałtownie kierownicą. Zatrzymuje auto i wyskakuje z samochodu. Światła oświecają przestrzeń pól, na których stoję. Deszcz tak znacząco prawie że idealnie miesza się z moimi łzami. Grubymi, ciężkimi, krwawymi. 
Cierpię. Cierpię tak bardzo że nie mogę ustać na nogach. Zginam się w pół, aż w końcu upadam na mokrą trawę. Na zimną, kującą trawę. Podkulam nogi, słyszę drżenie mojej szczęki. Trochę jak w transie. Nierealnie. Nierealnie źle. 
Trochę tak jak po pierwszym spróbowaniu marychy. Tylko że wtedy było nierealnie dobrze. 
Czego płaczę ? Czego tak bardzo cierpię ? Skoro w zasadzie nie jestem pewna czy go kocham czy nie. Czuję wibracje telefonu, ale nie obchodzi mnie treść sms, który przyszedł. Mam to daleko w dupie. Bo co mi on pomoże. Wściekła kolejną wibracją wstaję i wrzucam go do schowka, gdzie natykam się na paczkę L&M. Siadam oparta o samochód i odpalam pierwszą szlugę. Deszcz cichnie, ale nie łzy. 
Kolejne sączą się z oczu. Aż dziwne że tyle ich jest. Wciągam smak tytoniu. Napawam się nim czując jak rozchodzi się po całym wnętrzu mojego organizmu. 
Okrutne. Tak bardzo okrutne, że nie ma go przy mnie. Że nie czuje jego zapachu. Że nie dotykam jego delikatnych włosów mytych zawsze miętowym szamponem. Że nie słyszę jego śmiechu. Że nie widzę jego uśmiechu. Że nie czuje jego ciężkiego, bezpiecznego ramienia na sobie. Że nie bada moich ust swoimi miękkimi wargami. Że nie dochodzi do moich uszu dźwięk jego głosu. Jego cichego "Kocham Cię". 
I dlaczego to zrobiłam ? Dlaczego to zrobiliśmy nawet nie starając się odbudować relacji. Dlaczego ? Dlaczego złoto-srebrna obrączka z grawerem znaku nieskończoności nie obejmuje mojego serdecznego palca ? Dlaczego teraz łkam zamiast przytulać się do Jego ciepłego ciała ? Boże dlaczego ? Dlaczego jestem tak głupia ? Dlaczego się rozstaliśmy, przecież kurwa wiem że go kocham ? Dlaczego ? 
- Dlaczego ? - szepcze cicho, wydychając dym papierosowy z płuc. 
- Misia ? - słyszę za sobą głos Asi, która po chwili siada obok mnie obejmując mnie. - Michał nam powiedział. - szepcze, a zza samochodu wyłania się Zbyszek. Bez słowa podchodzi do mnie podnosi mnie i układa w swoim srebrnym audi, przykrywa kocem, całuje w czoło i szepcze ciche "jakoś się ułoży." 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

KOMENTOWAĆ !!!!! 


Zbliżamy się ku końcowi..