czwartek, 14 listopada 2013

Epilog


- Powiesz nam w końcu skąd tenis w Twoim życiu ? 
- Kiedy miałam 5 lat mama zabrała mnie do wróżki. Dla zabawy. Wywróżyła mi że będąc tenisistką osiągnę sukces. Że będę najlepsza. I tak się stało. 
- Niesamowite. Jeszcze jedno pytanie, dobrze ? 
- Jasne. 
- Jesteś szczęśliwa ? 
- Tak. 


Kładę się na miękkiej, pachnącej kanapie, cudowny zapach szarlotki dochodzący z piekarnika drażni moje nozdrza, odgłosy śmiechu dzieci i Michała wirują w moich uszach. I czuję się niewyobrażalnie dobrze. Tak jak jeszcze nigdy. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Nie wiem co bym zrobiła bez mamy, która zaprowadziła mnie tamtego sierpniowego popołudnia do wróżki. Nie wiem co bym zrobiła gdyby na mojej drodze nie stanęły Igrzyska i ławka. Ławka, której zawdzięczam dzisiejsze życie. Nie wiem jakby dziś między nami było gdyby nie tamta pierwsza wspólna sylwestrowa noc w Bartmanowym mieszkaniu. Po prostu nie wiem. 

Los.
Jak wiele od niego zależy. Jak ważny jest przypadek. Jak ważne są chwile, drobne gesty, małe słowa, niezrozumiałe sytuacje. Takie rzeczy nadchodzą w momentach, kiedy się ich nie spodziewasz.
Będąc 18 latką, która stawiała pierwsze kroki na wielkim korcie byłam nikim. Dziś po tylu latach jestem matką, żoną, wciąż najlepszą tenisistką świata i. I jestem szczęśliwa. 
Jestem szczęśliwa w dużej mierze dzięki Tobie bo kiedy jesteś obok mnie Ziemia staje w miejscu czując mocne bicie naszych serc. 


---------------------------------------------------------------------------------------------




Ale to nie znaczy, że żegnacie się ze mną :)
Przynajmniej mam taką nadzieję, ponieważ tutaj :
 http://ayuda-siempre-conduce.blogspot.com/

Akcja się kręci ;3 
Jest mi trochę smutno i na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie swojego życia bez tej historii. Ale takie jest prawo natury. Coś się musi w końcu skończyć.
Michasia była w dużej mierze mną. I chyba od początku chciałam żeby tak było. Każdy z tych bohaterów wiele dla mnie znaczy. 
Więc troszkę szkoda mi się z nimi żegnać. ;/ 

Dziękuję, że byłyście tutaj ze mną od 17 lutego, bo to tego dnia pojawił się tu prolog. 
Dziękuję wam za wszystko ! Za to, że byłyście, za waszą wytrwałość. 
Przepraszam też za przeróżne rzeczy, za ociąganie, za czasem bezsensowne rozdziały. 
PROSZĘ WAS O KOMENTARZ ! Tutaj pod ostatnim wpisem. Byłoby mi bardzo miło :)

Dziękuję jeszcze raz wam wszystkim, a szczególne podziękowania dla pewnej osoby, która wiele ze mną przeszła. Osobie, którą poznałam właśnie tu. 

KLAUDIA ! - na początku przepraszam Cię za to co zrobiłam i za to co się stało. A teraz Ci dziękuję ! Bo jeśli nie Ty to nie wiem czy dokończyłabym tą historię. Dziękuję, że byłam przy mnie kiedy straciłam tak wiele ważnych osób, pocieszałaś, słuchałaś jak gadałam że cały świat jest okropny, że byłaś kiedy brakowało mi oddechu. Dziękuję Ci za wszystko ! + przypominam o Twojej obietnicy o genialnym komentarzu :)

I to chyba tyle. 

Nie mówię żegnajcie, mówię to zobaczenia !

Idalia Makowska

P.S

"Nie narzekaj, że masz pod górę skoro zmierzasz na szczyt." 

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział czterdziesty drugi


12 lat później, 11 sierpnia 2031r. 

"Jeden z polskich zespołów śpiewał "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym." To jest ten moment. Moment pożegnań. Dzisiaj, dnia 11 sierpnia 2020 r w dzień zdobycia przeze mnie drugiego złotego medalu Igrzysk Olimpijskich oficjalnie kończę karierę tenisową. Dziękuję." 

- Dzisiaj ze mną w studiu kobieta, która wypowiedziała te słowa dokładnie 11 lat temu, kobieta która swoim talentem oczarowywała cały świat przez 8 krótkich lat, kobieta która jest wręcz naszą dumą narodową. Michalina Halina Zawadzka Kubiak. - siadam na kanapie poprawiając na wciąż szczupłych udach idealnie wyprasowaną spódnicę. Prostuję plecy uśmiechając się do prowadzącej. 
- Michalina zniknęłaś 11 lat temu i szczerze powiedziawszy oprócz paru przecieków nikt nie miał żadnego dostępu do Ciebie. 
- Tak to prawda. Przez 8 lat męczono mnie, zabierano mi szczęście z życia, chodzono za mną i po zakończeniu kariery po prostu postanowiłam całkowicie oddać się rodzinie nie skupiając się na prasie, dlatego się odcięłam. 
- Na wstępie dziękuję Ci że zgodziłaś się opowiedzieć nam wszystkim co się u Ciebie działo przez ten czas. 
- Nie ma sprawy. - uśmiecham się. 
- To co zaczynamy ? - kiwam głową. - Masz dzisiaj 37 lat prawda ?
- Niestety. - chichoczę marszcząc brwi. 
- To może zaczniemy od tego popołudnia, kiedy zakończyłaś karierę. Czy to prawda, że to była tylko i wyłącznie Twoja decyzja ? 
- Tak. Ja wtedy byłam rok po ślubie i czułam, że to jest moment urodzić dziecko i bardzo tego chciałam. Ale wiedziałam też, że będąc wciąż czynną tenisistką nie będę mogła w pełni oddać się dziecku, między innymi dlatego podjęłam taką decyzję. A dlaczego sama ? Bo wiedziałam, że sporo spadnie na mnie głosów rodziny czy znajomych, którzy będą obiecywać pomoc i namawiać do dalszej pracy.
- Nie obrażali się ? Nie byli źli ? 
- Nie. Na początku było dużo szumu, wielkie zamieszanie, zdezorientowanie. Bo faktycznie 26 lat to mało i wiele zawodniczek jest dopiero na początku swojej kariery. Ale wszyscy uszanowali moją decyzję, za co z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować.
- I ? Co było dalej ?
- Kończyliśmy budowę domu więc zaczęliśmy się wprowadzać i urządzać czyli w zasadzie nic ciekawego. Na początku stycznia 2021 roku zaszłam w ciąże. Pamiętam jak się o tym dowiedziałam. To było najbardziej niesamowite uczucie w moim życiu. Miałam wrażenie, że nie wiem odlatuje. - chichoczę, ale nagle milknę. I czuję jak do oczu napływają mi łzy. - 25 sierpnia miałam jechać w odwiedziny do mojego męża do Spały. Czułam się dobrze, tuż przed wyjazdem poszłam do sklepu po coś na drogę. - zawieszam się i dopiero teraz orientuje się że po policzkach spływają mi łzy. - Mało pamiętam. Zobaczyłam sąsiadkę i koniec. Tak jakby urwał mi się film. Przebudziłam się w szpitalu, obok mnie był Misiek i od razu zorientowałam się, że nie ma dziecka. Że mój brzuch jest pusty, wpadłam w panikę. Powiedzieli mi że Jasiek jest w inkubatorze, że jest wszystko w porządku. Zasnęłam. Obudziłam się gdzieś w nocy. Wstałam z łóżka i szłam w stronę sali gdzie miał leżeć mój synek. Panowało zamieszanie, wszyscy biegli, był jakiś harmider i nagle usłyszałam zdanie, którego nie zapomnę nigdy. Głos tej kobiety mam w każdym koszmarze. Krzyczała : "Tracimy dziecko tej tenisistki." Jasiek zmarł 25 sierpnia 2021 roku o godzinie 23:23. Urodził się tylko 2 miesiące przed czasem. Nie dali rady go uratować. - łkam. Bezsilnie wciąż słysząc w uszach to zdanie. Ocieram koniuszkiem palca łzy wmawiając sobie, że dam radę przejść przez tą opowieść. - Późniejszych paru tygodni nie pamiętam, otrząsnęłam się wtedy, kiedy Michał się wyprowadził. To nie miało sensu. Ja byłam nie do życia, a on starał się z tym poradzić. Nie było go 2 miesiące. Zostałam sama. Cholernie załamana, pozbawiona nadziei na lepsze jutro, ale wtedy pojawiła się Asia, która od zawsze wyciąga mnie z bagna. I wyciągnęłam tamtym razem. Dałam radę. Dzisiaj Jasiek jest moim aniołem stróżem  moim synkiem, którego niestety nie ma przy mnie ciałem, ale czuje że jest duszą.
- To było.. - zaczyna, ale szybko jej przerywam. 
- To była najgorsza rzecz w moim życiu. To jedna z takich rzecz, której nie życzyłabym nikomu, nawet największemu wrogowi. 
- Dałaś radę ?
- Zawsze jakoś daje. - uśmiecham się. - Byliśmy niecały rok w separacji.
- Nie masz mu tego za złe, że Cię zostawił w takim momencie ?
- Nie. I nigdy nie miałam. To nie była tylko katastrofa dla mnie, ale dla niego także. I w pewien sposób rozumiem, dlaczego się ode mnie odciął.
Święta 2022 roku spędziliśmy już razem i na wakacjach 2023 roku Michał nalegał na dziecko. Ja byłam jeszcze trochę przybita. Nie chciałam. Bałam się cholernie. Bałam się że znów stracę. Ale w grudniu zaszłam w ciąże. 1 sierpnia 2024 roku urodziła się Tośka. - na ekranie w studiu ukazuje się zdjęcie. - Dziś ma 7 i trenuje tenisa, po mamie. - uśmiecham się patrząc na fotografie.
- Do kogo jest bardziej podobna z charakteru ? 
- Chyba do mnie. Niestety. Ale jest oczkiem w głowie mojego męża. Wszędzie za nią łazi, kupuje prezenty. Córeczka tatusia.- chichoczę. - Dwa lata później 14 lutego 2026 na świat przyszedł Fabian. W walentynki, psując nam jednocześnie kolacje. Ma 5 lat i jest całym tatusiem. Potrafi być tak samo upierdliwy i uparty jak Michał. Mama Miśka mówi do Fabiana Michał. 
- Jest słodki. - uśmiecha się do zdjęcia prowadząca. 
- Tak.
- Co było dalej ? 
- Po wielu zawirowaniach, odmowach i trudnych decyzjach 24 kwietnia 2028 roku na świat przyszedł Kuba, którego adoptowaliśmy 1 lipca. 
- Skąd taka decyzja ? Miałaś jakieś problemy z zajściem w ciąże ?
- Nie nic z tych rzeczy. Paręnaście lat temu byłam w Afryce, gdzie widziałam jak żyją dzieci, że nie mają żadnych perspektyw i chyba dlatego postanowiłam pomóc w życiu chociaż jednemu z nich.
- Kuba ma 3 lata prawda ? - kiwam delikatnie głową. - Rozumiem, że jeszcze nie wie że jest adoptowany ? 
- Nie sądzę, jeszcze chyba tego nie rozumie, ale myślę, że zauważa inność. Chodzi mi o kolor skóry. 
- A wam to nie przeszkadza ? Wam, waszej rodzinie, znajomym ?
- Nie. To nie chodzi o to kto Go urodził. Tu chodzi o to kto obdarza Go miłością, kto wychowuje. Kuba nie żyje na innych prawach w naszym domu. Jest dla mnie jak i dla moich bliskich takim samym dzieckiem jak Tosia czy Fabian. 
- To nie jest ciężkie ?
- Teraz już nie. Dla mnie na samym początku trudne było traktowanie Go tak samo, ale teraz po prawie 3 latach jest tak samo stawiany do kąta, czy całowany. 
- A nie boisz się, że kiedyś Ci powie " Dlaczego to zrobiłaś? Lepiej byłoby mi w Afryce'.
- No jasne, że się boję, ale wychowujemy go w szczerej relacji, w miłości, w ciepłym domu i nie sądzie żeby kiedyś było mu tak źle żeby powiedziałby mi coś takiego.
- A jeśli kiedyś będzie chciał spotkać swoich biologicznych rodziców ?
- Nie ma problemu. - biorę łyk wody i czuję że kończymy ten temat. - A rok po adopcji 11 grudnia 2029 roku niespodziewanie narodziła się Ala. Ma 2 lata i jest na etapie ściągania wszystkiego ze stołu. 
- Niespodziewanie ? - uśmiecha się prowadząca.
- Czasem żartujemy sobie, że Ale dostaliśmy od Boga jako wynagrodzenie za stratę Jaśka. Alicja nie była planowana, ale to nie znaczy że jej nie kochamy. 
- A teraz co się dzieje w Twoim życiu ?
- Dzisiaj jestem na etapie uczenia Tośki ortografii, od Fabiana odgania pierwszych przedszkolnych dziewczyn oraz uczenia Go wielu podstawowych rzeczy jak to jest złe a to dobre, Kuba natomiast chce wszystko robić. To znaczy gotować, sprzątać, wszystko mi podaje i wciąż się bawi, Ali to wieczorem mam już dość. - śmieje się. - "Mamo a po co ? A łaciego ? " I bieganie za nią. No istna katorga. Sama wymyśliłam sobie jakieś 3 lata temu stajnie więc doglądam koni i jestem w trakcie budowy szkółki tenisowej, której otwarcie planuje na lipiec przyszłego roku. 
- Matka polka ?
- Trochę tak. Ale kocham to. 
- A co z tenisem ?
- Wciąż jest w moim życiu i chyba już zawsze będzie. Parę razy w tygodniu trenuje, jestem jako gość specjalny na wielu turniejach, sama jeżdżę na niektóre finały Wimbledonu czy innych turniei. Tenis i siatkówka to nieodłączne rzeczy w moim życiu. Razem z dziećmi kibicujemy mężowi. 
- Powiesz nam w końcu skąd tenis w Twoim życiu ? 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zaraz wykurwie albo.. albo no nie wiem. 
Przestaje wierzyć, wierzyć w to co się dzieje.. 
Siatkówce kibicuję od dziecka, od małego brzdąca, który nie wiedział na czym polegają zasady tego pięknego sportu i faktycznie mimo paru załamań, braku wiary to wciąż chciałam więcej i więcej. Dziś jest moment, w którym nie mam już ani energii ani siły. Uwielbiam a może uwielbiałam ? Ten sport za niezłomną walkę, za serce, za szacunek do kibica, za autorytety, za kibiców, za całe piękno które oglądałam za każdym razem spoglądając na parkiet. Każda akcja to niewyobrażalne przeżycie. Każda przegrana to ból i nowa umiejętność. Każda wygrana to euforia i duma. Dzisiaj nie jestem ani dumna, ani szczęśliwa nie jestem nawet załamana. Nie wiem jaka jestem. Wiem jedno. To że dzisiejszy mecz obejrzałam z przymusu, z przyzwyczajenia. Bo zawsze oglądam. I już NIE WIERZĘ. 
To przykre. Zapytacie dlaczego.
Dlatego, że mam dość całej ingerencji Polski w powrót kogoś kto dla mnie nie zasługuje na miejsce w kadrze. Czy byłam zawsze na niego uwzięta ? NIE ! Wręcz przeciwnie ! Do pewnego czasu był to mój ulubiony siatkarz. Do pewnego momentu. Do momentu, kiedy przestał mnie szanować. Mnie nie jako pierwszą lepszą osobę ale jako kibica. Kibica, za którego dzisiaj się nie uważam. 
To był dla mnie cios poniżej pasa. 
Jestem tenisistką. Reprezentuje nasz kraj. Może nie na ogromnych arenach, ale jednak. I dla mnie ten moment, kiedy wygrywam kiedy patrzę na flagę. Na moją flagę, jest najpiękniejszym momentem na świecie. Te ciarki, te wzruszenie nie jest do opisania ani do zamienienia na coś innego. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym z tego zrezygnować bo mam takie widzimisię. 
Czuję się tak jakby mnie nie szanował, nie wiem jak to opisać po prostu tak jest. A skoro on mnie nie szanuje to ja nie szanuję go. Dlatego nie widzę dla niego miejsca w kadrze. A co sprawiło, że jestem tak wściekła ? To, że wszystko jest podporządkowane Wlazłem. Wszystko aby wrócił do kadry ! Wkurwia mnie to do jasnej cholery !  Wkurwia, że Ci którzy co roku stawiają się w kadrze dla orzełka są pomijani w całej tej dyskusji ! A na pierwszym ogniu jest ten, który przez lata stroił fochy ! No ale w końcu jest najlepszy w Polsce ! To sobie kurwa obejrzyjcie mecze innych naszych atakujących ! 

Druga kwestia.
Jaka to jest do jasnej cholery sprawiedliwość ? Bliższe kontakty do trenera mają siatkarze Skry. I dzisiaj jak patrzyłam jak Go poklepują jak się śmieją to miałam ochotę wypierdolić w kosmos. Jaki to jest sens aby trenerem był człowiek, dla którego ważniejszy jest klub i który zacznie pracować po zakończeniu ligi czyli wtedy kiedy trzeba będzie już wysyłać powołania. Powiedzcie mi czy szanse do kadry mają Ci którzy grają za granicą ? Przecież on nie pojedzie ich tam zobaczyć. 

Jeśli kogoś uraziłam przepraszam, ale wygłosiłam tylko moją opinię. I jestem z tym pogodzona, że możecie zacząć na mnie najeżdżać i zleci mi oglądalność. 
To tyle..

W moich oczach siatkówka straciła coś. I nie wiem czy jest dla mnie jeszcze tak ważna jak wcześniej. 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział czterdziesty pierwszy


Rok później, 11 VIII tu020r. 


- Witamy państwa na oficjalnej konferencji zwyciężczyni Igrzysk Olimpijskich 2020. Pani Michalina Zawadzka-Kubiak. - biorę duży łyk zimnej wody. - Proszę, aby pytania przez państwa zadawane były poprzedzone podniesieniem ręki, jednocześnie chciałbym prosić aby przedstawiali się państwo z imienia oraz nazwiska i gazety lub portalu internetowego dla jakiego pracujecie. A teraz. - zawiesza głos. - Zostawiam sztab szkoleniowy oraz panią Michalinę, którzy czekają na pytania. - posyłam w stronę dziennikarzy zdenerwowany uśmiech, czując jak pocą mi się dłonie. Wiem, że to ciężkie. Najcięższe. 
- Gazeta Sport Michael Loit. Jak ocenia pani nową technologie wprowadzoną przez ogólnoświatowy zarząd tenisa. - ponoszę głowę, podkładając mikrofon do ust. 
- Jest bardzo interesująca, ale uważam że jest jeszcze sporo rzeczy do poprawy. 
- Gazeta New Times Kristen Stown. W finale pokonała pani Ashley Tomson to jej pierwszy poważny turniej, oraz po odejściu sióstr Williams można powiedzieć że jest to przyszłość amerykańskiego tenisa. Czy może coś o niej pani powiedzieć ?
- Ma 20 lat, jest stosunkowy młoda. Przyznam szczerze, że uważam ją za niebywały talent i sądzę, że może sporo namieszać. Jej backhand sprawiał mi wielki trud, ale moim skromnym zdaniem poprawa zagrywki nie zaszkodzi. - uśmiecham się przyjaźnie. - Kto wie może wygra kolejne Igrzyska ? Ja jak zaczynałam grę miałam 18 lat i mi bardzo wiele dały rozmowy z psychologiem, ponieważ presja jaka ciąży na młodych zawodniczkach, które dopiero zaczynają coś zdobywać jest ogromna, a uważam, że Ashley ten mecz przegrała, ponieważ nie dała rady grać z tak wielkim obciążeniem psychicznym. 
Kolejne pytania zadawane są do sztabu, chociaż zdarzają się też te padające na mnie. Nie obchodzi mnie to w tym momencie. Zamykam się w sobie, ulatniając całą energie. Dumam, myślę, rozkoszuję się tą chwilą. Chwilą, którą kocham. Zwycięstwa dają tak wiele radości. Spełniają marzenia, te większe i mniejsze. 
Serce przyśpiesza, dłonie robią się coraz bardziej mokre. Wiruje całe pomieszczenie, skacze, unosi się. Boję się. Znów się boję. Boję się chociaż nikomu o tym nie mówię, boję się chociaż strach jest oznaką słabości, a ja do słabych nie należę.
 Znów przed oczami mam obraz, który znam na pamięć. Który w telewizji oglądałam miliony razy, obraz który sprawił że jestem tu. Jestem tu i mam wokół ludzi, którzy kochają mnie z wadami i zaletami. Patrzę na śmiejącego się Michała, który stoi w kącie sali i wpatruje się we mnie, po chwili wzrok przenoszę na sztab. Sztab niezmienny od parunastu lat. Już trochę starsi, z większą ilością siwych włosów za które obwiniają mnie, starsi, ale nadal moi. Rodzice, którzy oglądają mnie zapewne w telewizji. Asia i Zbyszek, którzy obiecali odebrać nas z lotniska. Asia i Zbyszek no i oczywiście Kuba ich półroczny synek. 
Jestem niewyobrażalnie szczęśliwa. Chociaż moje myśli biją się ze sobą, ale wiem że to to. 

Głosy dziennikarzy, Adama, czasem mój jednoczy się z cicho grającą w moich myślach piosenką
- Zanim państwo wyjdą chciałabym coś jeszcze powiedzieć. - wstaje z miejsca, zatrzymując wychodzących powoli z sali ludzi. Wciągam głęboko powietrze i zaczynam. Zaczynam coś co jest niezwykle trudne. 
- 8 lat. 2 złote i 1 brązowy medal Igrzysk Olimpijskich. 3 wygrane Australian Open, parę wygranych Wimbledonów i innych turniejów tenisowych. Miliony zdjęć, setki artykułów, tysiące wywiadów. Kiedy wygrałam swój pierwszy Wimbledon miałam 18 lat. Trądzik na twarzy, maturę i studniówkę za rogiem. Byłam dzieckiem, sądziłam że tu nie pasuje. Pojechałam na tamten Wimbledon spróbować tylko tyle. Nie było żadnych obietnic, nadziei, byłam tak naprawdę nikim. Wiele osób mówiło, że jak szybko się pokazałam tak szybko zniknę. Nie zniknęłam. Wygrałam Igrzyska i wszystko się zaczęło. Cała karuzela, zdarzeń niektórych przykrych innych wesołych, zwycięstw i porażek. Każdego dnia dziękuje Bogu, że postawił na mojej drodze ludzi, z którymi pracowałam od dziecka. Bo sukces nie narodził się w Londynie na Wimbledońskim korcie, ale na korcie w Rzeszowie w moim rodzinnym mieście. Na pierwszym miejscu światowego rankingu jestem od 6,5 roku. To długo wiem. Chyba dlatego, że tak wcześnie zaczęłam. Ale dzisiaj nie mam już 18 lat i trądziku. Mam lat 26 i męża. Skończone studia, oraz wybudowany dom. - milknę i najchętniej bym uciekła. Ale wiem że nie mogę. - Wiem. Wiem, że wywołam burzę, wiem że zniszczę parę ludzi swoją decyzją. Ale jestem tego w 100 % pewna. Jeden z polskich zespołów śpiewał "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym." To jest ten moment. Moment pożegnań. Dzisiaj, dnia 11 sierpnia 2020 r w dzień zdobycia przeze mnie drugiego złotego medalu Igrzysk Olimpijskich oficjalnie kończę karierę tenisową. Dziękuję. - odsuwam krzesło, odkładam mikrofon i wciągając przez nos powietrze wychodzę z pomieszczenia. Pokoju pełnego pytań, pełnego niepokoju, pełnego rozczarowania. Pokoju, w którym zamknęłam pewien etap swojego życia, by zacząć nowy. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To dalej nie koniec. Xd
Bo ostatnio już się ze mną niektórzy żegnali. :D
Taki trochę smutny. 
 Tam powinno zajść pare poprawek ale juz mi się nie chce. ;/
 zmęczona, chora. 

Rozdział czterdziesty


24.08.2019 r. ( sobota )

- Miśka ?
- Wszystko okej. - kiwam głową uśmiechając się do Adama. 
- Jakby co pomogę Ci uciec. - całuje mnie w czoło, głaszcząc po ramieniu niczym przykłady ojciec. To chyba dlatego, że zawsze był trochę moim takim tatą. Tatą, który zawsze ze mną był, tatą który przytulał i krzyczał, który cieszył się ze mną ze zwycięstw i smucił z porażek. Tatą, którego na swój własny, indywidualny sposób kocham. 
Stoję wtulona w Jego bezpieczne, spocone treningiem ramiona, kiedy za plecami słyszę krzyk Asi. 
- Zawadzka, bo spóźnimy się do kosmetyczki !
- Idę. - uśmiecham się do trenera, po czym odwracam się na pięcie i zarzucając na ramiona sweterek drepcze za Bartmanową do samochodu. 
- Zdążyłaś w ogóle wziąć prysznic, a po co Ty szłaś dzisiaj na trening ? Jak się czujesz ? Stresik ?
- Przestaniesz nadawać jak katarynka ? Wszystko w porządku. A na treningu byłam, bo jutro nie będę. 
- Masz dzisiaj idiotko wesele, więc się na tym skup, a nie na treningu. - kręci głową w rytm muzyki płynącej z radia. 
- A jak dzidzia ? - zmieniam temat jednocześnie się uśmiechając, kiedy spoglądam na całkiem sporawy brzuszek Asi.
- Dobrze. - kiwa głową cichutko się śmiejąc. - A teraz chodź. - parkuje samochód pod salonem kosmetycznym. 
Po 2 godzinach opuszczam salon z makijażem i zrobionymi paznokciami
Kolejne 1,5 godziny spędzam w salonie fryzjerskim  z którego po 13 wychodzę ze zrobioną fryzurą, do której dopięty jest długi welon. 
Krótko przed 14 dojeżdżamy do mieszkania, gdzie od rana plącze się moja mama. 
- Cudownie wyglądasz. - piszczy całując mnie w wypudrowany policzek. 
- To ja się szybko ubiorę i Ci zaraz pomogę. - uśmiecha się do mnie Asia, która po chwili znika w garderobie. Po 15 minutach, kiedy ja wpieprzam ciastko Bartmanowa wychodzi w sukience i starannie zrobionym przez moją mamę koku.
- Już 15 po trzeciej. - krzyczy moja mama po chwili wychodząc z garderoby w sukience i jasnych szpilkach. 
- Gotowa ? - kiwam głową wpatrując się w oczy przyjaciółki. 
Cicha muzyka pałęta się po pokoju, słodki zapach perfum wypełnia całe mieszkanie, głośne śmiechy mamy, babci, Asi, drużek zakłócają moje myśli. Stary, pożyczony naszyjnik wślizguje się na chudą szyję, niebieski koralik błyszczy w oczku srebrnej bransoletki, czerwona podwiązka zdobi umięśnione udo.
 - Suknia. - wciągam rześkie powietrze wpadające przez otwarte okno. Biały materiał wślizguje się na moje ciało, a buty okalają moje stopy. 
Pojedyncze łzy spływają po maminym policzku, kiedy gdzieś na szafce zaczyna wibrować telefon oznaczający nową wiadomość. Podchodzę do komody, by odczytać sms. 

Od : Misiek
"Ślubuję, że będę strzegł naszego związku i ciebie. Obiecuję ci miłość i wierność, w dobrych chwilach i złych, w zdrowiu i chorobie, bez względu na to, dokąd nas los zawiedzie. Że będę cię chronił, szanował i obdarzał zaufaniem. Dzielił twe radości i smutki i niósł pociechę, gdy będziesz jej potrzebować. Obiecuję miłować cię, stać na straży twych nadziei i marzeń i zapewniać bezpieczeństwo przy moim boku. Wszystko, co należy do mnie, jest teraz twoje. Oddaje ci siebie, swą duszę i miłość, od teraz aż do końca naszych dni." 
                                                                             ~ E.L. James, Nowe oblicze Greya
"Kocham Cię."
              ~ Michał Kubiak

Drobna łezka kręci się w oku, a ogromny, szczery uśmiech wkrada się na moją twarz wraz z dźwiękiem dzwonka. Michał. 
Ostatnie spojrzenie w lustro, ostatni mocny uścisk dłoni Asi wplatającej palce w moje palce, ostatnie nieśmiałe uśmiechy zatrzymujące się na mojej twarzy. Szczęk drzwi i On ( wytnijcie sobie Składowskiego hahahah ). Wstrzymuje oddech w tym samym momencie co On, wpatruję się w jego oczy, kiedy zbliża się do mnie. Czuję jego zapach, jego cichutkie westchnienie zachwytu i wciąż nie mogę uwierzyć, że jest mój.

Błogosławieństwo rodziców, zdjęcia, podróż samochodem do kościoła. 
Jego ciche oddychanie, jego zapach, jego głos, jego uśmiech, jego palce zaciskające się na mojej dłoni. I ciche kompletnie niesłyszalne dla reszty "kocham Cię". 
- Ja Michał biorę sobie Ciebie Michalino za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tam mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
- Ja Michalina biorę sobie Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tam mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - drżącym głosem wypowiadam słowa, drobne łzy spływają po moich policzkach, a oczy wciąż wpatrzone w Jego brązowe oczy.

- Michalino przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Michale przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - złote, skromne obrączki lądują na naszych serdecznych palcach. Obrączki, które wybraliśmy razem, obrączki które będą symbolizowały jedność, z którymi razem będziemy kroczyć przez życie, obrączki z wygrawerowanymi od wewnętrznej strony napisem "M&M 24.08.2019"

Płatki róż, bieluśki ryż, grosze spadają pod nasze nogi, a my śmiejąc się w głos trzymamy się za ręce. Tysiące aparatów. Tych, które zamówiliśmy sami oraz tych, którzy przyszli po zdjęcia do nowego artykułu w gazecie. To się nie liczy. Liczy się nasze szczęście, nasz miłość.
Szepcze mi jak bardzo mnie kocha kompletnie nie zważając na tłumy, które w hałasie radości przedostają się do nas, by złożyć nam życzenia. Wielcy siatkarze, trenerzy, najlepsze tenisistki świata, rodzina i przyjaciele, dziennikarze. 
Kiedy tłum powoli zaczyna się rozchodzić do samochodów składa na moich ustach pocałunek  po czym ciągnąc mnie delikatnie za dłoń prowadzi do samochodu. 
Po około 30 minutach dojeżdżamy do sali weselnej. 
Gorzki smak wódki wypełnia moje usta, a po chwili dźwięk tłuczonych kieliszków ogarnia przestrzeń. Śmieję się w takt muzyki, kiedy wnosi mnie do wnętrza sali.

Zabawa zaczyna się w pełni i kiedy zapada zmrok, a salę wypełniają malutkie, pachnące świeczki do uszu wpadają mi pierwsze dźwięki muzyki wtedy zatapiam się w Jego bezpiecznych ramionach. Obejmuje mnie w pasie tak spokojnie oddychając w moje włosy.
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. - moczę mu garnitur grubymi łzami wzruszenia. - Gdzie teraz wyjeżdżasz ? Włochy, Turcja ? 
- Nie. - uśmiecha się do mnie tajemniczo. - Rzeszów. Zostaje z Tobą, już na zawsze. - wybucham śmiechem, piszcząc, a całą salę wypełnia salwa śmiechu. 
Świeczki nadające tej chwili romantyzmu i jego ramiona sprawiają, że czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie mogę sobie wyobrazić kogoś innego. Bo wiem, że to on. Mimo tylu przykrych chwil, mimo tylu zawirowań, sprzeczek, rozstań zawsze on. Zawsze jego kochałam i kochać będę.

- Gdzie Michał ? - marszczę brwi, kiedy mijam biegnącego Zbyszka. 
- Nie wiem. - śmieje się tajemniczo, a ja zaczynam się irytować. 
- Tato widziałeś Michała ? - pytam teścia. 
- Nie.
- Kurwa. 
- Michala nie klnij.
- Przepraszam. - chichoczę, drepcząc dalej w stronę stołu. 
- Szukasz kogoś ? 
- Ooo Asia. Gdzie Michał ?
- Nie mam pojęcia. - wybucha śmiechem. 
Jak zawsze. Jak zawsze coś wymyślą, patrzę na zegarek wiszący na ścianie, który wybija 1:20. Czekaj, czekaj. Zniknął zaraz po oczepinach ze Zbyszkiem, ale Zbyszek był tam. Odwracam się patrząc w miejsce, w którym przed chwilą widziałam atakującego. Tak w ogóle przestań ze sobą gadać Michaśka. Wrzeszczę na siebie z impetem siadając na krześle. 
- Panie i panowie. - słyszę głos prowadzącego. - Mogę o chwilę uwagi ? Pan młody przygotował niespodziankę. Czy mógłbym prosić panią młodą na środek parkietu. Wzdycham, delikatnie się uśmiechając i po chwili dochodzę na miejsce, zauważam na scenie Michała usilnie wpatrującego się w moje oczy. Widzę jak dostaje w ręce mikrofon. 
- Miśka. - patrzę w Jego oczy, pocierając z zakłopotania ręce. - Pamiętasz co Ci obiecałem wtedy w Londynie ? - marszczę nos, a po chwili z głośników wydobywa się melodia łącząca się z głosem Michała. On śpiewa o kurde. Wsłuchuję się w słowa, łącząc ze sobą elementy, marszczę brwi, przegryzając wargę. 
- "Kiedy jesteś obok mnie Ziemia staje w miejscu czując mocne bicie naszych serc." - rozpoznaje ten tekst. I to wystarcza. Moje policzki zalewają się łzami, wybucham szlochem jednocześnie śmiejąc się w głos. Kiedy kończy śpiewać wchodzę na scenę, po czym zanurzam się w Jego wargach. 
- Poznaliśmy się na ławce w czasie Igrzysk. Miśka słuchała wtedy tej piosenki, obiecałem jej, że zaśpiewam ją na jej ślubie. I zaśpiewałem. -mówi do mikrofonu. Uśmiecha się do mnie, po czym schodzimy ze sceny. Jako państwo Kubiak, jako jedność. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miało być dużo wcześniej, ale wyszło jak zwykle. XD 
Nie podoba mi się. ;/ Miało być inaczej. 
Jeśli ktoś nie pamięta tego motywu z obietnicą zachęcam do zerknięcia tutaj :) 

+ zaczęłam publikować nowe opowiadanie

Zapraszam tutaj : http://ayuda-siempre-conduce.blogspot.com/

Zachęcam do komentowania i tu i tam ;3