niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział czternasty


Kolejne skrzypnięcie Andersowego łóżka, kolejny przeciągły jęk i krzyk. Kolejna kropla słonego potu spadająca z czoła, kolejny pocałunek, kolejny mokry ślad na moich piersiach.
- Matt ? 
- Hym ? - mruczy mi do ucha podnieconym głosem. 
- To już trwa miesiąc. - opadam obok, zmęczona jak gdybym przebiegła co najmniej maraton.
- A źle Ci ? - mruży seksownie oczy. 
- Przecież wiesz, że nie, ale..
- Jak nie jest Ci źle to nie narzekaj. - śmieję się, po czym zostawia na moich piersiach kolejny soczysty pocałunek. 
- Daj mi laptopa ! - wyrywam się nagle.
- Po co ? 
- Resovia dzisiaj grała mecz idioto. 
- A no, a no ! - piszczy jak baba, po czym podaje mi czarnego samsunga. 
Po chwili włączam jedną ze sportowych stron. 
- Wygrali ! Wygrali ! - śmieję się, ale moje mina rzednie, kiedy natrafiam na zdjęcie, które przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Przegryzam wargę, przymykam powieki, wycieram spocone dłonie o szybko zarzuconą Mattową koszulkę. 
Nagle czuję ciepłe, delikatne ręce Amerykanina, które szczelnie mnie opatulają. 
- Kochasz go prawda ? - spogląda na włączone zdjęcie Michała. 
Nawet nie wiem co odpowiedzieć. Przekręcam się, po czym, wtulam twarz w tors Andersona zostawiając na jego koszulce mokre od łez plamki. 
- Nawet za bardzo go nie znam. 
- Mnie też za bardzo nie znasz. - śmieję się rozweselająco. 
- Ale to co innego. 
- Wiem, wiem Miśku. - przytula mnie jeszcze mocniej. Wciągam zapach jego perfum, które tak uwielbiam. 
- Masz wino ? - spoglądam na niego. 
- Nie wierzę, że mówi to Michalina Zawadzka. - śmieję się podchodząc do barku, z którego po chwili wyjmuję krwistoczerwone wino. 
Siada obok mnie i nalewa do lampek czerwony trunek, który po chwili ląduję w moich ustach. Krzywię się na sam smak cierpkiego alkoholu. 
- No widać, że rzadko pijesz. - śmieję się perliście. 
- Jestem sportowcem. - pokazuję mu język, po czym nalewam kolejną porcję wina. 

- Skończyło się. - robię smutną minkę, przechylając pustą butelkę trunku. 
- Co ty nie powiesz. - śmieję się potykając się o kapcie. 
- Eeej ! Gdzie idziesz ? - wybrzuszam wargi. - Nie zostawiaj mnie ! 
- Mam wódkę w lodówce, a ty jesteś Polką, więc.. 
- Więc dawaj ! - przerywam mu śmiejąc się. 
- Wciągnę Cię jeszcze w alkoholizm. - patrzy niedowierzając, kiedy wyrywam mu z dłoni zimną, przezroczystą, polską butelkę. 
- Pieprzyć to ! - śmieję się pokazując mu język. 

- Kochanie obudź się. - szturcha mnie lekko amerykański gracz. 
- Ale mnie głowa napierdala. - jęczę. 
- A może po angielsku, bo na razie to tylko napierdala zrozumiałem. - śmieję się, zostawiając na moim policzku czekoladowy od naleśników pocałunek. 
- Która godzina ? - krzyczę jak oparzona nadal czując irytujący ból. 
- Po 10. 
- I mówisz to takim spokojnym głosem ? Za pół godziny zaczynam lekcje. - krzyczę na niego, wciągając na ciało króciutką, czarną sukieneczkę, którą kazał mi założyć poprzedniego wieczoru mówiąc, że wyglądam w niej seksownie. 
Zapominając o rozrywającym bólu w pośpiechu wsiadam na zakupiony parę dni temu rower i jak idiotka w czarnej mini rowerem przedzieram się przez listopadowy śnieg. Klnę siarczyście pod nosem, kiedy do czarnych, krótkich kozaków wdziera się śnieg. 
W pośpiechu biorę prysznic, ubieram się, łykam dwie pastylki przeciwbólowe, przegryzam po drodze batona popijając kawą. I krótko po 11 spóźniona niecałą godzinę szamocząc się z książkami wbiegam do sali, kulturalnie przepraszam i zasiadam na wolnym miejscu. 
Kolejne pięć godzin w szkole mijają w zbyt wolnym tempie. Za spóźnienie wpisane w dzienniku jestem pytana prawie na każdej lekcji i prawie na każdej lekcji wściekła siadam z kolejną dwóją w dzienniczku. 

Koło 18 docieram do Uniwersyteckiego kortu, gdzie pozostaje przez 4 godziny, chociaż trening trwa jedynie dwie to moja silna wola i zaparcie przezwycięża zmęczenie całym dniem. Krótko po 22 wskakuję pod prysznic przy korcie. Na moje ciało spadają gorące krople wody, które idealnie masują moje obolałe mięśnie. Mam dość. Mam cholernie dość tego wszystkiego  Nienawidzę takich dni jak te, nienawidzę tych dni, w których tak bardzo brakuję mi przyjaciół. Nie cierpię tych dni, kiedy czuję się samotna i tak cholernie tęsknie za Polską. Za krajem, za Wisłokiem, za kochanym Podpromiem, za często wkurwiającym trenerem, za Zbyszkiem, za Asią, za rodziną, za kochanym pasiakiem, za Michałem. Tak za Kubiakiem, za tym brązowookim gnojkiem, który nie potrzebnie swoimi pocałunkami zawrócił mi w głowie. Zamącił mi w umyśle, który i tak jest już skomplikowany. W tym momencie wiem, że tylko jedna rzecz, tylko jedno miejsce i tylko jedna osoba może mnie uratować. 

Ubieram się, narzucam na siebie czarny płaszcz, pryskam perfumami i wyciągam kochany telefonik. 
- Gnojek wiem, że to dla mnie zrobisz, więc skmiń koc, wino i chodź na halę Chicago Eye. - mówię do telefonu, po czym bez żadnej odpowiedzi się rozłączam. Niecałe 20 minut później docieram na siatkarską halę, wchodzę bocznym wejściem i widzę Matta krzątającego się po hali. 
- Podaj piłkę ! - krzyczę do niego. Po chwili w dłonie dostaje żółto-niebieską mikasę. Wściekła całym dniem wbijam w nią żółciutkie paznokcie i po chwili podziwiania jak to one pięknie komponują się z piłką mocno ją uderzam wyrzucają z siebie całą złość. 
- Misiek co jest ? - pyta spoglądając na mnie, kiedy siadam na brązowym kocu. 
- Najpierw wino ! - zastrzegam go kiwając wskazującym palcem. Po krótkiej chwili dostaje to czego chciałam, zanurzam usta w czerwonej cieczy i jak z procy zaczynam wygłaszać swój monolog. 
- Jebie się Matt, jebie. Kurwa, wszystko mnie boli, dostałam trzy dwóje i jedna piątkę, a po za tym tęsknie, tak cholernie tęsknie. 
- Za Michałem ? 
- Też. - mruczę wkurzona, że tak szybko mnie rozpracował.
- Więc jak Ci pomóc ? - przymruża oczy. 
- Jesteś ty, jest hala i .. - uśmiecham się. I długo czekać nie muszę, bo Amerykanin gwałtownie wpija się w moje wargi. 
Po chwili odsuwam go od siebie. Wciąż patrzę na niego pytająco, ale nic nie mówię, odsuwam koc. Chcę nasycić wzrok jego zmysłowością. Powoli, bardzo powoli, jakbym była porcelanową figurką dotyka moich policzków, ust, podąża palcem po szyi, przez płaski brzuch i zatrzymuję się w okolicy miejsc intymnych. Czuję jego ciepły, kojący oddech na szyi. To dziwne uczucie. Czuję się tak bezpiecznie. Mamy za sobą tyle doświadczeń. Tyle nocy i dni także, podczas których próbowaliśmy wszystkiego. PRAWIE wszystkiego. Seks.. Seks był zawsze namiętny, ostry, pełen balansowania na granicy bólu i przyjemności. Ale poza seksem nic. Czarna dziura. Zero uczuć, zero miłości.
 Kolejny raz całuje mnie zachłannie, czuje słodki smak wina. Wiem, że staję się dla niego zabawką  przedmiotem do zaspokojenie czegoś, ale nie przeszkadza mi to, bo i ja go wykorzystuję. I nawet przestało boleć i dokuczać to, że stałam się dla niego jak i dla siebie rasową dziwką, których zawsze się brzydziłam.  
Powędrował palcem w dół. Czuję gwałtowny ruch i energiczne poruszanie palcami. To sprawia mi coraz większy ból, Jęczę cicho, a on ciągle traktuję mnie jak zabawkę. Odrywa palce i patrzy z satysfakcją. Podnieca go to, ale nie na tyle, żeby dziś odpuścić. Przerwał. Nie musiał nic więcej mówić. Nie lubię tego, wręcz nienawidzę brać do ust, ale on każe mi, on nauczył mnie że będę to robiła. I chociaż się brzydzę to nie sprzeciwiam się jakbym zrobiła to jeszcze parę miesięcy temu. Po krótkiej chwili widzę na jego twarzy niebywałe podniecenie i gdzieniegdzie kropelki potu. Gwałtownie odrywa go od moich ust i niczym rasowy jeździec wchodzi we mnie, energicznie, bez uczuć i harmonii. Czuję się jak dziwka, ale w tym momencie chuj mnie to obchodzi. 


17 grudnia 

Kolejny soczysty całus na pokaz, kolejny łobuzerski uśmiech do aparatu. 
- Uwielbiam się tak bawić. - szepcze mi do ucha i doskonale wie, że tym seksownym głosem doprowadza mnie do białej gorączki. 
- Pasażerowie lotu Chicago - Rzeszów proszenie do odprawy. - słyszę skrzeczący głos kobiety w głośniku. Zostawiam kolejny mokry ślad na policzku Amerykanina, kolejny raz drażnię językiem podniebienie i wiem, że znów w którejś z gazet ukarze się artykuł o nowej parze. Ale wali mnie to. 
Łapię walizki i kręcąc tyłkiem ostatni raz spoglądam na twarz bruneta, a potem na czasopismo z nagłówkiem : Michalina Zawadzka i Matt Anderson jako nowa gorąca para. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hahahah. Przepraszam nie mogłam się powstrzymać.
Przepraszam za ten rozdział, bo to trochę takie huju muju, ale o to chodziło :) 
Nie będę się dzisiaj rozpisywać, bo spać już mi się chce :P 
O nowym mistrzu i o karuzeli transferowej pod kolejnym postem :P 

Dobranoc :) 

P.S 

Fabien kochana ! Dziękuję Ci za pomoc w tym rozdziale no i to Tobie go dedykuję Bez Ciebie by nie powstał, więc jeszcze raz DZIĘKUJĘ. :*


sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział trzynasty


Przeciągły, irytujący gwizd tramwaju przejeżdżającego równo o 5:23 pod moim blokiem wyrywa mnie ze snu. Zresztą codziennie to on wyciąga mnie z tego samego snu. Snu, który spokojnie mogę nazwać koszmarem. Bo chociaż Jego usta są tak miękkie, delikatne i przyjemne to w chwili, kiedy uświadomiłam sobie, że On znaczy dla mnie więcej niż początkowo tego chciałam ten sen stał się przekleństwem. 
W pośpiechu biorę prysznic, ubieram się, jem śniadanie i już po 30 minutach z trzema gazetami i papierowym kubkiem mocnej, czarnej kawy wsiadam do tramwaju nr 8. W uszy wkładam słuchawki  i oddaję się codziennej Polsko-Amerykańskiej prasie. Najpierw w dłonie wpada mi gazeta z amerykańskimi nowinkami, następnie taka sama tyle, że z wiadomościami z nad Wisły. Za nim otworzę ostatnią długo wpatruję się w jej okładkę. Duży, czerwony napis "Przegląd sportowy" rzuca się w oczy, ale to nie on najbardziej przykuwa moją uwagę. To zdjęcie z pierwszej strony, które przedstawia Michała i Zbyszka. Rozpościeram na cały drugi fotel magazyn, po czym wczytuję się w wywiad z Kubiakiem i Bartmanem. 
Przegryzam mocniej wargę czując cierpki smak krwi w ustach, która ma powstrzymać produkcję słonej cieczy, jednak i to nie pomaga i po chwili po policzkach spływają łzy. Bezsensownie gapię się na zdjęcie, które z minuty na minutę wywołuję coraz większą lawinę łez. 

Krótko po 8 wychodzę do college, szkoły czy jak kto woli, siadam przy długim, nowoczesnym stole zupełnie nie przypominającym tego z Polskich szkół, po chwili przysiada się do mnie Emelia ( amerykańska sprinterka ).
- Cześć !
- Hej, o której masz w sobotę trening ?
- O 10, a co ?
- A no to fajnie, bo o 16 jest mecz.
- Jaki ? - patrzę na nią marszcząc brwi.
- Chicago Eye gra z jakimś klubem.
- A no to fajnie. - szczerzę się jak głupia na myśl o meczu siatkówki. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo można za czymś tęsknić, jak bardzo tak nagle może czegoś zabraknąć. Przez 18 lat  tak wiele godzin spędzałam na Podpromiu oglądając siatkówkę, przez 18 lat każdy mecz był niesamowitym przeżyciem. Nieważne było to czy następnego dnia wyjeżdżałam na turniej na drugi koniec Polski, czy miała ważny egzamin mecz był czasem świętym. Długo wyczekiwanym dniem, godziną, minutą. A teraz tak nagle tego zabrakło, tak nagle to straciłam... 

20 października 

Ciepłe promienie październikowego słońca miła łaskoczą moją twarz. Uśmiecham się na samą myśl o meczu siatkówki. O atmosferze, za którą tak tęsknie. Bez zastanowienia z ciągłym zacieszem rozdaję pod chicagowską halą podpisy, które w ostatnim czasie tak mnie irytowały. 

- Chodź już - wpatruję się we mnie Emelia, czekająca parę kroków ode mnie. 
Pozostawiam ostatnie maźnięcie w zeszycie w kratkę, po czym przy jakże cudownym akompaniamencie wzdychania fanów, którzy zawiedzeni nie dostali autografu wchodzę do hali. 

Jakie jest moje zdziwienie, kiedy zamiast bordowo-niebieskich barwa stołecznej drużyny widzę kolorowych kibiców, jak bardzo wpatruję się w garstkę ludzi, których mimo iż hala mieści 5000 miejsc zapełnionych jest jedynie 100. Jak bardzo wsłuchuję się w szum, aby wychwycić jakieś słowa piosenki zagrzewającej do walki, by usłyszeć jedynie cichutkie pochrupywanie chipsów przez grubiutką dziewczynkę. Czy jestem zawiedziona ? Może trochę, bo mecze siatkówki w Polsce przyciągają tysiące ludzi, a tu ? Tu jest zupełnie inaczej, tu siatkówka nie jest jednym z ukochanych sportów mieszkańców, tu hale siatkarskie nie są mekką, świątynią, tu mimo świetnej reprezentacji narodowej ta cudowna dyscyplina sportowa jest sportem niszowym, rzadkim, nie uwielbianym..
Siadam z Emelią na jednym z wolnych krzesełek przy boisku, by po krótkiej chwili usłyszeć gwizdek sędziego. Pocieram o siebie głodne klaskania dłonie, wytężam wzrok, aby wyłapać przy suficie niebiesko żółtą mikasę, przegryzam wargę i zapominając o całym świecie skupiam się jedynie na parunastu metrach pomarańczowego pola, 12 zawodnikach i okrąglutką piłką. 

 - As serwisowy. - wzdycham po raz ostatni w tym meczu, łapię za czarną torebkę i przewieszając ją przez ramię jestem ciągnięta przez Emelię w stronę bordowo-niebieskich graczy. 
- Cześć ! - Emela przytula na powitanie bruneta z 7 na koszulce. - To jest Michalina Zawadzka - przedstawia mnie chicagowskim zawodnikom. Ściskam każdego szczupłą dłoń uśmiechając się serdecznie. 
- To co idziemy oblewać zwycięstwo ? - pyta Matt Anderson, patrząc na mnie i Emelę. 
- Ja nie mogę, mam jutro rano trening. - mówię trzymając kurczowo torebkę. 
- Michala daj spokój jak raz pójdziesz na kacu to nic się nie stanie. - śmieje się sprinterka. 
- Dobra, ale pić nie będę. - odpowiadam, widząc kręcącą głową brunetkę. 
- To w Brandosie ? - pyta Matt. 
- Jasne. - kiwa głową uśmiechając się przy tym Emela. 

Parę minut później wchodzimy do przytulnej knajpy, zajmujemy jedną z lóż i wsłuchując się w cicho puszczaną muzykę zaczynamy wymieniać się poglądami na temat meczu. 
Wpatruję się w szklankę soku, kiedy zaczyna dzwonić mój telefon. 
- Przepraszam. - mówię, po czym zaczynam odchodzić od stolika. 
- Ona zawsze taka cicha ? - pyta Matt. 
- No. - mruczy Emelia. 
- Na boisku wydaję się całkiem inna, zresztą na Olimpiadzie też była inna. - słyszę kawałek rozmowy, kiedy zmierzam ku wyjściu. Fakt, zmieniałam się. A może tylko taką udaję. Tylko po co ? Gdzie jest stara rozwrzeszczana, wesoła, wredna, czasem chamska i nieuprzejma Michalina ? Czy została w Polsce ? Została z tym starym, może czasem lepszym życiem ? Została z przyjaciółmi ? Bo tu chociaż jest Emela i parę innych osób to to nie to samo. Przy nich nie zawsze mogę być sobą. 
Myślę, naciskając zieloną słuchawkę. 
- Cześć, hello, tschüs ! - słyszę po drugiej stornie telefonu śmiechy siatkarzy. 
- No cześć - uśmiecham się, wyobrażając ich sobie siedzącym w szatni po treningu. 
- Co tam u Ciebie słychać ? Co robisz ? - wydziera się do słuchawki Ignaczak. 
- Igła nie drzyj tak japy ! - śmieję się - Ja ? Świętuję. 
- Co ? Bez nas ? - pyta udając obrażonego Zbyszek. 
- No to chodźcie tu ! - śmieje się. 
- Ale co świętujesz ? 
- Wygraną niejakiego Chicago Eye. - wzdycham patrząc przez okno na siatkarzy śmiejących się z Emelę. 
- Oooo ! Znam tą drużynę ! - krzyczy Lotman. - A z kim świętujesz ? 
- Jak z kim ? Z siatkarzami ! 
- Tak ? To pozdrów Matta ! - mówi Amerykanin. 
- Dobra.
- Kiedy przyjeżdżasz, bo już tęsknimy ? -  pyta łamaną polszczyzną Olieg. 
- W grudniu - odpowiadam czując wkurzające pieczenie w oczach. Szlak ja też tęsknie i to bardzo. 
- Będziesz jutro o 15 waszego czasu na Skypie ? - pyta Zibi i w myślach widzę jak zabawnie marszczy brwi. 
- No będę. 
- To super, to pogadamy. My kończymy, bo zaraz zaczynamy mecz. 
- Mecz ? A to powodzenia, siema. - rozłączam się. Mecz ? Osz kurwa, mecz no tak Resovia - Jastrzębski. Japieprze jak bardzo wszystko może się pozmieniać. Przez całe życie rozkłady meczów znałam niemal na pamięć, czasem z parotygodniowym wyprzedzeniem, a dziś ? Dziś nawet nie pamiętam, kiedy grają ze sobą dwie moje ulubione drużyny. Kręcę głową, jestem na siebie wściekła. Cholernie wściekła. 
Po drodze wstępuję do toalety, gdzie pudruję nosek, a po chwili znów zasiadam w loży. 
- Paul kazał Cię pozdrowić. - zwracam się do Matta. 
- Gadałaś z Lotmanem ? 
- No, to znaczy z całą Resovią. - spoglądam na niego, zanurzając usta w coli. 
- Życzyłaś powodzenia na meczu ? 
- Yhym. - mruczę, odstawiając szklankę na stół. 
- Kto idzie tańczyć ? - pyta jeden z siatkarzy. A co ? Trzeba pokazać jaka jest Michala, uśmiecham się pod nosem i ciągnę siatkarza w stronę parkietu. Po chwili śmiejąc się zaczynamy tańczyć do jednej z szybkich i energicznych piosenek. 

Nim spostrzegam za oknem robi się ciemno, a ja kolejną godzinę wiruję wraz z siatkarzami, ich partnerkami oraz Emelą na parkiecie. Z głośników wydobywa się jedna z ulubionych piosenek, a ja ocieram tyłkiem o nogi i brzuch jednego z siatkarzy. 
- Wiedziałem, że nie jesteś taka cicha i spokojna Michasiu. - szepcze mi do ucha Matt, po czym przekręca mnie tak, że czuję jego oddech na policzku. 
- Nie wiesz jaka jestem. - mówię przez zaciśnięte zęby, mrużąc oczy. 
- Widziałem Cię z Michałem w Starych Jabłonkach - marszczę brwi czekając na dalszy ciąg wypowiedzi. - Byłem na turnieju, kibicowałem koledze, a tak wgl. piękne uderzenie w policzek maleńka - śmieję się drażniąco i nim pomyślę zostawiam czerwony ślad na jego policzku, rzucam na odczepne "Nie jestem żadną maleńką", odwracam się na pięcie i zmierzam w stronę stacji metra. 
Siadam na jednym z krzesełek, spoglądam na nocny widok Chicago i niczym mała dziewczynka tupie wkurzona nogą. Walony Matt ! Klnę w myślach, wysiadając pod galerią. Swoje kroki kieruję do kolejnego środka transportu, aby parę minut później wysiąść pod moim blokiem. Oszczędzam windę i wściekła wbiegam do mieszkania. Pierdolone dziecko ! Co on sobie myśli ? "Wiedziałem, że nie jesteś taka cicha i spokojna" ? Co on może o mnie wiedzieć ? Maleńka ? Idiota, złoszczę się wchodząc pod prysznic. 
Po paru minutach opatulam się w szlafrok i słyszę pukanie do drzwi wejściowych. Wsuwam na stopy kapcie i bez patrzenia w Judasza, co jest wielkim błędem otwieram z impetem drzwi. 
- Matt ? - wybrzuszam zdziwiona oczy. 
- A no ! - śmieję się, wpychając się bezczelnie do mieszkania  - Ładny szlafroczek - uśmiecha się, a ja czuję jak skacze mi ciśnienie. 
- Idź stąd ! - tupię nogą. 
- Czego ? 
- Czego ? Bo jest środek nocy, a ja chcę spać. - warczę. 
- Spokojnie chcę pogadać. - odpowiada rozchylając niebezpiecznie mój szlafrok. 
- Nie ma o czym ! - wpatruję się w jego oczy. 
- Podobasz mi się Michasiu - mruczy mi do ucha - Lubię Cię. 
- Nawet mnie nie znasz. - szepcze starając się unormować podniecony głos. 
- Ale mogę poznać - obejmuje mnie, a ja wstrzymuję oddech. 
- Niby jak ? - pytam. 
- Na przykład czasem przyjdę do Ciebie w nocy. - szepcze, zakładając mi za ucho mokry jeszcze kosmyk włosów. 
- Seks bez zobowiązań ? Nie jestem tak. - mówię odsuwając się. 
- Ja też. - odpowiada robiąc krok w przód i zanurzając się w moich wargach...


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Dziwne ? 
 Hhahaha. Dlaczego nie ? 
Więc, dawać pomysły. Co zrobi Michala ? Co będzie się działo ? Chwilowe zapomnienie czy może nowy romans ? 
Wiem, że ten rozdział nie za długi,ale to tylko dlatego, że przyszły i jeszcze przyszły będzie dłuugi ! 

Chicago Eye nie istnieję . xd tak więc klub stworzony jest na potrzeby bloga. :P 


Moim zdaniem nie ma potrzeby wkładać jej w zakładkę bohaterowie, bo nie będzie odgrywać za wielkiej roli. Powiem tylko tyle, że nazywa się Emelia Trapp, jest amerykańską sprinterką i chodzi do jednej klasy z Michalą. Jej chłopak ma na imię Mike i jest zawodnikiem Chicago Eye. I to tyle. xd 

Pozdrawiam :) 

Jutro poznamy mistrza .. Kto nim będzie ? 



Tzn. jutro :) 

A to tak, bo w poniedziałek co poniektórzy zaczynają kadrę. :P 


piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział dwunasty


Budzę się dwie minuty przed czasem, chociaż ta noc wcale nie należy do tych długich, do tych, po których budzisz się niesamowicie wypoczęta i gotowa na nowy dzień z pozytywną dawką energii. 
Wskakuję pod prysznic i mimo iż tego nienawidzę oblewam zmęczone ciało zimną wodą, czuję jak palce u stóp prawie, że zamarzają. Krótko po szóstej wskakuję na rower i z torbą treningową na plecach jadę przez budzący się do życia Rzeszów. 
Pierwszy raz od bardzo dawna trening nie jest czymś co muszę zrobić, odbębnić, wytrzymać, jest czymś co pozwala mi nadal trzymać się kupy, nie rozpaść się mimo iż wielu w tym momencie rozsypałoby się na milion kawałeczków niczym rozbita szklanka.
 Zaciskam na rakiecie dłoń i przystępuję do codziennej, porannej czynności. Jak to mówią "Trening czyni mistrza" . Wiec latam jak wariatka za żółciutką piłeczką dobre trzy godziny. 
Zmęczona, wyczerpana, poobijana zsiadam z roweru i wbiegam po blokowych schodach do mieszkania. 
- Jestem ! 
- Dobrze, córuś ja mam dzisiaj dyżur w nocy, a tata jedzie do Warszawy wiesz jakieś sprawy służbowe, więc będziesz sama. 
- Dobra - całuję pierworodną w policzek i udaję się pod prysznic. Następnie ubieram się i siadam przed telewizorem z jabłkiem w dłoni. Latam po kanałach aż w końcu znajduję jakiś sensowny program sportowy zapowiadający niedalekie rozpoczęcie Plus Ligi, wpatruję się w telewizor, wgryzając się w jabłko. 
Po chwili jednak przyłapuję się na tym, że kompletnie nie wiem o czym jest ten program, ponieważ moje myśli zaprzątnięte są dwoma osobami - Dagą i Norą. Jak to możliwe, że nagle z dnia na dzień, nie to złe określenie z minuty na minutę tracisz kogoś, komu ufałaś, kto zawsze był dla Ciebie podporą, kimś na kim się wzorowałaś, kimś kto podtrzymywał Cię w trudnych momentach. Kimś dla kogo nie liczyło się, że Twoja mama była najlepszym kardiochirurgiem w województwie podkarpackim, a tata znanym producentem mebli. Nie liczyło się dla nich jak się ubierałaś, czy na wakacje jeździłaś do babci na wieś, zostawałaś w Rzeszowie czy podróżowałaś po Meksyku. Nie liczyły się względy materialne liczyło się to jaka byłaś. A przez te dziesięć lat stawałam się kimś kim jestem teraz, zmieniałam się codziennie, aby teraz powiedzieć, że jestem Michaliną Haliną Zawadzką. Liczyło się to, że byłam sobą, nikim innym. I teraz po dziesięciu latach kroczenia po tym świecie nasze często zawiłe drogi się rozchodzą. Zostaję teraz sama bez dwóch największych wariatek. Wariatek, które przez większość mojego życia były moje, moje i tylko moje. 
Straciłam osoby, z którymi miałam tak wiele niesamowitych i cudownych wspomnień. Z którymi dzieliłam się najdrobniejszymi rzeczami przez ostatnie paręnaście lat. Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło, żałuję że nasza przyjaźń się skończyła, ale z drugiej strony mam Zbyszka, mam polskich siatkarzy, którzy już w Londynie po rozstaniu z Powerem mi pomogli, mam Asię, którą poznałam w zasadzie wczoraj, ale zrobiła na mnie bardzo ogromne wrażenie, mam rodzinę. I nie mogę załamywać się nad osobami, przez które w ostatnim czasie miałam tyle zmartwień, nie mogę załamywać się przez osoby, które w czymś co kocham i w czymś czym żyje mi nie pomagały i mnie nie wspierały. 
Wyłączam program i wraz z dzwonkiem do mieszkania zamykam pewien rozdział w swoim życiu. Od dziś najważniejsza jest dla mnie przyjaźń ze Zbyszkiem, rodzina i tenis, tak tenis ostatni, ale jeden z najważniejszych. Wsuwam na stopy kapcie i idę w stronę drzwi frontowych. 
- Cześć Miśka ! - uśmiecha się do mnie Zbyszek, a za nim Asia. 
- Cześć, wchodźcie, wchodźcie. A ty nie powinieneś być na treningu ? 
- No własnie jadę, tylko chciałem, Ci podrzucić Asię, bo się dziewczyna przez trzy godziny zanudzi. - śmieję się. 
- A no to jasne, pomożesz mi zrobić szarlotkę, bo mam ochotę ?
- Asia robi najpyszniejszą szarlotkę pod słońce. - uśmiecha się Zbyszek całując Asię w czoło. 
Po chwili zostajemy same, ale co mnie dziwi wcale nie zapada miedzy nami niezręczna cisza jakiej można się było spodziewać, przeciwnie obie zaczynamy trajkotać jak katarynki, wybuchając co chwilę śmiechem. 
- Mogę się o coś zapytać ? 
- Jasne, co jest ? 
- Jak dajecie radę ? To znaczy ty w Warszawie Zbyszek teraz w Rzeszowie. 
- Nie mówił Ci ? - śmieję się odsłaniając równiutkie zęby. - Przeprowadzam się do niego. 
- Na prawdę ? No to super ! 
- No i do niedawna liczył, że się zaprzyjaźnimy i będziemy się codziennie widywać i takie tam, a tu ty do Stanów wylatujesz. - śmieję się krojąc jabłka na szarlotkę. 
- Nie wiadomo czy pojadę, ale i tak mogę się z Tobą zaprzyjaźnić, bo jesteś spoko. 
- Mogę Ci coś powiedzieć ? Jak przyjaciółka przyjaciółce ? - uśmiecha się puszczając mi oczko. 
- Dawaj przyjaciółko ! 
- Zgódź się, nie rezygnuj z tego. Uwierz mi nie każdy dostaję szansę nauki tam, walczyłam o to przez osiem lat i nie udało mi się chociaż byłam w połowie świetnie zapowiadającej się kariery. Ty jesteś na początku i dostanie takiej propozycji z najlepszej szkoły sportowej na świecie z takimi warunkami graniczy z cudem. W każdej chwili możesz wrócić, prawda ? Nic Ci nie szkodzi. 
- Wiem, ale nie jestem pewna czy jestem na to gotowa. 
- Jeśli byłaś i jesteś gotowa być Mistrzynią Olimpijską to jesteś gotowa na wszystko. - uśmiecha się, a ja ją przytulam. Przytulam ją i dopiero teraz widzę jak bezsensowna była moja przyjaźń z Norą i Dagą. To Asia mimo jednego dnia, mimo tego że może wydawać się to głupie, bo aby stać się najlepszymi przyjaciółmi trzeba walczyć o to długie lata stała się moja podporą w chwili, kiedy dziewczyny nie wiedziały co zrobić, kiedy się ode mnie odwróciły. 
- Dziękuję. 
- Jesteś przyjaciółką Zbyszka, więc moją także, zrobię dla Ciebie wszystko. 
Jestem przyjaciółką Zbyszka więc Twoją także, zrobię dla Ciebie wszystko  - mówię, a po chwili obie się do siebie uśmiechamy. Tak, zaczynam nowy rozdział w życiu. 
- To jak kończymy tą szarlotkę, bo jak przyjdzie Zbyszek i nie będzie zrobiona to będzie nie pocieszony. - śmieję się, a ja razem z nią. 
Reszta dnia upływa mi bardzo wesoło, ponieważ do 20 z przerwą na mój trening i trening chłopaków jest u mnie Asia z Resoviakami. 
- Pamiętaj zamknij dom ! 
- Dobrze tato Zbyszku ! - śmieję się do ostatnich gości. 
- Cześć Miśka ! 
- Asia ! 
- Tak ? 
- Dziękuję. 
- Za co ? - pyta marszcząc brwi. 
- Za to co mówiłaś o szkole, za cały dzień. 
- W końcu się przyjaźnimy. - śmieję a ja razem z nią. 
- Dobranoc ! Drzwi pamiętaj ! 
- Pamiętam, dobranoc. 

Następnego dnia budzi mnie budzik, wyłączam go, ubieram się, myję zęby i w pośpiechu jadę na trening. Poranne promienie przebijają się przez chmury utrudniając mi grę. 
- Na dzisiaj koniec ! - krzyczy Adam z drugiej strony boiska. 
- Ok. - mruczę spoglądając na zegarek w telefonie. 8:20 wzdycham przysiadając na ławce i pijąc wodę. 
- Co jest, czego nie idziesz ? 
- Muszę z Tobą pogadać. 
- Co jest ? 
- Wiesz o tym stypendium ? 
- Zdecydowałaś się ? 
- Skąd wiesz ? 
- Skąd ? Musiałabyś być głupia, żeby się na to nie zgodzić i dobrze o tym wiesz. 
- A jak nie dam rady ? No wiesz trenuję z Tobą od samego początku. 
- Dasz, kto da jak nie ty ? - śmieję się obejmując mnie. - Kiedy jedziesz ? 
- Nie wiem, nie gadałam jeszcze z rodzicami. 
- Dobra, powiesz potem, a teraz śmigaj ja też już lecę. - uśmiecha się wstając. 
W zadziwiająco szybkim tempie dojeżdżam do mieszkania, wchodzę po cichu, aby nie obudzić mamy, bo wiem że śpi po nocnej zmianie. 
Reszta dnia mija mi leniwie i zarazem intensywnie. Wczoraj i dzisiaj rano byłam pewna, że dobrze robię wyjeżdżającym, teraz już nie wiem nic. Decydując się na wyjazd rozwinę się, poznam nowych ludzi, ale z drugiej strony stracę Zbyszka, Asię, stracę jeszcze trochę dziecięcego życie, ponieważ tam w Chicago będę musiała się usamodzielnić. 
- Mamo, tato, mogę z wami pogadać ? - pytam przysiadając na kanapie. 
- Jasne co jest ? - spuszczam głowę, wzdycham, mientole w dłoniach szarą poduszkę, przymykam oczy i wypuszczając powietrze mówię 
- Zdecydowałam się pojechać. - czekam chwilę na jakąkolwiek reakcje rodziców. 
- Dobrze robisz Misia. - obejmuję mnie mama. 
- Wiesz, że powiesz jedno słowo, a rezerwujemy Ci bilet i wracasz. Jedno słowo. - mówi tata patrząc na mnie uważnie. 
- Michala, jesteś pewna ? - pyta pierworodna. 
- Nie, nie jestem tego tak pewna jak bym chciała, ale wiem że jest tylko jedna szansa, której zmarnowanie byłoby wręcz grzechem.
- Jeden telefon pamiętaj, jedno słowo, a jesteś z powrotem. - kolejną godzinę ustalamy wszystko. Mam przyjechać na święta Bożego Narodzenie i Sylwester, potem od razu na Australian Open, potem dopiero na Wielkanoc i na koniec roku szkolnego. Dostajemy zdjęcie mieszkania, które okazuję się bardzo nowoczesne, ale przytulne. 

Kolejne dwa dni mijają w zastraszającym tempie, ponieważ codziennie robię jakieś zakupy na wyjazd, zaczynam pakowanie. 
Ze względu na wyjazd rezygnujemy ze zjazdu rodzinnego.
Wielkimi krokami zbliża się mój wyjazd, ale jeszcze wcześniej Turniej Tenisowy w Starych Jabłonkach. Uwielbiam ten turniej spotykają się wtedy wszyscy polscy tenisiści i bardziej w formie zabawy rywalizują. Jednak główną atrakcją przynajmniej dla mnie jest Turniej Siatkówki Plażowej odbywający się niedaleko kortu. 


26 sierpnia 


Równo o szóstej pod blokiem rozlega się dźwięk klaksonu całuję mamę i tatę na pożegnanie i z torbami w dłoniach zbiegam po schodach. 
- Cześć Michaśka ! Gotowa skopać tyłki polskim tenisistom ? - śmieję się Adam. 
- Zawsze - kręcę rozbawiona głową. Wsiadam na tyły samochodu witając się ze sztabem, zakładam na uszy słuchawki i zasypiam. 
Budzi mnie parzący ból w głowie. 
- Co jest do cholery ? 
- Doły Michaśka, doły. - śmieję się Adam. Wyciągam z kieszeni torebki małe lustereczko, w którym w pięć minut poprawiam makijaż mijając dobrze mi znany zielony znak "Stare Jabłonki". 
Równo o 13:15 wjeżdżamy za bramę jednego z pensjonatów zajmowanych przez nas co roku. Wkładam na oczy okulary i wysiadając z samochodu zostaje zasypana przez stado rozwścieczonych nastolatek.
- Adam ! Zabierz mnie z tego zoo ! - krzyczę uśmiechając się krzywo do zdjęcia.  
Dopiero po godzinie zostaje wybawiona przez jednego z organizatorów. 
- Proszę zostawić naszą Mistrzynię Olimpijską ! - śmieje się dobre 100 metrów ode mnie, czym wywołuję jeszcze większe zamieszanie i grupę kibiców przy mnie. Kręcę zrezygnowana głową, kiedy kłania mi się nisko i całuję moją dłoń. 
- Witam pani Michalino. 
- Dzień dobry, czy mogę już pójść do pokoju ? Chciałabym się przygotować na mecz. - patrzę z politowaniem na mężczyznę starającego się odgonić stado fanów. 
- Tak, tak, tylko - patrzy na grupę nastolatek. 
- No dobra, do widzenia ! - krzyczę, biegnąc do drzwi hotelu. Jakie zdziwienie następuje u mnie, kiedy zauważam 15 małych dziewczynek biegnących za mną. 
- Adam błagam ratuj ! - krzyczę, chowając się za trenerem. 
- Masz klucze idź do pokoju ! 
- Ok ! - odchodzę słysząc za sobą głosy mężczyzn starających się odgonić nastolatki. 
Rozpakowuję torbę, wpadam pod prysznic i oblewając się gorącą wodą zastanawiam się co to miało znaczy ? Kurde kim ja jestem, że rzuciły się na mnie jak na jakiś cud natury ? Kręcę z politowaniem głową, kiedy wychodzę spod prysznica. Wciskam się w niebieską sukieneczkę włosy wiąże w wysokiego kucyka i na głowę nakład czarną opaskę.  
- Gotowa ? - wchodzi Adam bez pukania. 
- Tak, już. O której gram pierwszy mecz ? 
- Za godzinę. 
- Łoj, no to jedźmy już. - wzdycham zawiązując sznurówki. Po niecałych 15 minut dojeżdżam do kortów, na które czekam cały rok. Uwielbiam te mazurskie korty tenisowe. 
Odkładam torbę tenisową na jedną z ławeczek i po krótkiej rozgrzewce rozpoczynam bój. 
Rywalka nie jest zbyt wymagająca więc wygrywam 6:2 i 6:0. Następnie mam trzy godziny przerwy więc przebieram się i spacerkiem udaję się na boiska do siatkówki plażowej. Pamiętam jak rok temu przejście z kortu do plażówki zajmowało mi 10 minut teraz zajmuję mi to dobrą godzinę. Właśnie teraz widzę jak bardzo zmieniło się moje życie. Przez dwa turnieje stałam się osobą, obok której nikt nie przejdzie przez wlepiania się, bez poproszenia o autograf czy zdjęcie. Fakt jest to miłe, czasem nawet bardzo, ale ile można ? 
W końcu udaje mi się dostać na widownie trwającego tam turnieju. Chociaż nie jest kibicem siatkówki plażowej to atmosfera, która tam panuję zawsze mi się udziela. 
Krótko po 17 zaczynam się zbierać, ponieważ o 18:30 mam mecz.

Ostre promienie słońca prażą mnie w twarz, kiedy idę spacerkiem w stronę kortu, nagle ktoś pociąga mnie za ramię. Cholerni fani myślę, odwracając się. 
- Michał ? - marszczę brwi przyglądając się Kubiakowi. 
- We własnej osobie. - śmieję się przytulając mnie. 
- Co tu robisz ? 
- To chyba ja powinienem zapytać. - uśmiecha się. - Przyjechałem odwiedzić dawnych znajomych z plażówki. 
- Ja mam turniej kilometr stąd, na który się śpieszę. - śmieję się - Kurde Michał serio za niecałą godzinę mam mecz ! - krzyczę powoli odchodząc. 
- Powodzenia ! Michala ? 
- Tak ? - odwracam się gwałtownie. 
- Dasz się namówić wieczorem na jakieś ciastko ? 
- Ciastko może nie, ale na szejka z miłą chęcią. Zadzwonię ! - odbiegam śmiejąc się. 

Wpatruję się w lekko podrapany, porysowany biały telefon, czuję jak zaczynają pocić mi się ręce. Tak Michalina jesteś dziwna, pocą Ci się ręce i stresujesz się jak przed testem na prawo jazdy, mimo że masz jedynie zadzwonić. Co chwilę odkładam telefon na łóżko i biorę go z powrotem w ręce, kuję ? Nie wgl. nie kuję. Więc ? No właśnie to walone więc, raz się żyję szepcze i stukam niebieskim paznokciem po ekranie. Tak wreszcie zmieniłam kolor paznokci ! 
- Halo ? 
- Cześć ! - mówię lekko drżącym głosem. Zachowujesz się jak nastolatka, kręcę głową, karcąc się w myślach. 
- To co idziemy na tego szejka ? - pyta i wiem, że się uśmiecha. Skąd ? Kiedy zdążyłam go tak poznać ? Sama nie wiem. 
- O 20:30 pod kortami ? 
- Będę czekał. 
- Siema ! - rozłączam się, Wdech, wydech ! Krzyczę na siebie w myślach. Rzucam się w stronę mojej tymczasowej szafy, wyjmuję z niej strój, który po chwili ląduje na moim świeżo wykremowanym ciele, poprawiam makijaż, włosy splatam w niedbałego kłosa i z pomarańczową torebkę na ramieniu idę w stronę głównego kortu. 
- Przepraszam za spóźnienie - mówię podchodząc do czekającego już Michała. 
- Nic się nie stało, ślicznie wyglądasz - szepcze przytulając mnie na powitanie. 
- Dziękuję, to co idziemy ? 
- Jasne - uśmiecha się do mnie, a mi z niewiadomych przyczyn miękną kolana. 
- Co u Ciebie słychać ? - pyta, kiedy siadamy w jednej z knajp.
- W zasadzie nic, ciągle treningi i jak widzisz teraz turniej. - śmieję się. 
- No tak, już wygrałaś ? - pyta uśmiechając się. 
- Prawie, prawie jeszcze tylko jutro. A co u Ciebie ? 
- Zmieniłem status - mówi patrząc mi w oczy. 
- Słyszałam, przykro mi. 
- Dlaczego ? Mi tam dobrze bez niej, ten związek był jedną wielką klatką. 
- Klatką ? - pytam zdziwiona tym stwierdzeniem. 
- Na wszystko musiałem mieć pozwolenia i wgl. Nie chce mi się o niej gadać A ty ? 
- Co ja ? 
- Jesteś sama ? 
- Tak. 
- Czego ? 
- Czego ? Nikogo nie kocham, proste. A po za tym nie chce się wiązać. 
- Nie jesteś przez to samotna ? 
- Nie, mam Zbyszka, Asię, rodziców. - kończę patrząc na przechodzącą obok restauracji parę. 
- Co daję Ci brak miłości ? - pyta, nagle przerywając cieszę. 
- To, że jestem bezpieczna.. - odpowiadam po chwili zastanowienia. 
- Bezpieczna ? Przed czym się chowasz ? 
- Przed tym, że ktoś odejdzie..
- Nie wszyscy są tacy jak Power. - mówi spoglądając na mnie tymi brązowymi ślepiami. 
- Wiem, ale.. 
- Nie ma ale. Są też tacy,którzy nigdy by Cię nie zostawili i docenili Twoją niezwykłość. 
- Tylko, że taki jeszcze się nie pojawił. - śmieję się. 
- Może się trafił, tylko że tego nie zauważasz. - mówi, wkradając się oczami głęboko w moje wnętrze. Może Zbyszek miał rację ? Kręcę ledwo zauważalnie głową. Czekaj, czekaj to oznacza, że on mówi o sobie ? Tak Michala, jesteś mistrzem głupich sytuacji, karcę się w myślach. 
- Idziemy się przejść ? - pyta przerywając ciszę. 
- Yhym.. - mruczę wyrzucając plastikowy kubeczek po szejku.
Przyjemny wiaterek rozplata mojego kłosa, kiedy Michał nagle odwraca się tak, że stoi tuż przede mną. 
- Muszę dokończyć coś, co przerywałaś w Londynie. - szepcze wiercąc mi dziurę w oczach. 
- Co.. - zaczynam, ale nie dane jest mi skończyć, ponieważ usta Michała wpijają się gwałtownie, ale delikatnie i przyjemnie w moje. Chciałabym, żeby ta chwili trwała wiecznie, ale wiem że to złe, chciałbym codziennie smakować tych ust. ale wiem że to nie możliwe. Odrywam się od niego patrzę zdezorientowana i nim pomyślę moja dłoń uderza zarumieniony policzek Michała.


28 sierpnia 

Odhaczam kolejną rzecz do zrobienia na liście. Wzdycham patrząc na ostatni punkt na niej : "Pożegnać się ze Zbyszkiem i Asią", kolejny raz wpatruję się w koślawe literki i czuję jak moje serce rozpada się na milion malutkich kawałeczków. 
Kończę jeść kolację, siadam do samochodu rodziców i jadę do jednego z moich ulubionych mieszkań w Rzeszowie. Naciskam na klamkę, kiedy zza drzwi dochodzi zapraszający mnie krzyk Asi. 
- Cześć kochana ! - wita się ze mną blondynka. 
- Siema
- Chodź herbata, kawa ? - pyta, kiedy zdejmuję w przedpokoju trampki. 
- Kawę, gdzie Zibi ? 
- W salonie z Miśkiem. 
- Co ? - otwieram szerzej oczy, kiedy przekraczam próg salonu Bartmanów. 
- Cześć Michala - wita się Zbyszek. 
- Cześć 
- Siadaj 
- Yhy. - siadam, chociaż w głębi duszy chciałabym stąd uciec najdalej jak się da. 
Przysłuchuje się rozmowie siatkarzy, patrząc na Michała. Niebezpiecznie przegryzam wargę przypominając sobie o pocałunku w momencie, kiedy spogląda na mnie. Oblewam się rumieńcem i niczym tchórz idę pomóc Asi w przygotowaniu kawy. 
- Czego on tu jest ? - pytam wściekła.
- Przecież nie możesz całe życie przed nim uciekać, a po za tym przyjechał się pożegnać . - mówi kręcąc z niezadowoleniem głową. 

Niestety nadchodzi 20, więc zaczynam się zbierać. 
- Zadzwoń jak dolecisz i pamiętaj dzwoń codziennie. - mówi Zbyszek żegnając się ze mną. 
- Dobra - uśmiecham się, chociaż tak naprawdę mam ochotę się rozpłakać. 
- Pamiętaj jest dużo fajnych Polaków, więc nie przywoź żadnego Amerykanina. - śmieję się Bartman spoglądając na Kubiaka. 
- Nie swataj mnie matole ! - krzyczę na niego śmiejąc się. 
- Dzwoń o każdej porze dnia i nocy i szalej kochana. - szepcze mi do ucha Michalska. 
- Oczywiście. Kocham Cię ! 
- Ooo. Ja Ciebie też. - śmieję się. 
- No to do zobaczenia w grudniu. - obejmuję ich ostatni raz zostawiając drobne pocałunki na policzku każdego. 
- Ja Cię odprowadzę ! - wyrywa się Kubiak, kiedy wychodzę. 

- Czego nie mówiłaś, że wyjeżdżasz ? - prawie, że krzyczy na mnie, kiedy stajemy pod audi rodziców. 
- A po co ? 
- Po co ? Bo chyba się przyjaźnimy ? 
- Przyjaźnimy ? Nie przypominam sobie, żeby Zbyszek albo Asia mnie całowali. - mrużę, wkurzona oczy. 
- Daj spokój. 
- Co ? 
- Nie możemy pożegnać się w zgodzie ? - zadaje tak bezsensowne pytanie, że gdybym nie była wystarczająco wyprowadzona z równowagi najprawdopodobniej walnęłabym sobie z otwartej dłoni w twarz. 
- Słyszysz co mówisz ? Pocałowałeś mnie ! 
- A ty to odwzajemniłaś ! 
- Przypływ emocji ! - próbuję się wykręcić. 
- Serio ? - wpatruję się we mnie, po czym drugi raz w tym tygodniu intensywnie, bezczelnie, ale przyjemnie wpija się w moje usta, Czy jestem idiotką ? Tak, zdecydowanie, bo po raz drugi odwzajemniam ten pocałunek. Znów odrywam się gwałtownie i ostatni raz spoglądając w brązowe oczy Michała odwracam się i oblizując wargę jak gdyby chcąc jeszcze smakować jego ust, wsiadam do samochodu, po czym odjeżdżam.
 Kiedy dojeżdżam pod mieszkanie słyszę odgłos przychodzącego sms. Odblokowuję telefon i czytam treść wiadomości. 
" Przypływ emocji, mówisz ? 
                                  Michał "  

" Zapomnij o mnie " 
Skrobie na telefonie te słowo, chociaż czuję dziwne kłucie w sercu. Z oczu wydostają się z niewiadomych przyczyn łzy.  



29 sierpnia 


Po raz kolejny w ostatnim czasie z malutkich okien samolotu obserwuję pozostawianą przeze mnie ziemię. Ale towarzyszy mi zupełnie inne uczucie niż te, które odczuwałam lecąc z Londynu. Strach, wielkie przerażenie, niepewność, zagubienie, samotność. Boję się, tak bardzo. Czy dam radę ? Czy sobie poradzę ? Mam ochotę uciec, wtulić się w ramiona przyjaciół, których ze mną nie ma. No właśnie jestem sama i przez najbliższy rok cały czas będę sama. Ściskam mocniej w dłoni telefon i z przerażeniem zostawiam za sobą Polskę. Kochany kraj, Asię, Zbyszka, rodzinę, psa, Michała. Tak Michała, ale o nim w tym momencie należy zapomnieć. Teraz nie liczy się już, że na jego widok niczym nastolatka mam motyle w brzuchu, teraz nie ważne jest to, że chyba go kocham. 
Ulubiona piosenka nadaje rytm temu lotu. Lotu do nowego życia, do nowej rzeczywistości, tożsamości..


 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Siema. :) 

Czy można zaprzyjaźnić się z kimś w jednej dzień ? Nie wiem, ale to jest tylko opowiadanie, tylko fikcja więc niech będzie, że tak. 
Michala wyjeżdża do USA co było zaplanowane praktycznie od początku pisania tego opowiadania. Tych, którzy czytają tylko dla siatkarzy proszę o niezałamywanie się w Stanach też są siatkarze ! Hahaha. :) 
A skoro już mówię o USA to z kim się widzę w Spodku 5 lipca ? :) 

RESOVIA, RESOVIA ! JESZCZE DWA MECZE I POWTÓRZĘ DZIEŃ SPRZED ROKU !  





AA podał kadrę. Ciekawa, powiem szczerze. xd Niektórych nazwisk faktycznie nie kojarzę, no ale skoro trener ich powołał to oznacza to, że są coś warcie. :) 


Rozgrywający: Fabian Drzyzga, Marcin Janusz, Grzegorz Łomacz, Paweł Woicki, Łukasz Żygadło.
Środkowi: Piotr Hain, Karol Kłos, Grzegorz Kosok, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Łukasz Wiśniewski, Andrzej Wrona, Maciej Zajder.
Przyjmujący: Wojciech Ferens, Miłosz Hebda, Michał Kubiak, Bartosz Kurek, Michał Ruciak, Krzysztof Wierzbowski, Michał Winiarski, Wojciech Włodarczyk, Wojciech Żaliński.
Atakujący: Zbigniew Bartman, Grzegorz Bociek, Jakub Jarosz, Dawid Konarski, Bartosz Krzysiek, Maciej Muzaj,
Libero: Krzysztof Ignaczak, Damian Wojtaszek, Paweł Zatorski, Michał Żurek.


Radość naszego Reprezentanta i MVP II meczu finałowego - niesamowita ! 




A taką radość chciałabym zobaczyć w sobotę i w niedziele. Trzymam kciuki ! 

Idalia :) 

P.S 
A teraz co sądzicie o meczach finałowych ? :) 



Zdjęcia zaczerpnięte ze strony "Siatkówka w Obiektywie" 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział jedynasty


Cieniutkie, idealnie wypieczone, słone paluszki w zadziwiającym tempie znikają w moich ustach. Przyglądam się pozostałościom czerwonego lakieru na paznokciach. Tak, od Olimpiady nie było czasu zasięgnąć po zmywacz do paznokci. Słyszę bardzo dobrze mi znane śmiechy i krzyki, dlatego wkładam na nos bardzo przydatne w ostatnim czasie czarne okulary i ciemny kapelusz. Przerzucam starą już podziurawioną torbę przez ramię i podchodzę do pięciu wysokich mężczyzn.
- Czy mogę prosić o autograf ? - pytam wystawiając białą karteczkę w ich stronę. 
- Oczywiście - odpowiada najniższy z nich, a ja zaczynam dusić się ze śmiechu, kiedy pozostawiają na niej drobne maźnięcia kompletnie nie przypominające jakichkolwiek liter. Czuję jak ze śmiechu zaraz wybuchnę, kiedy karteczka wędruje z rąk do rąk. Patrzę w zielone oczy przyjaciela, który nerwowo spogląda na zegarek widocznie kogoś wyczekując, niestety sprawia to, że moja gra aktorska diametralnie upada i wybucham śmiechem zdejmując kapelusz i okulary. 
- Michasia ? - pyta rozbawiony Nowakowski, cała pięcioosobowa grupa siatkarzy wypełnia bartmanowe osiedle śmiechem. 
- A nie widać ? - śmieję się pozostawiając drobne pocałunki na policzku każdego z nich. - To co wymyśliliście gdzie idziemy ? 
- Do mnie ! - krzyczy Paul, tak poznałam Lotmana na Igrzyskach. 
- Ok, a po co ? - pytam mrużąc oczy chroniąc je w ten sposób przed słońcem. 
- Zobaczysz ! - mówi obejmując mnie w pasie. 
Zostaje ulokowana w samochodzie z Bartmanem i Ignaczakiem, fordem Nowakowski jedzie natomiast z Kosokiem i Lotmanem. Całą drogę Igła zapuszcza kawałki ze swojego telefonu, bo jak stwierdził "W dzisiejszych czasach w radiach lecą same szmatławce, więc nie będziemy tego słuchać, a kiedy ja byłem młody to była muzyka, oj stary była" można sobie jedynie wyobrazić jaki śmiech wywołał tym zdaniem u mnie i Zbyszka. 
- To co teraz może ulubiona piosenka Zbysia ? 

- A jaka jest ulubiona piosenka Zbysia ? - pytam wpatrując się w oczy libero. 
- A więc pani słucha i nic już nie mówi ! - krzyczy nasz DJ, a cały samochód wypełniają słowa Sokoła . 
- Czego mi się tak przypatrujesz Igła ? - próbuje przekrzyczeć piosenkę.
- Bo wiesz jesteś jedyną kobietą w tym samochodzie, a słowa tej piosenki dają do myślenia. 
- Ignaczak ! - krzyczę widząc rozbawioną minę Zibiego. 
- Co Ignaczak, co Ignaczak ? No ile już w abstynencji jesteś, bo słyszałem, że chłopaka nie masz ? 
- Ignaczak ! - krzyczę drugi raz, kiedy w aucie rozbrzmiewa dzwonek Bartmana. 
- Halo ?... Yhym... yhym... ale kochanie ! - krzyczy do słuchawki Zibi. 
- Asia ? - pytam retorycznie spoglądając na atakującego, ten jedynie się uśmiecha i dalej ciągnie swoją konwersacje. 
- Kochanie no proszę..a no dobra.. misiu..tak ? ... nie wiem.. Kubiak kurwa ! Przecież mówię, że nie wiem ! - krzyczy, a ja wybucham śmiechem. 
- Faktycznie Asia ! - kiwam rozbawiona głową. 
- Nie misiu... a no tak, no jest z nami misia no, no.. cześć, no ja też Cie kocham no, no papa, buziaki ! - mam wrażenie, że moje oczy zaraz wyjdą z orbity serio ? Buziaki ? Kocham ? 
- Kaśka i Asia to tylko przykrywki ? - pytam spoglądając na atakującego. 
- Nie, czego ? 
- Kocham ? Buziaki ? 
- Oj Kubiak najebany jest w cztery dupy, bo zerwał z Kaśką i zawsze tak mamy jak, któryś jest nawalony. 
- Dziwni jesteście. - kręcę nie dowierzając głową. 
- No widzisz dziwni jesteśmy, a jednak się ze mną przyjaźnisz, a w Miśku się kochasz. 
- Kochasz Kubiaka ? - krzyczy libero, a ja z politowaniem opuszczam głowę starając się ukryć rumieńce, które miały się nie pojawić, a jednak są. - Uuu.. nasza Michasia zakochała się w Kubiątku ! - drze się Ignaczak tarmosząc moje zaczerwienione policzki. 
- Spierdalaj ! 
- Zakochana para Michał i Michala ! 
- Spierdalaj Ignaczak, bo jak Ci zaraz wyjebie to Cię Iwona nie pozna ! - krzyczę na niego czując pieprz w ustach ze zdenerwowania. 
- Igła zostaw ją. - uspokaja sytuacje Zbyszek, ale ja jestem zbyt poddenerwowana aby jego głos mi pomógł więc wciskam w uszy słuchawki wsłuchując się w jedną z piosenek ze swojej listy na telefonie. 
Kiedy przymykam powieki czuję czyjeś delikatne ręce na policzku, otwieram gwałtownie oczy i ukazuję się przed nimi Zbyszek. 
- Nie zamorduj mi Ignaczaka. - śmieję się. 
- Musiałeś wyjechać z takim tekstem ? 
- Przepraszam Miśka, ok ? Przepraszam. - robi smutną minkę, a ja ulegam. 
- Dobra niech Ci będzie. 
- To co ? Ruszaj tym zgrabnym tyłeczkiem za chłopakami, a ja jadę. 
- Gdzie ? 
- Nie słyszałaś ? Michał zerwał z Kaśką muszę do niego jechać. - wzrusza bezradnie, przepraszająco ramionami. 
- No dobra, pociesz go ode mnie. 
- Przecież się z nim nie prześpię ! - oburza się. 
- A spieprzaj Bartman. - śmieję się wciskając mu palca w żebra. 
- Pa 
- No siema, siema. miłej zabawy. - uśmiecha się składając na moim policzku przyjacielski pocałunek. 
Macham mu ostatni raz, po czym drepcze za Nowakowskim. 
Pokonuje ostatnie stopnie schodów bloku Lotmana i zastanawiam się dlaczego nie ma tu windy. Wysoki, nowoczesny budynek w centrum Rzeszowa bez windy, głupie co nie ? 
- Piotrek ? 
- No ? 
- Czego nie ma tu windy ? 
- Przecież jest ? 
- Co ? Kurwa to czego nią nie jedziemy ? 
- A po co ? - wzrusza ramionami. 
- Ja pieprze z kim ja się zadaję. - kręcę głową stając pod mieszkaniem Paula. 



19 sierpnia 


- Pamiętasz, że o 20 idziemy do klubu ? - pyta marszcząc, zabawnie brwi. 
- Oczywiście, że pamiętam panie Bartman. 
- Poznasz Asię. - śmieję się. 
- Słyszałam już to dzisiaj jakieś dwadzieścia razy. - pokazuję mu język. 
- Nie wystawiaj języka, bo Ci krowa..
- Zbyszek proszę nie kończ. - przerywam mu pukając się w czoło. - Dobra ja idę o 20 jestem pod klubem. - mówię spoglądając na zegarek. - A..
- Nie, nie będzie Miśka. 
- Coś ty się tak czepił tego Kubiaka, błagam skończ już. 
- Moja wina, że wpadłaś mu w oko... Ups, miałem nie mówić. - zaczyna się czerwienić. 
- Czekaj, czekaj. Co powiedziałeś ? 
- Mój przyjaciel Michał Kubiak zakochał się w mojej przyjaciółce Michalinie Halinie Zawadzkiej. 
- Nie mów do mnie Halina. - mówię przez zaciśnięte zęby. 
- Oj Helu, Helu.  O Hela ! O Hela ! Twoje ciało mnie onieśmiela, twoje ciało przysłania mnie cały świat  - zaczął śpiewać Bartman za co z piskiem zdzieliłam go w ramię. - Aua nie bij ! 
- Idę od Ciebie, bo nie dość że gadasz głupoty to jeszcze wyjesz ! - śmieję się na moje słowa, po czym składam na jego zarośniętym policzku buziaka. 
- A mógłbyś się ogolić, bo Asi będzie przeszkadzać ! - śmieję się. 
- Ty tam wiesz co Asi przeszkadza ! Ona lubi mojego owłosionego.. 
- Zbyszek, ty świnko ! Mówiłam o Twoich policzkach. - śmieję się, po czym kręcąc głową trzaskam drzwiami od jego samochodu. 

Naciskam miedzianą klamkę, zostawiając po drodze baleriny. 
- Mamo, tato wróciłam ! Ale bolą mnie stopy Zbyszek kazał mi..- ucinam w połowie zdania, kiedy wchodząc do kuchni zauważam poważnych rodziców ( co za często się nie zdarza ) siedzących z mężczyzną w podeszłym wieku w idealnie wyprasowanym garniturze. 
- Witam Michalina nazywam się John Lee. - wyciąga ku mnie dłoń, którą po chwili potrząsam w geście przywitania. 
- Dzień dobry. - odpowiadam płynnym angielskim. 
- Pan ma dla Ciebie propozycję, siadaj. - mówi spokojnie moja mama, a ja zasiadając na krześle czuje jakiś przyjemny dreszcze przechodzący po moim ciele. 
- Jestem jednym z wykładowców na University of Illinois w Chicago nasza uczelnia pozwala rozwijać się sportowo młodym sportowym talentom jednocześnie ucząc się na wybranym profilu. - kiwam głową wciąż nie rozumiejąc o co chodzi i co ja mam z tym wspólnego. 
- W tym roku została pani wypatrzona przez zarząd naborowy i w imieniu University of Illinois składam pani propozycję uczenia się w naszej szkole. Jest to stypendium więc jest bezpłatne dostaje pani mieszkanie w centrum Chicago niedaleko uczelni i linii metra, sztab szkoleniowy na czas nauki w szkole. O każdy wyjazd czy to Australian Open czy jakikolwiek turniej w roku szkolnym nie musi się pani martwić. Sztab jedzie z panią, kończy pani z nimi pracę po zakończeniu roku szkolnego. Tutaj proszę ulotki i wszelakie informacje. - ręce zaczynają mi się trząść, kiedy pan John żegna się z nami, bo wiem że teraz czeka mnie długa rozmowa z rodzicami i możliwe, że czas, w którym podejmuję najważniejszą decyzję w życiu. Aż sama nie mogę uwierzyć w to jak bardzo zmieniłoby się moje życie, gdybym pojechała na ten rok szkolny do USA. Tylko najgorsze są te pytania, na które nie umiem odpowiedzieć. Czy wyszłoby mi to na dobrze ? Czy nie straciłabym za dużo ? Czy poradziłabym sobie w wielkim świecie ? 
- Michasiu.. - zaczyna moja mama łapiąc moją dłoń. 
- Wiesz, że jest to dla Ciebie niewyobrażalna szansa ? Najwięksi sportowcy na świecie wywodzą się z tej szkoły, a po za tym nic byś nie traciła przez wyjazdy, ze względu na to że tak ułożony jest plan zajęć, każdy ma go indywidualny. - ciągnie tata niezbyt poprawnie ułożonymi zdaniami. Widzę jak oboje się stresują jak oboje nie wiedzą co z tym zrobić. 
- Pamiętasz jak robiliśmy, kiedy byłaś mała i chciałaś coś dostać. - uśmiecham się nikle kiwając głową. Po chwili na stole ląduję kartka podzielona na dwie części w jednej pisze ZA w drugiej natomiast PRZECIW. 
Siedzimy dobrą godzinę co chwilę rzucając słowami, które lądują po odpowiedniej stornie kartki. 
- Chyba mamy odwiedź. 
- Yhy..- mruczę wpatrując się tempo w kartkę. 
- Michasiu ! 
- Tak ?
- Porozmawiaj o tym z dziewczynami i Zbyszkiem, pomyśl nad tym. Mamy tydzień  żeby dać odpowiedź, powiesz jak będziesz gotowa. To zależy tylko od Ciebie nikogo innego. Pamiętaj jeśli nie będziesz chciała powiesz tylko jedno słów, a nie będziemy naciskać. Ale pamiętaj tylko jedna taka szansa w życiu. - wypuszczam powietrze z płuc, po czym drepce do swojego pokoju. 

Przebieram się wystukuje na dotykowym telefonie wiadomość do Dagi i Nory o treści "WSuD". Śmieję się czytając jeszcze raz te znaki, przypominając sobie  jak w wieku 11 lat to wymyśliłyśmy. "Wielka sprawa u Dagi" tak poprawnie brzmi treść tego sms, ale kiedy byłyśmy nastolatkami używałyśmy tego typu szyfrów, aby zbyt długo nie rozpisywać się w sms. 
Wtedy te parę lat temu było tak prosto, naturalnie, bez zbędnych ceremoniałów, bezproblemowo. Największym problemem był kolor sukienki zakładany lalce, a kłótnia kończyła się tekstem typu "Jak mi nie oddasz tej lalki to moja mama Cię nie wyleczy, kiedy będziesz chora" tak, mała Michasia lubiła szantażować przyjaciółki pracą swojej mamy. 
W podskokach zbiegłam po schodach irytując jak zawsze tym rodziców. 
- Idę do Dagi ! Wrócę koło 19 się przebrać, a potem do klubu ze Zbyszkiem. Kocham ! - krzyczę zamykając drzwi.
 Wsiadam na ulubiony rower, na uszy nakładam słuchawki, z którym płynie dobrze znana piosenka. Podśpiewuję cicho jadąc ulicami Rzeszowa. Kocham to miasto, te ulice, tą atmosferę panującą tutaj. Będzie mi brakowała tego w Chicago. Czekaj, czekaj Michala, przecież jeszcze nic nie postanowiłaś ! Krzyczę na siebie w myślach, chociaż doskonale wiem, że jest to jedna z największych szans w moim życiu. 
W końcu podjeżdżam po blok, zostawiam w klatce rower i biegnę po schodach, naciskam dzwonek i słyszę cichutkie świergolenie w mieszkania państwa Sołtys. Czekam z niecierpliwieniem, aż w końcu drzwi się uchylają, a za nimi z uśmiechem stoi Daga. 
- Wchodź, wchodź, bo puściłam Pyte i zaraz ucieknie. - posłusznie wsuwam się do mieszkania, a zaraz koło mnie przysiada kolorowy kanarek Dagi-Pyta. Czego tak ? Podobno, kiedy Pyta była mała miała zupełnie inaczej na imię i zawsze wszyscy pytali Dagi jak ona się nazywa więc postanowili zmienić jej imię na Pyta, ponieważ tamto było trudne do zapamiętania. Wchodzę z uśmiechem do pokoju Dagi, gdzie przesiaduje już Nora wcinając delicje. 
- Chcesz ? - podsuwa mi pod nos pudełko ciastek. 
- Nie, przyszłam z wami porozmawiać. 
- No dawaj. - mówi Nora, a ja rozpoczynam swoją opowieść o Uniwersytecie, mojej szansie rozwojowej i o wszystkim. Kiedy kończę wpatruję się tempo w moje przyjaciółki. Co widzę ? Rozlatane spojrzenia, może lekko zawiedzione, pozbawione życia. I kiedy widzę, że Daga zaczyna otwierać usta aby coś powiedzieć kamień spada mi z serca, że wreszcie przerwiemy tą idiotyczną ciszę. 
- Mogę zapalić ? - pyta spoglądając na mnie, kiwam niepewnie głową, a ta wyjmuję mentolowego L&M z kurtki i otwierając okno zapala go. Następuję irytująca cisza, słychać jedynie odgłos wypuszczania dymu z płuc Dagi, cichutkie pochrupywanie delicji przez Norę i tykanie zegara w przedpokoju. 
- Nie powiecie nic ? 
- A co mamy Ci powiedzieć ? 
- No nie wiem ? Jesteście moimi przyjaciółkami, powiedzcie coś. - mówię z wyrzutem patrząc to na jedną to na drugą. 
- I tak zrobisz co zechcesz, jak zawsze. Więc co mamy Ci powiedzieć ? Że jesteś egoistką, która myśli tylko o zrobieniu kariery. - mrugam nerwowo oczami zastanawiając się czy aby na pewno przyszłam do dobrego mieszkania ? Czy aby na pewno są to moje przyjaciółki ? Czy są to te same dziewczyny, z którymi rok temu balowałaś na jednej z dyskotek ? - W ogóle nie masz dla nas czasu, cały czas tylko słyszymy "Zbyszek to Zbyszek tamto, a na treningu bleblebel ". Jesteś okropną egoistką, która w ogóle nie zwraca uwagi na swoje przyjaciółki, egoistką, która przyszła tu po co ? Po to aby dokopać nam jeszcze bardziej, że coś osiąga, że ktoś ją chce i kocha. - chociaż Daga ręce ma ułożone na kolanach mam wrażenie jak gdyby wymierzała mi nimi siarczyste plaskacze w twarz. - Myślisz, że co ? Mamy już dość tego całego tenisa, olimpiad i tak dalej. - mówi przez zaciśnięte zęby przybliżając się niebezpiecznie do mnie. Czuję łzy pod powiekami, ale w tym momencie włącza się agresywna, chamska i silna Michalina.  - Nie, nie przyszłam do was aby wam się pochwalić, przyszłam się poradzić i jeśli twierdzisz że jestem egoistka to ty niby kim jesteś ? - patrzę jej w oczy i wiem, że ją to drażni, cholernie drażni.- Kim ? - zaczyna się śmiać. - "Przyjaciółką" - robi tzw. cudzysłów nad wyrazem. - Przyjaciółką, która pieprzy się z Twoim byłym chłopakiem. - mówi, a w moim brzuchu zaczynają szaleć jakieś przebrzydłe kolce, które kują serce, mózg, każdą część organizmu. 
- Faktycznie przyjaciółka - śmieję się na te słowa, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu. - A wiesz, że wolę być jak to nazwałaś egoistką, która coś osiągnie, dla której coś się liczy, którą kocha cały świat - tu już zupełnie zaczynam się śmiać i widzę zdenerwowanie na twarzy Dagi i Nory. - Tak, wolę być taką egoistką niż dziwką i kimś kto całe życie próbuję upodobnić się do dziwki. - patrzę na Norę. 
- Nie masz prawa nazywać mnie ani Nory dziwką ! - krzyczy Daga. 
- Serio ? - przechylam w głupkowaty sposób głowę. - A szmata ? Tak, tak brzmi zdecydowanie ładniej. - uśmiecham się z wyższością i widzę jak pięść Dagi przygotowuję się do ataku. Ale wcale jej nie używa, idealnie ją prostuje zostawiając na moim policzku czerwony ślad. Śmieję się na ten ruch i wyrywając jej pukiel doczepianych włosów zostawiam na jej nosie nieładną kreskę zadrapania. 
- Twój nos ! - mówi przerażona Nora widząc kapiącą krew z nosa ciemnowłosej. 
- Też chcesz taki ? - pytam uśmiechając się chamsko. Wiem, że jest nierówno 2 na 1 to nie za dobre wyjście, ale nie zamierzam się poddać. Nie ja, niech poddadzą się one, na pewnie nie Michalina Zawadzka. Wiec moja pięść idealnie uszkadza po raz drugi nos Dagi, widzę jak od siły uderzenia upada. 
- Już upadasz ? Oj słaba forma jak na dziwkę. - śmieję się mierząc obydwie wzrokiem. Wiem, że zaraz któraś nie wytrzyma i mam rację po chwili pojawia się koło mnie Nora. 
- Idź stąd ! - wrzeszczy mi nad uchem. 
- Z miła chęcią. - uśmiecham się szczypiąc ją w wytapetowany policzek. 
- Koniec z nami ! - słyszę krzyk Dagi, kiedy przekraczam prób jej domu. 
- Z miłą chęcią ! - odkrzykuję zbiegając ze schodów. Wsiadam wściekła na rower i nie przejmując się tym, że z oczu kapią mi łzy, że wali mi się cały świat pędzę chociaż mój umysł nie wie gdzie, to moje nogi w tym momencie władają moim życiem. Życiem, które własnie zostało zburzone, po raz etny w ostatnim czasie. Nawet nie wiem jakim prawem i kiedy staje przed mieszkaniem Bartmana, naciskam dzwonek. Otwiera mi wysoka, ładna, blondynka - Asia, no tak miałam ją dzisiaj poznać. Chyba nie prezentuję się za dobrze, bo z nikłym, ale serdecznym uśmiechem pociąga mnie za dłoń i sadza na kanapie. Widzę swoje odbicie w obrazie wyłączonego telewizora, podkrążone, podpuchnięte, zapłakane oczy, makijaż mimo iż zapewniali producenci, że jest wodoodporny spłyną, ale chyba nie to jest najgorsze. Najgorsza jest pustka, bezradność, obrzydzenie, zgorszenie, nienawiść, która aż we mnie buzuję. Po dłuższej chwili do salonu z łazienki wychodzi Bartman w samych spodenkach od razu znajduję się tuż obok mnie. Nie pyta o nic jest i mnie przytula widzę pytające spojrzenie Asia, więc się przedstawiam i bez zbędnych ceremoniałów opowiadam wszystko z przeciągu ostatnich pięciu godzin. 

 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam :) 

Dzisiaj jakaś taka sielanka pomieszana z bójką ! A co ! :P 
Teraz mam wrażenie, że zacznie się rozkręcać troszkę akcja. :) 
Jak potoczy się życie Michaliny ? I kto pomoże podnieść jej się po stracie przyjaciółek ? Czy wyjedzie do USA ? Te pytania dzisiaj cały dzień mi się krzątały. xd Ale już wszystko zaplanowane, więc teraz możecie wyrażać swoje opinie co wydarzy się w przyszłym rozdziale, zostawiam więc w waszych rękach ten oto wpis. :P 

Myślę, że w tym tygodniu pojawi się kolejny rozdział . ;3

Siema :) 


P.S 
Zazwyczaj pod wpisem jest jakieś zdjęcie albo piosenka, a dzisiaj nie ma nic  :P Dziwne.. Hahha. Przepraszam mam jakiś dobry humor. :D