niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział siedemnasty


Kolorowy szmatławiec, krzyki fanów dochodzące jeszcze z kortu, lekkie szturchanie Nicolasa, uśmiechnięta przeciwniczka, ciążąca na moim prawym ramieniu torba, lekko odpryśnięty lakier do paznokci, a w tym ja. Zapłakana, załamana, skrzywdzona, brutalnie potraktowana. Mam wrażenie, że ktoś mną trzęsie, chce wrzucić w błoto, zabić. A na pewno skrzywdzić i zmusić do zapłacenia za wszelkie złe rzeczy jakie w życiu zrobiłam. Tym czymś jest zdjęcie. Fotografia, która łamie mi serce, rozrywa je na miliony kawałków, obrywa mnie ze skóry, powodując ogromny napływ słonej cieczy do oczu. 
Uśmiech, który miał być przeznaczony tylko dla mnie. I ona, kompletnie na moje oko nie pasująca do niego w żadnym milimetrze rudowłosa piękność.* Cudowny błysk w zielonych oczach, idealnie spadający na prawie ramie rudy kłos, czarny płaszczyk z Zary lekko zakrywający śliczną sukienkę w małe kwiatuszki, jej niezwykle ładny uśmiech i dołeczki w policzkach prawie takie jak Twoje. Rozpadam się i w przenośni i dosłownie. Po policzkach suną łzy, a ja pod ramie prowadzona jestem w stronę szatni, a następnie sadzana na ławce. Słyszę jakiejś tłumione słowa trenera, widzę jego przejęty wyraz twarz, czuję jak wyrywa mi gazetę, którą tak umiejętnie i kurczowa trzymam w dłoniach. Nie oddam ! Wrzeszczy mój umysł. Nie oddam jej go, nie oddam gazety, nie oddam swojego serca na spalenie. Będę walczyć ? Jak zawsze ? Jak zawsze starać się i bić się o cel, o coś co kocham ? W każdej innej sytuacji powiedziałabym bez namysłu, że tak, że będę walczyć do upadłego, ale nie dziś. Jeśli on jest szczęśliwy, a na takiego wygląda to nie będę się mieszać, zamknę się w swoim świecie i pozwolę mu egzystować beze mnie, a z nią. 

Nawet nie wiem, kiedy mija ten czas, nawet nie wiem kiedy wybija godzina 17 następnego dnia, a ja siedzę w samolocie do Chicago, nawet nie wiem gdzie podział się ten czas. Znikł, zamilkł, uciekł, rozsypał się niczym Twoja miłość do mnie, ale pamiętaj ja Cię kocham. Wciąż, Cie kocham. I wciąż trzymam tą gazetę.
On obejmujący ją, on całującą ją, on szepczący jej coś na ucho, on tak słodko uśmiechający się w jej stronę, ona tak idealnie chuda, ona tak promienna i pełna optymizmu, ona tak niewiarygodnie ładnie uśmiechająca się w jego stronę. On i ona, oni. I ten wredny krwistoczerwony napis : "Michał Kubiak na Gali Mistrzów Sportu wraz ze swoją śliczną partnerką Oliwią Kamińską - modelką największych paryskich pokazów mody". Serce wywraca koziołki, uderzając chyba o wszystkie wnętrzności co sprawia mi niebywały ból i cierpienie. 

- Michalina na pewno dasz radę ? - patrzy mi w oczy Nicolas. Kiwam jedynie głową, łapie w ręce bagaże i wsiadam do Audi.
Po powrocie do mieszkania, zamykam się na przysłowiowe cztery spusty, biorę prysznic i z kolejną dawką łez układam się do snu. 
Znów spotykam Ciebie, znów mi się śnisz. Znów widzę Twoje brązowe tęczówki tak usilnie patrzące się w moje. Znów czuję smak Twoich ust. I kolejny raz budzę się ze łzami w oczach w połowie nocy. Wkładam na uszy słuchawki, z których już po chwili wydostają się dźwięki piosenki, którą jeszcze 6 miesięcy temu słuchaliśmy na ławeczce w wiosce olimpijskiej, nakładam na nogi buty do joggingu i wybiegam przed blok. Pierwszy raz odkąd mieszkam w Stanach biegam o tak późnej porze, kiedy mijam najwyższy budynek w Chicago - Sears Tower na zegarze wybija 4 nad ranem. W tym momencie mogę stwierdzić, że miasto to jest najpiękniejsze nocą. Nieliczne osoby, zapewne wracające do domu z imprez przemieszczają się śpiewając i śmiejąc się, oświetlone wszystkie budynki wyglądają przepięknie, błyszczące zaspy śnieżne. Gdzieniegdzie zaczynają świecić się światła w mieszkaniach oznacza to, że Chicago powoli zaczyna egzystować. 
Krótko wpatruję się w ten widok, ale już po chwili wracam do mieszkania. 
Biorę prysznic, ubieram się, włosy związuję w kitkę, przegryzam banana i wkładając białe emu oraz równie biały płaszcz wychodzę z mieszkania. 
Równo o 8 wchodzę do klasy, siadam obok Emelii i przysłuchuję się lekcji angielskiego. Nawet nie wiem, kiedy po policzkach zaczynają płynąć mi łzy, przypatruję się całej 22-osobowej klasie, która w tym momencie zaśmiewa się z żartów profesora. 
Kiedy na zegarku dochodzi 15 swoje kroki kieruję w stronę czarnego audi, naciskam na pilot od samochodu i czuję jak ktoś łapie mnie za ramię. 
- Max ? 
- Słuchaj Michalina, wiesz że w sobotę jest bal i chciałby zapytać czy pójdziesz na niego ze mną ? - no tak bal, nasza niby studniówka, na którą ze względu na Autralian Open, na którym miałam w sobotę jeszcze być nawet nie zakrzątałam sobie umysłu. 
- Czemu nie. - wzruszam ramionami, żegnam się z chłopakiem i wsiadam do auta, którym po chwili odjeżdżam w stronę kortu. 
Po drodze wykręcam numer Matta, odbiera po 8 sygnałach. 
- Halo ? 
- Co ty biegasz, że taki zsapany ? 
- Nie chcesz wiedzieć co robię. - mówi zgryźliwym głosem. Zaczynam się śmiać. 
- Przeproś Martynę, że przeszkadzam wam w aktach miłosnych. - śmieje się coraz bardziej. - Ale dzwonię, żeby zapytać czy pójdziesz albo pójdziecie dzisiaj ze mną o 18 do centrum bo muszę sobie kupić sukienkę na bal. 
- Jasne, cześć. - rozłącza się, a za nim to robi słyszę jeszcze jak w charakterystyczny sposób mruczy, zapewne do Martyny.

26 stycznia ( sobota )

Nawet nie wiem, kiedy nastaje sobota, poprawiam starannie zrobionego koka, ostatni raz spoglądam na żelowe, brzoskwiniowe paznokcie zrobione dzień wcześniej, ubieram się i razem z Mattem wyczekuję Maxa. 
- Na pewno dasz radę ? - patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. 
- Dam, kto da jak nie ja ? - wymuszam uśmiech. Po chwili ląduje w objęciach Amerykanina. 
- Nie był Ciebie wart. - szepcze. - Jakby co jestem pod telefonem, dzisiaj z Martyną robimy sobie seans filmowy, więc zawsze możesz do nas dołączyć. - uśmiecha się, całują mnie w policzek, w chwili kiedy w mieszkaniu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Czerwona podwiązka w ostatniej chwili ląduje na moim prawym udzie, a ciało ostatni raz pryskam słodkimi perfumami Chanel. 
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiecha się Max ubrany w czarny garnitur oraz muszkę dopasowaną kolorem do mojej sukienki. Po krótkiej chwili na moim nadgarstku umieszczony jest bukiecik w kolorze paznokci. 
- Idziemy ? 
- Tak. - uśmiecham się. 
- Dbaj o nią. - szczerzy się Matt udając mojego ojca. 
Po niecałej godzinie przeciskania się przez korki wysiadamy pod szkołą. Już na dworze czuć tę atmosferę, kolorowe balony, przeróżne materiały, mnóstwo jedzenia i słynny poncz występujący na każdym amerykańskim filmie na balu. 
Impreza zaczyna rozkręcać się dopiero po 22, ale ja nawet wtedy nie mam na nią za bardzo ochoty. Cały czas przed oczami mam te zdjęcie z gazety, te zdjęcie z internetu. Te fotografie umieszczone na jego jak i jej profilach na Facebooku i Twitterze. Cały czas kują moje rozklekotane serce, ranią mnie. 
- Zatańczysz ? - wyciąga w moją stronę dłoń Max. 
- Jasne. - wymuszam uśmiech i w chwili, kiedy z głośników leci muzyka wtulam się w jego ramiona. 
Irytuje mnie to że to nie Michał, irytuje mnie to że Max ma takie same perfumy. Wkurza i denerwuje mnie wszystko, nawet to że ludzie wokół się uśmiechają. Po godzinie tańców siadam przy jednym ze stolików i wdaje się w konwersacje z jednym z siatkarzy Chicago Eye. Wspomina, że właśnie dostał powołanie do kadry, a mnie ściska serce, bo nasi siatkarze też powinni niedługo dostać, bo Michał powinien niedługo dostać. 
O 1 w nocy, kiedy zabawa trwa w najlepsze nie wytrzymuję przepraszam Maxa i po szybkim telefonie do Matta siedzę w swoim mieszkaniu. Po policzkach cieknął mi łzy, gdzieś w tle rozbrzmiewa piosenka z ławki w Londynie. Nie miałeś racji, nigdy nie zaśpiewasz tej piosenki na moim ślubie, bo nigdy go nie będzie. Chyba wracam do starych przyzwyczajeń. Kręcę niezadowolona głową, kiedy sięgam po kolejny kieliszek wódki. Jedna 30 ml porcja nie załata moich dziur w sercu, druga porcja także, ale kiedy w moich ustach ląduje ostatnia miarka z 0,5 litra wódki życie choć nadal ciężkie, niesprawiedliwe, samotne i okrutne wydaje się lepsze. Na chwiejących się nogach wychodzę na balkon, w cieniutkich rajstopach i sukience siadam na zalegającym na pytkach śniegu i kolejny raz wybucham płaczem. Nie radzę sobie. Nie daję rady, kiedy wiem że gdzieś parę tysięcy kilometrów ode mnie Michał przytula ją. Tą niezwykle piękną rudowłosą dziewczynę. 
Ile bym dała, żeby być na jej miejscu. Ile oddałabym chwil, aby być przy nim. Ile oddałabym trofeów, aby tulić się do jego ramion. Oddałabym nawet ten najważniejszy puchar, puchar Igrzysk Olimpijskich, który połyskuje gdzieś w moim brązowo ściennym pokoju w Rzeszowie. Pokoju gdzie wszytko jest prostsze, gdzie życie wydaje się biegiem po świeżo wylanym asfalcie. Miejscu, które zawsze niesie ze sobą milion wspomnieć, łez radości jak i smutku, ale przede wszystkim miejscu gdzie miłość czuć w każdym kącie, gdzie uczucie to wychodzi szafami, oknami i lustrami. Gdzie ją po prostu czuć. A tu ? Tu nie ma nic, tu jest jedynie walka, walka o codzienność. 
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam, budzi mnie dźwięk mojego dzwonka oznaczającego, że przyszedł mi sms. 
" Przykro nam, przepraszamy. Mamy nadzieję, że kiedyś nam wybaczysz. 
A&Z" 
" Za co mnie przepraszacie ? " 
" Za to, że nie dotrzymaliśmy obietnicy, mieliśmy się nim zaopiekować i go pilnować. Wybacz." 
" Miłości nie da się zatrzymać." 
Skrobie na telefonie, który po chwili wyłączam, potrząsam się z zimna, ponieważ nadal siedzę na balkonie, wstaje i swoje kroki kieruję do łóżka. Okrywam się po włosy bordową kołdrą i wraz z napływem kolejnej dawki łez zasypiam. 


Nie wiem ile mija, może tydzień może dwa. Dni zlewają się z nocami. Godziny z minutami. Telefon od dłuższego czasu spoczywa gdzieś pod kanapą. Kolejne zwolnienie z lekcji i z treningów z powodu "choroby" wysyła mój znajomy lekarz z Chicago. 
Nie wiem ile razy dzwonek rozbrzmiewał w mieszkaniu, ile gróźb słyszałam przez drzwi od Amerykanina, że je wyważy. Nie wiem ile litrów wódki pochłonął już mój organizm. Nie wiem, który jest dzisiaj, ani która jest godzina. Nie mam pojęcia ile łez wylałam w ostatnim czasie. 
Wiem jedno. 
Kochasz ją, a ona Ciebie. 
A mnie w Twoim życiu już nie ma. 
I to boli, boli jak cholera, boli bardziej od kontuzji w najważniejszym momencie sezonu, bardziej niż strata ukochanego zwierzęcia, boli bardziej niż wszystko co w życiu mnie spotkało. 

Słyszę odgłos przekręcanego klucza, nawet się nie podrywam nie chce mi się. Nie interesuje mnie kto przyszedł. Zaciskam w dłoni gazetę z tym pieprzonym zdjęciem, wzrok skierowany jest gdzieś w dal. W Sears Tower widoczny z mojego okna w salonie. Oddycham miarowo i spokojnie, chociaż wewnątrz szaleję z cierpienia, jestem na skraju wytrzymałości. Słyszę ciche "kurwa" i odgłos przewracającej się szklanej butelki. 
- Michasia ! - ciepła, pachnąca postać blondynki wtula się we mnie. - Damy radę, będzie dobrze, słyszysz damy radę. - widzę jak pustym i przestraszonym wzrokiem wpatruję się w moją mamę. 
- Dajcie mi spokój. - odpycham Asię i wychodzę na balkon. Wyjmuję z kieszeni starych, szarych dresów mentolowego papierosa, wkładam go do ust i zapalniczką w zeberkę odpalam go. Pomarańczowy żarzyk drażni moje oczy, dym przyjemnie drażni moje płuca. Moje wyczerpane oddychaniem płuca. 
- Nie palisz ! Słyszysz ty nigdy nie palisz do jasnej cholery ! - Asia wyjmuje mi z wychudzonych palców papierosa, wyrzuca go z balkonu i wtula się we mnie. Łkam, płaczę, cierpię. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Oliwia Kamińska - dziewczyna Kubiaka


Smutny, ale to chyba tylko dlatego że ja jestem smutna.

KOMENTOWAĆ !

Mam wrażenie, że spada oglądalność i nikt tego nie czyta. Tak szczerze ? Zastanawiam się nad usunięciem bloga.

9 komentarzy:

  1. Świetny! Nie usuwaj, ja czytam :D

    Pozdrawiam, no_princess :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie waż się usuwać! Ja też czytam i jest świetny!
    Pozdrawiam Luna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, bo smutny :p
    Lubię!
    Piszesz jedne z najlepszych blogów!
    Nie usuwaj, ponieważ czytam :)
    Zapraszam do mnie, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej Ej Ej nie rób tego. Nie usuwaj ja czytam i czytać będę. Szybko dawaj kolejny. Co tu się dzieje.? Co ten Michał robi.? O co tu chodzi.?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja też czytam ! nie możesz go usunąć :(
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytamy, czytamy, nie możesz usunąć!
    Szkoda mi Michaliny, nie spodziewalam sie tego po Kubiaku, mam nadzieje, że przyjazd Asi trochę pomoże stanąć jej na nogi.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja też czytam, nie usuwaj..
    Czytam wszystkie twoje blogi, są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. PROSZE TYLKO NIE USUWAJ...
    Czytam wszystkie twoje blogi bo są na prawdę bardzo dobrze napisane...
    Pozdrawiam z gorącej Grecji...

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest świetny! Proszę nie rób tego mi, nie rób tego wszystkim innym czytelniczką! Nie usuwaj tego bloga, PROSZĘ!!! Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam . :) Niech Michala wraca już do Polski i niech udowodni Michałowi co stracił! :)

    OdpowiedzUsuń