Wciąż na ekranie rzeszowskiego telewizora przewijają się te same ujęcia sprzed wimbledońskich kortów. Czuję palące łzy pod powiekami. Nie mogę pojąć tego co stało się za ścianą mojej szatni. Tak mało brakowała, tak mało abym to ja była martwa.
- Zgwałcono i próbowano zabić Li Na. - rwący, bolący, krzywdzący moje uszy głos mamy. Podchodzi do mnie i przytula. Czuję się tak bardzo bezpiecznie, chociaż nie wiem czy w tej sytuacji mogę taka być. Boję się. Boję się jak jeszcze nigdy. Kołysze mnie do przodu i do tyłu nucąc cicho jedną z piosenek, którą śpiewała mi babcia przed snem.
- Mamuś boję się. - szepczę, ale ona nie odpowiada nic. Całuje mnie delikatnie we włosy, głaszcząc moje plecy.
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Budzę się po trzech godzinach i stwierdzam że to od tygodnia mój najdłuższy sen. Drepcze po schodach i kładę się na łóżko z laptopem w dłoniach.
Bezsensownie błądzę po plotkarskich stronach. Nie mogę tego znieść. Odkładam laptopa, zwijam się w kulkę i kołyszę się jak mała dziewczynka. Słowa angielskiego piosenkarza roznoszą się po pokoju. Słyszę szmer na korytarzu i zaczynam trząść się jeszcze bardziej. Łzy. Kolejne łzy w przeciągu tego tygodnia. Odgłos otwieranych drzwi wywołuje u mnie jeszcze większe drgawki, jeszcze większe ilości słonej cieczy wypływającej z oczu, zaczyna mi się ze strachu kręcić w głowie. Zwijam się jeszcze bardziej modląc się po cichu.
- Miśka to tylko ja. - czuję ciepłe ręce Michała na swoich plecach. Odwracam się w Jego stronę i jeszcze bardziej wtulam się w Jego bezpieczne ramiona.
- Boję się. - dławię się łzami. Całuje mnie delikatnie w czoło i obejmując moje ciało jeszcze mocniej, tak kojąco głaszcze po plecach. Zamykam oczy i czuje się tak niewyobrażalnie dobrze, kiedy on jest koło mnie. Leżymy tak bardzo długo, na zewnątrz zaczyna robić się ciemno. I kiedy nastaje noc sama się dziwie, że moja mama jak by to zwykle zrobiła nie ścieli Michałowi łóżka w pokoju gościnnym tylko pozwala spać mu koło mnie, ze mną.
Nie śpię, chociaż słyszę jak Michał cicho pochrapuje. Wstaję i schodzę do kuchni. Wyciągam z barku przywiezione, z któregoś turnieju czerwone wino. Nalewam je do kieliszka i sącząc krwistoczerwoną ciecz zmierzam na balkon. Siadam na zimnej posadzce i pomiędzy szczebelkami wpatruję się w Rzeszów. Badam wzrokiem każdy milimetr miasta. Bacznie obserwuję każdy najmniejszy ruch, wywołujący u mnie dreszcz niepokoju. Zawsze sądziłam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmie. Że mi nigdy się coś takiego nie przydarzy. A teraz ? Teraz siedzę na balkonie i trzęsę się ze strachu. Boją się, że za chwilę balkonowe drzwi się otworzył i dostanę jedną, jedyną kulkę, która na zawsze przekreśli moje życie. I dochodzi jeszcze to poczucie winy. Poczucie winy, które doskwiera mi w każdej minucie. Dlaczego to nie byłam ja ? Dlaczego ona, nie ja ?
Sączę wino pomieszane z moimi ciężkimi, słonymi łzami.
Słysze ciche wibrowanie telefonu, podnoszę go i trzęsącymi rękami odblokowuję go
" Trzymaj się. Będzie dobrze.
Asia i Zibi "
Po chwili ekran telefonu pokrywają kolejne krople. Ocieram je szybko i wchodzę do ciepłego pomieszczenia, wchodzę po schodach i po chwili układam się koło Michała słuchając jego miarowego oddechu, bicia serca. Przyglądam się Jego twarzy, tak spokojnej. Trzydniowy zarost dodaje mu męskości, a biały podkoszulek niewinności. Kocham Michała, tak bardzo. Cicho pomrukuje, uśmiecham się delikatnie i wtulając się w Jego ciepłe ciało.
Kolejnego dnia budzę się trochę po 9, ale Kubiaka nie ma koło mnie. Biorę szybki prysznic, ubieram się i rozczesując włosy schodzę do kuchni. Parzę sobie mocną kawę, wgryzając się w banana, kiedy do kuchni wchodzi moja mama.
- Gdzie Michał ?
- Ma jutro mecz, musiał wracać. Kazał Cię przeprosić. - całuje mnie na powitanie w policzek i zalewając płatki mlekiem wpatruję się we mnie tak intensywnie, że przechodzą mnie ciarki. - Słuchaj Michasiu. W sobotę jest pogrzeb, ale nie musisz je..
- Pojadę. - przerywam jej pewnie. Ale chyba tylko mój głos w tej sytuacji jest pewny, bo ja wcale nie jestem. Gdyby nie okoliczności powiedziałabym, że śmiertelnie się boję. Ale chyba nie wypada używać takich słów w daje chwili. Boję się, że on tam będzie.
Środa i czwartek mija mi na ciągłym treningu. Kort, to jedyne miejsce gdzie się nie boję. Chociaż może powinnam, ale to tam nie odczuwam strachu. Jestem w swoim żywiole. Uwielbiam ten charakterystyczny zapach. Ten odgłos roznoszący się po całej kortowej hali.
- Michalina kończymy ! - krzyczy Adam zza siatki. Nagle po korcie roznosi się ogromny huk. Upadam na mączkę, trzęsąc się jak galareta na babcinym stole. Łzy, znów te pieprzone łzy.
- Michalina, to tylko Szymon zamknął tak głośno drzwi. - podchodzi do mnie trener, uspokajając mnie.
Po chwili obok mnie pojawia się także Szymon, psycholog. Wstaję z kortu, ocieram łzy, szepcze ciche przepraszam i biegnę w stronę toalety. Zamykam drzwi i wpadam pod prysznic.
Po piętnastu minutach ubieram się, włosy rozpuszczam, spryskuje ciało perfumami i samochodem jadę do mieszkania. Otwieram drzwi gdzie wita mnie mama, gotująca obiad.
- O 19 masz lot, pamiętasz ?
- Tak, tak. - szepcze cicho, odkładam klucze od auta na szafce i zmierzam do pokoju. Wyciągam z pod łóżka walizkę, do której wrzucam ubrania i kosmetyki.
Czarną sukienkę staram się podciągnąć jeszcze bardziej do dołu, na nos wkładam czarne okulary i stukając obcasami o brukową kostkę wchodzę do ciasnego kościoła. Nic nie rozumiem z ukraińskiej mszy, ale nie to się liczy.
Co chwilę czuję jak dłoń Adama zaciska się na moim ramieniu. Pojedyncze krople spływają po policzku, kiedy spoglądam na jasną trumnę przykrytą niezliczoną ilością wieńców. Nie to jednak najbardziej rzuca mi się w oczy. To rakieta. Rakieta marki Wilson. Rakieta, która spoczywa na drewnianej trumnie. A obok rakiety jaskrawe piłeczki. To przez tę rakietę, przez te piłeczki nie żyje. To marzenia o wielkiej karierze ją zabiły. Zabiły Jasmine, próbowały zabić Na Li i chcą zabić mnie. Michalinę Zawadzką.
Msza kończy się, a świątynie zaczynają wypełniać szepty wychodzących osób. Mija mnie Marija Szarapowa, siostry Williams i Brytyjczyk Andy Murray posyłający w moją stronę delikatny uśmiech. Słyszę kolejne szlochy, rozmowy, odgłos ziemi spadającej na trumnę. Podpieram się o ramię Adama i patrzę. Patrzę na to czego tak bardzo się boję. Na tłum, tłum w którym może znajdować się zabójca.
- Spokojnie. - szepcze pokrzepiającym głosem trener. Widzę załzawioną, podpuchniętą twarz matki Jasminy. Podchodzę do niej i nawet nie wiem, w którym momencie ląduję w jej ciepłych ramionach.
- Spełniłaś jej największe marzenie. - patrzę na nią pytająco. - Pragnęła aby Cię kiedyś pokonać. - uśmiecham się delikatnie, ale w oczach gromadzą mi się łzy. - Dziękuję Michalina, że ostatnią rzeczą jaką zrobiła, było spełnienie marzeń. - wybucham histerycznym płaczem. Mam wrażenie, że płaczę bardziej niż ona. Nagle czuję mocne szarpnięcie, a nogi pode mną się uginają. Zabójca. Morderca. Zbije mnie. Zgwałci.
- Choć już. - słyszę spokojny głos Adama. Łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę wynajętego samochodu.
- Jutro lecimy do Londynu, do szpitala gdzie leży Li Na. Muszę dowiedzieć się kto to zrobił.
- Ocipiałaś ? Jesteś pojebana ! Co ty w detektywa się bawisz ?
- Zamknij się. O 9 jest lot.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak ! Wali mi !
Nowy prawdopodobnie w piątek lub sobotę. Ale nic nie obiecuję.
Co tam u was słychać ? Jak wakacje ?
Moje przebiegają w miarę dobrze. :)
Dziękuję za wspaniałą atmosferę w Spodku ! Nieważne że kilkakrotnie byłam w stanie pod zawałowym ! Dla takich chwil i emocji mogłabym przechodzić palpitację serca każdego dnia :)
KOMENTOWAĆ !
Pozdrawiam
Idalia Makowska
Bezsensownie błądzę po plotkarskich stronach. Nie mogę tego znieść. Odkładam laptopa, zwijam się w kulkę i kołyszę się jak mała dziewczynka. Słowa angielskiego piosenkarza roznoszą się po pokoju. Słyszę szmer na korytarzu i zaczynam trząść się jeszcze bardziej. Łzy. Kolejne łzy w przeciągu tego tygodnia. Odgłos otwieranych drzwi wywołuje u mnie jeszcze większe drgawki, jeszcze większe ilości słonej cieczy wypływającej z oczu, zaczyna mi się ze strachu kręcić w głowie. Zwijam się jeszcze bardziej modląc się po cichu.
- Miśka to tylko ja. - czuję ciepłe ręce Michała na swoich plecach. Odwracam się w Jego stronę i jeszcze bardziej wtulam się w Jego bezpieczne ramiona.
- Boję się. - dławię się łzami. Całuje mnie delikatnie w czoło i obejmując moje ciało jeszcze mocniej, tak kojąco głaszcze po plecach. Zamykam oczy i czuje się tak niewyobrażalnie dobrze, kiedy on jest koło mnie. Leżymy tak bardzo długo, na zewnątrz zaczyna robić się ciemno. I kiedy nastaje noc sama się dziwie, że moja mama jak by to zwykle zrobiła nie ścieli Michałowi łóżka w pokoju gościnnym tylko pozwala spać mu koło mnie, ze mną.
Nie śpię, chociaż słyszę jak Michał cicho pochrapuje. Wstaję i schodzę do kuchni. Wyciągam z barku przywiezione, z któregoś turnieju czerwone wino. Nalewam je do kieliszka i sącząc krwistoczerwoną ciecz zmierzam na balkon. Siadam na zimnej posadzce i pomiędzy szczebelkami wpatruję się w Rzeszów. Badam wzrokiem każdy milimetr miasta. Bacznie obserwuję każdy najmniejszy ruch, wywołujący u mnie dreszcz niepokoju. Zawsze sądziłam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmie. Że mi nigdy się coś takiego nie przydarzy. A teraz ? Teraz siedzę na balkonie i trzęsę się ze strachu. Boją się, że za chwilę balkonowe drzwi się otworzył i dostanę jedną, jedyną kulkę, która na zawsze przekreśli moje życie. I dochodzi jeszcze to poczucie winy. Poczucie winy, które doskwiera mi w każdej minucie. Dlaczego to nie byłam ja ? Dlaczego ona, nie ja ?
Sączę wino pomieszane z moimi ciężkimi, słonymi łzami.
Słysze ciche wibrowanie telefonu, podnoszę go i trzęsącymi rękami odblokowuję go
" Trzymaj się. Będzie dobrze.
Asia i Zibi "
Po chwili ekran telefonu pokrywają kolejne krople. Ocieram je szybko i wchodzę do ciepłego pomieszczenia, wchodzę po schodach i po chwili układam się koło Michała słuchając jego miarowego oddechu, bicia serca. Przyglądam się Jego twarzy, tak spokojnej. Trzydniowy zarost dodaje mu męskości, a biały podkoszulek niewinności. Kocham Michała, tak bardzo. Cicho pomrukuje, uśmiecham się delikatnie i wtulając się w Jego ciepłe ciało.
Kolejnego dnia budzę się trochę po 9, ale Kubiaka nie ma koło mnie. Biorę szybki prysznic, ubieram się i rozczesując włosy schodzę do kuchni. Parzę sobie mocną kawę, wgryzając się w banana, kiedy do kuchni wchodzi moja mama.
- Gdzie Michał ?
- Ma jutro mecz, musiał wracać. Kazał Cię przeprosić. - całuje mnie na powitanie w policzek i zalewając płatki mlekiem wpatruję się we mnie tak intensywnie, że przechodzą mnie ciarki. - Słuchaj Michasiu. W sobotę jest pogrzeb, ale nie musisz je..
- Pojadę. - przerywam jej pewnie. Ale chyba tylko mój głos w tej sytuacji jest pewny, bo ja wcale nie jestem. Gdyby nie okoliczności powiedziałabym, że śmiertelnie się boję. Ale chyba nie wypada używać takich słów w daje chwili. Boję się, że on tam będzie.
Środa i czwartek mija mi na ciągłym treningu. Kort, to jedyne miejsce gdzie się nie boję. Chociaż może powinnam, ale to tam nie odczuwam strachu. Jestem w swoim żywiole. Uwielbiam ten charakterystyczny zapach. Ten odgłos roznoszący się po całej kortowej hali.
- Michalina kończymy ! - krzyczy Adam zza siatki. Nagle po korcie roznosi się ogromny huk. Upadam na mączkę, trzęsąc się jak galareta na babcinym stole. Łzy, znów te pieprzone łzy.
- Michalina, to tylko Szymon zamknął tak głośno drzwi. - podchodzi do mnie trener, uspokajając mnie.
Po chwili obok mnie pojawia się także Szymon, psycholog. Wstaję z kortu, ocieram łzy, szepcze ciche przepraszam i biegnę w stronę toalety. Zamykam drzwi i wpadam pod prysznic.
Po piętnastu minutach ubieram się, włosy rozpuszczam, spryskuje ciało perfumami i samochodem jadę do mieszkania. Otwieram drzwi gdzie wita mnie mama, gotująca obiad.
- O 19 masz lot, pamiętasz ?
- Tak, tak. - szepcze cicho, odkładam klucze od auta na szafce i zmierzam do pokoju. Wyciągam z pod łóżka walizkę, do której wrzucam ubrania i kosmetyki.
Sobota, godzina 16:30
Czarną sukienkę staram się podciągnąć jeszcze bardziej do dołu, na nos wkładam czarne okulary i stukając obcasami o brukową kostkę wchodzę do ciasnego kościoła. Nic nie rozumiem z ukraińskiej mszy, ale nie to się liczy.
Co chwilę czuję jak dłoń Adama zaciska się na moim ramieniu. Pojedyncze krople spływają po policzku, kiedy spoglądam na jasną trumnę przykrytą niezliczoną ilością wieńców. Nie to jednak najbardziej rzuca mi się w oczy. To rakieta. Rakieta marki Wilson. Rakieta, która spoczywa na drewnianej trumnie. A obok rakiety jaskrawe piłeczki. To przez tę rakietę, przez te piłeczki nie żyje. To marzenia o wielkiej karierze ją zabiły. Zabiły Jasmine, próbowały zabić Na Li i chcą zabić mnie. Michalinę Zawadzką.
Msza kończy się, a świątynie zaczynają wypełniać szepty wychodzących osób. Mija mnie Marija Szarapowa, siostry Williams i Brytyjczyk Andy Murray posyłający w moją stronę delikatny uśmiech. Słyszę kolejne szlochy, rozmowy, odgłos ziemi spadającej na trumnę. Podpieram się o ramię Adama i patrzę. Patrzę na to czego tak bardzo się boję. Na tłum, tłum w którym może znajdować się zabójca.
- Spokojnie. - szepcze pokrzepiającym głosem trener. Widzę załzawioną, podpuchniętą twarz matki Jasminy. Podchodzę do niej i nawet nie wiem, w którym momencie ląduję w jej ciepłych ramionach.
- Spełniłaś jej największe marzenie. - patrzę na nią pytająco. - Pragnęła aby Cię kiedyś pokonać. - uśmiecham się delikatnie, ale w oczach gromadzą mi się łzy. - Dziękuję Michalina, że ostatnią rzeczą jaką zrobiła, było spełnienie marzeń. - wybucham histerycznym płaczem. Mam wrażenie, że płaczę bardziej niż ona. Nagle czuję mocne szarpnięcie, a nogi pode mną się uginają. Zabójca. Morderca. Zbije mnie. Zgwałci.
- Choć już. - słyszę spokojny głos Adama. Łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę wynajętego samochodu.
- Jutro lecimy do Londynu, do szpitala gdzie leży Li Na. Muszę dowiedzieć się kto to zrobił.
- Ocipiałaś ? Jesteś pojebana ! Co ty w detektywa się bawisz ?
- Zamknij się. O 9 jest lot.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak ! Wali mi !
Nowy prawdopodobnie w piątek lub sobotę. Ale nic nie obiecuję.
Co tam u was słychać ? Jak wakacje ?
Moje przebiegają w miarę dobrze. :)
Dziękuję za wspaniałą atmosferę w Spodku ! Nieważne że kilkakrotnie byłam w stanie pod zawałowym ! Dla takich chwil i emocji mogłabym przechodzić palpitację serca każdego dnia :)
KOMENTOWAĆ !
Pozdrawiam
Idalia Makowska
w końcu sie doczekałam!:D
OdpowiedzUsuńto nic że wszystko się sypie, przetrwają to, tak myśle :)
tylko ja nie wiem po co Michalina chce sie dowiedzieć kto to zrobił, to dziwne..
czekam na nowy.
http://siatkarskielovestory.blogspot.com/
http://uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com/
pozdrawiam :)
To chyba wie tylko Michala po co chce się dowiedzieć. :P
UsuńOna się wszystkiego boi.. :o Nie dziwie się, ale każdy odruch, głosny trzask ją przeraża, no kryminał jak nic! :3 Mało Kubiaczka ale dużo kryminału! hehe xd Ale jest dobrze! ;) Wiesz o tym :p
OdpowiedzUsuńKlaudia! Tak, znów Ja.. eh.
:*
Obiecuję, że Kubiak będzie, ale jeszcze nie teraz ;3
UsuńUwierze, Tobie tak! :p
UsuńWątek kryminalny jak najbardziej mi się podoba:). Tylko, że śledztwo na własną rękę nie może się udać:)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńDetektyw Michala, podoba mi się to :D
Słodki Kubiaczek
Zapraszam do siebie http://kolejna-trudna-decyzja.blogspot.com/
http://powrot-do-rzeczywistosci.blogspot.com/