Ociężale zwlekam się z łóżka, wpadam pod prysznic, wciskam na siebie króciutkie czarne spodenki, przegryzam jabłko i wybiegam z domu. Równo o 7:10 pociągam za klamkę od furtki i biegnę po pomarańczowej mączce. Staje przed Adamem, na którego twarzy maluję się niemałe rozczarowanie.
- Przepraszam za spóźnienie. - mówię ze skruchą.
- 10 minut spóźnienia - odpowiada patrząc na zegarek - więc 10 kółek więcej do biegania. - wierci mi dziurę w oczach patrząc tak złowrogo.
- Kurwa ! - w tej chwili stać mnie jedynie na takie słowo.
- Kurwa powiadasz ? 30 maleńka.
- No jasne.. - mówię już szaleńczo podirytowana, odwracam się na pięcie i zmierzam w kierunku furtki.
- A ty gdzie się wybierasz ?
- Do domu ? Nie będę Ci biegać.
- Będziesz . - mówi przez zaciśnięte zęby, łapiąc moje nadgarstki.
- Chyba w Twoich snach. - mówię z wyższością.
- Nie, po korcie. Myślisz, że jak wygrałaś Wimbledon to jesteś lepsza.
- Tak - mówię z triumfalnym uśmiechem.
- Dobra koniec, Michala 15 kółek ! - drze się fizjoterapeuta Tomek.
- Dobra. - rzucam na ziemię torbę z rakietami i biegnę. Z każdym kółkiem z moich ust wydobywa się kolejne przekleństwo w kierunku Adama. Jestem w tym momencie wściekła. Cholernie wściekła.
Po niecałych 15 minutach kończę biegać i zmęczona siadam na ławeczce popijając wodę.
Po niecałych 15 minutach kończę biegać i zmęczona siadam na ławeczce popijając wodę.
- A ty co siedzisz ? Rakieta w łapy i gramy.
- No jasne. Adam.. - wyje podirytowana.
- Nie Adam, masz kaca a kaca najlepiej leczy się treningiem. I w ogóle masz ode mnie opieprz za to ! Za niecały tydzień Twoje wymarzone Igrzyska, a ty sobie popijasz. Posrało Cię dziewczyno czy jak ?
- Adam..
- Nie Adam, tylko wstajesz. - ulegam mu, bo wiem że ma rację. Tę cholerną rację.
Kolejne 2 godziny to jak maraton dla inwalidy. Cholerny kac, cholerny stres przed najważniejszą imprezą świata, cholerne "nie chce mi się", cholerne krzyki Adama wywołujące u mnie palpitacje serca. Wszystko jest cholerne. Chce spać ! Krzyczy każda część ciała. Trenuj ! Krzyczy mózg i serce. Za daleko doszłaś, żebyś teraz się poddała ! I faktycznie znów się nie poddaje, znów biegam końcowe 10 kółek.
- Dzięki, że postawiłeś mnie do pionu. - mówię odchodząc.
- Nie ma sprawy maleńka o 16 trening.
-Wiem, wiem. - uśmiecham się pod nosem.
Kolejny dzień jest niczym maraton. Pobudka punkt: 6, trening, odpoczynek i trening. Zaczynam wariować ze zmęczenia, ale chyba jeszcze bardziej przez stres zżerający każdą część mojego ciała. Równo o 20 otwieram drzwi do mieszkania państwa Sołtys i od razu zostaje wyściskana z każdej strony przez Dagę.
- Chodź do mnie do pokoju.
- Ok ! - po chwili stoimy w ciemnym pokoju Dagi. Za każdym razem jak do niego wchodzę przeraża mnie to co widzę. Ciemno-szare ściany obklejone plakatami z najbardziej satanistycznymi zespołami świata, meble prawie, że czarne, a okna zawsze zasłonięte białymi roletami. Tak, białe rolety to jedyna jasna rzecz w pokoju Dagi.
Siadamy na ciemnej kapie łóżka, a po chwili do pokoju wpada Nora z butelką wódki. Dziewczyny patrzą na mnie z chytrymi uśmieszkami, ja jedynie kręcę z niezadowoleniem głową.
- Nie ! No kurde dziewczyny pojutrze wyjeżdżam na swoją wymarzoną Olimpiadę o czym dobrze wiecie i mi tu jeszcze z wódką wyskakujecie !
- Daj spokój temu tenisowi ! Power ze swoją głową do interesów zapewne będzie bogaty więc nie będziesz musiała pracować.
- Wy nie rozumiecie, że ja nie gram dla pieniędzy ?
- To po co w ogóle grasz ? - pyta zniecierpliwiona Daga z zimnym alkoholem w ręku.
- Bo to kocham, bo jest to dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w życiu ! - krzyczę na nie kompletnie nie panując nad emocjami.
- Tylko przez tą Twoją miłość jak to nazwałaś, tracisz genialnego chłopaka, którego zazdrości Ci każda, przyjaciółki i wszystko co w naszym wieku powinno się liczyć.
- Powera tak jak i was nie stracę, bo was kocham i mam nadzieję, że wy mnie też. A dla mnie teraz najważniejszy jest tenis. I proszę skończmy tę bezsensowną kłótnię, bo za dwa dni wyjeżdżam i zobaczymy się dopiero za miesiąc albo i dłużej. - mówię, patrząc na nie błagalnie.
- Dobra, ale my pijemy, a ty masz sok. - podaje mi szklankę napoju.
- Ooo ! Pomarańczowy jak ty mnie dobrze znasz ! - śmieję się czując smak pomarańczy w nektarze.
Całą noc spędzamy na rozmowie, głośnym śmiechu co doprowadza do szału śpiących rodziców Dagi, opowiadaniu bezsensownych historii i oglądaniu filmów.
Wszystkie trzy budzimy się krótko po 8 następnie biorę prysznic, ubieram się , w pośpiechu zjadam śniadanie i pierwszym moim celem jest ul. Mazowiecka. Ulica, na której mieszkają moi dziadkowie.
Po 9 otwieram duże, ciężkie sosnowe drzwi, a do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach naleśników. Przytulam babcię, dając jej całusa w policzek.
- Michasiu ! Witaj ! - uśmiecha się zza okularów. - Naleśniczka ? - kiwam jedynie głową zgadzając się, oblizując spierzchnięte wargi.
Po chwili całe trzy naleśniki lądują w moich ustach.
- To jak ? Jutro na Olimpiadę ? - kiwam głową.
- Nawet nie wiesz jaka jestem z Ciebie dumna ! - uśmiecham się jedynie, bo nie ma słów, które mogłabym wypowiedzieć w tym momencie.
Kolejne 2 godziny spędzam na jedzeniu, którego w tym momencie jest zdecydowanie za dużo.
- Kocham Cię Michasiu, będę trzymała za Ciebie kciuki ! - uśmiecha się.
- Ja Ciebie też. - mówię, opuszczając mieszkanie dziadków.
Kolejnym przystankiem jest dom Piewniczaków gdzie umówiona jestem z Powerem
- Cześć Piotruś ! - witam go muskając jego policzek.
- Cześć, cześć wchodź. - mówi jakby obojętnie. Kiedy znajdujemy się w pokoju najstarszego z dzieci Piewniczaków nie wytrzymuję.
- Co jest ?
- Nic
- Jak nic ? Przecież widzę, że coś nie gra.
- Ty serio zamierzasz się tak poświęcać tenisowi ? Myślałem, że ten rok to tylko taki wyjątek, a ty na Olimpiadę, a potem słyszałem o jakiś innych turniejach.
- Piotrek słuchaj wiesz, że to kocham..
- Kochasz, kochasz. Tylko najgorsze w tym jest to, że nie wiem czy ty mnie jeszcze kochasz.
- Nie mów tak, przecież wiesz że jesteś dla mnie najważniejszy.
- To jak jestem dla Ciebie najważniejszy to skończ z tenisem. - po dłużej chwili zdaję sobie dopiero sprawę przed czym stawia mnie Power. Przed wyborem, który dla mnie jest niczym jak skazanie na śmierć. Bo albo zabijam Powera i mnie i nasz związek się kończy albo zabijam coś o co walczyłam od 7 roku życia, coś o czym zawsze marzyłam. Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę uwierzyć, że stawia mnie przed takim wyborem. Czuje jak do oczu cisnął mi się łzy, bo jest tylko jeden wybór jak dla mnie. Tylko jeden przez który mogę być szczęśliwa.
- Tenis jest najważniejszy. - mówię pewnie chociaż w głębi duszy bije się z myślami czy aby na pewno dobrze robię.
- Skoro wybierasz rakietę to koniec z nami.
- Wiem - mówię wstając z łóżka. - 4 lata, a teraz.. - ucinam w połowie zdania, bo słyszę, że mój głos zaczyna drżeć, ocieram zewnętrzną stroną dłoni łzę z policzka i kieruje się do wyjścia.
Do 17 muszę znosić ciągłe żegnania, bo z każdej strony Polski przyjeżdża rodzina życząca mi powodzenia. Krótko po 18 drzwi do mieszkania zamykają się po raz ostatni i za nimi znikają dwie przyjaciółki. Powiedziałam im, powiedziałam im że mój związek po 4 latach się skończył, powiedziałam im, bo wolałam żeby dowiedziały się ode mnie nie od Piotrak czy kogoś innego. Widzę, przez całą swoją wypowiedz o rozstaniu na ich twarzach rozczarowanie, niechęć do mnie, ale skutecznie starają się to maskować.
Po 22 kładę się na miękkim rzeszowskim łóżku. W uszach brzmi mi ulubiona piosenka, przy której pierwszy raz tańczyliśmy, piosenka która była nasza, ale teraz jest już tylko Twoja albo tylko moja, przez firanki przebija się miejskiej oświetlenie, a po policzkach spływają mi łzy. Chociaż kiedyś obiecałam sobie, że będę silna, że nigdy nie będę się poddawać, że nigdy nie będę płakać z obojętnie jakiego powodu, a tym bardziej z powodu mężczyzny.
Do uszu dociera mi znajomy doskonale dźwięk, na co dzień wściekałabym się tak bardzo teraz kocham wręcz uwielbiam owy szum. Wyłączam budzik w kształcie krowy, odbywam poranną toaletę, ubieram się , zjadam śniadanie składające się z musli i przeróżnych witamin popijając sokiem pomarańczowym.
Równo o 13:05 po długich odprawach i żegnaniu z rodzicami siedzę w samolocie do Londynu, w samolocie na Olimpiadę, w samolocie do marzeń. A w uszach słyszę tylko jeden dźwięk, tylko jedne słowa. Słowa naszej piosenki.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam serdecznie ! :)
Nie pisałam, ponieważ nie było czasu, ale już jestem. :P
Kiedy kolejny rozdział ? Nie wiem, na prawdę nie wiem.
Może jutro, ale wątpię ... W przyszłym tygodniu też nie wiem czy się coś pojawi.. myślę, że zależeć będzie to w dużej mierze od wyniku meczu Resovia : Skra i mojego meczu xd
Miałam napisać tak szczerze powiedziawszy we wtorek, ale przechodziłam małą załamkę pomeczową.. :(
Tak cholernie trudno mi było pisać ten rozdział, bo opisywałam sytuację, która mi w moim realnym i prawdziwym życiu się przydarzyła.. Może nie była identyczna, ale prawie że taka sama.
Co sądzicie o tym co dzieje się w życiu Michaśki ?
Pozdrawiam./ Idalia.
Resovio ! Jastrzębiu !
WALCZCIE !
Ten rozdział tak cholernie mi się nie podoba, że nawet zastawiałam się czy go dodać..
- No jasne. Adam.. - wyje podirytowana.
- Nie Adam, masz kaca a kaca najlepiej leczy się treningiem. I w ogóle masz ode mnie opieprz za to ! Za niecały tydzień Twoje wymarzone Igrzyska, a ty sobie popijasz. Posrało Cię dziewczyno czy jak ?
- Adam..
- Nie Adam, tylko wstajesz. - ulegam mu, bo wiem że ma rację. Tę cholerną rację.
Kolejne 2 godziny to jak maraton dla inwalidy. Cholerny kac, cholerny stres przed najważniejszą imprezą świata, cholerne "nie chce mi się", cholerne krzyki Adama wywołujące u mnie palpitacje serca. Wszystko jest cholerne. Chce spać ! Krzyczy każda część ciała. Trenuj ! Krzyczy mózg i serce. Za daleko doszłaś, żebyś teraz się poddała ! I faktycznie znów się nie poddaje, znów biegam końcowe 10 kółek.
- Dzięki, że postawiłeś mnie do pionu. - mówię odchodząc.
- Nie ma sprawy maleńka o 16 trening.
-Wiem, wiem. - uśmiecham się pod nosem.
Kolejny dzień jest niczym maraton. Pobudka punkt: 6, trening, odpoczynek i trening. Zaczynam wariować ze zmęczenia, ale chyba jeszcze bardziej przez stres zżerający każdą część mojego ciała. Równo o 20 otwieram drzwi do mieszkania państwa Sołtys i od razu zostaje wyściskana z każdej strony przez Dagę.
- Chodź do mnie do pokoju.
- Ok ! - po chwili stoimy w ciemnym pokoju Dagi. Za każdym razem jak do niego wchodzę przeraża mnie to co widzę. Ciemno-szare ściany obklejone plakatami z najbardziej satanistycznymi zespołami świata, meble prawie, że czarne, a okna zawsze zasłonięte białymi roletami. Tak, białe rolety to jedyna jasna rzecz w pokoju Dagi.
Siadamy na ciemnej kapie łóżka, a po chwili do pokoju wpada Nora z butelką wódki. Dziewczyny patrzą na mnie z chytrymi uśmieszkami, ja jedynie kręcę z niezadowoleniem głową.
- Nie ! No kurde dziewczyny pojutrze wyjeżdżam na swoją wymarzoną Olimpiadę o czym dobrze wiecie i mi tu jeszcze z wódką wyskakujecie !
- Daj spokój temu tenisowi ! Power ze swoją głową do interesów zapewne będzie bogaty więc nie będziesz musiała pracować.
- Wy nie rozumiecie, że ja nie gram dla pieniędzy ?
- To po co w ogóle grasz ? - pyta zniecierpliwiona Daga z zimnym alkoholem w ręku.
- Bo to kocham, bo jest to dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w życiu ! - krzyczę na nie kompletnie nie panując nad emocjami.
- Tylko przez tą Twoją miłość jak to nazwałaś, tracisz genialnego chłopaka, którego zazdrości Ci każda, przyjaciółki i wszystko co w naszym wieku powinno się liczyć.
- Powera tak jak i was nie stracę, bo was kocham i mam nadzieję, że wy mnie też. A dla mnie teraz najważniejszy jest tenis. I proszę skończmy tę bezsensowną kłótnię, bo za dwa dni wyjeżdżam i zobaczymy się dopiero za miesiąc albo i dłużej. - mówię, patrząc na nie błagalnie.
- Dobra, ale my pijemy, a ty masz sok. - podaje mi szklankę napoju.
- Ooo ! Pomarańczowy jak ty mnie dobrze znasz ! - śmieję się czując smak pomarańczy w nektarze.
Całą noc spędzamy na rozmowie, głośnym śmiechu co doprowadza do szału śpiących rodziców Dagi, opowiadaniu bezsensownych historii i oglądaniu filmów.
Wszystkie trzy budzimy się krótko po 8 następnie biorę prysznic, ubieram się , w pośpiechu zjadam śniadanie i pierwszym moim celem jest ul. Mazowiecka. Ulica, na której mieszkają moi dziadkowie.
Po 9 otwieram duże, ciężkie sosnowe drzwi, a do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach naleśników. Przytulam babcię, dając jej całusa w policzek.
- Michasiu ! Witaj ! - uśmiecha się zza okularów. - Naleśniczka ? - kiwam jedynie głową zgadzając się, oblizując spierzchnięte wargi.
Po chwili całe trzy naleśniki lądują w moich ustach.
- To jak ? Jutro na Olimpiadę ? - kiwam głową.
- Nawet nie wiesz jaka jestem z Ciebie dumna ! - uśmiecham się jedynie, bo nie ma słów, które mogłabym wypowiedzieć w tym momencie.
Kolejne 2 godziny spędzam na jedzeniu, którego w tym momencie jest zdecydowanie za dużo.
- Kocham Cię Michasiu, będę trzymała za Ciebie kciuki ! - uśmiecha się.
- Ja Ciebie też. - mówię, opuszczając mieszkanie dziadków.
Kolejnym przystankiem jest dom Piewniczaków gdzie umówiona jestem z Powerem
- Cześć Piotruś ! - witam go muskając jego policzek.
- Cześć, cześć wchodź. - mówi jakby obojętnie. Kiedy znajdujemy się w pokoju najstarszego z dzieci Piewniczaków nie wytrzymuję.
- Co jest ?
- Nic
- Jak nic ? Przecież widzę, że coś nie gra.
- Ty serio zamierzasz się tak poświęcać tenisowi ? Myślałem, że ten rok to tylko taki wyjątek, a ty na Olimpiadę, a potem słyszałem o jakiś innych turniejach.
- Piotrek słuchaj wiesz, że to kocham..
- Kochasz, kochasz. Tylko najgorsze w tym jest to, że nie wiem czy ty mnie jeszcze kochasz.
- Nie mów tak, przecież wiesz że jesteś dla mnie najważniejszy.
- To jak jestem dla Ciebie najważniejszy to skończ z tenisem. - po dłużej chwili zdaję sobie dopiero sprawę przed czym stawia mnie Power. Przed wyborem, który dla mnie jest niczym jak skazanie na śmierć. Bo albo zabijam Powera i mnie i nasz związek się kończy albo zabijam coś o co walczyłam od 7 roku życia, coś o czym zawsze marzyłam. Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę uwierzyć, że stawia mnie przed takim wyborem. Czuje jak do oczu cisnął mi się łzy, bo jest tylko jeden wybór jak dla mnie. Tylko jeden przez który mogę być szczęśliwa.
- Tenis jest najważniejszy. - mówię pewnie chociaż w głębi duszy bije się z myślami czy aby na pewno dobrze robię.
- Skoro wybierasz rakietę to koniec z nami.
- Wiem - mówię wstając z łóżka. - 4 lata, a teraz.. - ucinam w połowie zdania, bo słyszę, że mój głos zaczyna drżeć, ocieram zewnętrzną stroną dłoni łzę z policzka i kieruje się do wyjścia.
Do 17 muszę znosić ciągłe żegnania, bo z każdej strony Polski przyjeżdża rodzina życząca mi powodzenia. Krótko po 18 drzwi do mieszkania zamykają się po raz ostatni i za nimi znikają dwie przyjaciółki. Powiedziałam im, powiedziałam im że mój związek po 4 latach się skończył, powiedziałam im, bo wolałam żeby dowiedziały się ode mnie nie od Piotrak czy kogoś innego. Widzę, przez całą swoją wypowiedz o rozstaniu na ich twarzach rozczarowanie, niechęć do mnie, ale skutecznie starają się to maskować.
Po 22 kładę się na miękkim rzeszowskim łóżku. W uszach brzmi mi ulubiona piosenka, przy której pierwszy raz tańczyliśmy, piosenka która była nasza, ale teraz jest już tylko Twoja albo tylko moja, przez firanki przebija się miejskiej oświetlenie, a po policzkach spływają mi łzy. Chociaż kiedyś obiecałam sobie, że będę silna, że nigdy nie będę się poddawać, że nigdy nie będę płakać z obojętnie jakiego powodu, a tym bardziej z powodu mężczyzny.
Do uszu dociera mi znajomy doskonale dźwięk, na co dzień wściekałabym się tak bardzo teraz kocham wręcz uwielbiam owy szum. Wyłączam budzik w kształcie krowy, odbywam poranną toaletę, ubieram się , zjadam śniadanie składające się z musli i przeróżnych witamin popijając sokiem pomarańczowym.
Równo o 13:05 po długich odprawach i żegnaniu z rodzicami siedzę w samolocie do Londynu, w samolocie na Olimpiadę, w samolocie do marzeń. A w uszach słyszę tylko jeden dźwięk, tylko jedne słowa. Słowa naszej piosenki.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam serdecznie ! :)
Nie pisałam, ponieważ nie było czasu, ale już jestem. :P
Kiedy kolejny rozdział ? Nie wiem, na prawdę nie wiem.
Może jutro, ale wątpię ... W przyszłym tygodniu też nie wiem czy się coś pojawi.. myślę, że zależeć będzie to w dużej mierze od wyniku meczu Resovia : Skra i mojego meczu xd
Miałam napisać tak szczerze powiedziawszy we wtorek, ale przechodziłam małą załamkę pomeczową.. :(
Tak cholernie trudno mi było pisać ten rozdział, bo opisywałam sytuację, która mi w moim realnym i prawdziwym życiu się przydarzyła.. Może nie była identyczna, ale prawie że taka sama.
Co sądzicie o tym co dzieje się w życiu Michaśki ?
Pozdrawiam./ Idalia.
Resovio ! Jastrzębiu !
WALCZCIE !
P.S
Wszystkiego najlepszego dla trenera Andrzeja Kowala ! Ten rozdział tak cholernie mi się nie podoba, że nawet zastawiałam się czy go dodać..