Rok później
Wimbledon. I znów finał. Śmieję się widząc kolejny raz ten kort. Przegryzam wargę, ściągam słuchawki, poprawiam białą sukieneczkę z fioletowym paseczkiem na plecach, naszyjnik, który parę miesięcy wcześniej podarował mi Michał chowam do bocznej kieszeni torby i z fioletową rakietę zmierzam na trawiasty kort. Podskakuję parę razy, uśmiecham się w stronę widowni, która w różnych akcentach wykrzykują moje imię. Tak, mam świadomość tego, że jestem najlepsza, od dłuższego czasu niepokonana, kochana przez publiczność każdej narodowości.
Po paru minutach dostaję w dłonie dwie piłeczki, jedną umieszczam w kieszeni, drugą natomiast rozpoczynam mecz. Odbijam nią o kort, podziwiając jak drobniutki piasek wraz z piłeczką podnosi się ku górze. Wyginam się w łuk jednocześnie podrzucając piłeczkę, następnie z całą siłą uderzam w nią naciągiem. As ! No tak, takie tam przyzwyczajenie, uśmiecham się.
Po pierwszym wygranym secie siadam na ławce, popijając z bidonu wodę z różnymi mikroelementami. Uśmiecham się wspominając to co się ostatnio wydarzyło. Pierwszy rok studiów za mną, nie wyjechałam z powrotem do Stanów, studiuję tu w Rzeszowie. Od początku października będę na drugim roku dietetyki. W moim rodzinnym mieście. Z wielu powodów. Dlatego, że chyba nie poradziłabym sobie sama kolejnego roku w Chicago, ponieważ Matt wyjechał na sezon do Rosji, drugim powodem był trener. Zdecydowanie z Adamem pracowało mi się lepiej. Tu jest też ta atmosfera, której bez wątpienia w Chicago nie było. Są też moi rodzice, którzy co prawda wyprowadzają się za tydzień do swojego wymarzonego domu za Rzeszowem, ale są. Ja zostaję w starym mieszkaniu, tylko trochę inaczej je urządzę, ale oni jeszcze o tym nie wiedzą. Asia wraz ze Zbyszkiem opuścili Rzeszów, to chyba jedyny minus wszystkiego, no ale cóż taka praca. Modena, słoneczne Włochy to przez ostatni rok był klub atakującego. Teraz nasz włóczęga wynosi się do mroźnej Rosji. Co z tego wyniknie ? Zobaczymy. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego zostałam tu, w Polsce, w Rzeszowie. Michał. Kocham Go. I wiem to na pewno, chociaż zdarzają się zgrzyty, ale wiemy że oboje mamy mocne charaktery co czasem utrudnia nasze wspólne, a jednak nie wspólne życie. Michał zakończył sezon w Jastrzębiu i przenosi się do Cuneo. Ubolewam, trochę mi smutno, ale taka praca. Rozumiem to, chce się rozwijać. Jesteśmy ze sobą blisko, nawet bardzo.
Słyszę gwizdek sędziny i zmierzam za końcową linią. Serwuję moja rywalka Jasmina Łuboczenko, moja rówieśniczka, Ukrainka. Odbieram jej serw.
Kropla potu, złość, zdenerwowanie. Klnę pod nosem, ale udaję że wszystko jest okej. Nie mogę się załamać przed kibicami, nie przed nimi. Przed Michałem, Asią czy rodziną tak, ale nie przed nimi. Tak, przegrywam. Jestem druga. Ale tych drugich nigdy się nie pamięta. Ceremonia, wręczenie nagród, rok temu i dwa lata temu to była cudowna chwila, w tym roku taka nie jest. Ale nic już nie mogę na to poradzić. Była lepsza, po prostu. Spuszczam głowę, łapie w dłonie torbę, dziękuję jeszcze raz za walkę sympatycznej rywalce, zostawiam parę podpisów na piłkach i zmierzam w stronę szatni.
Wchodzę do małego pomieszczenia, pomalowanego na niebiesko, rzucam torbą na ławkę, a po chwili do pomieszczenia wchodzi Adam.
- Miśka nie przejmuj się. Za rok wygrasz. Jesteś najlepsza ! - uśmiecha się, przytulając mnie.
- A pierdolę to ! - wściekam się. Zrzucam z siebie sukieneczkę i kiedy trener wychodzi, wchodzę pod prysznic. Puszczam z głośników pożyczonych od Miśka muzykę i czuję jak gorąca para wypełnia pomieszczenie. Cytrusowy zapach żelu pod prysznic przyjemnie łaskocze moje nozdrze. Bujam się delikatnie w rytm melodii dochodzącej z głośników, a przed oczami mam Jego twarz. Kocham go tak mocno, że aż boli. I w tym momencie tak cholernie dziękuję Piotrkowi, że wtedy się rozstaliśmy bo jeśli nie to możliwe że nie byłabym z Michałem. Gorąca woda podrażnia moje obolałe ciało. Kręcę głową, bo nie mogę wciąż uwierzyć, że znam ich wszystkich całe 3 lata, nie mogę uwierzyć że żyję w świecie, o który walczyłam całe dzieciństwo, jednym słowem całe życie. Wszystko, dosłownie wszystko poświęcałam sportowi. To dla niego i swoich własnych, czasem wygórowanych marzeń zrywałam się o 5 rano, kiedy inni wstawali o 7. Nie chodziłam weekendami na imprezy jak robili to wszyscy moi rówieśnicy, bo następnego dnia bardzo często miałam turniej. Sport jest wszystkim. I na takie chwile czeka się każdego dnia. Takie chwile, chociaż czasem przegrane. Ale takie. Kiedy przegrywam ze świetną tenisistką, kiedy od dwóch lat jestem na drugim miejscu światowego rankingu tenisa. Kiedy w wieku 21 lat jestem w miejscu, gdzie niektórzy nie mogą być w tak zwanym szczycie kariery. Szczypię się w ramie. Kocham to. Kocham to uczucie, po dobrym meczu. Chociaż przegranym, ale wtedy to uczucie jest jeszcze lepsze. Bo przegrywam sportowo, nie psychicznie. Psychicznie jestem nastawiona na ten świat już bardzo długo. A cotygodniowe spotkania z psychologiem pomagają mi w nim żyć. Zakręcam kurek, suszę ciało białym, puchowym ręcznikiem, ubieram się, wkładam na uszy żółte jak babole słuchawki i puszczając muzykę, z torbą na ramieniu wychodzę z szatni.
Rozświetlony wimbledoński korytarz, policjant, krzyk, srebrne kajdanki opatulają mój nadgarstek, otwieram szerzej oczy i usta, kiedy z szatni Ukrainki wynoszą czarny, duży worek z ciałem brunetki. Z oczu lecą mi łzy, chce je powstrzymać, ale nie potrafię.
- Jest pani podejrzana o zamordowanie Jasminy Łuboczenko. - słowa postawnego milicjanta jak pałeczka uderzana o perkusję roznoszą się po korytarzu.
- To nie porozumienie! - krzyczy za nami Adam, kiedy wychodzę z hali Wimbledońskiej i ogłuszana odgłosem robinia zdjęć i blaskiem fleszy wchodzę do policyjnego radiowozu.
Kulę się w skórzanym fotelu, przegryzam wargę, łapie łapczywie powietrze, boję się.
- Proszę zadzwonić do mojego prawnika. - wyduszam, łamiącym się głosem.
- Pani trener już to zrobił.
Kolejna godzina w policyjnym areszcie przypomina koszmar, z którego tak bardzo chce się obudzić a jednak nie potrafię. Staję się bombą zegarową, która w każdej chwili może wybuchnąć, ale wiem że nie mogę sobie na to pozwolić, bo to jeszcze bardziej pogorszyłoby moją sytuację.
Szczęk kluczy, szuranie ciężkiego obuwia i chłodny głos policjanta.
- Przejrzano kamery z korytarza, zostaje pani zwolniona.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Przepraszam, że krótki ale napisanie czegokolwiek dużo ode mnie wymagało.
Jasmina Łuboczenko tak naprawdę nie istnieje, ale po prostu nie chciałam nikogo uśmiercać.
Zaczynam chwilowy kryminał ! Szykujcie się !
Nie odpowiadam za zryte banie po tym rozdziale ! :P
KOMENTOWAĆ
To naprawdę motywuję. :D
Zachęcam również do odwiedzenia mojego dosyć nowego bloga :
http://amor-nunca-muere.blogspot.com/